Huxley Aldous- Niebo i pieklo.doc

(279 KB) Pobierz
Aldous Huxley - "Niebo i pieklo" (przeklad Henryk Waniek)

Aldous Huxley - "Niebo i pieklo"  (przeklad Henryk Waniek)

 

 

 

 

 

Szkic ten jest następstwem „DRZWI PERCEPCJI". Dla kogoś, w kim nigdy nie zapaliła się spontanicznie ,,świeca widzenia", doświaczenie meskalinowe jest podwójnie oświecające. Rzuca ono światło na nieznane dotąd rejony jego własnego umysłu i tym samym rzuca światło, nie wprost, na inne umysły hojniej obdarowane pod względem wizji. Snując refleksję nad swym doświadczeniem dochodzi się do nowego i lepszego zrozumienia dróg, na których te inne umysły postrzegają, czują i myślą, dochodzą do kosmologicznych pojęć, które wydają się im oczywiste i wreszcie do dzieł sztuki, poprzez które zmuszone są wyrażać same siebie. W poniższych słowach próbowałem zapisać, mniej lub bardziej systematycznie, rezultaty tego nowego zrozumienia.

 

A. H.

 

 

 

W historii nauki kolekcjoner okazów wyprzedzał zoologa będąc następcą eksponentów naturalnej teologii i magii. Zaniechał badania zwierząt w duchu autorów Bestiariuszy, dla których mrówka jest wcieleniem pracowitości, pantera emblematem — co dość zaskakujące — Chrystusa, a tchórz gorszącym przykładem niepohamowanej lu-bieżności. Ale, wyjąwszy podstawową sferę działania, nie był jeszcze fizjologiem, ekologiem czy badaczem zwierzęcych zachowań. Jego największą troską było sporządzenie wykazu, schylanie, zabicie, wypchanie i opisanie tylu rodzajów zwierząt, na ilu tylko potrafił położyć swe ręce.

 

Podobnie jak ziemia setki lat temu, nasz umysł ciągle ma swoje najbardziej mroczne Afryki, nie zaznaczone na mapach Bornea i dorzecza Amazonki. Wobec fauny tych regionów nie jesteśmy jeszcze zoologami, jesteśmy tylko przyrodnikami i zbieraczami okazów. Jest to fakt niepomyślny, ale musimy się z nim pogodzić i zrobić z niego najlepszy użytek. Choć błaha, praca kolekcjonerska musi być wykonana zanim przystąpimy do wyższych zadań naukowej klasyfikacji, analizy, doświadczenia i budowania teorii.

 

Podobnie jak żyrafa czy dziobak, stworzenia zamieszkujące te odległe obszary umysłu są nadzwyczaj nieprawdopodobne. Tym niemniej istnieją, są przedmiotami obserwacji i jako takie nie mogą być ignorowane przez kogokolwiek, kto szczerze usiłuje zrozumieć świat w jakim żyje.

 

Jest trudnym, jest prawie niemożliwym mówienie o psychice bez użycia porównań zaczerpniętych z bardziej znanego świata rzeczy materialnych. Jeśli użyłem metafor geograficznych czy zoologicznych to nie z kaprysu lub czczego nałogu posługiwania się barwnym językiem. Stało się tak dlatego, że metafory takie wyrażają z całą mocą istotną odmienność dalekich kontynentów umysłu oraz całkowitą autonomię i relacji innych ascetów wiedzą oni, że głodówka i ograniczone otoczenie może ich „przetransportować" w miejsca, do których tęsknią. Kara, jaką sobie sami wymierzają może być progiem raju. (Może też być — i o tym będzie mowa niżej — bramą do rejonów piekielnych.)

 

Z punktu widzenia mieszkańca Starego Świata torbacze są wyjątkowo dziwne. Ale dziwność nie oznacza przypadkowości. Kangury i kangurowce mogą przeczyć prawdopodobieństwu, ale istnieją i podlegają znanym prawom. Ta sama prawda obejmuje psychologiczne stworzenia zamieszkujące odległe rejony naszego umysłu. Doświadczenia wywołane przez meskalinę lub głęboką hipnozę są z pewnością dziwne, ale dziwne w ramach pewnej prawidłowości, dziwne według wzoru.

 

Jakie to są wspólne cechy, które ów wzór nakłada na nasze wizyjne doświadczenia? Pierwszym i najważniejszym jest doświadczenie światła. Wszystko co jest widziane przez tych, którzy odwiedzają antypody umysłu, jest wspaniale oświetlone i wydaje się świecić od wewnątrz. Wszystkie barwy są intensywne do stopnia przerastającego wszystko widziane w stanie normalnym, a równocześnie zdolność umysłu do rozróżniania delikatnych różnic tonów i odcieni jest wyraźnie podwyższona. W tym względzie istnieje znaczna różnica między doświadczeniem wizyjnym a zwykłym snem. Większość snów jest bezbarwna, albo częściowo lub nieznacznie kolorowa. Natomiast wizje meskalinowe lub hipnotyczne są zawsze intensywnie i, można by powiedzieć, przedwiecz-nie naturalnie błyszcząco kolorowe. Profesor Calvin Hali, który zebrał relacje wielu tysięcy snów, powiada nam, że około dwie trzecie wszystkich snów są czarno-białe. "Tylko jeden sen na trzy jest kolorowy, albo zawiera jakieś barwy". Niewielu ludzi śni wyłącznie kolorowo; niewielu nigdy nie doświadcza barwy w snach; większość czasami śni barwnie, lecz najczęściej nie.

"Dochodzimy do wniosku" pisze dr Hall, „że kolor w snach nie zawiera informacji o osobowości śniącego." Zgadzam się z tym wnioskiem. Kolor w snach i wizjach nie mówi nam więcej o osobowości człowieka niż kolor w świecie zewnętrznym. Ogród w lipcu widzimy jako jaskrawię barwny. Percepcja mówi nam coś o świetle słonecznym, kwiatach i motylach, ale niewiele lub nic o nas samych. Podobnie fakt, że widzimy jaskrawe barwy w naszych wizjach i niektórych snach mówi nam coś o faunie antypodów umysłu, lecz nic o osobowości tego kto zamieszkuje, jak to nazwałem, Stary Świat umysłu.

 

Większość snów wiąże się z prywatnymi życzeniami śniącego, z instynktownymi popędami, lub konfliktami, które zjawiają się,gdy pragnienia i popędy są sprzeczne z sumieniem lub gdy lękają się opinii publicznej. Zbiór tych popędów i konfliktów wyraża się w postaci dramatycznych symboli, a w większości snów symbole te są bezbarwne. Dlaczego tak jest właśnie? Zakładam, że odpowiedź jest taka, że aby być skutecznym, symbol nie musi zawierać barwy. Litery, którymi piszemy o różach nie muszą być czerwone i możemy opisać tęczę atramentowymi znakami na białym papierze. Książki są ilustrowane kreskowymi rycinami i plamami półtonów; te bezbarwne obrazki i digramy skutecznie przekazują informacje.

 

To co jest wystarczająco dobre dla czuwającej świadomości jest wyraźnie dobre dla osobowej podświadomości, która potrafi wyrażać swe znaczenia przy pomocy bezbarwnych symboli. Barwa wydaje się być rodzajem probierza realności. To co jest nam dane, jest kolorowe; to co nasz tworzący symbole intelekt i kaprys zbiera w jedno, jest bezbarwne. Przeto zewnętrzny świat jest widziany jako barwny. Sny, które nie są dane, lecz produkowane przez osobową podświadomość,' ogólnie są czarno-białe. (Warto zaznaczyć, że w większości ludzkich/ doświadczeń najjaskrawiej kolorowe sny to krajobrazy, w których nie ma żadnetgo dramatu, żadnych symbolicznych odniesień do konfliktu, a tylko przedstawienie świadomości danego, poza-ludzkiego faktu.)

 

Obrazy świata archetypowego są symboliczne, ale skoro my, jako jednostki, nie tworzymy ich, ale znajdujemy je ,,gdzieś", w kolektywnej, nieświadomości, to odsłaniają one przynajmniej niektóre z cech danej rzeczywistości i są barwne. Nie-symboliczni mieszkańcy antypodów umysłu żyją według własnego prawa i podobnie jak dane fakty świata zewnętrznego są barwni. W istocie są oni daleko intensywniej barwni niż dane zewnętrzne. Moża to tłumaczyć, przynajmniej częściowo, faktem że nasze postrzeganie świata zewnętrznego jest zwyczajowo zaciemnione pojęciami naszego myślenia. Zawsze usiłujemy prztworzyć rzeczy na znaki, aby naszej inwencji łatwiej było przyswajać abstrakcję. Lecz postępując w ten sposób pozbawiamy rzeczy ich wrodzonej rzeczowości.

 

Na antypodach umysłu jesteśmy mniej lub bardziej wyzwoleni z języka, przebywamy poza systemem myślenia pojęciowego. W rezultacie nasza percepcja przedmiotów wizyjnych posiada całą świeżość, całą nagość intensywności doświadczenia, które nigdy nie było werbalizowane ani przekładane na martwą abstrakcję. Ich barwa (ów znak tego, co dane) świeci z jasnością, jaka wydawać się nam musi przed-wiecznie naturalna, ponieważ jest faktycznie naturalna — całkowicie naturalna w tym sensie, że nie jest w najmniejszym stopniu zafałszowana przez język lub naukowe, filozoficzne czy użytkowe pojęcia, przy pomocy których zwykle odtwarzamy dany świat w naszym własnym, posępnym, ludzkim obrazie.

 

W Świecy Widzenia irlandzki poeta A. E. (George William Russel) zanalizował swe wizyjne doświadczenia z wielką dokładnością. "Kiedy rozmyślam" pisze, "czuję w myślach i obrazach kotłujących się wokół mnie odbicie osobowości, lecz są także okna w mej duszy, przez które można zobaczyć obrazy stworzone nie przez człowieka, ale przez boską wyobraźnię."

 

Nasze językowe nawyki wiodą nas do błędu. Na przykład zwykliśmy mówić, ,,Wyobrażam sobie", gdy winniśmy raczej powiedzieć, "Kurtyna się uniosła i mogłem zobaczyć." Wizje spontaniczne albo sprowokowane nigdy nie są naszą własnością. Nie ma w nich miejsca dla wspomnień należących do zwykłej jaźni. Rzeczy widziane są całkowitą nowością. "Nie ma żadnych odniesień ani przypomnień," by użyć słów Sir Williama Herschela, "żadnych przedmiotów widzianych ostatnio, lub choćby tylko pomyślanych." Gdy pojawiają się twarze to nigdy nie są to twarze przyjaciół lub znajomych. Jesteśmy poza Starym Światem i badamy antypody.

 

Dla większości z nas przez większość czasu świat codziennego doświadczenia wydaje się raczej mroczny i nudny. Lecz nieliczni często, a liczniejsi sporadycznie przelewają do powszechnego widzenia nieco jasności wizyjnego doświadczenia i niejako przekształcają świat codzienny. I choć wciąż taki sam, Stary Świat przyjmuje jakości antypodów umysłu. Oto mamy dość charakterystyczny opis takiego przekształcenia świata codzienności.

 

"Siedziałem na brzegu morza, nieco zasłuchany w wywody przyjaciela, które były wręcz nudne. Nieświadomie spojrzałem na warstewkę piasku zgarniętego dłonią, gdy nagle zobaczyłem niezwykłe piękno każdego małego ziarenka; i zamist nudzić się, wpatrywałem się, jak każda drobinka zrobiona była według doskonałego, geometrycznego wzoru, z ostrymi kątami które dawały jasny odblask światła, a każdy z maleńkich kryształów błyszczał jak tęcza...Promienie krzyżowały się i rozbiegały wywołując tak piękne wzory, że zaparło mi dech...Wówczas nagle moja świadomość wzniosła się i zobaczyłem w żywy sposób, jak cały wszechświat jest uczyniony z cząsteczek materii która, niezależnie jak martwą i nudną mogłaby się wydawać, wypełniona jest tym intensywnym i żywym pięknem. Na sekundę lub dwie świat pokazał się jako płomień chwały. Gdy to się skończyło pozostałem z czymś czego nigdy nie zapomnę i co stale przypomina mi o tym pięknie zamkniętym w każdej drobinie materii wokół nas."

 

Podobnie George William Russell pisze o zobaczeniu świata oświetlonego przez „nie dający się wytrzymać blask jasności"; o zobaczeniu „krajobrazów wspaniałych jak utracony Raj"; o oglądaniu świata, gdzie "barwy są jaśniejsze i czystsze, tworząc bardziej miękką harmonię". A także "wiatry iskrzyły diamentową jasność, pełne barw jak opal, rozświetlały dolinę, i wiedziałem, że wokół mnie jest Złoty Wiek, ale jesteśmy ślepi, lecz choć nie widzimy go to i tak nigdy nie opuści świata."

 

Wiele podobnych opisów da się znaleźć u poetów i w literaturze religijnego mistycyzmu. Pomyślmy dla przykładu o Wordsworth'a Odzie o Ogłoszeniu Nieśmiertelności Wczesnego Dzieciństwa: o liryce Georga Herberta i Henry Vaughan'a; o Stuleciach Rozmyślań Traher-ne'a; o fragmentach jego autobiografii, w których Ojciec Surin opisuje cudowne przemienienie zamkniętego ogrodu klasztornego we fragment Nieba.

 

Przedwiecznie naturalne światło i barwa są wspólne wszystkim doświadczeniom wizyjnym. A wraz ze światłem i barwą przychodzi, w każdym przypadku, rozpoznanie wyższych znaczeń. Samoświecące przedmioty widziane na antypodach umysłu mają znaczenie, i to znaczenie jest, w swoisty sposób, tak intensywne jak ich barwa. Znaczenie jest tu identyczne z bytem bo na antypodach umyshr przedmioty nie są dla czegoś, lecz dla siebie samych. Obrazy pojawiające się w zasięgu kolektywnej podświadomości mają znaczenie w relacji do podstawowych faktów ludzkiego doświadczenia; a tutaj, na pograniczu świata wizyjnego stajemy wobec faktów które, jak fakty o naturze zewnętrznej, są niezależne od człowieka, zarówno indywidualnego jak kolektywnego, i istnieją według swego prawa. A ich znaczenie zawiera się dokładnie w tym, że same w sobie są intensywne i, same będąc intensywnymi są przejawami tego co istotowo jest dane poza-ludzką odmiennością wszechświata.

 

Światło, kolor i znaczenie nie istnieją w izolacji. Modyfikują, lub są przejawiane przez przedmioty. Czy istnieją jakieś szczególne klasy przedmiotów wspólnych dla większości wizyjnych doświadczeń? Odpowiedź brzmi: Tak, istnieją. Dzięki meskalinie i hipnozie, jak też w spontanicznych wizjach, pewne klasy postrzeganych doświadczeń powtarzają się raz za razem.

 

Typowe doświadczenie meskalinowe lub lizergowe zaczyna się od postrzeżeń barwnych, ruchomych, żywych kształtów geometrycznych. Później czysta geometria staje się konkretna i widać nie wzory lecz wzorzyste przedmioty takie jak dywany, wycinanki, mozaiki. Te ustępują miejsca wielkim i skomplikowanym budowlom, pośród stale zmieniających się pejzaży, przechodząc od intensywnie bogatej barwności do jeszcze bardziej intensywnej barwności, od wielkości do głębszej wielkości. Pojawiają się heroiczne postacie z rodzaju tych, jakie Blake nazywał "Serafinami", pojedynczo lub grupami. Bajkowe zwierzęta przemierzają scenę. Wszystko jest nowe i zdumiewające. Prawie nigdy nie widać niczego co przypominałoby naszą własną przeszłość. To nie jest wspominanie scen, osób czy przedmiotów, to nie jest wymyślanie; to jest widok nowej kreacji.

 

Surowca dla tej kreacji dostarcza wizualne doświadczenie codziennego życia, ale przetworzenie materiału w kształty jest dziełem kogoś, kto z pewnością nie jest tym, który pierwotnie doświadczał a później przywołuje i odtwarza. Są to (by zacytować słowa jakich użył dr J. R. Smythies w ostatnim numerze American Journal of Psychiatry) "dokonania wysoce zróżnicowanych przedziałów mentalnych, pozbawionych jakichkolwiek powiązań, emocjonalnych czy wolicjonalnych, z celami, zainteresowaniami czy uczuciami omawianej osoby".

 

Oto w skróconej parafrazie, relacja Weir Mitchell o wizyjnym świecie, do którego został "przetransportowany" przez peyote, kaktus będący naturalnym źródłem meskaliny. Wchodząc w ten świat zobaczył zastępy „gwiezdnych punktów" i coś wyglądającego jak fragment "witrażu". Później pojawiły się „delikatnie unoszone warstewki barw". To zostało zastąpione przez „raptowny napływ punktów białego światła" przelatujących przez pole widzenia. Następnie były zygzaki bardzo jasnych barw, które jakoś zamieniały się w wydęte obłoki o jeszcze jaskrawszych odcieniach. Teraz pokazały się budowle, a następnie krajobrazy. Była tam wieża o wymyślnym kształcie przybrana statuami przy wejściu i na kamiennych wspornikach. „W miarę patrzenia dostrzegłem, że każdy kąt, gzyms a nawet złącza kamieni stopniowo pokrywały lub obwieszały kiście czegoś co wydawało się olbrzymimi drogocennymi kamieniami, lecz nieszlifowanymi, a niektóre miały rozmiary przeźroczystych owoców...wszystko zaś posiadało wewnętrzne światło." Gotycka wieża ustąpiła górze, skale niezwykłej wysokości, kolosalnemu pazurowi wykutemu w kamieniu i rzuconemu nad przepaścią, niekończącemu rozwijaniu się barwnych draperii i świeceniu jeszcze większej ilości klejnotów. W końcu nastąpił widok zielonych i purpurowych fal uderzających o brzeg i „roje świateł tej samej barwy co fale".

 

Każde doświadczenie meskalinowe, każda wizja spowodowana przez hipnozę jest niepowtarzalna, lecz wszystkie wyraźnie należą do tego samego gatunku. Krajobrazy, architektura, pęki klejnotów, jaskrawe i skomplikowane wzory — są to, wraz z atmosferą przedwiecznie naturalnego światła, przedwiecznie naturalnej barwy i przedwiecznie naturalnego znaczenia, tworzywa z których wykonane są antypody umysłu. Dlaczego tak jest? Nie mamy pojęcia. Jest to surowy fakt doświadczenia które, niezależnie od tego czy chcemy czy nie, musimy zaakceptować — tak jak musimy zgodzić się z faktem istnienia kangurów.

 

Od tych faktów wizyjnego doświadczenia Innych Światów przejdźmy teraz fo relacji przechowanych we wszystkich tradycjach kulturowych — do światów zamieszkałych przez bóstwa, przez dusze zmarłych, przez człowieka w stanie jego pierwotnej niewinności.

 

Czytając te relacje jesteśmy od razu zaskoczeni ścisłym podobieństwem między spowodowanymi lub spontanicznymi doświadczeniami wizyjnymi a niebami i krainami szczęśliwości znanymi z folkloru i religii. Przedwiecznie naturalna światłość, przedwiecznie naturalna intensywność barw, przedwiecznie naturalne znaczenie — są to cechy wszystkich Innych Światów oraz Złotych Epok. I w każdym przypadku te przedwiecznie naturalnie znaczące światła jaśnieją lub rozjaśniają pejzaże o tak przejmującym pięknie, że słowa nie potrafią tego wyrazić.

 

Zatem, w tradycji grecko-rzymskiej znajdziemy uroczy Ogród Hesperyd, Pola Elizejskie i śliczną wyspę Leuke, gdzie został przetransportowany Achilles. Memnon udał się na inną świetlaną wyspę gdzieś na Wschodzie. Odyseusz i Penelopa podróżowali w przeciwnym kierunku i radowali się nieśmiertelnością wraz z Circe w Italii. Dalej na zachód były Wyspy Blestu, wspomniane przez Hezjoda, w istnienie których wierzono tak mocno, że jeszcze w pierwszym wieku przed Chrystusem Sertoriusz planował wysłanie z Hiszpani eskadry, która miała je odkryć.

 

Magicznie piękne wyspy pojawiają się w folklorze Celtów i, na przeciwległej stronie świata, u Japończyków. Natomiast pomiędzy Avalonem na krańcach zachodnich a Horaisanem na Dalekim Wschodzie, znajduje się ziemia Uttarakuru, Inny Świat Hindusów. "Ziemia ta" czytamy w Ramayacie, "jest pełna jezior ze złotymi lotosami. Są tam tysięczne rzeki, okryte liśćmi o barwie szafiru i lapis lazuli, a jeziora, błyszczące jak poranne słońce, otoczone są złotymi pączkami czerwonego lotosu. Zamiast piasku na brzegach rzek są perły, klejnoty i złoto o blasku ognia. Tamtejsze drzewa bezustannie rodzą kwiaty i owoce o słodkim zapachu przywabiającym ptaki."

 

Uttarakuru, jak widzimy, przypomina krajobrazy z doświadczenia meskalinowego, bogate w kamienie szlachetne, l jest to cecha wspólna wszystkim Innym Światom z tradycji religijnych. Każdy raj obfituje w klejnoty, lub conajmniej w przedmioty podobne do klejnotów, które Weir Mitchell nazwał „przeźroczystymi owocami". Mamy tu dla przykładu Ogród Edenu w wersji Ezechiela. „Byłeś w Edenie, ogrodzie Boga. Wszelki klejnot był w tym okryciu, sardiusz, topaz i diament, beryl, onyks i jaspis, szafir, szmaragd i karbunkuł, i złoto... byłeś pomazanym Cherubinem, który wznosi się i opada pośród kamieni ognistych." (Rozdział XXVIII, 13,14). Raje buddyjskie ozdobione są podobnymi „kamieniami ognia". Przeto w Zachodnim Raju Sekty Czystej Krainy są ściany ze srebra, złota i berylu; są tam jeziora o brzegach z klejnotów oraz obfitość jaśniejących lotosów, w których zasiadają Bodhisattowie.

 

Opisując swe Inne Światy, Celtowie i Teutoni mało mówili o drogocennych kamieniach, lecz wiele mieli do powiedzenia o innej, lecz dla nich równie cudownej substancji — szkle. Walijczycy mają swój błogosławiony kraj zwany Ynisvitrin, Wyspę Szkła, a jedną z nazw germańskiego królestwa zmarłych jest Glasberg, Szklana Góra. Można tu też przypomnieć Szklane Morze z Apokalipsy.

 

Większość rajów wypełniona jest budowlami i, podobnie jak drzewa, wody, wzgórza i pola, budynki te są przystrojone klejnotami. Znamy owo Nowe Jeruzalem, „a ściany jego domostw będą z jaspisu, a miasto będzie ze szczergo złota, jakgdyby z czystego szkła. A fundamenty ścian tego miasta upiększone wszelkimi klejnotami".    

 

Podobne opisy można znaleźć w eschatologicznej literaturze Hinduizmu, Buddyzmu i Islamu. Niebo zawsze jest miejscem klejnotów. Dlaczego jest właśnie tak? Ci, którzy o wszystkich ludzkich czynach myślą w kategoriach społecznego i ekonomicznego odniesienia mogą na to odpowiedzieć tak: Klejnoty są na ziemi rzadkością. Posiada je tylko garstka ludzi. Dla kompensacji tego faktu, rzecznicy uboższej mniejszości wypełnili swe wyobrażenia niebios drogocennymi kamieniami. Taka hipoteza „niebiańskiego tortu" zawiera bez wątpienia pewną część prawdy, ale nie wyjaśnia dlaczego drogocenne kamienie już pierwotnie były uważane za drogocenne.                                  

 

Ludzie poświęcali niezwykłe ilości czasu, energii i pieniędzy na poszukiwanie, wykopywanie i szlifowanie kolorowych kamyków. Dla-czego? Utylitaryści nie posiadają wyjaśnienia tak fantastycznego postępowania. Lecz, gdy tylko weźmiemy pod uwagę fakty doświadczenia wizyjnego, wszystko staje się jasne. W wizji ludzie dostrzegają szczodrość tego co Ezechiel nazwał „kamieniami ognia", a Weir Mitchell opisał jako ,,przeźroczyste owoce". Te rzeczy same świecą, ukazują przedwiecznie naturalną jaskrawość barwy i posiadają przed-wiecznie naturalne znaczenie. Materialnymi przedmiotami, które najbardziej przypominają te źródła wizyjnej iluminacji są klejnoty-kamie-nie. Uzyskanie takiego kamienia jest uzyskaniem czegoś co jest gwarantowanie drogocenne przez fakt, że istnieje w Innym Świecie.

 

Stąd wynika niewytłumaczalna w inny sposób ludzka skłonność do klejnotów i stąd przypisywanie drogocennym kamieniom własności terapeutycznych i magicznych. Jestem przekonany, że łańcuch przyczyn zaczyna się w psychologicznym Innym Świecie doświadczenia wizyjnego, schodzi na ziemię i ponownie wznosi się do teologicznego Innego Świata niebios. W takim kontekście zawarte w Fedonie słowa Sokratesa nabierają nowego znaczenia. Istnieje — powiada on — idealny świat ponad i poza materią. "Na tej innej ziemi barwy są znacznie bardziej czyste i znacznie jaśniejsze niż tutaj na dole...same góry i same kamienie mają bogaty połysk, piękną przezroczystość i silny odcień. Drogocenne kamienie tego niższego świata, nasze tak cenione krwawniki, jaspisy, szmaragdy i cała reszta, są tylko nikłą częścią tych kamieni z góry. Na innej ziemi nie ma głazów lecz drogocenne i prześcigające się w pięknie nasze klejnoty."

 

Mówiąc inaczej, drogocenne kamienie są drogocenne bo zawierają nikłe wspomnienie jaśniejących cudowności widzianych wewnętrznym okiem wizjonera. "Widok tego świata," powiada Platon, „jest wizją błogosławionego wędrowca"; bo zobaczenie rzeczy "takimi jakimi są" jest niepodważalnym i niewyrażalnym szczęściem.

 

Wśród ludzi nie mających żadnej wiedzy o drogocennych kamieniach lub o szkle, niebo jest przybrane nie minerałami lecz kwiatami. Przedwiecznie naturalnie jaśniejące kielichy kwiatów w większości Innych Światów opisywanych przez pierwszych eschatologów, a nawet w posiadających klejnoty i szkło rajach bardziej zaawansowanych religii, są obecne. Pamiętne są lotosy hinduskiej i buddyjskiej tradycji, róże i lilie Zachodu.

 

"I Bóg zasadził ogród". Stwierdzenie to wyraża głęboką prawdę psychologiczną. Ogrodnictwo posiada swe źródło — a w każdym razie jedno ze swych źródeł — .w Innym Świecie antypodów umysłu. Gdy wierni składają na ołtarzu kwiaty to zwracają Bogu rzeczy, o których wiedzą, lub (jeśli nie są wizjonerami) niejasno przeczuwają, że pochodzą z nieba.

 

A ten zwrot do źródła nie jest jedynie symboliczny; jest to też przedmiot bezpośredniego doświadczenia. Bo ruch między naszym Starym Światem a jego antypodami, między Tutaj i Tam, jest dwukierunkowy. Klejnoty, na przykład pochodzą z nieba duszy wizjonera, ale też prowadzą duszę do nieba z powrotem. Kontemplując je, ludzie (jak to określiłem) zostają przetransportowani — sprowadzeni ku tej Innej Ziemi z dialogu Platona, ku magicznemu miejscu, gdzie każdy kamyk jest drogocennym kamieniem. Taki sam skutek powodować mogą artefakty ze s/k la i metalu, przez płomyki pduające w mroku, przez jaskrawo barwne obrazy i ornamenty, przez kwiaty, muszelki i pióra, przez krajobrazy widziane, tak jak Shelley wid/.iał Wenecję ze wzgórz Lugenejskicn, w zniekształcającym świetle zachodzącego lub wschodzącego słońca.

 

Istotnie, możemy zaryzykować uogólnienie i rzec, że cokolwiek, w naturze lub w dziele sztuki, przypomina któryś z tych intensywnie znaczących, wewnętrznie jaśniejących obiektów spotykanych na antypodach umysłu, jest w stanie, choćby w częściowej i rozcieńczonej formie, spowodować doświadczenie wizyjne. W tym miejscu hypnotyzer przypomni nam, że pacjent silnie wpatrujący się w błyszczący przedmiot może wejść w trans; a jeśli wejdzie w trans, lub tylko w stan marzenia, może doświadczyć wizji wewnętrznych lub przekształceń świata zewnętrznego.

 

Ale jak i dlaczego widok błyszczącego przedmiotu powoduje trans lub stan marzenia? Czy jest to, jak utrzymują wiktorianie, prosty skutek wytężenia wzroku przejawiający się ogólnym wyczerpaniem nerwowym? Czy potrafimy wyjaśnić zjawisko w kategoriach czysto psychologicznych — jako koncentrację doprowadzoną do monoidei, prowadzącą do rozkojarzenia?

 

Istnieje trzecia możliwość. Błyszczące przedmioty mogą naszej nieświadomości przypominać to czym delektuje się ona na antypodach umysłu, i te niejasne przypomnienia życia w Innym Świecie są tak porywające, że zwracamy mniej uwagi na ten świat, i to daje nam szansę świadomego doświadczenia tego co, nieświadomie, zawsze jest z nami.

 

Widzimy więc, że są w naturze pewne sceny, pewne klasy przedmiotów, pewne materiały posiadające moc „przetransportowania" umysłu w kierunku jego antypodów, poza codzienne Tu, w kierunku Innego Świata wizji. Podobnie, w dziedzinie sztuki znajdujemy pewne dzieła, pewne klasy dzieł, w których manifestuje się ta sama „transportująca" moc. Te wyzwalające wizję dzieła mogą być wykonane z powodujących wizję materiałów, takich jak szkło, metal, klejnoty lub klejnotopodobne pigmenty. W innych wypadkach ich moc bierze się z faktu, że oddają one, w pewien szczególnie wyrazisty sposób, jakąś „transportującą" scenę lub przedmiot.

 

Najlepsza sztuka wyzwalająca wizję jest wytworem mężczyzn i kobiet posiadających własne wizyjne doświadczenie; choć również i odpowiednio dobry artysta zwyczajnie naśladujący sprawdzony przepis może stworzyć dzieła, które będą mieć przynajmniej nieco mocy „transportującej".

 

Ze wszystkich wyzwalających wizję sztuk, najbardziej zależną od swego surowca jest, oczywiście, sztuka złotnicza i jubilerska.

 

Wygładzone metale i drogocenne kamienie są tak istotnie transportujące, że nawet biżuteria epoki wiktoriańskiej i biżuteria secesyjna posiadają swą moc. A gdy do tej naturalnej magii połyskliwych metali i samo-świetlnych kamieni dodać inną magię, magię szlachetnego kształtu i barw zręcznie skojarzonych, wtedy stajemy wobec najprawdziwszego talizmanu.

 

Sztuka religijna zawsze i wszędzie korzystała z tych, powodujących wizje, materiałów. Złoty ołtarz, figurka z chryzolefantyny, wzbogacone klejnotami symbole lub obrazy, połyskliwy sprzęt ołtarzowy — znajdziemy te rzeczy tak we współczesnej Europie jak w starożytnym Egipcie, w Indiach i w Chinach, u Greków, Inków i Azteków.

 

Wytwory sztuki złotniczej są istotnie boskie. Mają swe miejsce w samym sercu każdej Tajemnicy, w każdej świętej świętości. Taka uświęcona biżuteria zawsze jest kojarzona ze światłem lamp i świec. Dla Ezechiela klejnot był „kamieniem ognia". I odwrotnie, płomień jest żywym kamieniem, wyposażonym we wszystkie moce „transportujące", jakie są przynależne drogocennym kamieniom i, w mniejszym stopniu, wygładzonym metalom. Ta „transportująca" moc płomienia rośnie w proporcji do głębokości i rozległości otaczającego mroku. Najsilniej uduchowionymi świątyniami są mroczne jaskinie, w których kilka płomyków ożywia „transportujące", pochodzące z innego świata skarby na ołtarzu.

 

Szkło jest niewiele mniej skutecznym środkiem sprowadzającym wizje niż naturalne klejnoty. Z pewnych względów jest ono jednak bardziej skuteczne, z tej prostej przyczyny, że jest go więcej. Dzięki szkłu całe budowle — na przykład Saint-Chapelle, katedry w Chartres i Sens — mogły się zmienić w coś magicznego i transportującego. Dzięki szkłu Paolo Ucello mógł zaprojektować okrągły klejnot o przekątnej trzynastu stóp — wielkie okno Zmartwychwstania, kto wie czy nie najbardziej niezwykłe pojedyncze dzieło sztuki powodujące wizje, jakie kiedykolwiek powstało.

 

Dla ludzi średniowiecza, co jest oczywiste, doświadczenie wizyjne miało najwyższą wartość. Było tak cenne, że w istocie gotowi byli płacić za nie najwyższą cenę. W wieku dwunastym umieszczano w kościołach skarbonki na rzecz obstalunku i zakładania witrażowych okien. Suger, Opat z St. Denis powiada nam, że skarbonki zawsze były pełne.

 

Lecz od ceniących się artystów nie można oczekiwać, że będą ciągle robić to co już ich ojcowie zrobili z najwyższą jakością. W wieku XIV barwa cofnęła się przed grisaile, a okna przestały być środkiem wizyjnym. Gdy u schyłku piętnastego stulecia kolor stał się ponownie modny, witrażyści odczuwali potrzebę, i czuli się technicznie przygotowani do naśladowania obrazów renesansowych w przeźroczystej postaci. Skutki były często interesujące, ale nie miały mocy „transportującej".

 

Następnie przyszła Reformacja. Protestanci odrzucali wizyjne doświadczenie i przypisywali magiczne doświadczenie drukowanemu słowu. W kościele o czystych oknach wierni mogli czytać Biblię i modlitewniki i nic nie kusiło ich by przed kazaniem uciec ku Innemu Światu. Po stronie katolickiej ludzie Kontrreformacji stanęli na rozdrożu. Uważali doświadczenie wizyjne za rzecz dobrą lecz również wierzyli w najwyższą wartość druku.

 

W nowych kościołach rzadko zakłada się witraże a w wielu starych całkowicie lub częściowo zastąpiono je czystym szkłem. Jasne światło ułatwia wiernemu spoglądanie w książkę i równoczesne podziwianie dzieł wizyjnych stworzonych przez nowe generacje rzeźbiarzy i architektów barokowych.

 

Te „transportujące" dzieła wykonywano z metalu i polerowanego kamienia. Gdziekolwiek odwrócił się wierny, trafiał na blask brązu, bogaty połysk barwionego marmuru i nieziemską biel figur.

 

W rzadkich przypadkach, gdy Kontrreformacja czyniła użytek ze szkła, bywało ono namiastką diamentów, nie zaś szfirów czy rubinów. Wielościenne pryzmaty zagościły w sztuce religijnej wieku siedemnastego a w kościołach katolickich do dziś dnia zwisają z niezliczonych żyrandoli. (Te czarujące i nieco zabawne ornamenty należą do nielicznych powodujących wizje urządzeń dopuszczalnych w Islamie. W meczetach nie ma obrazów ani relikwiarzy; lecz, przynajmniej na Bliskim Wschodzie, surowość ich jest złagodzona przez „transportujące" połyski rokokowych kryształów.)

 

Od malowanego lub ciętego szkła przejdźmy do marmuru i innych kamieni dających się doskonale wygładzić i używanych w wielkiej masie. O fascynacji takimi kamieniami świadczyć może ilość czasu i kłopotów, jakich wymagało ich zdobywanie. W Baalbek, na przykład, oraz dwieście lub trzysta mil dalej w głąb lądu, w Palmirze znajdujemy w ruinach kolumny z różowego granitu pochodzące z Assuanu. Te wielkie monolity wydobywano w Górnym Egipcie, barkami spławiano w dół Nilu, przewożono przez Morze Śródziemne do Byblos lub Tripolisu, skąd wołami, mułami i siłą ludzką, w górę do Homs, zaś z Homs na południe do Baalbek, lub na wschód, przez pustynię, do

Palmiry.

 

To gigantyczna praca! A z utylitarystycznego punktu widzenia jakże bezużyteczna! Lecz w rzeczywistości, był w tym cel — cel przerastający czczą użyteczność. Wygładzony do wizyjnego połysku różowy blask głosił swój widoczny związek z Innym Światem. Kosztem nadzwyczajnego wysiłku ludzie przenosili te kamienie z kamieniołomu pod Zwrotnikiem Raka i teraz w rekompensacie kamienie "transportowały" swych tragarzy na pól dystansu ku antypodom wizyjnym umysłu.

 

Kwestia użyteczności i motywów leżących poza użytecznością powraca raz jeszcze w związku z ceramiką. Niewiele rzeczy jest tak użytecznych, tak absolutnie niezastąpionych jak garnki, talerze i dzbany. Równocześnie nikt nie zajmuje się mniej ich użytecznością niż kolekcjonerzy porcelany i glazurowanej gliny. Nie wystarczy powiedzieć, że ludzie ci kierują się głodem piękna. Ogólna brzydota otoczenia w jakim najczęściej jest pokazywana piękna ceramika jest wystarczającym dowodem, że ich właścicielom obojętne jest piękno we wszystkich przejawach, bo cenią sobie szczególny rodzaj piękna — piękna wyginających się refleksów, miękkich, jasnych połysków, szklistych i gładkich powierzchni. Jednym słowem, piękna które „transportuje" wędrowca, bo przypomina mu, mniej lub bardziej wyraźnie, przedwiecznie naturalne światła i barwy Innego Świata. Sztuka garncarstwa w większości była sztuką świecką — ale sztuką świecką, którą niezliczeni wyznawcy traktowali z bałwochwalczą niemal czcią. Jednakże, od czasu do czasu, ta świecka sztuka miała miejsce w posłudze religijnej. Glazurowane kafle znalazły dostęp do meczetów i, gdzieniegdzie, do chrześcijańskich kościołów. Z Chin pochodzą błyszczące ceramiczne obrazy bogów i świętych. We Włoszech Lucca delia Robią stworzył niebo z błękitnej glazury dla swej błyszcząco białej Madonny i dzieciątka Jezus. Wypalona glina jest tańsza niż marmur, a odpowiednio wykorzystana, niemal równie „transportująca".

 

Platon, a podczas rozkwitu sztuki religijnej, św. Tomasz z Akwinu utrzymywali, że czyste, jasne barwy są samą istotą artystycznego piękna. W takim razie Matisse miałby całkowitą przewagę • nad Goyą czy Rembrandtem. Wystarczy przetłumaczyć abstrakcje filozofów na konkretne pojęcia by zobaczyć, że to równanie piękna w ogóle z jasnymi, czystymi kolorami jest absurdem. Lecz myląca, jak wiadać, ta czcigodna nauka nie całkiem rozmija się z prawdą.

 

Jasne, czyste barwy są cechą Innego Świata. W konsekwencji dzieła ir sztuki malowane jasnymi, czystymi barwami mogą, w odpowiednich okolicznościach, "przetransportować" umysł wędrowca na jego antypody^ Jasne, czyste barwy są istotą nie piękną w ogóle, lecz tylko szczególnego roddaju piękna, mianowicie wizyjnego, -Kościoły gotyckie i greckie świątynie,"statuy z trzynastego wieku/po Chrystusie oraz piątego wieku przed Chrystusem — to wszystko było jaskrawię barwione.

 

Bo dla Greków i ludzi Średniowiecza ta sztuka jarmarku i gabinetu woskowych figur była ewidentnie „transportująca". Nam wydaje się żałosną. Wolimy naszą Praksytelesowską płaskność, nasze marmury i wapienie an naturel. Dlaczego nasz nowoczesny smak różni się w tym względzie od naszych przodków? Przyczyna, sądzę, jest taka, że nazbyt spoufaliliśmy się z jasnymi, czystymi pigmentami, by mogły nas poruszać. Wielbimy je, oczywiście, gdy oglądamy wielkie lub subtelne kompozycje, lecz one same jako takie nie poruszają nas.

 

Sentymentalni miłośnicy przeszłości skarżą się na szarzyznę naszego wieku i przeciwstawiają ją jaskrawej wesołości dawnych czasów. W istocie jednak mamy daleko większą obfitość barw w nowoczesnym niźli starożytnym świecie. Lazur i tyryjska purpura były cennymi rzadkościami; bogate aksamity i brokaty szat książęcych; tkane lub malowane zasłony średniowiecznych i nowożytnych domostw były zastrzeżone dla uprzywilejowanej mniejszości.

 

Nawet wielcy tej ziemi posiadali niewiele takich powodujących wizje skarbów. Jeszcze w siedemnas...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin