Anne Stuart-Z duszą na ramieniu-Upadły anioł1.pdf

(306 KB) Pobierz
Anne Stuart
ANNE STUART
UPADŁY ANIOŁ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gideon musnął palcami klawisze fortepianu. Grał z pamięci, myśląc o czymś innym.
Poziom trzysta czterdziesty siódmy piekła nie był najgorszy, przynajmniej Gideon nie miał tu
zbyt wielu obowiązków. Czas spędzał zazwyczaj przy fortepianie, zręcznie przebiegając
długimi palcami po klawiszach z kości słoniowej; nawet jeśli inni potępieni ryczeli z bólu
podczas piekielnych mąk, on ich nie słyszał.
Nie było to pierwsze miejsce, do którego trafił po nagłej śmierci za sprawą
rozwścieczonego kochanka pewnej dziewczyny. Z niewiadomego powodu od samego
początku czekał na niego fortepian. Na jednych poziomach upał dawał się porządnie we
znaki, na innych było umiarkowanie gorąco. Tutaj, na poziomie trzysta czterdziestym
siódmym, czuł się wręcz komfortowo.
Ogólnie biorąc, Ralph nie był złym gospodarzem.
Bardziej przypominał rekina finansjery z Wall Street niż władcę tego całego poziomu
piekła. Inna sprawa, że Gideon nie miał pewności, czy między jednym a drugim istnieje
zasadnicza różnica.
Właściwie nie miał pewności w żadnej sprawie. Nie wiedział nawet, ile lat spędził na
ziemi. Rozumiał jednak, dlaczego trafił do piekła - cechował go niezaspokojony apetyt na
kobiety. Uwielbiał je, wszystkie razem i każdą z osobna, wysokie i niskie, pulchne i kościste,
stare i młode, słodkie i zgorzkniałe. Po prostu lubił kobiety. Nie było to naganne, lecz on
kochał przede wszystkim seks i marzył o zyskaniu sławy fascynującego kochanka o nie-
zrównanej wyobraźni. Może to szczególne upodobanie do seksu także nie przyczyniłoby się
do jego potępienia, gdyby nie to, że Gideonem powodowały duma i egoizm, a nie uczucia do
kobiet, na które zastawiał sidła. Pragnął, żeby czuły się przy nim w pełni usatysfakcjonowane
i żeby żaden jego następca nie mógł mu dorównać pod tym względem. W ten sposób
przyczyniał się do powiększania armii mężczyzn trawionych kompleksami, bowiem po
rozkochaniu w sobie i zaspokojeniu kobiety w sposób iście mistrzowski, bardzo szybko ją po-
rzucał, skazując na odczuwanie ciągłego niedosytu z każdym następnym kochankiem.
Zapewne już w młodym wieku, może nawet nieświadomie, podpisał piekielny
cyrograf. Mężatki, panny, wdowy, czy nawet zakochane w innym, a raz nawet i zakonnica -
było mu wszystko jedno.
Nic zatem dziwnego, że w końcu dopadł go jakiś zazdrosny partner jednej z pań.
Pamiętał ból w miejscu, w którym nóż przeszył jego ciało, ale nie potrafił sobie
przypomnieć miejsca i czasu zdarzenia, ani też mordercy. Mogło się to stać w
siedemnastowiecznej Wenecji - wiele wskazywało na to, że był samym Casanovą. A może
obracał się na dworach w Salzburgu? Jedyne, co mu pozostało, to umiejętność gry na
fortepianie. Kiedy próbował zgadywać, jakie życie niegdyś prowadził, chętnie wyobrażał
sobie, że był kobieciarzem i geniuszem gry na fortepianie w jednej osobie, jak Liszt. Tylko że
akurat utwory Liszta kiepsko mu wychodziły, podobnie jak kompozycje Chopina.
Najprawdopodobniej jednak był dzieckiem dwudziestego wieku, może dwudziestego
pierwszego - na trzysta czterdziestym siódmym poziomie piekła czas nie odgrywał żadnej
roli. Pocieszał się, że gra na fortepianie jest zdecydowanie przyjemniejsza, niż dorzucanie
węgla do ogromnych kotłów.
Czasami zastanawiał się nad istnieniem nieba. Diabelska biurokracja była tak
zróżnicowana, pogmatwana i złożona, że po tylu latach, a może nawet wiekach pobytu w
piekle, Gideon nie miał pojęcia o jego organizacji. Za każdym razem, kiedy zdawało mu się,
że zaczyna coś rozumieć, przenoszono go na inny poziom, jednocześnie czyszcząc mu umysł.
Tylko jego palce wciąż machinalnie przyciskały właściwe klawisze fortepianu.
W porównaniu z innymi sługami szatana, Ralph był całkiem znośny. Miał
niezrozumiałe poczucie humoru, ale przepadał za muzyką Gideona i zwykle nie zawracał mu
głowy. Tylko od czasu do czasu na fortepianie pojawiały się nieoczekiwane wezwania,
których Gideon nigdy nie ignorował, bo wiedział, że nie wolno mu tego robić.
Pokonywał mroczne korytarze, nucąc pod nosem. Właściwie był całkiem zadowolony
z miejsca swojego pobytu, pomimo - a może dzięki - całkowitej nieobecności kobiet. Nikt nie
próbował go kusić, a celibat miał swoje uroki. No cóż, trzysta czterdziesty siódmy poziom
przypominał sypialnię w akademii wojskowej, ale Gideon nie miał prawa oczekiwać białych
pałaców i bezchmurnych krajobrazów. W końcu tkwił w piekle, i to zasłużenie.
Ralph był nieco próżny i miał słabość do patosu. Kiedy Gideon ujrzał go po raz
pierwszy, diabeł siedział na białym tronie, w otoczeniu bezpłciowych istot, nasuwających
skojarzenie z kiepską ilustracją do jakiegoś biblijnego eposu. Tego dnia Ralph zasiadł za
poobijanym, metalowym biurkiem. Zasłony były zaciągnięte, pomieszczenie tonęło w
półmroku. Gideon ledwie dostrzegł zarys znajomej postaci.
- Ładna fryzura - powiedział. Pomimo ciemności, nie mógł nie dostrzec dziwnie
ułożonych w kolce, pomarańczowo - niebieskich włosów. Ralph zmieniał fryzury niemal
równie często jak rysy twarzy i ciało. Tylko oczy pozostawały stale takie same: czujne i
uważne.
- Lubię urozmaicenia, to mnie bawi - wyznał z lekkim rosyjskim akcentem. Sposób
mówienia również modyfikował w zależności od samopoczucia. Tym razem nie miał jednak
nastroju do zabawy. - Siadaj.
- Mogę zapalić światło?
- Nie.
Gideon zahaczył stopą o stalową nogę krzesła i przyciągnął je do siebie. Siadając,
wyprostował plecy, by starannie obejrzeć swojego... No właśnie... kogo? Swojego szefa?
Przyjaciela? Mentora? Gospodarza? Właściwie nigdy nie wiedział, jak nazwać Ralpha.
- Diabeł z piekła rodem wydaje się trafnym określeniem - oświadczył głośno Ralph.
- Nie cierpię, kiedy czytasz mi w myślach - westchnął Gideon.
- To straszne - mruknął głucho Ralph. - Mam dla ciebie zadanie.
- A ja je wykonam, bo...?
Długie milczenie.
- Bo mogę cię zmusić - warknął diabeł. - Ale lepiej ci pójdzie, jeśli weźmiesz się do
roboty z własnej woli. Czas ucieka.
Gideon czekał w ciszy.
- Pytasz: dlaczego? - ciągnął Ralph, nie zwracając uwagi na jego milczenie. - Pośpiech
jest wskazany ze względów medycznych, a ty najlepiej się nadajesz do tego zadania.
- Nic nie wiem o medycynie.
- Antybiotyki nie działają w piekle, Gideon. Spytaj doktora Crippena 1 . Jeżeli nie
załatwimy tego problemu, stracę wzrok. A ślepy diabeł to wściekły diabeł. Nikt nie lubi
wściekłych diabłów.
Gideon powstrzymał się od komentarza, że diabły jako takie w ogóle nie cieszą się
niczyją sympatią.
- Możesz oślepnąć, co? Już wspominałem, że powinniście mieć kobiety.
Spodziewał się, że Ralph ciśnie w niego błyskawicą lub przynajmniej słoikiem z
ołówkami, który stał na biurku, lecz diabeł tylko się zaśmiał.
- Widzisz, właśnie dlatego jesteś dokładnie tym mężczyzną, którego potrzebuję.
Twoje myśli momentalnie koncentrują się na seksie. I tego oczekuję: maniaka seksualnego.
- Nie zamierzam uprawiać z tobą seksu, Ralph - obwieścił beznamiętnym głosem
Gideon.
- Miałbyś nie lada szczęście, ale nic z tego! - prychnął diabeł. - Chcę, żebyś uprawiał
seks z kobietą. Z piękną kobietą. Myślisz, że temu podołasz?
1 Hawley Harvey Crippen, znany jako doktor Crippen, 1862 - 1910, amerykański lekarz zamieszkały w
Anglii, skazany na śmierć za otrucie żony; wyrok wykonano. Pierwszy przestępca schwytany dzięki
wykorzystaniu radiotelegrafu (przypis tłumacza).
- Kiedy ostatnio się rozglądałem po okolicy, w piekle mieszkali tylko chłopcy, szefie.
Gdzie ja tu znajdę kobietę?
Ralph wstał i obszedł biurko, zatrzymując się w plamie mizernego światła. Pochylił
się i odsunął włosy z twarzy, żeby zaprezentować swoją opuchniętą i pomarszczoną powiekę
oraz mocno zaróżowione oko.
- Obrzydliwość - jęknął Gideon. - Masz w tym oku stan zapalny. A może to jęczmień,
wszystko jedno. Nie wiem, jak mógłbym ci pomóc. Ściągnij Crippena na konsultację.
- Już mówiłem, że Crippen nie pomoże. To zadanie dla ciebie.
Ralph zwykle mówił wprost, o co chodzi, dziś jednak wyjątkowo długo zwlekał.
Usiadł na krawędzi biurka, nie zwracając uwagi na fluorescencyjne włosy, które znowu
opadły mu na twarz.
- Kobieca cnota kłuje diabła w oczy - obwieścił ponuro. - Słyszałeś to powiedzenie?
Znasz filmy Ingmara Bergmana?
- Szczerze mówiąc, nie za bardzo - przyznał. - Poza tym pamiętaj, że jestem dobry, ale
nie genialny. Nie dam rady pozbawić cnoty wszystkich dziewic na świecie, żeby cię uchronić
przed ślepotą.
- Nie chodzi mi o wszystkie dziewice, tylko o jedną, konkretną. Uwiedziesz ją, mój
wzrok się poprawi, a ty awansujesz na wyższy poziom. Zbyt długo tkwisz na trzysta
czterdziestym siódmym. Nie masz ochoty na zmianę?
- Tęskniłbym za tobą.
- Och, wierz mi, nigdy cię nie opuszczę. - Ralph zarechotał irytująco.
- Powiedz lepiej, jak to możliwe, że wystarczy ci jedna dziewica? Pomyśl o tych
wszystkich zakonnicach, lesbijkach, cnotliwych starych pannach...
- Wszystkie one zachowują tę swoją głupią cnotę tylko dlatego, że tak być powinno,
że jest to im sądzone. Natomiast Sam jest pogwałceniem praw natury.
- Chcesz, żebym się kochał z facetem? Pewnie bym zdołał, byleby tylko się stąd
wyrwać, ale nie jestem pewien...
- Sam to kobieta. Naprawdę ma na imię Samantha. Nie używa nazwiska, podobnie jak
Madonna albo Cher.
- Matka Dziewica nie potrzebuje nazwiska, ale kim, u licha, jest Cher?
- Nie chodzi o Najświętszą Panienkę, Madonna to zupełnie inna osoba. To
piosenkarka, a Madonna to jej pseudonim artystyczny. Natomiast Samantha to modelka.
Wiesz, kim są modelki?
Gideon zmarszczył brwi i po chwili doznał olśnienia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin