A. i B. Strugaccy - Noc na Marsie.pdf

(94 KB) Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Noc na Marsie
Arkadij i Borys Strugaccy
N OC NA M ARSIE
Kiedy rudy piasek pod g Ģ sienicami crawlera nagle zacz Ģ ł osiada ę , Piotr Aleksejewicz
Nowago wrzucił bieg wsteczny i krzykn Ģ ł do Mandela: „Wyskakuj!” Crawler szarpn Ģ ł si ħ ,
rozrzucaj Ģ c chmury piasku i pyłu, i zacz Ģ ł si ħ przewraca ę , zadzieraj Ģ c ruf ħ do góry. Wówczas
Nowago wył Ģ czył silnik i sam wyskoczył z crawlera. Upadł na czworaka i, nie podnosz Ģ c si ħ ,
odbiegł w bok. Piasek pod nim osuwał si ħ i zapadał, lecz Nowago jako Ļ dotarł do miejsca
twardego i usiadł, podci Ģ gaj Ģ c nogi pod siebie. Zobaczył Mandela, który kl ħ czał na
przeciwległym brzegu leja, i otoczon Ģ par Ģ , stercz Ģ c Ģ z piasku na dnie leja ruf ħ crawlera. Było
teoretyczn Ģ niemo Ň liwo Ļ ci Ģ przewidzenie tego, Ň e co Ļ podobnego mo Ň e si ħ zdarzy ę z
crawlerem typu „Jaszczurka”. W ka Ň dym razie tutaj, na Marsie. Crawler „Jaszczurka” był
lekkim szybkim pojazdem ? otwart Ģ pi ħ ciomiejscow Ģ platform Ģ na czterech autonomicznych
g Ģ sienicach. Ale wła Ļ nie on spełzał powoli do czarnej dziury, gdzie tłusto błyszczała gł ħ boka
woda. Od wody buchała para.
— Kawerna — ochryple powiedział Nowago. — Mieli Ļ my pecha, Ň e hej.
Mandel zwrócił ku Nowadze twarz zasłoni ħ t Ģ po oczy mask Ģ tlenow Ģ .
— Tak, mieli Ļ my pecha — powiedział.
Wiatru nie było wcale. Kł ħ by pary z kawerny podnosiły si ħ pionowo ku
czarnofioletowemu, usypanemu du Ň ymi gwiazdami niebu. Sło ı ce — male ı ki jasny dysk nad
diunami — wisiało nisko na zachodzie. Po czerwonawej dolinie od diun ci Ģ gn ħ ły si ħ czarne
cienie. Było zupełnie cicho, słycha ę tylko było szmer piasku osuwaj Ģ cego do leja.
— No dobrze — powiedział Mandel i podniósł si ħ . — To co robimy? Wyci Ģ gn Ģę go
oczywi Ļ cie nie mo Ň emy. — Skin Ģ ł w stron ħ kawerny. — Czy te Ň mo Ň emy?
Nowago pokr ħ cił głow Ģ .
— Nie, Łazarze Grigoriewiczu — powiedział. — Nie jeste Ļ my w stanie.
Rozległ si ħ długi ss Ģ cy d Ņ wi ħ k, rufa crawlera znikn ħ ła i na czarnej powierzchni wody,
jeden za drugim, pojawiło si ħ i p ħ kło kilka b Ģ bli.
— Tak, raczej nie jeste Ļ my w stanie — powiedział Mandel. — Musimy wi ħ c i Ļę , Piotrze
Aleksejewiczu. To drobiazg — trzydzie Ļ ci kilometrów. Dojdziemy za pi ħę godzin.
Nowago przygl Ģ dał si ħ czarnej wodzie, na której ju Ň si ħ pojawił cienki lodowy wzór.
Mandel spojrzał na zegarek.
— Jest osiemnasta dwadzie Ļ cia. Na miejscu b ħ dziemy o północy.
— O północy — powiedział Nowago z pow Ģ tpiewaniem. — Otó Ň wła Ļ nie, o północy.
Pozostało trzydzie Ļ ci kilometrów, pomy Ļ lał. Z tego dwadzie Ļ cia przyjdzie i Ļę w
ciemno Ļ ciach. Wprawdzie mamy okulary podczerwone, ale tak czy owak sytuacja jest
kiepska. ņ e te Ň co Ļ takiego musiało si ħ zdarzy ę ? Crawlerem przybyliby Ļ my tam jeszcze za
jasnego dnia. Mo Ň e by tak wróci ę do Bazy i wzi Ģę drugi crawler? Do Bazy jest czterdzie Ļ ci
kilometrów, a tam wszystkie crawlery s Ģ w rozjazdach, i na plantacj ħ przyb ħ dziemy dopiero
jutro nad ranem, kiedy ju Ň b ħ dzie za pó Ņ no. Ach, jak to niedobrze si ħ zło Ň yło!
— To nic, Piotrze Aleksejewiczu — powiedział Mandel i poklepał si ħ po biodrze, gdzie
pod doch Ģ 1 wisiała kabura z pistoletem. — Idziemy.
— A gdzie narz ħ dzia? — spytał Nowago.
Mandel si ħ rozejrzał.
— Wyrzuciłem je — powiedział. — Aha, oto i one.
Zrobił kilka kroków i podniósł niewielki sakwoja Ň .
— Oto i one — powtórzył, Ļ cieraj Ģ c z sakwoja Ň a piasek r ħ kawem dochy. — Idziemy?
— Idziemy — powiedział Nowago.
I poszli.
Przeci ħ li dolin ħ , wdrapali si ħ na diun ħ i znowu zacz ħ li schodzi ę . Szło im si ħ lekko. Nawet
wa ŇĢ cy pi ħę pudów Nowago tutaj razem z butlami tlenowymi, systemem ogrzewczym, w
futrzanym ubraniu i z ołowianymi zelówkami na buntach wa Ň ył wszystkiego czterdzie Ļ ci
kilogramów. Mały szczupły Mandel kroczył jak na spacerze, pomachuj Ģ c niedbale
sakwoja Ň em.
Piasek był spoisty, zbity i Ļ lady na nim prawie nie zostawały.
— Za crawler strasznie mi si ħ oberwie od Iwanienki — powiedział Nowago po długim
milczeniu.
— Co pan tu zawinił? — oznajmił Mandel. — Sk Ģ d pan mógł wiedzie ę , Ň e tutaj jest
kawerna? I b Ģ d Ņ co b Ģ d Ņ znale Ņ li Ļ my wod ħ .
— To nas woda znalazła — powiedział Nowago. — Ale za crawler mimo wszystko
oberw ħ . Iwanienk ħ pan zna: „Dzi ħ ki za wod ħ , ale maszyny wi ħ cej panu nie powierz ħ ”.
Mandel si ħ za Ļ miał:
— Nie szkodzi, damy sobie rad ħ . A i wyci Ģ gni ħ cie tego crawlera nie b ħ dzie a Ň tak trudne?
Patrz pan, co za pi ħ kni Ļ !
Na grzbiecie pobliskiej wydmy, obróciwszy ku nim straszn Ģ trójk Ģ tn Ģ głow ħ , siedział
mimikrodon — dwumetrowy jaszczur, rudy w c ħ tki pod kolor piasku. Mandel rzucił w niego
kamykiem, ale nie trafił. Jaszczur siedział, rozkraczywszy si ħ , nieruchomy jak kawałek
kamienia.
ĺ liczny, dumny i pełen spokoju — zauwa Ň ył Mandel.
— Irina mówi, Ň e jest ich bardzo du Ň o na plantacjach — powiedział Nowago. — Ona je
dokarmia?
Nie umawiaj Ģ c si ħ przyspieszyli kroku. Diuny si ħ ko ı czyły. Teraz szli po płaskiej równinie
solniska. Ołowianepodeszwy d Ņ wi ħ cznie stukały na zmarzni ħ tym piasku. W promieniach
białego zachodz Ģ cego sło ı ca płon ħ ły wielkie plamy soli; wokół tych plam, je ŇĢ c si ħ długimi
igłami, Ň ółciły si ħ kule kaktusów. Tych dziwnych ro Ļ lin bez korzeni, bez li Ļ ci, bez pni było na
równinie bardzo du Ň o.
— Biedny Sławin — powiedział Mandel. — Niew Ģ tpliwie si ħ niepokoi.
— Ja te Ň si ħ niepokoj ħ — burkn Ģ ł Nowago.
— Ale Ň obaj jeste Ļ my lekarzami — powiedział Mandel.
— Ale jakimi lekarzami? Pan jest chirurgiem, ja internist Ģ . Odbierałem poród wszystkiego
raz w Ň yciu, było to dziesi ħę lat temu w najlepszej poliklinice Archangielska, i za plecami stał
mi profesor?
— Nie szkodzi — powiedział Mandel. — Ja odbierałem kilka razy. Nie trzeba tylko si ħ
denerwowa ę . Wszystko b ħ dzie dobrze.
Mandelowi pod nogi dostała si ħ kłuj Ģ ca kula, zgrabnie j Ģ kopn Ģ ł. Kula zakre Ļ liła w
powietrzu długi łagodny łuk i potoczyła si ħ , podskakuj Ģ c i łami Ģ c kolce.
— Uderzenie i piłka powoli wytacza si ħ na wolny — powiedział Mandel. — Mnie
niepokoi co innego: jak dziecko b ħ dzie si ħ rozwija ę w warunkach zmniejszonego ci ĢŇ enia?
— Mnie to akurat wcale nie niepokoi — odezwał si ħ ze zło Ļ ci Ģ Nowago. — Rozmawiałem
ju Ň z Iwanienk Ģ . Mo Ň na b ħ dzie urz Ģ dzi ę wirówk ħ .
Mandel pomy Ļ lał chwil ħ .
— To jest my Ļ l — powiedział.
Kiedy omijali ostatnie solnisko, co Ļ przenikliwie zagwizdało — jedna z kul, le ŇĢ ca
dziesi ħę kroków od Nowagi, wzbiła si ħ wysoko w niebo i, zostawiaj Ģ c za sob Ģ biał Ģ strug ħ
wilgotnego powietrza, przeleciała mi ħ dzy lekarzami i upadła w centrum solniska.
— Och! — zakrzykn Ģ ł Nowago.
Mandel si ħ za Ļ miał.
— Ach, co za ohyda! — płaczliwym głosem powiedział Nowago. — Za ka Ň dym razem,
kiedy id ħ przez solniska, jakie Ļ paskudztwo?
Podbiegł do najbli Ň szej kuli i niezgrabnie j Ģ kopn Ģ ł. Kula wczepiła si ħ igłami w poł ħ jego
dochy.
— Ohyda! — wysyczał Nowago, z wysiłkiem odrywaj Ģ c w marszu kul ħ od dochy, a
nast ħ pnie od r ħ kawiczek.
Kula opadła na piasek. Jej było zdecydowanie wszystko jedno. I tak b ħ dzie le Ň e ę ?
zupełnie nieruchomo, zasysaj Ģ c w siebie i spr ħŇ aj Ģ c rozrzedzone marsja ı skie powietrze, aby
Ņ niej nagle je wypu Ļ ci ę z ogłuszaj Ģ cym gwizdem i przelecie ę jak rakieta z dziesi ħę do
pi ħ tnastu metrów.
Mandel nagle si ħ zatrzymał, popatrzył na sło ı ce i uniósł ku oczom zegarek.
— Dziewi ħ tnasta trzydzie Ļ ci pi ħę — mrukn Ģ ł. — Za pół godziny zajdzie sło ı ce.
— Co pan powiedział, Łazarze Grigoriewiczu? — spytał Nowago.
On te Ň si ħ zatrzymał i obejrzał si ħ na Mandela.
— Beczenie kozła n ħ ci tygrysa — oznajmił Mandel. — Nie rozmawiaj pan gło Ļ no przed
zachodem sło ı ca.
Nowago si ħ rozejrzał. Sło ı ce stało ju Ň całkiem nisko. Plamy solnisk na równinie za nimi
pogasły. Diuny pociemniały. Niebo na wschodzie stało si ħ czarne jak tusz chi ı ski.
— Tak — powiedział Nowago, rozgl Ģ daj Ģ c si ħ . — Nie opłaca si ħ nam gło Ļ no rozmawia ę .
Powiadaj Ģ , Ň e „ona” ma bardzo dobry słuch.
Mandel zamrugał oszronionymi rz ħ sami, zgi Ģ ł si ħ i wyci Ģ gn Ģ ł z kabury ciepły pistolet.
Szcz ħ kn Ģ ł zamkiem i pistolet wsun Ģ ł za wyłóg prawego unta. Nowago te Ň wydobył pistolet i
wsun Ģ ł za wyłóg lewego unta.
— Pan strzela z lewej? — spytał Mandel.
— Tak — odpowiedział Nowago.
— To dobrze — powiedział Mandel.
— Tak mówi Ģ .
Popatrzyli na siebie, ale nic ju Ň nie mo Ň na było wypatrzy ę ponad mask Ģ i pod futrzan Ģ
otoczk Ģ kapuzy.
— Idziemy — powiedział Mandel.
— Idziemy, Łazarze Grigoriewiczu. Tylko teraz pójdziemy g ħ siego.
— Dobrze — zgodził si ħ wesoło Mandel. — Uwaga, ja id ħ pierwszy.
I poszli dalej: pierwszy Mandel z sakwoja Ň em w lewej r ħ ce, pi ħę kroków za nim Nowago.
Jak szybko robi si ħ ciemno, my Ļ lał Nowago. Zostało nam dwadzie Ļ cia pi ħę kilometrów. No,
by ę mo Ň e troch ħ mniej. Dwadzie Ļ cia pi ħę kilometrów przez pustyni ħ w pełnych
ciemno Ļ ciach? I „ona” w ka Ň dej sekundzie mo Ň e si ħ na nas rzuci ę . Na przykład zza tej oto
diuny. Albo zza tej dalszej. Nowago wstrz Ģ sn Ģ ł si ħ z zimna. Wyjecha ę trzeba było rankiem.
Ale któ Ň mógł wiedzie ę , Ň e na trasie le Ň y kawerna? Zadziwiaj Ģ cy pech. Ale jednak wyjecha ę
trzeba było rankiem. A nawet wczoraj, z wsz ħ dołazem, który zawiózł na plantacj ħ pieluchy i
aparatur ħ . Zreszt Ģ wczoraj Mandel operował. Robi si ħ coraz ciemniej. Mark niew Ģ tpliwie ju Ň
nie mo Ň e znale Ņę sobie miejsca. Biega co chwila na wie Ňħ popatrze ę , czy aby nie jad Ģ długo
oczekiwani lekarze. A długo oczekiwani lekarze wlok Ģ si ħ piechot Ģ przez nocn Ģ pustyni ħ .
Irina go uspokaja, ale oczywi Ļ cie te Ň si ħ denerwuje. To ich pierwsze dziecko, i pierwsze
dziecko na Marsie, pierwszy Marsjanin? Jest bardzo zdrow Ģ i zrównowa Ň on Ģ kobiet Ģ . Kobiet Ģ
wspaniał Ģ ! Ale ja na ich miejscu nie zdecydował bym si ħ na dziecko. Nie szkodzi, wszystko
b ħ dzie pomy Ļ lnie. Byle Ļ my tylko si ħ nie spó Ņ nili?
Nowago cały czas patrzył w prawo, na szarzej Ģ ce grzbiety diun. W prawo te Ň patrzył
Mandel. Dlatego te Ň nie od razu zauwa Ň yli Tropicieli. Tropicieli te Ň było dwóch i pojawili si ħ
z lewej strony.
— Ahoj, przyjaciele! — krzykn Ģ ł ten, który był nieco wy Ň szy.
Drugi z nich, krótki, prawie kwadratowy, zarzucił karabin na rami ħ i pomachał r ħ k Ģ .
— Oho — powiedział z ulg Ģ Nowago. — To Ň to przecie Ň Opanasenko i Kanadyjczyk
Morgan. Ahoj, przyjaciele! — wrzasn Ģ ł rado Ļ nie.
— Co za spotkanie! — powiedział, podchodz Ģ c, dr Ģ gal Humphrey Morgan. — Dobry
wieczór, doktorze — powiedział, Ļ ciskaj Ģ c r ħ k ħ Mandelowi. — Dobry wieczór, doktorze —
powtórzył, Ļ ciskaj Ģ c r ħ k ħ Nowadze.
— Dzie ı dobry, panowie — zahuczał Opanasenko. — Co za traf?
Zanim Nowago zd ĢŇ ył odpowiedzie ę , Morgan nieoczekiwanie powiedział:
— Dzi ħ kuj ħ , wszystko si ħ zagoiło — i znowu wyci Ģ gn Ģ ł do Mandela dług Ģ r ħ k ħ .
— Co? — spytał zaskoczony Mandel. — Zreszt Ģ ciesz ħ si ħ . — O nie, on jest jeszcze w
obozie — powiedział Morgan. — Ale te Ň prawie jest zdrów.
— Humphrey, co pan tak dziwnie wyja Ļ nia? — zapytał zbity z tropu Mandel.
Opanasenko chwycił Morgana za kraj kapuzy, przyci Ģ gn Ģ ł ku sobie i krzykn Ģ ł mu prosto w
ucho: — Humphrey, wszystko jest inaczej! Przegrałe Ļ !
Nast ħ pnie obrócił si ħ ku lekarzom i wytłumaczył, Ň e godzin ħ temu Kanadyjczyk uszkodził
niechc Ģ cy membrany słuchowe w nausznikach i nic teraz nie słyszy, chocia Ň twierdzi, Ň e w
marsja ı skiej atmosferze mo Ň e si ħ Ļ wietnie obchodzi ę bez pomocy „technique” akustycznej.
— Mówi on, Ň e i tak wie, co mog Ģ mu powiedzie ę . Spierali Ļ my si ħ , i on przegrał. Teraz
b ħ dzie musiał pi ħę razy wyczy Ļ ci ę mój karabin.
Morgan si ħ roze Ļ miał i oznajmił, Ň e Gala, dziewczyna z Bazy nic tu do tego nie ma.
Opanasenko machn Ģ ł beznadziejnie r ħ k Ģ i spytał:
— Wy oczywi Ļ cie do plantacji, na stacj ħ biologiczn Ģ ?
— Tak — powiedział Nowago. — Do Sławinów.
— Słusznie — powiedział Opanasenko. — Bardzo tam na was czekaj Ģ . Ale dlaczego
piechot Ģ ?
— O, co za przykro Ļę ! — z poczuciem winy powiedział Morgan. — Nic zupełnie nie
mog ħ usłysze ę .
Opanasenko przyci Ģ gn Ģ ł go znowu do siebie i krzykn Ģ ł:
— Poczekaj, Humphrey! Potem ci opowiem!
— Good — powiedział Morgan. Odszedł, rozejrzał si ħ , i Ļ ci Ģ gn Ģ ł z ramienia karabinek.
Tropiciele mieli ci ħŇ kie dwulufowe karabinki samopowtarzalne z magazynkiem na
dwadzie Ļ cia pi ħę nabojów z pociskami rozpryskowymi.
— Utopili Ļ my crawler — powiedział Nowago.
— Gdzie? — spytał szybko Opanasenko. — Kawerna?
— Kawerna. Na trasie, mniej wi ħ cej na czterdziestym kilometrze.
— Kawerna! — rado Ļ nie powiedział Opanasenko. — Humphrey, słyszysz?
Jeszcze jedna kawerna!
Humphrey Morgan stał plecami do nich i kr ħ cił głow Ģ w kapuzie, przygl Ģ daj Ģ c si ħ
ciemniej Ģ cym pagórkom.
— Dobrze — powiedział Opanasenko. — To pó Ņ niej. Tak wi ħ c utopili Ļ cie crawler i
zdecydowali Ļ cie si ħ i Ļę piechot Ģ ? A bro ı to macie?
Mandel poklepał si ħ po nodze.
— A jak Ň e — powiedział.
— Ta–ak — powiedział Opanasenko. — Przyjdzie was eskortowa ę . Humphrey! Do diabła,
nie słyszy?
— Poczekajcie — powiedział Mandel. — Ale po co?
— „Ona” jest gdzie Ļ tutaj — powiedział Opanasenko. — Widzieli Ļ my Ļ lady.
Mandel i Nowago popatrzyli na siebie.
— Pan, Fiodorze Aleksandrowiczu, ma si ħ rozumie ę , widzi to lepiej — niezdecydowanie
powiedział Nowago — ale uwa Ň ałem? W ko ı cu jeste Ļ my uzbrojeni.
— Wariaci — powiedział zdecydowanie Opanasenko. — Wszyscy wy tam w Bazie
jeste Ļ cie, prosz ħ wybaczy ę , głupkowaci. Uprzedzamy, tłumaczymy — i oto, prosz ħ . Noc Ģ .
Przez pustyni ħ . Z pistoletem. Mało wam Chlebnikowa?
Mandel wzruszył ramionami.
— Według mnie, w tym wypadku? — zacz Ģ ł, ale wtedy Morgan powiedział: „Cicho!” i
Opanasenko błyskawicznie zerwał z ramienia karabinek i stan Ģ ł obok Kanadyjczyka. Nowago
cichutko chrz Ģ kn Ģ ł i wyci Ģ gn Ģ ł pistolet z unta. Sło ı ce prawie ju Ň si ħ schowało ? nad czarnymi
z ħ batymi sylwetkami diun Ļ wieciła si ħ w Ģ ska Ň ółtozielona smu Ň ka. Całe niebo zrobiło si ħ
czarne, pełne gwiazd. Blask gwiezdny spoczywał na lufach karabinów i wida ę było, jak lufy
powoli si ħ poruszaj Ģ w prawo i w lewo.
Potem Humphrey powiedział: Przepraszam. Pomyłka. I wszyscy od razu si ħ poruszyli.
Opanasenko krzykn Ģ ł Morganowi do ucha:
— Humphrey, oni id Ģ do stacji biologicznej do Iriny Wiktorowny! Trzeba zaprowadzi ę !
— Good. Id ħ — powiedział Morgan.
— Idziemy razem! — krzykn Ģ ł Opanasenko.
— Good. Idziemy razem.
Lekarze ci Ģ gle jeszcze trzymali w r ħ kach pistolety. Morgan odwrócił si ħ ku nim,
przypatrzył si ħ i zakrzykn Ģ ł:
— O, to niepotrzebne! Schowajcie je.
— Tak, tak, schowajcie — powiedział Opanasenko. — I nie zamiarujcie strzela ę . Nałó Ň cie
te Ň okulary.
Tropiciele ju Ň byli w okularach podczerwonych. Mandel wstydliwie wsun Ģ ł pistolet do
ħ bokiej kieszeni dochy i przeło Ň ył sakwoja Ň do prawej r ħ ki. Nowago chwil ħ zwlekał,
nast ħ pnie wło Ň ył pistolet znowu za wyłóg lewego unta.
— Idziemy — powiedział Opanasenko. — Poprowadzimy was nie tras Ģ , lecz na przełaj,
przez wykopki. B ħ dzie bli Ň ej.
Teraz w przedzie i z prawej strony Mandela szedł Opanasenko z karabinkiem pod pach Ģ . Z
tyłu i z prawej strony Nowagi kroczył Morgan. Karabinek na długim pasie zwisał mu z szyi.
Opanasenko szedł bardzo szybko, ostro zbaczaj Ģ c na zachód.
W okularach podczerwonych diuny wydawały si ħ by ę czarno–białe, a niebo — szare i
puste. Podobne to było do rysunku ołowiem. Pustynia szybko stygła i rysunek stawał si ħ
coraz mniej kontrastowy, jakby si ħ zaci Ģ gał mglistym dymkiem.
— A dlaczego was tak ucieszyła nasza kawerna, Fiodorze Aleksandrowiczu?
— spytał Mandel. — Woda?
— Naturalnie — powiedział Opanasenko, nie odwracaj Ģ c si ħ . — Po pierwsze — woda, a
po drugie — to w jednej z kawern znale Ņ li Ļ my płyty okładzinowe.
— Ach, tak — powiedział Mandel. — Oczywi Ļ cie.
— W naszej kawernie znajdziecie cały crawler — pos ħ pnie burkn Ģ ł Nowago.
Nagle Opanasenko ostro skr ħ cił, omijaj Ģ c równy placyk piasku. Na skraju placyku stała
tyka ze zwieszon Ģ chor Ģ giewk Ģ .
— Ruchome piaski — odezwał si ħ z tyłu Morgan. — Bardzo niebezpieczne. Ruchome
piaski były prawdziwym przekle ı stwem. Miesi Ģ c temu został zorganizowany specjalny
oddział ochotników—zwiadowców, który miał za zadanie odnale Ņę i oznaczy ę wszystkie
działki ruchomych piasków w okolicach Bazy.
— Ale przecie Ň , zdaje si ħ , Hasegawa udowodnił — powiedział Mandel — Ň e wygl Ģ d tych
płyt mo Ň na te Ň wytłumaczy ę i przyczynami naturalnymi.
— Tak — powiedział Opanasenko. — W tym jest problem.
— A znale Ņ li Ļ cie cokolwiek w ostatnim czasie? — spytał Nowago.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin