Królowa powietrza i mroku.txt

(108 KB) Pobierz
Poul Anderson

Królowa powietrza i mroku



Ostatnia powiata ostatniego zachodu słońca utrzyma się niemal do połowy zimy Jednak dnia JUŻ nie będzie i radoć ogarnęła lšdy północy Otworzyły się kielichy kwiatów, barwna jaskrawoć na gałęziach cierniow-ca płomiennego, błękit stalowców, wyrosły z płaszcza broku i deszczoro-stów kryjšcego wzgórza, w dolinach niemiała biel niepocałujek Pomiędzy nimi, na mienišcych się kolorami skrzydłach, migały trzepotki, jeleń królewski potrzšsnšł rogami i zaryczał Niebo między horyzontami pociemniało od purpury do czerni Księżyce stały JUŻ wysoko, oba niemal w pełni, mrozem połyskujšc na liciach i blaskiem rozpływajšc się po wodach Zrodzone dzięki nim cienie rozmazywały się w wietle zorzy - wielkiej kurtyny jasnoci, obeJmujšccj połowę niebios
Na Kurhanie Wolunda, tuz pod wieńczšcym go dolmenem, siedzieli chłopiec i dziewczyna Ich włosy, spływajšce do połowy pleców, wyblakłe od letniego słońca, janiały uderzajšco wyranymi plamami Ich ubrane tylko w girlandy ciała, cišgle jeszcze bršzowe po lecie, zlewały się z ziemiš, krzewami i skałami On grał na kocianej fujarce, ona piewała Niedawno zostali kochankami Mieli po jakie szesnacie lat, ale o tym nie wiedzieli Uważali się za Zewnętrznych, a więc obojętnych na upływ czasu Z tego, jak żyli kiedy w krainach ludzi, nie pamiętali nic albo niewiele
Nuty z jego fujarki oplatały się wokół jej głosu
UWIJ czar, Zamknij w nim Rosę i pył, Noc i siebie
Strumyk obok kurhanu, niosšcy księżycowy blask ku ukrytej wród wzgórz rzece, odpowiadał im bystrzynami Stado nietoperzy czarnym cieniem przemknęło pod zorzš
Przez Obłoczne Błonia podskokami zbliżała się jaka postać Miała dwie ręce i dwie nogi, jednak JCJ stopy były chwytne, a całe ciało, aż po koniec ogona i szerokich skrzydeł, pokrywały pióra Jej twarz, na wpół ludzka, była niemal całkowicie wypełniona wielkimi oczyma. Gdyby Ayoch potrafił stanšć prosto, sięgałby chłopcu do ramienia. Dziewczyna wstała.
- Niesie jaki ciężar - powiedziała. Jej wzrok nie był przystosowany do ciemnoci tak dobrze, jak wzrok istot urodzonych na północy, nauczyła się jednak korzystać ze wszystkich sygnałów, jakie otrzymywała od swych zmysłów. Pomijajšc nawet to, że normalnie puk by frunšł, w jego spiesznych ruchach widać było ociężałoć.
- I idzie z południa. - Chłopca ogarnęło podniecenie, nagłe jak zielony płomień, który przeszedł przez gwiazdozbiór Lyrth. Pognał w dół zboczem kurhanu.
- Ahoj, Ayoch! - zawołał. - Jestem tu. Pasterz Mgły!
- l ja. Cień Snu - dziewczyna zamiała się, biegnšc za nim. Puk zatrzymał się. Jego oddech zagłuszał szmery w zarolach wokół niego. Z miejsca, w którym stał, uniósł się zapach roztartej yerby.
- Szczęliwe jest spotkanie u progu zimy - zawistał. - Pomóżcie mi zanieć go do Carheddin.
Wycišgnšł przed siebie to, co niósł. Jego oczy przypominały dwie żółte latarnie. Kształt w jego rękach poruszył się i zakwilił.
- O, dziecko - powiedział Pasterz Mgły.
- Takie samo jak ty kiedy, synu, takie samo. Co to było za porwanie, ho, ho! - Ayoch nadšł się, dumny. - Było ich ze dwudziestu w tym obozie koło Martwego Lasu, wszyscy uzbrojeni, i poza maszynami wartowniczymi mieli jeszcze wielkie, okropne psy, biegajšce wolno, kiedy spali. Ja jednak nadleciałem z góry - a szpiegowałem ich, aż do chwili kiedy się upewniłem, że garstka pyłu nasennego...
- Biedne maleństwo. - Cień Snu wzięła chłopca na ręce i przytuliła do swych małych piersi. - Wcišż taki zaspany, prawda? - Chłopiec na lepo poszukał jej sutki. Umiechnęła się poprzez welon swych włosów. - Nie, jestem jeszcze zbyt młoda, a ty już za duży. Ale poczekaj, najesz się do syta, gdy się obudzisz w Carheddin pod górš.
- Yo-ah - powiedział Ayoch miękko i cicho. - Ona już wyszła. Słyszała i widziała. Nadchodzi.
Przykucnšł, skulił się ze złożonymi skrzydłami. Po chwili uklškł i Pasterz Mgły też uklškł, a potem Cień Snu, nie wypuszczajšc jednak dziecka z ršk.
Wysoka sylwetka przesłoniła księżyce. Przez chwilę Królowa przyglšdała się klęczšcej trójce i ich łupowi. Dwięki wzgórz i pól wycofały się z ich

wiadomoci, aż zaczęło im się wydawać, ze mogliby usłyszeć, jak syczš wiatła północy W końcu Ayoch szepnšł
- Czy dobrze zrobiłem. Matko Gwiazd?
- Jeżeli ukradłe dziecko z obozu pełnego maszyn - odpowiedział piękny głos - to ukradłe je ludziom z dalekiego południa, którzy mogš nie pucić tego płazem tak łatwo jak tutejsi
- Ale co mogš na to poradzić. Sypišca niegiem? - spytał puk - Jak nas wyledzš?
Pasterz Mgły podniósł głowę i powiedział dumnie
- Poza tym teraz oni również czujš przed nami strach
- To takie słodkie maleństwo - powiedziała Cień Snu - A my potrzebujemy więcej takich jak on, prawda, Gwiezdna Pani?
- Którego zmierzchu to musiało się zdarzyć - zgodziła się ta, która stała ponad mmi - Zabierzcie go i otoczcie opiekš Przez ten znak - zrobiła znak - należy on do Mieszkańców
Ich radoć została uwolniona Ayoch wywinšł kozła i wylšdował pod trzęsoliciem Wspišł się na jego pień, potem na gałš, przysiadł, na wpół ukryty za zasłonš bladych, niespokojnych lici, i radonie zapiszczał Chłopiec i dziewczyna ponieli dziecko ku Carheddm, biegnšc długimi, spokojnymi susami, które jemu pozwalały grać, a jej piewać
Wahan, wahan l
Wayala, łan l
Skrzydło na wietrze
W niebiosach wysoko,
krzyczšc i piszczšc
gna/ wiecznie deszczu,
we wrzawie się zanurz,
i płyń ku srebrem księżyców posiwiałym drzewom
i cieniom pod nimi, ciężkim od snów,
i zjednocz się, wkołysz w plusk fal na jeziorach,
w których gwiazd wiatło nurkuje / ton/e
Barbro Cullen weszła i mimo żalu i gniewu, które jš trawiły, zamarła z osłupienia W pokoju panował bałagan Sterty gazet, tam, szpul, kodeksów, pudeł na fiszki, zabazgranych papierów piętrzyły się na każdym stole Niemal wszystkie półki i zakamarki pokryte były kurzem Pod jednš

ze cian stał stół laboratoryjny z mikroskopem i sprzętem Zauważyła, ze ten sprzęt był sprawny, choć zaskakujšcy w biurze Poza tym wydzielał delikatny, ale wyranie wyczuwalny zapach chemikaliów Dywan był poprzecierany, meble zniszczone
Taka miała być jej ostatnia szansa?
Potem nadszedł Eryk Shernnford
- Dzień dobry, pani Cullen - powiedział Jego głos był suchy, ucisk dłoni mocny i pewny Miał na sobie wypłowiały kombinezon, ale to JCJ nie przeszkadzało Nie zdradzała przesadnej dbałoci nawet o swój własny wyglšd, może poza jakimi specjalnymi okazjami (A czy kiedykolwiek będzie jeszcze jakš miała, jeżeli nie odzyska Jimmiego?) Natomiast niczym kot przestrzegała czystoci osobistej
Z kurzych łapek w kšcikach jego oczu promieniował umiech
- Proszę wybaczyć mi kawalerski styl gospodarzenia Na Beowulfie mamy, a w każdym razie mielimy, specjalne maszyny, więc me zdołałem nabrać odpowiednich przyzwyczajeń A nie chcę nikogo wynajmować, zęby mi przestawiał sprzęt Wygodniej pracować poza domem, niż dbać o oddzielne biuro Nie usišdzie pani?
- Nie, dziękuję Nie mogłabym - mruknęła
- Rozumiem Jednak jeli pani pozwoli, ja najlepiej funkcjonuję w pozycji sprzyjajšcej relaksów.
Opadł na fotel, zgišwszy się jak scyzoryk Jednš z długich nóg przerzucił przez kolano drugiej Wyjšł fajkę i nabił jš tytoniem z kapciucha Barbro zdziwiła się, ze Shernnford pali tytoń w tak przestarzały sposób Gdzie jak gdzie, ale na Beowulfie powinni mieć nowoczesne urzšdzenia, na jakie na Rolandzie jeszcze nie mogli sobie pozwolić No cóż, stare zwyczaje mogły oczywicie przetrwać Jak pamiętała z lektury, w koloniach było to nagminne Ludzie ruszyli ku gwiazdom w nadziei zachowania tak niemodnych rzeczy jak Ojczysty język, rzšdy konstytucyjne czy racjonalna cywilizacja techniczna
Shernnford wyrwał jš ze zmšconego zmęczeniem, bezładnego zamylenia
- Musi mi pani przedstawić szczegóły SWOJCJ sprawy, pani Cullen Powiedziała mi pani tylko tyle, ze pani syn został porwany, a wasza miejscowa policja nic w tej sprawie nie zrobiła Poza tym znam tylko kilka najbardziej oczywistych faktów, takich jak to, ze jest pani wdowš, a nie rozwódkš, ze jest pani córkš pionierów z Ziemi Olgi l\/anoff, utrzymujšcych jednak cisłš wię telekomunikacyjnš z Przystaniš Bożego Narodzenia, ze otrzymała pani wykształcenie w jednej z dyscyplin biologicznych i ze miała

pani kilkuletniš przerwę w podjętej ponownie dopiero ostatnio pracy w terenie
Wpatrywała się ze zdumieniem w jego twarz, w wystajšce koci policzkowe, orli nos, szare oczy, czarne włosy Zapalniczka zrobiła "skrrt" i rozbłysła płomieniem, który zdał się wypełniać cały pokój Na tej wysokoci ponad miastem panowała cisza, przez okna sšczył się zimowy półmrok
- Skšd, na kosmos, pan to wie? - usłyszała SWOJO pytanie Wzruszył ramionami
- Moja praca - powiedział, przybierajšc pozę, z której był znany, pozę wykładowcy podczas odczytu - polega na dostrzeganiu i kojarzeniu szczegółów W cišgu tych stu lat ludzie na Rolandzie, przy ich tendencji do łšczenia się w grupy zgodnie z pochodzeniem i nawykami kulturowymi, wykształcili regionalne różnice akcentów U pani słychać lady olgańskiej gardłowej wymowy spółgłoski "r", ale samogłoski wymawia pani nosowo, w sposób charakterystyczny dla tutejszego regionu Mimo ze mieszka pani w Portolondonie To sugeruje, ze w dzieciństwie miała pani stałš stycznoć z wymowš stołecznš Wspomniała mi pani, ze była członkiem ekspedycji Matsuyamy i ze zabrała pani ze sobš swego synka Zwykłemu technikowi nie pozwolono by na to, a więc pani musiała być na tyle cenna, ze przymknięto oczy na dziecko Ekspedycja prowadziła badania ekologiczne, stšd wniosek, ze jest pani zwišzana z naukami przyrodniczymi Z tego samego wnoszę, ze musiała pani mieć wczeniejsze dowiadczenie w pracy w terenie Jednak pani skóra jest jasna, nie nosi ladów ogorzałoci, której się nabiera podczas długotrwałego przebywania w promieniach tego słońca Musiała więc pani doć długi okres przed wyruszeniem na tę nieszczęsnš wyprawę spędzić główni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin