Jayne Ann Krentz - Magia Kobiecości.pdf

(463 KB) Pobierz
Magia Kobiecości
Jayne Ann Krentz
MAGIA
KOBIECOŚCI
1
PROLOG
Z dziennika Alice Cork:
„Sprzedałam dzisiaj mleczną krowę. Nie będę jej już potrzebować. Oddałam ją za nieduże
pieniądze Mintonom. Zaopiekują się nią jak należy. Ostatniej zimy stracili swoją, a przecież będą
potrzebowali mleka. Spodziewają się dziecka. Powiedziałam Abby Minton, żeby porozumiała się z
lekarzem z miasta, bo tym razem chyba nie będzie mnie już tutaj, kiedy nadejdzie termin porodu.
Nie chciała mi wierzyć, ale ja wiem, że tak jest. Mam przeczucie. Nie zobaczę już następnej zimy w
tej dolinie.
Krowa była ostatnią rzeczą, jakiej się pozbyłam. Wczoraj rozmawiałam z tym adwokatem z
Denver. Powiedział, że załatwi wszystkie moje sprawy tak, jak sobie tego życzę, i ogłosi moją
ostatnią wolę w lokalnej gazecie.
Dolina Harmonii jest zabezpieczona. Kyle Stockbridge i Glen Ballard oszaleją, kiedy się
dowiedzą, że ziemia przechodzi w ręce mojej dalekiej kuzynki, ale nic na to nie poradzą. Tylko w
ten sposób mogę się zemścić.
Ciekawa jestem, jak ta Rebeka Wade wygląda. To trochę dziwne uczucie, gdy pozostawia
się swoją ziemię komuś, kogo się nie widziało na oczy. Ale mam dobre przeczucia. Mam je od
miesięcy, od chwili gdy odtwarzając drzewo genealogiczne w zeszłym roku, natknęłam się na jej
nazwisko. Po prostu coś mi mówi, że Rebeka jest odpowiednią osobą.
Gdyby było więcej czasu, spróbowałabym ją odnaleźć i przygotować na to, co ją tutaj czeka.
Ale jestem już u kresu. Nie mam ani siły, ani czasu, by jej szukać. Pozostawiam tę sprawę
adwokatowi. On to załatwi, gdy mnie już nie będzie. Bóg mi świadkiem, że dobrze mu zapłaciłam.
Rebeka Wade, niezależnie od tego, kim jest, będzie z pewnością miała niemało kłopotów ze
Stockbridge'em i Ballardem. Z zionącym ogniem smokiem i elokwentnym czarownikiem. Nie
ułatwią jej niczego. Coś mi jednak mówi, że Rebeka da sobie z nimi radę.
Kiedyś, gdy byłam znacznie młodsza, przysięgłabym, że mężczyźni z rodu Stockbridge'ów
czy Ballardów nie mają żadnej przyszłości. Powiedziałabym nawet, że wszyscy są od przyjścia na
świat napiętnowani przez los. Teraz nie jestem już tego taka pewna. Kyle i G1en nie są wierną
kopią swoich ojców i dziadków, choć chyba nie zdają sobie z tego sprawy. Właściwa kobieta
mogłaby zmienić wszystko”.
2
ROZDZIAŁ 1
Nagły przypływ pożądania sprawił, że zadrżał.
Nie spodziewał się czegoś podobnego, kiedy zaczynał szukać Rebeki. Odnalazł ją przed
dwoma miesiącami. Wtedy był jeszcze pewien, że panuje nad sytuacją. Był z siebie zadowolony.
Nie ma co, szczęście mu sprzyjało.
Od chwili jednak, gdy ją zobaczył, zaczął jej gwałtownie pragnąć. Minione dwa miesiące
były torturą. Najpierw mówił sobie, że jakoś się z tym upora. Coś jednak wymknęło mu się spod
kontroli. Nie potrafiłby nawet wskazać momentu, w którym sytuacja stała się beznadziejna.
Wiedział tylko, że tego wieczoru owładnęła nim niszczycielska namiętność, której nie mógł dłużej
tłumić.
Kyle Stockbridge przyznał w końcu, że złapał się we własne sidła. Dotąd był myśliwym -
pewnym siebie, przebiegłym, nieustraszonym. Teraz jednak wiedział, że sam znajduje się w
poważnym niebezpieczeństwie. Jeśli nie zachowa najdalej posuniętej ostrożności, stanie się ofiarą.
A Kyle Stockbridge nie występował jeszcze nigdy w roli ofiary.
Wpatrywał się w kobietę o bursztynowych oczach, obserwując, jak rozmawia ze
współpracownikami i klientami po drugiej stronie wypełnionej gośćmi sali bankietowej. Wokół
słychać było gwar głosów, brzęk lodu w szklankach, w tle pobrzmiewała dyskretna muzyka.
Stockbridge nie zwracał na nic uwagi. Utkwił wzrok w Rebekę Wade.
Wciąż jeszcze zachowywał się jak drapieżnik, który czuje niepohamowany głód. I ten głód
właśnie, jak mu się wydawało, obezwładniał go. Będzie musiał mieć się na baczności. Bardziej niż
kiedykolwiek przedtem.
Przez dwa miesiące igrał lekkomyślnie z kobietą, która podniecała go jak żadna inna.
Rebeka nie była oszałamiającą pięknością. Nie była czarującą kusicielką, której tajemniczy
magnetyzm przyciąga mężczyzn.
Była po prostu Rebeką i pracowała dla niego. Przebywała w Flaming Luck Enterprises
zaledwie dwa miesiące, ale jej obecność już dawała się zauważyć.
Doskonale zorganizowana, pracowita i inteligentna zmieniła w okamgnieniu wszystko w
firmie. Miała talent do zarządzania. Jako asystentka Kyle'a sprawiła, że wszystko zaczęło tutaj
chodzić jak w zegarku.
A co najważniejsze, jak stwierdzili pracownicy, świetnie radziła sobie z szefem. Porywczość
Kyle'a była legendarna, ale w obecności Rebeki zawsze zachowywał spokój. Zawsze.
3
Owszem, nieraz się z nią spierał, czasami okazywał zniecierpliwienie, gdy był z czegoś
niezadowolony, niekiedy warknął, gdy posunęła się za daleko. Nigdy jednak nie stracił panowania
nad sobą, tak jak to bywało w kontaktach z innymi.
Wiedział, że współpracownicy nazywają ją Damą z Czarodziejską Różdżką. Bawiło go to,
ale musiał przyznać, że określenie miało uzasadnienie. Gdy ział ogniem i nikt nie ważył się wejść
do jego gabinetu, Rebeka mogła spokojnie wkroczyć do jaskini smoka i opuścić ją cała i zdrowa.
Przypomniał sobie pewne zdarzenie pod koniec pierwszego tygodnia jej pracy w firmie.
Wpadła do jego gabinetu, z nieodłącznym notatnikiem w ręku i oznajmiła, że wprowadza zwyczaj
składania cotygodniowych raportów. Poinformowała go, że te piątkowe raporty są nieodzownym
elementem właściwego zarządzania.
- Pańskie techniki zarządzania są barbarzyńskie - stwierdziła. - Jestem pewna, że pańska
bezkompromisowość i bezceremonialność przyciąga klientów, którzy cenią sobie szczerość i
bezpośredniość. Z pracownikami jednak trzeba postępować trochę inaczej.
- Czyżby nie powinienem być wobec nich szczery?
- Powinien pan być lepszym dyplomatą.
- Dyplomacja, panno Wade, nie jest moją mocną stroną.
- A więc będzie pan musiał popracować nad sobą, panie Stockbridge - odparła z czarującym.
uśmiechem. - A skoro już przy tym jesteśmy, zacznie pan również pracować nad innymi technikami
zarządzania. Czas, by przestał pan pilnować wszystkiego osobiście, panie Stockbridge.
- Lubię wiedzieć, co robią moi ludzie - próbował się bronić.
- Są inne sposoby, by się tego dowiedzieć, nie trzeba zaglądać im przez ramię - odrzekła i
pochyliła się nad notatnikiem. - A więc przechodząc do rzeczy, pierwszym punktem raportu w tym
tygodniu jest ...
- Moje imię.
- Słucham? - Spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Pierwszym punktem jest moje imię. Jeśli już ma pani zamiar przejąć moją firmę, Rebeko,
nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy przeszli na ty.
- Zapewniam pana, że nie zamierzam podrywać pańskiego autorytetu, panie Stockbridge -
oburzyła się.
- A więc proszę spróbować wykonać od czasu do czasu któreś z moich poleceń. Będzie mi
to dawało złudzenie, że wciąż jeszcze jestem tu szefem. Proszę mówić do mnie Kyle.
- Świetnie, Kyle - uśmiechnęła się trochę figlarnie, a trochę nieśmiało.
Ten uśmiech jakoś szczególnie na niego podziałał. Obserwował ją, gdy przedstawiała mu
swój tygodniowy raport, i nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o tym, żeby ściągnąć z niej
4
czarno-biały kostium i położyć ją na skórzanej kanapie w rogu pokoju. Coś mu mówiło, że
kremowe ciało Rebeki Wade będzie bardzo dobrze wyglądać na eleganckiej brązowej skórze.
W ciągu następnych dni Rebeka zaczęła wprowadzać zmiany w pracy jego biura. Po raz
pierwszy w życiu Kyle przekonywał się na własnej skórze, co to znaczy przekazać komuś władzę.
Nie był pewien, czy podoba mu się to, co robiła, ale wyglądało na to, że wszystko działa bez
zarzutu.
Jest wystarczająco atrakcyjna, mówił sobie, starając się być obiektywny, ale na pewno
niczym szczególnym się nie wyróżnia. W jego firmie jest wiele kobiet atrakcyjniejszych od niej,
choć nie potrafiłby na poczekaniu wymienić ich imion.
Dzisiejszego wieczoru zauważył, że gęste, ciemne włosy Rebeki są wyjątkowo gładkie i
lśniące. Upięła je w klasyczny kok, odsłaniając delikatne płatki uszu ozdobione małymi złotymi
kolczykami. Uczesanie obnażało kark, który nie wiadomo dlaczego wydawał się Kyle'owi
niewiarygodnie podniecający. Odczuwał przemożną chęć, by go pogłaskać.
Obiektywnie rzecz biorąc, nie było w twarzy Rebeki nic nadzwyczajnego, z wyjątkiem
bursztynowych oczu. Prosty nos, mała broda, usta skore do uśmiechu - ot, miła powierzchowność,
ale nie zapierająca tchu w piersiach. Zrozumienie i uwaga, z jaką słuchała każdego, kto się do niej
zwracał, sprawiały, że ludzie czuli się przez nią wyróżnieni. Niekłamane zainteresowanie
rozmówczyni ożywiało ich i pobudzało.
Rebeka była średniego wzrostu, choć bardzo wysokie obcasy sprawiały, że wydawała się
znacznie wyższa. Srebrzysta suknia opinająca jej smukłą figurę uwydatniała jędrne piersi i ponętnie
zaokrąglone biodra.
Kyle myślał właśnie o tym, jaka subtelna kobieca siła kryje się w tym smukłym ciele, gdy
nagle zauważył znajomą postać w ciemnej marynarce zmierzającą w stronę Rebeki. Zobaczył
jeszcze uśmiech na jej twarzy, gdy zwróciła się, by przywitać przybysza, i już zasłoniły ją jego
szerokie ramiona. Poczuł, jak ogarnia go prymitywna żądza posiadania. Ruszył ku niej, by
upomnieć się o swoje prawa.
Był przekonany, że tej nocy musi ją posiąść. Musi położyć kres męczarniom, w jakich żył
przez ostatnie dwa miesiące. To jedyny sposób, by zaznać spokoju. Później wyzna jej wszystko.
Będzie miał dostatecznie dużo czasu, aby powiedzieć jej całą prawdę. Ona zrozumie. Musi
zrozumieć.
Rebeka spostrzegła zbliżającego się Kyle'a. Obserwowała kątem oka, jak przepycha się
przez zatłoczoną salę. Kroczył z arogancką pewnością siebie dziewiętnastowiecznego
rewolwerowca z Dzikiego Zachodu, który przemierza saloon pełen oszustów i awanturników.
Zauważyła, że nikt go nie zatrzymywał. Uśmiechnęła się, gdy stanął obok.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin