Stosy kłamstw o inkwizycji - Rafał A. Ziemkiewicz.pdf

(81 KB) Pobierz
Stosy kłamstw o inkwizycji
Gazeta Polska - 26 września 1996
Rafał A. Ziemkiewicz
Stosy kłamstw o
Inkwizycji
Obraz Świętej Inkwizycji, pokutujący w potocznej świadomości i bezustannie
ugruntowywany przez media, ma tyle samo wspólnego z historyczną prawdą, ile
Księstwo Mołdawii z serialu "Dynastia" z prawdziwą Mołdawią.
O Świętej Inkwizycji słyszał każdy. Przy dziesiątkach okazji przywołuje się ją jako
symbol najstraszliwszego w dziejach cywilizacji masowego prześladowania,
fanatyzmu i kontroli myśli . Liczni autorzy każą nam widzieć w niej historyczny
pierwowzór hitleryzmu i stalinizmu . Każda napaść na Kościół i religię katolicką
obowiązkowo zawiera odwołanie do jakoby powszechnie znanych, a nie
odpokutowanych zbrodni Świętego Officjum. O owych enigmatycznych zbrodniach
przypomina bez przerwy - ale i bez konkretów - prasa, filmy, literatura. Nawet
pornografia z lubością wyżywa się w kojarzeniu tortur z lochami Inkwizycji i
zakapturzonymi mnichami.
Kto by jednak chciał ową najczarniejszą z legend skonfrontować z dziełami
historyków - nawet tych nie kryjących swej niechęci do Kościoła i religii - przeżyje
głębokie zdumienie, że wszystko było inaczej. Znajomość choćby tylko
podstawowych faktów każe stwierdzić, że cała ta wymyślona w ostatnich stuleciach
legenda okrutnej, fanatycznej i zbrodniczej Inkwizycji ma tyle wspólnego z
historyczną prawdą, ile księstwo Mołdawii z serialu "Dynastia" z istniejącym
naprawdę państwem o takiej nazwie .
Nie twierdzimy tu, że Inkwizycja nie istniała ani że poszczególni jej sędziowie nie
dopuszczali się postępków, z dzisiejszego punktu widzenia, godnych głębokiego
ubolewania. Niektóre fakty z dziejów Inkwizycji, wyrwane z historycznego kontekstu,
budzą w dzisiejszym człowieku zrozumiały odruch sprzeciwu. Kłamstwo czarnej
legendy opiera się jednak na całkowitym przeinaczeniu historycznego tła i proporcji .
W istocie bowiem, jak piszą Jean i Guy Testasowie, na tle ogólnie panujących
obyczajów Inkwizycja była najbardziej obiektywną instytucją swej epoki.
O wydarzeniach sprzed wieków nie można wyrokować nie znając mentalności
czasów, w których miały miejsce, ani wypadków, które do nich doprowadziły.
Potoczna wiedza o Inkwizycji, ukształtowana przez osiemnastowiecznych,
fanatycznych antyklerykałów i rozbudowana przez ich następców, opiera się właśnie
na oderwanych faktach, przeinaczanych, wyolbrzymianych i obudowywanych całkiem
fantastycznymi hipotezami. Co istotne, czarnej legendy Inkwizycji nie tworzyli
historycy, nawet najbardziej stronniczy.
Autorytetami od okrzyczanych zbrodni Świętego Officjum stali się głównie
pisarze i scenarzyści, których nikt nigdy nie próbował rozliczać z rzetelności
czy obiektywizmu.
Czym w ogóle była Inkwizycja? Czarna legenda każe widzieć w niej coś na kształt
kościelnej tajnej policji, stojącej ponad prawem i dysponującej nieograniczonymi
prerogatywami do więzienia, torturowania i mordowania kogo tylko jej się spodobało.
W istocie zaś Inkwizycja powołana została w chwili ogarniającego Europę kryzysu
społecznego właśnie po to, aby położyć kres szerzącemu się bezprawiu, i, lepiej lub
gorzej, zadanie owo wypełniła, oszczędzając staremu kontynentowi wielu krwawych
zawieruch.
Współczesnemu człowiekowi sam fakt potępiania przez Kościół herezji i zwalczania
ich usiłuje się przedstawić jako rzecz z gruntu naganną, jak gdyby pierwowzór
totalitarnych tendencji do tłumienia wolności myśli. Zapomina się przy tym, że religia
chrześcijańska stanowiła w państwach średniowiecznych podstawę społecznego
ładu, równie niekwestionowaną, jak dzisiaj demokracja i prawa obywatela. W
przypadku większości herezji zakwestionowanie owej ideologicznej podstawy było
środkiem służącym walce z ustrojem. Atak na dogmaty wiary zbiegał się
nierozdzielnie z atakiem na króla lub feudalnego pana, towarzyszyły mu zawsze
żądania natury politycznej, zazwyczaj także odwieczny postulat wszelkich rewolucji,
aby wymordować bogatych i rozdzielić ich mienie między biednych - czyli samych
heretyków. W formie sporów religijnych znajdowały ujście konflikty o podłożu
ekonomicznym lub narodowościowym, i to one właśnie nadawały tym konfliktom
temperaturę prowadzącą do okrucieństw.
Trzeba wyjątkowo złej woli, by kwestionować fakt, iż Kościół wczesnego
średniowiecza był wobec herezji bardzo wyrozumiały.
Jego reakcją na rozmaite nauczania, kwestionujące ustalenia Kościoła, były z reguły
dyskusje, polemiki i synody, na których w świetle Pisma Świętego starano się
znaleźć prawdziwe rozwiązanie spornych kwestii. Interwencje władz świeckich
zdarzały się sporadycznie, zazwyczaj wtedy, gdy pojawiało się realne
niebezpieczeństwo rozbicia jedności kościoła, co zagrażałoby także państwu.
Atmosfera wieku XII różniła się jednak zasadniczo od stuleci poprzednich. Przede
wszystkim, nad chrześcijańską Europą zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo Islamu.
Prowadzona z nim walka i ruch krucjatowy oraz związana z tym spirala obustronnych
wojennych okrucieństw w ciągu kilku pokoleń pogrzebały średniowieczną tolerancję.
Zarazem stopniowe przemiany ekonomiczne zachwiały wewnętrznym pokojem,
pchając zubożałe tłumy do rewolt, a feudałów do wyniszczających wojen domowych.
Było to stulecie nie notowanych od czasu wielkiej wędrówki ludów społecznych
napięć, dzikich okrucieństw i obłędnych nierzadko ideologii, pragnących przewrócić
świat do góry nogami.
Głoszenie takich ideologii spotykało się, z oczywistych względów, z ostrą reakcją
zagrożonych władców. Pod hasłem walki z herezją stosowali oni coraz okrutniejsze
represje. Z drugiej strony, oskarżenie o herezję było dobrym sposobem zniszczenia
przeciwnika lub wymówienia posłuszeństwa feudalnemu suwerenowi. Herezja stała
się powszechnie nadużywanym orężem w politycznych rozgrywkach, często
pretekstem do zwykłych grabieży. Tradycyjnie wyrokowanie o herezji leżało w
kompetencjach biskupów, ale szybko przestało to wystarczać - lokalni dostojnicy
Kościoła byli nazbyt często zastraszani lub korumpowani przez feudałów.
Powołanie systemu obiektywnych sądów, podlegających bezpośrednio papieżowi,
władnych ustalać, co rzeczywiście jest herezją, a co nie, było w tej sytuacji jedyną
możliwością przeciwstawienia się ogarniającemu Europę chaosowi. Nieprzypadkowo
w dekrecie Papieża Grzegorza IX, określającym zasady funkcjonowania trybunałów
inkwizycyjnych, czytamy iż jednym z ich podstawowych celów ma być
niedopuszczenie do karania za herezję osób niewinnych .
Jedną z charakterystycznych cech antykatolickiej propagandy jest wybielanie
wszystkich historycznych przeciwników Kościoła Rzymskiego. Człowiekowi
dzisiejszemu podsuwa się prostacki, czarno - biały obraz historii. Wszyscy, którzy
kiedykolwiek z jakichkolwiek pozycji zwalczali katolicyzm, obsadzani są w nim w roli
szlachetnych idealistów, prześladowanych za śmiałość myślenia przez fanatyczny,
żądny władzy i kierowany wyłącznie chęcią ugruntowania swej pozycji kler.
W taki wyidelizowany, krańcowo odmienny od prawdy sposób przedstawia się
zwłaszcza sektę Katarów, zwanych również Albigensami, głównego wroga Kościoła u
zarania Inkwizycji i bezpośrednią przyczynę jej powołania. Doktryna Katarów
zakładała generalne potępienie dla świata, a nade wszystko dla ciała ludzkiego.
Świat był bowiem według "doskonałych" dziełem szatana, seks i prokreacja -
najgorszą z możliwych zbrodnią, spędzanie płodu uczynkiem zalecanym, a jedyną
drogą ratunku dla grzeszników "oczyszczenie" przez rytualną śmierć głodową (osoby
wskazane przez katarskich przywódców zamurowywano w głodowym bunkrze,
zupełnie tak, jak czynili to kilka wieków później hitlerowcy). Sekciarze dopuszczali się
na katolikach, a zwłaszcza na duchownych, masowych morderstw, które burzyły
krew współczesnych. I choć jest faktem, że potem dorównały im z nawiązką
okrucieństwa pacyfikujących Prowansję wojsk krzyżowych - złożonych głównie z od
pokoleń śmiertelnie z południowcami skłóconych Normanów - to robienie z
Albigensów niewinnych owieczek jest doprawdy absurdem.
Chęć wywołania u współczesnych odrazy i jednostronnego potępienia dla Kościoła
Rzymskiego każe także przemilczać prawdę o charakterze ruchów reformacyjnych i
ich przywódcach. Raczej nie wspomina się o chorobliwej nienawiści Lutra do Żydów ,
o jego licznych wezwaniach do pogromów oraz pismach, w których snuł plany
całkowitego wyniszczenia i wypędzenia z Europy wyznawców judaizmu. Nie
wspomina się o charakterystycznej i dla niego, i Jana Kalwina obsesji ścigania
czarownic. Co więcej, z wyjątkową perfidią przypisuje się "polowania na czarownice"
właśnie Inkwizycji, co jest wierutną bzdurą .
To fakt, że przed sądami inkwizycyjnymi stawali ludzie oskarżeni o czary. Kilkakrotnie
nawet, zwłaszcza w późniejszym czasie, zapadały w takich sprawach wyroki
skazujące. Częściej jednak Inkwizycja uniewinniała podejrzanych i powściągała
zapędy ludności; w jednym z procesów w Hiszpanii trybunał inkwizycyjny przyjął
nawet wykładnię, na mocy której złożenie oskarżenia o czary mogło zostać uznane
za herezję - co na długie lata zlikwidowało tam problem czarownic. W istocie właśnie
historia renesansowych "polowań na czarownice" może być dowodem, że istnienie
Inkwizycji zapobiegło stoczeniu się krajów katolickich w otchłań zbiorowej histerii i
masowych morderstw, jak to się stało w tej części Europy, gdzie podobnej wyższej
instancji zabrakło . Według szacunków Briana B. Levacka, zawartych w książce
"Polowanie na czarownice w Europie", w wieku XVI w całej Europie spalono za czary
około 300 tysięcy osób, głównie kobiet. Dwie trzecie z nich zginęło w protestanckich
Niemczech, a około 70 tysięcy w oderwanej od Kościoła Anglii.
Jeśli szuka się w historii prawdy, nie amunicji do kampanii propagandowych, trzeba
zwrócić uwagę na fakt, że Inkwizycja w większości wypadków działała w atmosferze
antykatolickiego terroru, wojny, broniąc tradycyjnego porządku przed ewidentnie
zbrodniczymi rewolucjami. Nie od rzeczy jest pamiętać, że wielu inkwizytorów
poniosło męczeńską śmierć, niektórzy z rąk heretyckich powstańców, inni z
polecenia władców, dla których ci nieprzekupni i niezależni sędziowie byli często
przeszkodą.
Jednym z głównych elementów czarnej legendy jest podkreślanie rzekomego
okrucieństwa Inkwizycji.
Sugeruje się, jakoby Inkwizycja znała tylko jeden wyrok - śmierć na stosie, i jakoby
szafowała nim bez umiaru. Sugeruje się, że całe postępowanie sądowe Inkwizycji
oparte było na wyrafinowanych torturach. Twierdzi się wreszcie, że Inkwizytorami byli
ludzie o sadystycznych skłonnościach, fanatyczni mordercy i psychopaci, ogarnięci
manią zabijania.
Do jakiego stopnia jest to sprzeczne z prawdą, najlepiej świadczą zaczerpnięte z
opracowań historycznych liczby. Bernard Gui, jeden z ulubionych szwarccharakterów
antyinkwizycyjnej literatury, jako Inkwizytor Tuluzy w latach 1307 - 1323 wydawał
średnio jeden wyrok śmierci na sto rozpatrywanych spraw (ściślej biorąc, była to
decyzja o przekazaniu oskarżonego sądowi świeckiemu, albowiem Inkwizycja sama
wyroków śmierci ferować wówczas nie miała prawa). Działo się to w samym sercu
nieformalnego "państwa" Albigensów, jeszcze wówczas aktywnych. Ten fakt dość
słabo przystaje do owego fanatyka, ogarniętego manią tropienia i palenia na stosie
sług szatana, jakiego znamy z kart "Imienia Róży" Umberto Eco.
Równie zaskakująco w porównaniu z czarną legendą wyglądają zapisane w
dokumentach efekty działalności okrzyczanej szczególnie okrutną i bezwzględną
Inkwizycji Hiszpańskiej. Ustalenie dokładnych danych dla całej Hiszpanii jest rzeczą
sporną, istnieją bowiem źródła dawne, choć o kilkaset lat późniejsze od Torquemady,
szacujące liczbę spalonych na stosie przez Inkwizycję - w ciągu całej jej
kilkusetletniej działalności - nawet na trzydzieści tysięcy. Jest to największa z
kiedykolwiek rzuconych liczb; wymienia ją Juan Antonio Llorente, historyk
zdecydowanie niechętny Kościołowi, nie wskazując jednak żadnych konkretnych
źródeł tych danych. Nawet jeśli przyjąć tę liczbę bezkrytycznie, jak uczyniła to część
dawniejszych historyków, wydaje się ona stosunkowo skromna w porównaniu z
osiągnięciami choćby republikańskich władz tejże Hiszpanii, które w czteroleciu
1936-39 zdążyły zgładzić ponad sześćdziesiąt tysięcy obywateli za takie zbrodnie,
jak arystokratyczne urodzenie, zbyt duży majątek, zbyt wysokie wykształcenie bądź
śluby zakonne.
Zupełnie inny jednak obraz wyłania się, kiedy sięgniemy do fragmentarycznie
zachowanych źródeł z epoki. W uważanym za szczególnie "gorący" hiszpańskim
okręgu Bajadoz w ciągu 106 lat (1493-1599) skazano na stos... 20 osób . Podobne
liczby zawierają dokumenty z innych archiwów. Według dzisiejszych szacunków,
sporządzanych na podstawie źródeł z epoki, na ok. 50 tys. procesów, jakie odbyły się
przed trybunałami inkwizycyjnymi w całym kraju w latach 1560-1700 wydano mniej
niż 500 wyroków śmierci - około jeden na sto.
Okres wcześniejszy, od roku 1484 do 1560, budzi więcej rozbieżności. Najbardziej
niekorzystne dla Torquemady szacunki historyków mówią o stu tysiącach procesów i
około dwóch tysiącach wydanych wyroków śmierci (ich wykonywanie, o czym za
chwilę, nie jest jednak wcale pewną sprawą).
Nawet jeśli uznamy te dane za prawdziwe, trzeba pamiętać, iż - znowu - inkwizycja
działała tutaj w warunkach podwójnej wojny, bowiem działaniom zbrojnym na
granicach towarzyszyły bardzo silne, mające właściwie znamiona wojny domowej,
napięcia etniczne. Inkwizycja Hiszpańska, odmiennie niż w innych krajach, została
wmontowana w państwowy system sprawiedliwości i na polecenie królowej Izabelli
zajmowała się nie tylko wykrywaniem sprzyjających Maurom agentur wśród
żydowskich conversos (które, wbrew twierdzeniom niektórych propagandystów,
faktycznie istniały), ale także sądzeniem części przestępstw kryminalnych. Przed
trybunałami zreorganizowanej przez Torquemadę Inkwizycji stawiani byli złodzieje
kościołów, koniokradzi, sodomici czy mordercy, których, co trzeba uwzględnić, spora
liczba znajduje się zapewne wśród skazańców.
Bardzo dokładne dane zachowały się natomiast co do hiszpańskiej części "Nowego
Świata", gdzie, wedle legendy, inkwizytorzy mieli towarzyszyć okrutnym zdobywcom i
z krzyżem w ręku dokonywać na Indianach krwawych masakr oraz palić ich na
stosach. W istocie np. w Meksyku pomiędzy rokiem 1574 a 1715 odbyło się... 39
egzekucji.
Właściwych proporcji nabierają te liczby dopiero na tle realiów epoki, w której - wedle
osławionego prawa Magdeburskiego - każdy sąd grodzki, złożony z najzupełniej
przypadkowych mieszczuchów i zadającego męki "mistrza", mógł wymierzyć 21
rodzajów "kwalifikowanej" (tj. połączonej ze specjalnymi torturami) śmierci za
przestępstwa takie, jak kradzież czy cudzołóstwo. W Strasburgu w samym tylko
październiku 1582 skazano na stos 134 czarownice - dokładnie dwa razy więcej, niż
wynosi zsumowana liczba ofiar pięciu największych auto da fe w dziejach Inkwizycji
Hiszpańskiej. W księgach miejskich Genewy znajdujemy zapis, iż w 1545 Kalwin
kazał tam spalić za czary - bez żadnego sądu - 31 osób.
Do dziś zachowały się zapiski niektórych Inkwizytorów, których antykatolicka
propaganda wykreowała na potwory w ludzkich skórach. Z owych zapisków wyzierają
Zgłoś jeśli naruszono regulamin