R129. Neels Betty - Staromodna dziewczyna.pdf

(596 KB) Pobierz
10309667 UNPDF
BETTY NEELS
Staromodna
dziewczyna
Harlequin ®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
10309667.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwóch mężczyzn stało przy oknie i patrzyło na
ponury styczniowy krajobraz. Nagle, jak na komendę,
odwrócili się i ogarnęli spojrzeniem pokój, w którym
się znajdowali.
- Ma się rozumieć - zauważył starszy z nich,
niski i grubawy, ze strzechą popielatych włosów
nad mięsistą twarzą - Norfolk, a szczególnie jego
wiejskie okolice, nie są podczas zimy zbyt zachę­
cające.
Jakby na przekór tym słowom, w jego głosie
pobrzmiewał optymizm.
- Nie oczekuję żadnych szczególnie estetycznych
przeżyć. - Drugi mężczyzna mówił z wyczuwalnym
obcym akcentem. - Liczę przede wszystkim na spokój
i ciszę. - Raz jeszcze zlustrował dość miłe, choć raczej
skromnie umeblowane wnętrze, którego od tygodni
nikt nie opalał. - Dzisiaj mamy szóstego, sądzę więc,
że sprowadzę się tutaj za cztery dni. Gospodynię
przywiozę ze sobą, ale poza tym przydałaby się osoba
do najrozmaitszych posług. Czy może mi pan kogoś
polecić?
- Nic łatwiejszego, panie Van der Beek. We wsi
jest wiele kobiet godnych zaufania, z których każda
chętnie zatrudni się u pana. Przydałby się też panu
ogrodnik, a stary Ned Groom opiekował się niegdyś
tym ogrodem.
- W porządku. - Van der Beek ponownie odwrócił
się do okna. Był bardzo wysokim trzydziestokilkulet-
nim mężczyzną o jasnych jak len włosach. Z jego
6
mocną budową ciała harmonizował imponujący nos
na przystojnej twarzy. Miał twardo zarysowane usta
i czyste błękitne oczy. - Wynajmuję dom na pół
roku, pan zaś zechce załatwić wszystkie formalno­
ści.
- Oczywiście. - Starszy mężczyzna zawahał się.
- Wspomniał pan, że ponad wszystko przedkłada
spokój i ciszę. Czy mógłbym w takim razie za­
proponować osobę, która przejmie na siebie wszystkie
obowiązki dnia codziennego i będzie odbierała telefony,
robiła zakupy, płaciła rachunki, grzecznie usuwała
nieproszonych gości i dbała o pański dom, gdy pan
będzie musiał się wybrać w kilkudniową podróż?
- Słowem , wzór doskonałości - oschle skomentował
Van der Beek.
Jego rozmówcy przypadło do gustu to określenie.
- Trafił pan w dziesiątkę. Chodzi o mieszkankę tej
wsi, osobę rozsądną i dyskretną. Pana gospodyni nie
musi się obawiać, że jej autorytet zostanie pod­
kopany.
Van der Beek rozważał przez chwilę propozycję.
- W zasadzie nie mam żadnych zastrzeżeń do
samego pomysłu, z tym że warunkiem przyjęcia do
pracy będzie zgoda tej osoby na miesięczny okres
próbny. Do pana należy omówienie szczegółów,
ustalenie pensji i tak dalej.
-Jaka płaca wchodziłaby tu ewentualnie w rachubę?
Van der Beek machnął niecierpliwie ręką.
- Pozostawiam to pana uznaniu. - Podszedł do drzwi-
Czy podrzucić pana do Aylsham?
Tamten skwapliwie przyjął ofertę. Opuścili stare
domostwo i wsiedli do granatowego bentleya,
który stał na podjeździe .
Do Aylsham było około trzydziestu
kilometrów, a że nie mieli sobie nic więcej do
powiedzenia, spędzili czas jazdy w milczeniu. Dopiero
kiedy Van der Beek wysadził agenta mieszkaniowego
7
przed jego biurem na głównej ulicy, przypomniał
sobie o pewnej kwestii.
- Zapewne ma pan telefon mojego adwokata?
Przypuszczalnie też z usług jakiegoś prawnika korzysta
właściciel domu?
- Oczywiście. Jeszcze dzisiaj skontaktuję się z ni­
mi. I proszę być pewnym, że kiedy za cztery dni
pan tutaj wróci, dom będzie gotów do zamiesz­
kania.
Pożegnali się, po czym Van der Beek wyprowadził
wóz na szosę prowadzącą do Norwich. Ominął
obwodnicą stolicę hrabstwa Norfolk i rezygnując
z autostrady wybrał boczną drogę przez Sudbury
i Saffron Walden. Miał sporo czasu i chciał, zanim
dojedzie do Londynu, przemyśleć raz jeszcze swoje
plany.
Czekało go pół roku z dala od szpitala, gdzie
pracował jako chirurg. Jego drobiazgowe notatki
osiągnęły już takie rozmiary, że wręcz domagały się
przetworzenia w książkę na temat pewnych zagad­
nień z dziedziny chirurgii. Minione tygodnie spędził
na poszukiwaniu odpowiedniego miejsca i lokum,
gdzie mógłby zasiąść do swej pisarskiej pracy. I oto
wreszcie je znalazł, a przynajmniej miał taką na­
dzieję.
Odprowadziwszy wzrokiem granatowego bentleya,
pośrednik mieszkaniowy wszedł do swego biura
i natychmiast chwycił za słuchawkę. Gdy zaś po
tamtej stronie dał się słyszeć męski przytłumiony
głos, od razu przeszedł do rzeczy.
- George? Doktor Van der Beek zdecydował się
na dom Martinów. Wynajmuje go na pół roku.
Kiedy podsunąłem mu pomysł, aby zapewnił pomoc
swojej gospodyni, dość gładko wyraził zgodę. Czy
mógłbyś jak najszybciej skontaktować, się z Patience?
8
Nie powiedziałem mu, że jest krewną właścicielek.
Zresztą nie sądzę, aby mieli się widywać. Doktor
chce pisać swoją książkę w absolutnym spokoju. Jeśli
więc Patience będzie trzymała się na uboczu i prze­
stawała tylko z gospodynią, to przez pół roku praca
jest jej.
W słuchawce rozległ się suchy kaszel George'a
Bennetta.
- Zaznaczam, że formalności...
- Tak, tak, wiem, ale obie panie Martin na gwałt
potrzebują pieniędzy i Patience mogłaby załatać dziury
w domowym budżecie. To jest jak manna z nieba.
George Bennett ponownie zakasłał.
- Zgadzam się z tobą, że takiej okazji nie wolno
przepuścić. Czy w rozmowie z doktorem Van der
Beekiem poruszyłeś kwestię wynagrodzenia?
- Nie, ale gość przyjechał bentleyem i nie targował
się o wysokość najmu. Myślę, że nie zawadzi, jeśli
Patience zadzwoni do gospodyni i przedstawi się jej.
Spodziewam się, że Van der Beek zleci Patience
prowadzenie domu.
- Oby tak się stało. Ja w każdym razie już idę
zanieść paniom Martin tę wiadomość.
Patience Martin, trzymając w rękach kilka sztuk
świeżo uprasowanej i starannie złożonej bielizny
pościelowej, stała przy oknie w swojej sypialni
i wyglądała na ulicę. Jej wzrok zatrzymał się na
czarnym rozłożonym parasolu i sylwetce starszego
pana, w którym rozpoznała George'a Bennetta. Wąska
i cicha uliczka zabudowana była po obu stronach
niewielkimi bliźniaczymi segmentami. Pan Bennett
najwyraźniej zmierzał ku drzwiom domu jej ciotek.
Patience odłożyła bieliznę i szybko zbiegła na dół,
aby otworzyć gościowi drzwi, zanim ten naciśnie
dzwonek. Ciotki przed podwieczorkiem ucinały sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin