363. Child Maureen - Panna młoda jest w ciąży.pdf

(647 KB) Pobierz
Maternity Bride
MAUREEN CHILD
P ANNA MŁODA JEST
W CIĄŻY
Tytuł oryginału: Maternity Bride
0
113017837.006.png 113017837.007.png 113017837.008.png 113017837.009.png 113017837.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- No, wsadź go, kretynko - szepnęła sama do siebie Denise Torrance,
drapiąc kluczem okolice klamki.
Wściekła, rzuciła okiem przez ramię, zdziwiona, że zwykła awaria
prądu sprawiła, iż czuje się jak bohaterka jakiegoś horroru z wczesnych lat
pięćdziesiątych. Na miłość boską, zna przecież to biuro lepiej niż własne
mieszkanie! Wie, że nie czają się tu żadne potwory.
Westchnęła z ulgą, kiedy uparciuch trafił wreszcie do dziurki.
Poprawiła torebkę na ramieniu, przekręciła klucz i weszła do ciemnego
gabinetu.
Jej prawa ręka automatycznie powędrowała do kontaktu. Nic z tego.
W pokoju nadal było ciemno.
- Kapitalnie - mruknęła pod nosem. - Najwyraźniej nikomu się nie
spieszy, by to naprawić.
No tak, ale gdyby wcześniej wzięła te papiery z gabinetu Patricka,
dawno już by jej tu nie było. Przerwa w dostawie prądu nie zastałaby jej
pośrodku korytarza.
- Dziesiąta wieczór. Co za idiota pracuje do tej pory, zamiast dawno
leżeć w gorącej kąpieli?
- Chyba tylko my dwoje - rozległ się w ciemnościach niski, męski
głos.
Serce podeszło Denise do gardła.
- A ta kąpiel to rzeczywiście znakomity pomysł -dodał głos.
1
113017837.002.png
Denise instynktownie cofnęła się i ostrożnie rozejrzała po pokoju.
Żałowała, że zamiast pantofli na ponad siedmiocentymetrowych obcasach
nie ma na nogach adidasów.
Zobaczyła go dopiero wtedy, kiedy podszedł bliżej, w blasku
księżyca padającym przez okno. Oczywiście nie widziała jego twarzy, lecz
tylko postać. Dużą postać. Potężną, wysoką.
I w dodatku blokował jej dojście do drzwi.
No dobrze, pomyślała. Ta droga ucieczki jest zamknięta. Gabinet
mieścił się na trzecim piętrze, więc skakanie przez okno też odpadało.
Myśl, Denise, myśl! Gorączkowo próbowała przypomnieć sobie coś z
lekcji samoobrony, które brała w ubiegłym roku. Podskocz do atakującego
i przerzuć go przez ramię?
Tak, zgadza się.
Denise zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu, wpadła na jakieś krzesło i
zachwiała się. Jeden z obcasów odpadł, mogła więc tylko utykać.
- Nie zbliżaj się - ostrzegła, starając się nadać swemu głosowi jak
najgroźniejsze brzmienie. - Bo jak nie, to...
- Spokojnie, paniusiu - przerwał jej głos nieznajomego, który
podszedł znów odrobinę bliżej.
- Będę krzyczeć.
Czcza groźba! W ustach i w gardle miała tak sucho, że dziwiła się, iż
była w stanie choćby szeptać. O krzyku nie mogło być mowy.
- Niechże pani... - Mężczyzna był wyraźnie znudzony.
Denise znów zrobiła niepewny krok do tyłu. Dlaczego nie jest w
stanie logicznie myśleć? Czemu z tamtego drogiego kursu niczego nie
2
113017837.003.png
zapamiętała? Dokładnie tego się obawiała. Że kiedy stanie twarzą w twarz
z prawdziwym napastnikiem, w jej głowie będzie tylko pustka.
Poruszona gwałtownym ruchem torebka boleśnie uderzyła ją w
brzuch. Denise jęknęła.
- Nic pani nie jest?
- A bo co?
Patrzcie go, jaki troskliwy!
- Gdyby choć na chwilę stanęła pani spokojnie...
- Mowy nie ma - warknęła i zaczęła gwałtownie podskakiwać.
Hamany obcas wcale jej tego nie ułatwił. Uderzyła biodrem w kant biurka
i przysięgła, że jeśli ten szaleniec ją zabije, będzie straszyła Particka Ryana
do końca jego życia.
Co ż niego za przyjaciel! Wziął sobie urlop, zmuszając ją tym
samym, by poszukała w jego gabinecie papierów, których ojciec
potrzebował na jutrzejsze spotkanie. Jeśli przeżyje, będzie błagać ojca, by
wyrzucił Patricka!
- Kobieto, uspokój się! - Mężczyzna był wściekły. Kapitalnie!
Denise zaczęła śpiewać. No, może nie aż śpiewać, ale tak trochę
podśpiewywać. Na tyle, by nie słyszeć jego kpiącego głosu. Zrobiła
kolejne kilka kroków w tył i... zaczepiła paskiem torebki o kant biurka.
Klnąc pod nosem, nachyliła się, by uwolnić pasek, i nagle pojawiła się w
jej głowie genialna myśl!
Pospiesznie włożyła rękę do torebki. W ciemnościach musiała
polegać wyłącznie na wyczuciu własnych palców. Pospiesznie wyrzucała
na podłogę kolejne rzeczy.
3
113017837.004.png
- No, szanowna pani - mówił dalej głos. Teraz był już zdecydowanie
za blisko. - Niech się pani uspokoi, to wszystko sobie wyjaśnimy.
Tak, jeszcze czego! Uspokoić się!
Z sercem bijącym jak oszalałe, z urywanym oddechem, Denise
znalazła w końcu to, czego szukała. Triumfalnym gestem wyciągnęła z
torby pojemnik. Uniosła go w górę i skierowała w stronę napastnika - a w
każdym razie tak jej się w tych ciemnościach wydawało. Na wszelki
wypadek odwróciła jednak głowę i dopiero wtedy nacisnęła spray.
- Cholera jasna! - krzyknął mężczyzna i rzucił się prosto na nią.
Z jej gardła wyrwał się krzyk.
Mężczyzna wytrącił jej z ręki pojemnik, stracił równowagę i upadł
na podłogę, pociągając ją za sobą. Przyjął na siebie właściwie całą siłę
upadku, ale potem natychmiast przetoczył się na Denise i całym sobą
przygwoździł do podłogi.
Denise usłyszała, jak niepotrzebny już teraz pojemnik z pieprzem
toczy się po podłodze, w najodleglejszy chyba róg pokoju. Zaczerpnęła
tchu, chciała krzyknąć ile sił w płucach, lecz w tej samej chwili wielka,
silna dłoń mężczyzny zasłoniła jej usta.
Poczuła zapach old spice'a, tytoniu i czegoś w rodzaju smaru do
motocykli. Dziwne!
- Uspokój się, dobrze? - warknął groźnie mężczyzna.
Łatwo powiedzieć! Uspokój się! Była przygwożdżona do podłogi
jego ogromnym, ciężkim ciałem. Czuła wbijającą się jej w brzuch klamrę
jego paska i twarde, muskularne uda obejmujące jej nogi.
Czemu nie opuściła tego budynku razem ze wszystkimi?
4
113017837.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin