Ludlum Robert - Strategia Bancrofta.txt

(916 KB) Pobierz
Powie�ci Roberta Ludluma
DOKUMENT MATLOCKA
DZIEDZICTWO SCARLATTICH
KOD ALTMANA
KRUCJATA BOURNE'A
KRYPTONIM AMBLER
MANUSKRYPT CHANCELLORA
MOZAIKA PARSIFALA
OPCJA PARYSKA
PAKT HOLCROFTA
PROTOKӣ SIGMY
PRZESY�KA Z SALONIK
PRZYMIERZE KASANDRY
SPADKOBIERCY MATARESE'A
SPISEK AKWITANII
STRA�NICY APOKALIPSY
TESTAMENT MATARESE'A
TO�SAMO�� BOURNE'A
TRANSAKCJA RHINEMANNA
TREVAYNE
ULTIMATUM BOURNE'A
WEEKEND Z OSTERMANEM
WEKTOR MOSKIEWSKI
ZDRADA TRISTANA
ZEMSTA �AZARZA
ZLECENIE JANSONA

ROBERT LUDLUM
STRATEGIA BANCROFTA
Przek�ad TOMASZ WILUSZ



Redakcja Bo�enna Maria Fedewicz
Ilustracja na ok�adce Getty Images/Flash Press Media
Opracowanie graficzne ok�adki Wydawnictwo Amber
Redakcja techniczna Andrzej Witkowski
Korekta
Jolanta Kucharska
Magdalena Kwiatkowska
Sk�ad Wydawnictwo Amber
Druk Wojskowa Drukarnia w �odzi
Tytu� orygina�u The Bancroft Strategy
Copyright � 2006 by Myn Pyn LLC. All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright � 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-2792-4
Warszawa 2007. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Kr�lewska 27 tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl


Zawar�em przymierze z lud�mi sumienia, zdolnymi uleczy� ca�e z�o tego �wiata.
Thomas Otway A Plot Discovered (1682)



PROLOG
Berlin Wschodni, 1987

Jeszcze nie pada�o, ale o�owiane niebo zapowiada�o blisk� ulew�. Nawet powietrze jakby zastyg�o w oczekiwaniu. M�ody m�czyzna przeszed� z Unter den Linden na Marx-Engels-Forum, gdzie gigantyczne br�zowe pos�gi germa�skich ojc�w socjalizmu patrzy�y ku centrum miasta niewidz�cymi, nieruchomymi oczami. Kamienne fryzy za nimi ukazywa�y rado�� �ycia w komunizmie. Wci�� ani kropli deszczu. Ale ju� nied�ugo. Lada chwila oberwie si� chmura. To konieczno�� historyczna, pomy�la� m�czyzna, zjadliwie przywo�uj�c j�zyk socjalizmu. By� my�liwym i zbli�y� si� do tropionej zwierzyny bardziej ni� kiedykolwiek przedtem. Tym wa�niejsze by�o nieokazywanie narastaj�cego w nim napi�cia.
Wygl�da� jak miliony innych w tym samozwa�czym robotniczym raju. Ubrania kupiono mu w Centrum Warenhaus, wielkim domu towarowym przy Alexanderplatz, bo tak marnych �ach�w nie kupi�o by si� byle gdzie. Do wschodnioberli�skiego robola upodabnia� go jednak nie tylko str�j, ale i ch�d - powolny, oci�a�y, apatyczny. Nikt by nie pozna�, �e zaledwie dwadzie�cia cztery godziny wcze�niej przyjecha� z Zachodu, i jeszcze przed chwil� by� pewien, �e nie przyci�ga niczyjej uwagi.
Sk�ra napi�a mu si� od skoku adrenaliny. Kroki za jego plecami brzmia�y podobnie jak te, kt�re s�ysza�, kiedy w��czy� si� po Karl-Liebknecht-Strasse. Rytm by� jakby znajomy.
Wszystkie odg�osy krok�w s� takie same, a zarazem zupe�nie inne: jedne ci�sze, inne l�ejsze, jedne szybsze, drugie wolniejsze, r�ne w zale�no�ci od materia�u zel�wki. Kroki to solfe� miasta, m�wi� jeden z jego instruktor�w; tak zwyczajne, �e nie zwraca si� na nie uwagi, ale dla wprawnego ucha niepowtarzalne jak g�osy. Czy Belknap rozpozna� je w�a�ciwie?
Nie m�g� sobie pozwoli� na to, by kto� go �ledzi�. Musia� si� myli�.
Albo b�dzie musia� co� z tym zrobi�.
Pracownik supertajnego wydzia�u ameryka�skiego Departamentu Stanu, zwanego Wydzia�em Operacji Konsularnych, Todd Belknap zyska� sobie reputacj� specjalisty od znajdowania ludzi, kt�rzy nie chcieli, by ich znaleziono. Jak wi�kszo�ci tropicieli, najlepiej pracowa�o mu si� w pojedynk�. Gdy zadanie polega�o na obserwacji, optymalnym rozwi�zaniem by�o wys�anie w teren ekipy - im wi�kszej, tym lepiej. Kiedy jednak cz�owiek znika�, standardowa obserwacja nie wchodzi�a w gr�. W takich sytuacjach anga�owano oczywi�cie w poszukiwania wszystkie �rodki. Mimo to szefostwo wydzia�u dawno przekona�o si�, �e dobrze jest te� da� woln� r�k� samotnemu, uzdolnionemu agentowi. Pozwoli� mu podr�owa� po �wiecie samemu, nieobarczonemu kosztown� �wit�. Da� swobod� pod��ania za niejasnymi przeczuciami. Zdania si� na sw�j nos.
Nos, kt�ry, jak dobrze p�jdzie, doprowadzi go do zwierzyny, ameryka�skiego agenta - zdrajcy Richarda Lugnera. Ju� kilkana�cie razy goni� za fa�szywym tropem, ale teraz by� pewien, �e zwietrzy� w�a�ciwy.
Czy�by jednak kto� wpad� na jego trop? Czy tropiciel sam sta� si� zwierzyn�?
Gdyby nagle si� odwr�ci�, wzbudzi�by podejrzenia. Przystan�� wi�c, ziewn�� i rozejrza� si�, jakby podziwia� ogromne pos�gi, got�w b�yskawicznie oceni� zagro�enie.
Nie zobaczy� nikogo. Siedz�cy Marks z br�zu, stoj�cy Engels: masywni, patrz�cy gro�nie znad za�niedzia�ych br�d i w�s�w. Dwa rz�dy lip. Rozleg�y zapuszczony trawnik. Po drugiej stronie ulicy pokraczne, d�ugie, szklane pud�o w kolorze miedzi, znane jako Palast der Republik, niczym trumna przygotowana dla ludzkiego ducha. Plac jednak wydawa� si� pusty.
Niewielka pociecha - ale czy na pewno si� nie przes�ysza�? Wiedzia�, �e w chwilach napi�cia umys� p�ata figle, widzi rzeczy, kt�rych nie ma. Musia� opanowa� niepok�j: podenerwowany agent mo�e pope�ni� b��dy w ocenie sytuacji, przeoczy� rzeczywiste zagro�enia i skupi� si� na fa�szywych.
Pod wp�ywem impulsu ruszy� w stron� z�owieszczo po�yskuj�cego Palast der Republik, reprezentacyjnego gmachu re�imu. Mie�ci� si� tam nie tylko parlament NRD, ale i sale widowiskowe, restauracje i niezliczone biura grz�zn�ce w zalewie poda�. Nikt nie odwa�y�by si� wej�� za nim do �rodka, nie o�mieli�by si� tam pokaza� �aden cudzoziemiec - trudno o lepsze miejsce, by sprawdzi�, czy jest sam, jak na to liczy�. M�g� to by� przeb�ysk geniuszu albo b��d ��todzioba. Wkr�tce si� oka�e. Przybra� znudzon�, pewn� siebie min� i przeszed� obok stra�nik�w o twarzach jakby wykutych w granicie. Zerkn�li oboj�tnie na jego podniszczony dow�d osobisty. Ruszy� dalej przez toporne drzwi obrotowe i d�ugi, p�okr�g�y hol pachn�cy �rodkami dezynfekuj�cymi, pod wykazem niezliczonych gabinet�w i pomieszcze�, wywieszonym w g�rze jak tablica przylot�w i odlot�w. Nie zatrzymuj si�, nie rozgl�daj; zachowuj si�, jakby� wiedzia�, co robisz, a inni w to uwierz�. Mogli wzi�� go za... kogo? Urz�dnika wracaj�cego z p�nego obiadu? Interesanta, kt�ry przyszed� po dokumenty nowego wozu? Skr�ci� za jeden r�g, potem nast�pny, a� trafi� do wej�cia od strony Alexanderplatz.
Oddalaj�c si� od Palast, dok�adnie przygl�da� si� odbiciom w lustrzanych szybach. Chudy facet w butach roboczych, z pojemnikiem na drugie �niadanie. Cycata Frau z napuchni�tymi od kaca oczami. Dwaj urz�dnicy w szarych garniturach, o r�wnie szarej cerze. Nikogo nie rozpozna�; nikt nie budzi� niepokoju.
Ruszy� dalej, na imponuj�c� stalinowsko-neoklasycystyczn� promenad� znan� jako Karl-Marx-Allee. Przy szerokich ponad miar� jezdniach wznosi�y si� siedmiopi�trowe budynki - nieko�cz�cy si� ci�g kremowych p�ytek ceramicznych, wysokich okien, pseudorzymskich kolumienek nad poziomem sklep�w. Rozmieszczone w odst�pach ozdobne p�ytki przedstawia�y zadowolonych robotnik�w, takich jak ci, kt�rzy budowali promenad� trzydzie�ci kilka lat temu. Z tego, co pami�ta� z historii, ci sami robotnicy w czerwcu 1953 roku podnie�li bunt przeciwko socjalistycznemu porz�dkowi - zryw bezlito�nie zmia�d�ony przez sowieckie czo�gi. Ulubiony �cukierniczy" styl architektoniczny Stalina mia� gorzki smak dla tych, kt�rzy musieli go wypieka�. Promenada by�a pi�knym k�amstwem.
Za to k�amstwo Richarda Lugnera by�o ohydne. Sprzeda� sw�j kraj, i to sprzeda� drogo. Zrozumia�, �e s�abn�cy tyrani z Europy Wschodniej s� zdesperowani jak nigdy, a ich desperacja dor�wnuje jego chciwo�ci. Nie mogli przepu�ci� takiej okazji - oto kto� oferowa� im ameryka�skie tajemnice, w tym nazwiska agent�w g��boko zakonspirowanych w ich w�asnych gabinetach. Dogada� si� z ka�dym krajem bloku wschodniego z osobna. Kiedy dostarczona �pr�bka" okaza�a si� autentyczna - mog�a to by� to�samo�� ameryka�skiego agenta, kt�rego brano pod lup�, a nast�pnie aresztowano, torturowano i zabijano - Lugner podawa� cen�.
Nie ka�dy handlarz utrzymuje dobre stosunki z klientami, ale Lugner najwyra�niej si� zabezpieczy�: musia� im wm�wi�, �e ma jeszcze w zanadrzu par� atut�w, �e zapasy ameryka�skich sekret�w si� nie wyczerpa�y. Bior�c to pod uwag�, takiego cz�owieka nale�a�o chroni�. Nic wi�c dziwnego, �e zamieszka� w�r�d funkcjonariuszy Stasi i NRD-owskiej nomenklatury w jednym z dom�w nazwanych niegdy� szumnie �robotniczymi", cho� prawdziwi robotnicy musieli gnie�dzi� si� w nijakich blokach z betonowych p�yt. Oczywi�cie, Lugner nie mia� w zwyczaju przebywa� za d�ugo w jednym miejscu. P�tora miesi�ca wcze�niej, w Bukareszcie, Belknap rozmin�� si� z nim o kilka godzin. Nie m�g� ryzykowa�, �e to si� powt�rzy.
Przepu�ci� kilka zdezelowanych skod i przeszed� na drug� stron� bulwaru tu� przed skrzy�owaniem, gdzie zachwala� swoje towary zapyzia�y sklep �elazny. Czy kto� wejdzie za nim do �rodka? Czy tylko mu si� zdawa�o, �e jest �ledzony? Tanie drzwi z pleksiglasu i emaliowanego aluminium trzasn�y za nim i pos�pna siwow�osa kobieta z ma�ym w�sikiem spojrza�a na� ponuro zza lady, jakby by� intruzem, kt�ry przychodzi nie w por�. Ciasne pomieszczenie wype�nia� zapach oleju maszynowego; rega�y by�y zawalone przedmiotami, kt�re - co by�o wida� na pierwszy rzut oka - nikomu si� do niczego nie przydadz�. Pos�pna kobieta, Eigen-tumer sklepu, nie rozchmurzy�a si�, kiedy Belknap wybra� to, co potrzebne do prac konserwacyjnych w blokach mieszkalnych: wiadro, pojemnik prefabrykowanej zaprawy, tubk� fugi i szerok� szpachl�. W tym mie�cie wszystko wymaga�o remontu, narz�dzia wyt�umacz� wi�c jego obecno�� niemal wsz�dzie, gdzie si� pojawi. Kobieta za lad� pos�a�a mu jeszcze jedno nieprzychylne spojrzenie, m�wi�ce �klient zawsze si� myli", ale �askawie przyj�a pieni�dze, jak odszkodowanie za doznan� krzywd�.
Dostanie si� do bloku by�o dziecinnie proste. Jak na ironi�, taka by�a zaleta �ycia w pa�stwie policyjnym. Zaczeka�, a� dwie mocno wyperfumowane Hausfrau z p��ciennymi torbami pe�nymi zakup�w wejd� w drzwi oznakowane �Haus 435", i wsun�� si� za nimi. Narz�dzia zapewni�y mu nie tylko wiarygodno��, ale i milcz�c� aproba...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin