Goniec.doc

(55 KB) Pobierz

Goniec

Dzień powoli dobiegał końca, a ja jak zwykle siedziałem w pracy „po lekcjach”. Jak już poradziłem sobie z całą stertą zleceń i mógłbym wyjść jak człowiek po ośmiu godzinach pracy, to się wykociła pilna robota i nici z wolnego popołudnia. Miałem zaplanowane włóczenie się po okolicznych lasach z aparatem w ręce, ale jak pech, to pech. Pogoda też nie sprzyjała moim planom. Siedziałem więc w biurze przed monitorem i czekałem na gońca, który miał przywieźć nowe projekty od klienta. Z nudów przeglądałem sobie w necie wiadomości, poklikałem trochę na czacie, pooglądałem fotki. To chyba jedyny plus tej roboty po godzinach. Nikt nie zagląda przez ramię, co mam na monitorze. Mam zresztą zainstalowaną przy drzwiach małą czujkę, która pilnuje i daje mi znać, że ktoś się zbliża, żebym zdążył pozamykać „co nieco” zanim ktoś wejdzie do biura i narobi dymu. Wprawdzie drzwi do mnie są na końcu korytarza i zazwyczaj słychać, jak ktoś idzie, ale po co ryzykować. Ustawione to było pod takim kątem, że pikało tylko wtedy, gdy ktoś szedł do mnie, jak wszedł gdzieś wcześniej, zero reakcji.
Dochodziła już chyba ósma, kiedy czujka cicho piknęła. Pozamykałem okienka z rozbieraną zawartością, otworzyłem coś mądrego i w skupieniu zająłem się pracą. Ale minęły już chyba dwie minuty, a nikt nie wchodzi. Zwątpiłem i aktywowałem czujkę. Ta od razu piknęła. No chyba ktoś kręci się pod drzwiami i nie wchodzi, pomyślałem. Wstałem i otworzyłem je. Przede mną stał nieznany mi chłopaczek, na oko 19-20 lat.
- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytałem.
- Noo, tak... – chyba go zaskoczyłem. – Szukam, kogoś...
- To pewnie mnie, bo nikogo innego o tej porze już tu nie zastaniesz.
- Mam to dostarczyć do niejakiego… Bartka – przeczytał i podał mi krążek CD.
- Ooo. Dzięki. Właśnie na to czekam.
No i w końcu się doczekałem. Teraz jeszcze około godziny pracy i można uciekać do domu. Wszedłem do siebie i nie zamykając drzwi od razu zabrałem się do roboty. Po chwili zerknąłem na korytarz. Mój kurier miętolił jakiś papierek i nie mógł się zdecydować czy wejść, czy uciec.
- Zapomniał pan podpisać...
- Aha, dawaj... Od dawna u nas pracujesz? – zagadnąłem. – Jakoś cię nie kojarzę.
- Od wczoraj.
To dużo tłumaczy. Nasz kochany dyrektor nie był ani piękny, ani młody i w dodatku chuj jakich mało. Jego normalna postawa to wyzysk człowieka przez małpę. Pewnie chłopak latał od szóstej rano po terenie, a wszyscy umywają ręce zostawiając go bez informacji i pomocy.
- Ale na dziś skończyłeś? Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, woda mineralna – zaproponowałem.
Czasem potrafię dopiec zgryźliwymi docinkami, szczególnie jak rozciągam dobę powyżej trzydziestu godzin, ale jakieś resztki człowieczeństwa jeszcze się we mnie walają i czasem dochodzą do głosu.
- Dzięki. Spadam do domu, bo nóg nie czuję.
- No to miłego wieczoru.
Skupiłem się na robocie i muszę przyznać, że nawet szybko mi poszło. Po całych czterdziestu minutach pozamykałem biuro, zdałem klucze i jazda do domu.
Pogoda pod psem, ciemno, buro i leje. Przemknąłem do samochodu. Na mieście nie było dużego ruchu, ale i tak jechało się kijowo. Lało jak z cebra, wycieraczki nie nadążały.
Już byłem prawie pod domem, ale musiałem wokół osiedla zrobić rundę po tych wąskich jednokierunkowych, nieoświetlonych uliczkach. Nie zauważyłem ani kałuży, ani faceta, który przechodził. Wprawdzie nie jechałem szybko, ale wystarczyło. Gość kulił się w strugach deszczu i wbił się w kaptur, a ja zbryzgałem go całą fontanną z kałuży. Jasna cholera! Przecież go tak nie zostawię!
- Strasznie przepraszam! – kajałem się przez otwarte okno. – Nie zauważyłem tej kałuży! Może pana gdzieś podwieźć? Proszę wsiadać!
A facet stoi i nic. Nie wiem, czy głuchy, czy wkurwiony.
- Proszę pana, ja naprawdę bardzo przepraszam! Podwiozę do domu. Przeziębi się pan.
No, w końcu się ruszył.
- Nie, przemoczę panu tapicerkę – wymamrotał pod nosem.
- No, ale auto wyschnie i dalej będzie jeździć, a z panem może być gorzej. Proszę wsiadać.
Chyba nieźle go przelało, bo cały aż dygotał z zimna. Zjechałem na bok i odszukałem z tyłu na siedzeniu ręcznik. Podałem go facetowi i wtedy... To ten chłopaczek, który przywiózł mi płytkę! Goniec! Skąd on się tu wziął? Albo mieszka na tym osiedlu, tylko po jaką cholerę chodzi dookoła, albo idzie na dworzec, na skróty, tylko co tam może jeszcze o tej porze jechać?
- Cześć, dopiero teraz cię poznałem!
Czemu nie zapytałem go wcześniej o imię…?
- Co tu robisz o tej porze przy tak interesującej aurze?
- Aa... – i on mnie poznał. – Dzień dobry panu. Moknę.
Tyle to sam zauważyłem.
Wsiadł. I siedzi cicho. Cholera, rozmowa się klei, jak nie powiem co.
- Daj spokój z tym panem. Mam trzydziestkę na karku, a nie pięćdziesiątkę. Jak ci na imię?
- Mateusz.
- Bartek – podałem mu rękę.
- Wiem – powiedział ponurym głosem, ale rękę podał.
- No, to teraz mów, gdzie, bo za chwilę zmarzniesz na amen i od jutra pójdziesz na chorobowe.
- Na dworzec.
Ale wymyślił.
- Jesteś pewien? O tej porze to już chyba żadnego pociągu nie ma.
- Będzie o zero siedem. Poczekam. Nie mam wyjścia. Maluch mi zdechł, dopchałem na parking, a do domu trzydzieści kilosów, i tylko pociąg mi zostaje.
Jasne, a jutro z zapaleniem płuc wyląduje w szpitalu i będzie mnie sumienie dręczyć. Z kolei na te trzydzieści kilosów też nie za bardzo miałem ochotę, żeby mu grzeczność wyświadczać, szczególnie przy takiej pogodzie, i to w dwie strony.
Zamiast skręcić na dworzec, przejechałem osiedle i już byłem pod domem.
Gdy dziadkowie budowali ten dom, było tu szczere pole. Jak byłem mały, zaczynali tu stawiać osiedle. Jak miałem piętnaście lat, posadziłem babci sosenki w ogrodzie, żeby „blokowi ludzie” nam do okien nie zaglądali. Teraz dom jest mój i sam z dobrodziejstwa sosenek korzystam. W zeszłym roku przerobiłem bramę na pilota, dzięki temu w taki dzień, jak dziś, nie muszę moknąć, tylko od razu do garażu.
- To nie jest na dworzec – powiedział patrząc przez szybę.
- Nie jest. Tu mieszkam – odrzekłem wjeżdżając do garażu. – Wysiadaj, schodami do góry i wal do łazienki. Jak się przeziębisz, będę się czuł za to odpowiedzialny.
Dom nie był duży, cztery pokoje i tak dalej, a mieszkałem w nim sam, więc nie był to żaden problem, żeby kogoś przenocować. I wielu znajomych korzystało z tej możliwości.
- Nie chcę nadużywać grzeczności. Będę tu panu tylko przeszkadzał – Mateusz bez entuzjazmu gramolił się z samochodu.
- Nie panikuj. I przestań z tym panem. Jakoś przeżyję, większe wycieczki u mnie nocowały.
Wskazałem mu schody za filarem. Ja rozumiem, że ktoś może lubić sporty ekstremalne, ale żeby tak cały czas siedzieć w mokrym ubraniu, to chyba nie jest przyjemne.
Weszliśmy na górę.
- Tu masz łazienkę – wskazałem drzwi. – Światło na fotokomórkę, samo się zapali, jak wejdziesz. Zaraz przyniosę ci ręcznik i coś na przebranie.
Poszedłem poszukać coś odpowiedniego dla Mateusza. Był trochę wyższy ode mnie, ale tak samo szczupły, więc mój sportowy dres najwyżej będzie miał dla niego za krótkie nogawki. I jakieś gatki, bo co wciągnie na goły tyłek? Wziąłem nowe bokserki, nieużywane. Dwa tygodnie temu miałem urodziny i kumpel dowcipniś zrobił mi taki prezent. Ponieważ sam nie włożyłbym na siebie bielizny używanej przez kogoś, nawet nie umiałbym mu czegoś takiego zaproponować. Ok.
Kiedy wyszedłem z pokoju, w łazience było ciemno. A ten gdzie się podział? – pomyślałem.
- Mateusz! – zawołałem stojąc w przedpokoju i zastanawiałem się, skąd wyjdzie.
- Co? – odezwał się z łazienki.
- Co tak po ciemku tam siedzisz?
- Samo zgasło.
- To porusz się, to reaguje na ruch. Zadziała, jak się poruszysz. I powycieraj się już i wychodź.
- W tych samych mokrych ciuchach... Nie mam co włożyć.
- Pomyślałem o tym i właśnie ci coś przyniosłem.
- Nie wchodź! – wrzasnął!
Rany boskie... Co mu? Jakiś wystraszony się trafił. Ja lubię z facetami, ale nie żeby na siłę i pod przymusem. Pewnie, że chciałbym sobie Mateuszka przynajmniej pooglądać, skoro na nic więcej nie mam szans, ale…
- Nie masz wyjścia – odpowiedziałem. – Albo wyjdziesz, albo ja wejdę. Też chciałem się umyć przed spaniem.
Poruszył się, bo zapaliło się światło. Przez chwilę z czymś się miotał. W końcu drzwi się uchyliły i wyciągnął rękę. Podałem mu dres i zapakowane w celofan bokserki z komentarzem: „Nowe, nieużywane” i odczekałem, aż to na siebie założy i wyjdzie.
Wyszedł. Nawet dobrze wyglądał. Spodnie wcale nie były za krótkie. Całość pasowała na Mateusza jak ulał.
- Ok, ja idę pod prysznic, zaraz wracam.
Mruknął coś, jak „dobra”, ale ja już zamykałem drzwi.
Pod prysznicem nie siedziałem zbyt długo, żeby mi się gość nie zanudził albo od razu nie usnął…
No tak! A sobie nic do ubrania nie wziąłem. Po prostu genialnie! Wyszedłem w samym ręczniku na biodrach. Mateusz siedział w fotelu. Gdy wszedłem, jak na mnie popatrzył! Potem spuścił wzrok, a zaraz potem znów popatrzył. Oczywiście w górkę moich genitaliów wypychających ręcznik. Na twarzy był cały czerwony od wypieków, a patrzył na mnie jak pies na apetyczną, smakowitą kość.
- Może zdejmę ręcznik, będziesz lepiej widział – byłem, jak zawsze, uprzejmy do bólu. Czasem dałbym sobie w łeb za takie hasła.
Mateusz, oczywiście czerwony, wstał i wyszedł z pokoju.
- Przepraszam, co? – zawołałem za nim, ale nie odpowiedział.
Zajrzałem za nim. Stał przy wyjściu i właśnie zdejmował spodnie, te moje, od dresu.
- Co robisz?
Stał teraz w samych bokserkach i patrzył na mnie zacięty, wystraszony.
- Co robisz, pytam?
- Oddaje ci te rzeczy. Pójdę już. Czy mogę zatrzymać bokserki? Odkupię.
Wariat… Stoimy tak naprzeciw siebie i prowadzimy durną rozmowę, pomyślałem. Przecież wieczorem nie wywalę faceta w samych gatkach z domu, w dodatku na taką pogodę!
Przyjrzałem się Mateuszowi tak, jak zwykle patrzę na facetów i własnym oczom nie wierzę. Chłopak fajnie zbudowany, zarośnięty gdzie trzeba i… stoi mu w bokserkach niezły namiot! Podoba mi się to! Ciekawe czy to z mojego powodu?
Nie wiem, jakie licho mnie podkusiło.
- Nie. W takim razie bokserki też oddawaj! – warknąłem stanowczo.
Znieruchomiał i patrzył na mnie. Tego się chyba nie spodziewał. A ja nadaję jak zaczarowany.
- No zdejmuj je z dupy! Jak nie chcesz pomocy, to jej nie dostaniesz! Zdejmuj bokserki i do domu!
Mateusz jeszcze chwilę stał jak wryty, po czym… – Masz! – zdjął je i z gołym tyłkiem wszedł do łazienki, gdzie zostały jego mokre rzeczy…
No, no, całkiem fajna ta dupka, a i fujara niczego sobie, chociaż ją rękami przykrywa, widać, że mu stoi! Muszę interweniować, bo mi chłopak faktycznie zwieje!
Wszedłem za nim i oparłem rękę na drzwiach.
- Podnieca cię facet w ręczniku? – zapytałem cicho.
Odwrócił głowę i nie odpowiada. Rany! Czy on myśli, że ja mam coś przeciw temu? Ująłem go za brodę i przytrzymałem, patrząc mu prosto w oczy.
- Podnieca cię?
Nic nie odpowiedział, tylko ten wystraszony wzrok.
- Podniecam cię? – zapytałem jeszcze raz, bardziej spokojnie i dużo łagodniej. Nie liczyłem, że się odezwie.
- Tak - ledwo dosłyszałem jego głos.
- No to o co ci chodzi? – spytałem. – Gdzie chcesz lecieć z tym gołym tyłkiem? Jak cię podniecam, to mnie poderwij, zaproponuj coś, a nie wydziwiaj.
- Myślałem, że… że jesteś zły, że się wściekłeś, że tak patrzę na ciebie…
W odpowiedzi przywarłem do jego warg, a mój język już szukał drogi między jego ząbkami. Chyba w końcu dotarło do niego, że mam na niego taką samą ochotę, jak on na mnie. Nasze ręce jak oszalałe błądziły po naszych ciałach. Moje palce plątały się w gęstwinie włosa przy jego penisie i na pośladkach. Przyciągnąłem go do siebie i poczułem jego napiętą pałę, jak ociera się o mojego wała przez ręcznik, który jeszcze miałem na biodrach.
- Wrócimy do pokoju? – zaproponowałem i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w stronę kanapy. Mateusz pochwycił ręcznik, który opadł na podłogę. Byłem nagi. Nie zwracałem na to uwagi. Odwróciłem się tylko i złapałem go za rękę.
- Chcesz tego? – upewniłem się.
Skinął głową. Pchnąłem go lekko na puszystą narzutę i znów zwarliśmy usta w pocałunku. Jego wargi były cudowne, aksamitne w dotyku i tak niemiłosiernie rozpalone. Zapragnąłem poczuć ich ciepło na moim taranie. Zmieniłem pozycję i teraz miałem przed oczami Mateuszowego drąga – to jest okaz! – a mój kołysał się przy jego twarzy. Językiem ostro zabrałem się za tę okazałą pałę, a i Mateusz nie próżnował. W powietrzu słychać było tylko mlaskanie. Jego pała raz po raz znikała w moich ustach i już zaczynała się ślinić. Wyjąłem ją na chwilę, żeby trochę odpoczęła, a w tym czasie zabrałem się za lizanie jego zarośniętego rowka. Rozgarnąłem włoski wokół dziurki i zacząłem drażnić ją najpierw delikatnie, a później coraz mocniej. Mateusz zamarł, więc pomogłem mu trochę biodrami. Pod zwinnymi ruchami mojego języka jego zwieracz poddawał się elastycznie, a mój drążek ruchał go na całego w gardło. Chłopak wił się pode mną i mruczał z rozkoszy. Więc już czas, pomyślałem, żeby ulżyć jego napalonej dziurce. Wstałem. Mateusz patrzył na mnie, w jego oczach był strach, ale i żądza.
- Ale… powoli – wyszeptał.
Domyśliłem się, że będę pierwszym samcem w jego dziurce. Ale mi się trafiło. Dobrze, będzie powoli. Mój chuj nie jest gigantyczny, ale do małych też nie należy.
- Nie bój się – powiedziałem, pochylając się nad nim.
Wyjąłem żel i gumkę.
- Może zaboleć, na początku tak jest, ale ból minie i zostanie czysta przyjemność.
Mateusz leżał z lekko uniesionymi nogami i patrzył jak zakładam gumkę i smaruję ją żelem. Drżał na całym ciele. Przytuliłem się do niego mocno i zaczęliśmy się całować. Chciałem odwrócić jego uwagę od tego, co zaraz miało nastąpić. Podniecenie zawładnęło całym jego ciałem. Delikatnie przystawiłem pałę do jego dziurki i pchnąłem lekko. Mateusz nie spodziewał się, że zrobię to w tym momencie, jego dziurka była rozluźniona moją pieszczotą, więc główka weszła lekko. Mimo to Mati spiął się z całej siły. Nie czekałem, dopchnąłem do końca, żel dał dobry poślizg. Jak go zerwało!
- Rozluźnij się, kocie – szeptałem mu do ucha, drażniąc go jednocześnie językiem. Posłuchał, a mój język zaczął pieścić go jak szalony. Jednocześnie zacząłem miarowo posuwać jego dziureczkę. Najpierw powoli, krótkimi powolnymi ruchami, z czasem wchodziłem coraz głębiej i ruchałem coraz szybciej. Mateusz płonął i rzucał się pode mną, a ja dobijałem po same jaja. Między jednym a drugim oddechem dyszał ciężko: „Jeszcze!”, ale ja i bez tego ruchałem go na całego. Jego nabrzmiałe jaja i twardy kutas cały czas ocierały się o nasze podbrzusza, czułem, że zaraz poleci. W końcu nie wytrzymał. Zalał swój i mój brzuch i swoją klatę. Ja przywarłem jeszcze bardziej do niego i ślizgałem się po gęstej, gorącej śmietance Mateusza. Zaraz i ja polecę, mój moment też już nadchodził. Czułem jak drżą moje jaja i jak za sekundę wyrzucą potężny ładunek. Chciałem trysnąć Mateuszowi na klatę, dokładając się do jego dzieła, ale przytrzymał mnie za pośladki. Cały ten nabój wystrzeliłem w gumkę, tkwiąc w jego gorącej dziurce.
- Czekałem na to... Warto było – wyszeptał mi do ucha.
- Pierwszy raz? – spytałem, chociaż byłem tego pewny. Ale chciałem to od niego usłyszeć.
Potwierdził ruchem głowy.
- Nigdy przedtem się nie kochałeś?
- Nigdy. Bałem się.
Trochę mnie zaskoczył.
- Jutro o tym porozmawiamy, ok.? Teraz idziemy spać, rano trzeba do biura…
- Ummhmm... – zamruczał Mateusz, obejmując mnie wpół i zasypiając.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin