Hilary Norman - W ślepej uliczce.pdf

(1142 KB) Pobierz
Norman Hilary - W ślepej uliczc
HILARY
NORMAN
w ślepej
uliczce
 
przypadek nr 5/040573
BOLSOVER L.F
analiza/ocena
zawieszono
akcja
rozwiązano X
 
1
Przez cały ostatni tydzień lutego zwłoki leżały pod
warstwą worków w opuszczonej szopie, na posesji
koło Claris Green w Londonie, w dzielnicy Barnet.
Jeszcze niecały rok temu ta malutka działka rodziła
śliwki, pomidory, truskawki i sezonowe kwiaty, ale
potem dzierżawca zmarł, zaniedba-ne rośliny
zwiędły, ziemia zarosła chwastami i gdzieniegdzie
pokryła się pajęczynami, a jedną ścianę szopy
doszczętnie zburzyli dla zabawy miejscowi wandale.
Nastała zima, a że nie było widać chętnych do
wydzierżawienia działki, zwłoki odnaleziono dopiero
po ośmiu dniach, chociaż jeden z rzuconych przez
chuliganów kamieni przebił spróchniałą deskę i
wylądował dokładnie na lewym udzie zabitej kobiety.
Makabryczne odkrycie, kiedy wreszcie do niego
doszło, zaszokowało i doprowadziło do torsji
wszystkich, którzy mieli nieszczęście znaleźć się na
miejscu. Mimo znacznie posuniętego rozkładu,
udało się błyskawicznie ustalić tożsamość ofiary
jako Lynne Frances Bolsover, której zaginięcie
zgłosił tydzień wcześniej jej mąż. Ponieważ od tej
pory nikt kobiety nie widział, nikt też nie posłużył
się jej kartą płatniczą, z dnia na dzień rosły obawy o
jej życie. Wprawdzie nigdy by nie odnaleziono
czarnej skórzanej torebki od Marksa i Spencera
(którą morderca wrzucił do pojemnika na śmieci
przy Franklin Road, ponad kilometr od po-
sesji), ale Lynne wciąż miała na sobie czerwony
sweter firmy Next i niebieskie dżinsy z naszywką z
syjamskim kotem na tylnej kieszeni. Zarówno to
ubranie, jak zapis stanu uzębienia mogły znacznie
 
usprawnić działanie policji.
Ale oczywiście nie rodziny Bolsover.
Patolog mógłby potem potwierdzić, że
dwudziestodzie-więcioletnia żona Johna Bolsovera,
matka sześcioletniej Kylie i czteroletniego Aleksa,
zmarła wskutek rozległego wylewu krwi do mózgu,
który nastąpił po roztrzaskaniu czaszki trzema
uderzeniami. Dochodzenie wszczęte przez Terenową
Specjalną Brygadę Śledczą Policji Miejskiej i okręgu
północno-zachodniego * (AMIT NW) ruszyłoby
wówczas pełną parą i szybko zostałoby zakończone.
Detektywi s AMIT NW wkrótce by się dowiedzieli, że
lekarka Lynne, doktor Deirdre Miller, rozpoznała u
niej przewlekłą depresję po przebytej rok wcześniej
aborcji i niedawno wypisała jej receptę na prozac.
Personel pobliskiej apteki zeznałby zapewne, ze
denatka często zaopatrywała się u nich w maść z
arniki na siniaki, a według Pam Wakefield (siostry
Lynne) i Valerie Golding, jej najbliższej sąsiadki,
maż Lynne John regularnie ją bił i w ogóle się nad
nią znęcał. To on (zdaniem Pam) miał zmusić żonę
do aborcji, która wpędziła ją w depresję.
Prawdopodobnie Bolsovera przesłuchano by kilka
razy, po czym oskarżono i skazano za morderstwo.
Ale on nigdy nie przyznałby się do popełnienia tej
zbrodni.
Ponieważ był niewinny.
* Area Major Investigation Team (wszystkie przypisy
pochodzą od tłumaczki).
 
2
Wszyscy w kółko powtarzali, że Lizzie Piper Wade
ma kupę szczęścia w życiu.
- Oczywiście oprócz problemu z biednym Jackiem -
dodawali szybko ci, którzy wiedzieli o dystrofii
mięśniowej młodszego syna Wade'ów - chociaż i tak
musi jej być łatwiej niż innym kobietom.
„Inne kobiety" to te, które nie miały szczęścia wyjść
za Christophera Wade'a.
Życie nauczyło Lizzie cieszyć się z każdego
dobrodziejstwa i pomimo okrutnej diagnozy
dotyczącej Jacka, być
wdzięczną losowi. Choćby za dzielność synka, jego
inteligen-cję, poczucie humoru i własnej wartości, a
nade wszystko za niewzruszoną wiarę w miłość, jaką
darzyła go cała rodzina. Za to, że dwunastoletni
Edward i siedmioletnia Sophie byli zdrowi, chociaż
dopiero czas i odpowiednie testy, przeprowadzone w
wieku dojrzewania, wykażą, czy córka nie jest
nosicielką defektu genetycznego, który wykryto u
Jacka. Poza tym była wdzięczna za swoją pracę.
- Jakie miejsce zajmuje w pani życiu kariera
zawodowa? - zapytała ją kiedyś w wywiadzie
dziennikarka jednego z niedzielnych dodatków.
- Wiem, że mam szczęście pod tym względem - przy-
znała Lizzie. - Cieszę się, że mogę gotować, jeść, pić,
pisać o tym i jeszcze dostawać za to pieniądze.
Dalej mówiła jak zawsze o swojej dobrej gwieździe, o
tym, że chociaż czasem naprawdę ciężko pracuje, to
wciąż trudno jej myśleć o tym, co robi, jako o
prawdziwej „pracy". Nie udzieliła jednak odpowiedzi,
która nasuwała się jej jako oczywista i najbardziej
zgodna z prawdą. Praca trzyma mnie przy zdrowych
zmysłach. Dziennikarka, wiedząc o chorobie Jacka,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin