Łąka I Czy pamiętasz, jak głowę wynurzyłeś z boru, Aby nazwać mnie Łąką pewnego wieczoru? Zawołana po imieniu, Raz przejrzałem się w strumieniu - I odtąd poznam siebie wśród reszty przestworu. Przyszły do mnie motyle, utrudzone lotem, Przyszły pszczoły z kadzidłem i mitrą i złotem, Przyszła sama Nieskończoność, By popatrzeć w mą zieloność - Popatrzyła i odejść nie chciała z powrotem… Kto całował mak w zbożu – nie zazna niedoli! Trawa z ziemi wyrwana pachnie, lecz nie boli. Kocham stopy twoje bose, Że deptały kruchą rosę, Rozróżniając na oślep chabry od kąkoli. Niechże sen twój wędrowny zielenią poprzedzę! Weź kwiaty w jedną rękę, a w drugą weź miedzę, Połóż kwiaty na rozstaju, Zwilżyj miedzę w tym ruczaju, Co wie o mnie, że trawą brzeg jego nawiedzę. Już słońce mimochodem do rowu napływa, Skrzy się łopuch kosmaty i i bujna pokrzywa - Jeno pomyśl, że ci wolno Kochać łąkę i mysz polną, I przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa! Idzie miłość po kwiatach – wadzi o twe ciało, Zważaj, by ci przed czasem w słońcu nie zemdlało. W mojej rosie, w moim znoju Pod dostatkiem mam napoju Dla wargi, przeciążonej purpurą dojrzałą. Cień twej głowy do moich przybłąkał się cieni. Wiem, że w oczach nie zdzierżysz tej wszystkiej zieleni, A co w oku się nie zmieści, To się w duszy rozszeleści! 386 Jeszcze dusza ci nieraz żywcem się odmieni, Parna ziemia przez kwiaty żar dzienny wydycha. Uschły motyl zesztywniał wśród jaskrów kielicha - Oczarujmy się nawzajem, Zaskoczeni nagłym Majem - Maj się chyli ku nocy i miłość nacicha… 387
Faficzek-10