Sloate Susan - Na łeb, na szyję.pdf

(336 KB) Pobierz
233668841 UNPDF
SUSAN SLOATE
NA ŁEB, NA SZYJĘ
Tytuł oryginału HEAD OVER HEELS
ROZDZIAŁ 1
Nie mogę tego zrobić - oświadczyłam. - Za żadne skarby świata!
Moja najlepsza przyjaciółka, Patty Farrell, często słyszała ode mnie te słowa,
zwłaszcza przed lekcją wuefu. Właśnie przed dużym lustrem w szatni dziewcząt wkładałyśmy
stroje gimnastyczne. Jak zawsze w takiej sytuacji zastanawiałam się ponuro, co mnie czeka w
ciągu najbliższej godziny.
Świetnie wiedziałam, że nie mogę liczyć na piątkę z tego pierwszego sprawdzianu, a
co gorsza, wątpiłam, czy w ogóle go zaliczę. Od początku roku, czyli od trzech tygodni,
ćwiczyłyśmy młynki, podciąganie na linie, skoki przez konia i układy na równoważni. Za
każdym razem gdy próbowałam wykonać jedno z tych zadań, padałam równo na twarz. Po
prostu w ogóle nie łapałam, o co chodzi w tych gimnastycznych wygibasach.
Patty natomiast wszystko przychodziło z łatwością i tak naturalnie, jakby urodziła się
na koźle. Jej młynki były bez zarzutu, wciągała się po linie niczym małpa, a po równoważni
chodziła z takim wdziękiem, że często jej powtarzałam: „Marnujesz się tutaj, powinnaś
startować na olimpiadzie”.
- No chodź, Gale - nalegała Patty. - Po prostu wejdź i rób swoje. Przecież to nie jest
takie straszne Poza tym, kto wie? Może sama sobie zrobisz niespodziankę i ćwiczenia zaczną
sprawiać ci przyjemność?
Pomyślałam, że właściwie to powinnam ją znienawidzić - przecież to ona namówiła
mnie do zapisania się na wuef - ale nie mogłam. Patty jest otwarta i zawsze pogodna, ja
bardziej ulegam nastrojom i bywam nadwrażliwa. Dobrałyśmy się jak w korcu maku, choć
może wyglądamy razem nieco osobliwie.
Mam ciemnoszare oczy i czarne kręcone włosy do ramion, które lubię czesać w różne
szalone fryzury. Do tego szybko opalam się na brązowo. Tylko raz, pod koniec lata, gdy się
zaczytałam leżąc na hamaku w ogródku za domem, spaliłam się za mocno i następnego dnia
chodziłam czerwona jak burak; potem jednak skóra ściemniała mi na brąz. Mam sto
sześćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu i bardzo długie nogi. To dzięki nim sprawiam
wrażenie sportsmenki, chodź wcale nią nie jestem.
Patty natomiast ma bardzo jasną cerę, blond włosy obcięte niemal na chłopaka i
krótkie nogi. Jest tak drobna i niska, że z trudem sięga mi do ramienia. A jednak na sali
gimnastycznej święci triumfy, a ja wychodzę za skończoną łamagę.
Założyłam wreszcie strój i spojrzałam na zegar, który bezlitośnie cykał odliczając
minuty do pierwszego sprawdzaniu z wuefu.
- Lepiej już chodźmy. - Westchnęłam. - Nie chcę myśleć o tym, co mnie czeka.
- Uspokój się, Gale. Już niedługo będzie po wszystkim - pocieszała mnie Patty.
Miała rację, rzeczywiście, męka skończyła się po godzinie, ale dla mnie to były całe
wieki. Długo będę pamiętała ten dzień i chyba w życiu go nie zapomnę.
Pani Werner, nauczycielka wuefu, podzieliła nas na trzyosobowe grupy, żeby wraz z
dwiema praktykantkami uważniej nas obserwować i oceniać podczas wykonywania ćwiczeń.
Trafiłam do innej grupy niż Patty i kiedy czekałam w kolejce do równoważni, widziałam, jak
swobodnie i szybko śmiga w górę po linie. Postanowiłam, że później zastanowię się
poważnie, czy by jej jednak nie znienawidzić po kres mych dni.
Delikatnie mówiąc, nigdy nie czułam się pewnie na równoważni, więc nawet się
ucieszyłam, że będę miała z głowy te ćwiczenia. Pani Werner dała mi znak, żebym zaczęła.
Wykonałam obowiązkowe wejście szwedzkie i przystąpiłam do układu, który ćwiczyłyśmy
przez kilka tygodni.
I gdy wykonywałam ostatni obrót myśląc, że poszło mi całkiem nieźle, usłyszałam
dziwny dźwięk dobiegający z końca sali gimnastycznej. Obróciłam się gwałtownie i
natychmiast utraciłam równowagę.
Łup! Wylądowałam z trzaskiem na jednym z metalowych uchwytów mocujących
równoważnię do podłogi. Rany, ale się uderzyłam w tyłek! Bolał jak wszyscy diabli.
Jeszcze bardziej zabolało mnie to, co słyszałam: stłumione chichoty dziewcząt.
Wprawdzie zmierzyłam je morderczym spojrzeniem, ale to nic nie pomogło. Tylko zakryły
usta dłońmi udając, że kaszlą, i dalej chichotały. Byłam wściekła. Nie tylko strasznie mnie
bolało, ale jeszcze doznałam okropnego upokorzenia. Nie pozostało mi nic innego, jak
przeczekać, aż minie ich rozbawienie; nic gorszego i tak mnie już nie może spotkać.
Jak bardzo się przeliczyłam! Dalsza część sprawdzianu poszła mi równie fatalnie.
Wciągnęłam się tylko do połowy liny i niemal spadłam z konia, bo niewłaściwie ustawiłam
nogi przy skoku. W rezultacie siadłam na macie z uniesionymi stopami. Nie tak nas uczono.
Kiedy wszyscy wykonali już swoje ćwiczenia i lekcja się wreszcie zakończyła,
pokuśtykałam do szatni, jak mogłam najszybciej.
- Gale! - usłyszałam wołanie pani Werner. - Proszę, zajrzyj do mnie na chwilę, kiedy
już się przebierzesz.
Patty spojrzała na mnie współczująco. Oczywiście, widziała cały mój żałosny występ i
przechodząc obok szepnęła:
- Trzymaj się!
Wzięcie się w garść zajęło mi trochę czasu. Zdecydowanie nie lubię rozmawiać z
nauczycielami po lekcjach, chyba że na temat tego, ile piątek mogę się spodziewać na
semestr. Czułam przez skórę, że pani Werner raczej będzie chciała poruszyć ze mną inny
temat.
Kiedy stanęłam w drzwiach jej pokoju przy sali gimnastycznej, siedziała za biurkiem i
wpisywała oceny do dziennika.
- Wejdź, Gale. Usiądź, a może wolisz postać? - Uśmiechnęła się do mnie. Z trudem
udało mi się odpowiedzieć tym samym.
Pani Werner jest naprawdę miła. Radzi nam zawsze, byśmy się starały wykonać
ćwiczenia jak najlepiej na miarę własnych możliwości, a nie porównywały się do innych.
Twierdzi, że motywacja jest najważniejszym elementem sukcesu.
Ostrożnie przysiadłam na krześle i tylko trochę skrzywiłam się z bólu.
- Wiesz, Gale - zaczęła nauczycielka - obserwuję cię od początku roku. Powiedź mi,
czy lubisz uprawiać sport?
Poczułam, że się czerwienię.
- Nie, właściwie to średnio - przyznałam. - Ale pewnie już się tego pani domyśliła.
- Nie lubisz upadków, co?
- Nienawidzę! - wyrzuciłam z siebie i aż się sama zdziwiłam, ile w tym okrzyku
zabrzmiało wściekłości. Zwykle zachowywałam się uprzejmie w trakcie rozmów z
nauczycielami, ale jeszcze w uszach brzmiało mi chichotanie całej klasy, więc zupełnie nie
mogłam zapanować nad złością.
- Czy lubisz jakąkolwiek dyscyplinę sportową? - zapytała.
Wahałam się przez chwilę.
- Nie - wyznałam wreszcie. - Sport mnie zupełnie nie bawi. Zdecydowanie wolę pisać
lub czytać.
- Ach, tak, rozumiem. Widzisz, pomyślałam sobie... - Patrzyła na mnie i wiedziałam,
co widzi: wysoką dziewczynę o długich nogach, wymarzoną zawodniczkę na boisku
koszykówki, piłki ręcznej czy innej dyscypliny sportowej wymagającej wzrostu i zręczności.
No cóż, pomyślałam ze złością. Może i mam wzrost, to już połowa sukcesu. A
zręczność wyrobię w sobie później. Dużo później.
Jak już wspomniałam, zwykle nie odnoszę się niegrzecznie do nauczycieli i naprawdę
lubię panią Werner, ale wtedy miałam wielką ochotę wstać i wyjść z jej pokoju. Co ją to
obchodzi, że w wolnych chwilach wolę czytać niż włazić po linie albo uganiać się po boisku
za jakąś głupią piłką? Moim zdaniem, wokół sportu robi się stanowczo za dużo szumu. Poza
tym najważniejszy jest rozwój umysłowy i w tej kwestii rodzice się ze mną zgadzają.
- Wiesz, Gale, że człowiek czasem coś sobie wbija do głowy, a potem wydaje mu się,
że fakty i wydarzenia to potwierdzają. - Pani Werner rozparła się wygodniej na krześle. - Na
przykład, moim zdaniem, wyglądasz na świetną sportsmenkę. Rzecz jasna ty myślisz inaczej.
Rany, świetny żart! Przez całe życie nikt, zaczynając ode mnie, nie kojarzył mnie ze
sportem. Zawsze byłam osobą, która owszem, pierwsza kończyła zadaną do przeczytania
książkę, ale nigdy wyścig. Biegałam tak wolno, że powinny się ze mną ścigać żółwie, dla
poprawienia sobie nastroju!
Nauczycielka ciągnęła:
- Wydaje mi się, że kiedyś narodziło się w tobie przekonanie, że zupełnie brak ci
koordynacji...
- Bo tak właśnie jest! - przerwałam jej.
- Jesteś tego pewna? - spytała unosząc brwi. - A poza tym sądzę, że jeśli przestaniesz
się uważać za łamagę, to przestaniesz się tak czuć i zachowywać.
Widziałam, że się przejęła i zaczyna gadkę z gatunku „motywacyjnych”.
- Jesteś młoda i zdrowa, Gale, miałaś szczęście urodzić się ze świetnie zbudowanym,
mocnym ciałem. Szkoda go marnować. Korzystaj z niego. Zajmij się ćwiczeniami w siłowni,
pływaniem albo łyżwami, jednym słowem tą dyscypliną sportową, która ci najbardziej
odpowiada. Ale coś rób! Zobaczysz, sama się zdziwisz, jak dobrze się dzięki temu poczujesz.
Powiedziałaś, że sport ci nie odpowiada, ale to, że nie lubisz jednej dyscypliny, nie oznacza,
że nie znajdziesz czegoś, co by ci się spodobało. Pomyśl o tym - dodała zerkając na zegarek. -
A teraz lepiej się pośpiesz, bo się spóźnisz na następną lekcję.
Gdy wychodziłam od niej, szumiało mi w głowie. Sport i ja? Pływanie, nurkowanie,
biegi, gra w koszykówkę czy ręczną? W moim wykonaniu? Pani Werner chyba oszalała od
nadmiaru ćwiczeń!
Kiedy wracałam z Patty do domu, nie odważyłam się powtórzyć jej dokładnie słów
nauczycielki. Moja przyjaciółka miała gromki śmiech, przypominający trochę huczenie sowy,
i wolałam, żeby nie huczała moim kosztem.
Gdy mijałyśmy boisko szkolne, zobaczyłam, że żeńska drużyna koszykówki zaczyna
rozgrzewkę. Zmierzyłam zawodniczki pogardliwym wzrokiem.
- Popatrz na nie! - prychnęłam. - Koszykarze to najgorsze co chodzi po ziemi... poza
korzykarkami. Te mięśniaki mają w głowie tylko jedno: następny kosz!
Dobrze, przyznaję, byłam zazdrosna, dlatego użyłam tego pogardliwego,
wymyślonego przeze mnie określenia. W głębi duszy chciałam wyglądać tak dobrze, jak one,
kiedy biegały truchtem wokół boiska i z wdziękiem skakały, by wrzucić piłkę do kosza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin