A. i B. Strugaccy - O wedrowcach i podroznikach.pdf

(92 KB) Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - O wedrowcach i podroznikach
Arkadij i Borys Strugaccy
O W Ħ DROWCACH I PODRÓ ņ NIKACH
Na tej gł ħ boko Ļ ci woda nie była nazbyt zimna, ale mimo to zmarzłem. Siedziałem na dnie
pod skalnym nawisem i od godziny ostro Ň nie rozgl Ģ dałem si ħ na wszystkie strony, wpatruj Ģ c
si ħ w zielonkawy, m ħ tny mrok. Trzeba było siedzie ę nieruchomo, gdy Ň siedmiornice s Ģ
niezwykle czujne, mo Ň na je spłoszy ę ka Ň dym gwałtowniejszym ruchem lub najsłabszym
d Ņ wi ħ kiem, a wtedy uciekn Ģ i wróc Ģ dopiero w nocy. A w nocy lepiej z nimi nie zaczyna ę .
Pod moimi nogami wił si ħ w ħ gorz, a przed samym nosem chyba z dziesi ħę razy
przepływał godnie tam i z powrotem pr ħ gowany oko ı . I za ka Ň dym razem zatrzymywał si ħ i
wybałuszał na mnie swoje bezmy Ļ lne okr Ģ głe Ļ lepia. Wystarczyło, Ň eby odpłyn Ģ ł, i pojawiało
si ħ stadko srebrzystego rybiego drobiazgu, który urz Ģ dzał sobie pastwisko tu Ň nad moj Ģ
głow Ģ . Kolana i ramiona miałem zupełnie zdr ħ twiałe z zimna i obawiałem si ħ , Ň e Maszka, nie
mog Ģ c si ħ ju Ň doczeka ę , skoczy do wody, aby mnie szuka ę i ratowa ę . Tak plastycznie
wyobraziłem sobie, jak ona tam siedzi samotnie nad samym brzegiem i czeka, i boi si ħ o
mnie, i chce nurkowa ę , Ň e postanowiłem wypłyn Ģę . Ale wła Ļ nie w tym momencie z zaro Ļ li,
oddalonych ode mnie o jakie Ļ dwadzie Ļ cia kroków, wypłyn ħ ła siedmiornica.
Był to spory okaz. Szary, okr Ģ gły tułów ukazał si ħ nagle i bezd Ņ wi ħ cznie jak widmo.
Białawy worek mi ħ kko i jako Ļ leniwie pulsował, wci Ģ gaj Ģ c i wyrzucaj Ģ c wod ħ , i z lekka
kołysał si ħ z boku na bok. Ko ı ce podkurczonych macek, podobne do strz ħ pów du Ň ej szmaty,
ci Ģ gn ħ ły si ħ za ni Ģ i matowo błyszczała w ciemno Ļ ci szczelina na pół otwartego oka.
Siedmiornica płyn ħ ła powoli, jak zwykle w czasie dnia, w dziwnym odr ħ twieniu, nie
wiadomo dok Ģ d i nie wiadomo po co. Prawdopodobnie kierowały ni Ģ najbardziej prymitywne
i niejasne impulsy, te same, które kieruj Ģ ruchami ameby.
Powoli uniosłem luf ħ strzelby celuj Ģ c w rozd ħ ty na grzbiecie worek. Srebrzysty rybi
drobiazg nagle rzucił si ħ do ucieczki i znikł, i wydało mi si ħ , Ň e powieka nad wielkim
szklistym okiem drgn ħ ła. Nacisn Ģ łem spust i natychmiast odbiłem si ħ od dna, aby unikn Ģę
Ň r Ģ cej sepii. Kiedy po chwili spojrzałem w tamt Ģ stron ħ , siedmiornicy ju Ň nie było i tylko
g ħ sty, niebieskawoczarny obłok rozpo Ļ cierał si ħ w wodzie zasłaniaj Ģ c dno. Wypłyn Ģ łem na
powierzchni ħ i skierowałem si ħ do brzegu.
Dzie ı był upalny i pogodny, nad wod Ģ unosiła si ħ ħ kitna mgiełka, niebo było czyste i
białe, i tylko nad lasem pi ħ trzyły si ħ , jak wie Ň yce zamku, nieruchome niebieskawe chmury.
Na trawie przed naszym namiotem siedział nieznajomy człowiek w kolorowych
k Ģ pielówkach i z opask Ģ na czole. Był opalony i nie tyle muskularny, co jako Ļ
nieprawdopodobnie Ň ylasty, jakby opleciony linami pod skór Ģ . Wida ę było od razu, Ň e jest
ogromnie silny. Naprzeciwko niego stała moja Maszka w granatowym kostiumie k Ģ pielowym
— czarna, długonoga, z szop Ģ wypłowiałych od sło ı ca włosów nad szczupłymi ramionami.
Zamiast oczekiwa ę z niepokojem swojego papy, z o Ň ywieniem opowiadała co Ļ temu
Ň ylastemu facetowi, wymachuj Ģ c przy tym r ħ kami. Poczułem si ħ nieco ura Ň ony, Ň e nawet nie
zauwa Ň yła mojego powrotu. Ale facet zauwa Ň ył. Szybko zwrócił głow ħ w moj Ģ stron ħ i
u Ļ miechaj Ģ c si ħ pomachał r ħ k Ģ . Maszka odwróciła si ħ i z rado Ļ ci Ģ zawołała:
— A, jeste Ļ !
Wyszedłem z wody, zdj Ģ łem mask ħ i wytarłem twarz. Facet przygl Ģ dał mi si ħ z
u Ļ miechem.
— Ile naznaczyłe Ļ ? — spytała Maszka rzeczowo.
— Jedn Ģ — powiedziałem z trudem, bo kurcz Ļ ciskał mi szcz ħ ki.
— Ech, ty! — powiedziała Maszka.
Z jej pomoc Ģ zdj Ģ łem aparat tlenowy i wyci Ģ gn Ģ łem si ħ na trawie.
— Wczoraj naznaczył dwie — wyja Ļ niła Maszka. — Przedwczoraj cztery. Jak tak dalej
pójdzie, lepiej od razu przenie Ļę si ħ nad inne jezioro. — Chwyciła r ħ cznik i zacz ħ ła rozciera ę
mi plecy. — Wygl Ģ dasz teraz jak mro Ň ona g ħĻ — o Ļ wiadczyła. — A to jest Leonid
Andriejewicz Gorbowski. Astroarcheolog. A to mój tato. Nazywa si ħ Stanisław Iwanowicz.
ņ ylasty Leonid Andriejewicz skłonił głow ħ z u Ļ miechem.
— Zmarzł pan? — spytał. — A tutaj tak przyjemnie: sło ı ce, trawka…
— Zaraz dojdzie do siebie — powiedziała Maszka, nacieraj Ģ c mnie z całej siły. — W
ogóle to on jest wesoły, tylko zmarzł diabelnie…
Wida ę było, Ň e naopowiadała o mnie niestworzonych rzeczy i teraz ze wszystkich sił stara
si ħ ratowa ę moj Ģ reputacj ħ . Niech sobie ratuje. Ja nie miałem na to czasu — zaj ħ ty byłem
szcz ħ kaniem z ħ bami.
— Niepokoili Ļ my si ħ o pana — powiedział Gorbowski. — Chcieli Ļ my nawet pana szuka ę ,
ale ja nie umiem nurkowa ę . Panu na pewno trudno sobie nawet wyobrazi ę człowieka, który
nigdy nie musiał nurkowa ę przy pracy… — Gorbowski odchylił si ħ do tyłu, przekr ħ cił na bok
i podparł łokciem. — Jutro odlatuj ħ — zwierzył si ħ nam. — Po prostu nie wiem, kiedy znów
b ħ d Ģ miał okazj ħ pole Ň e ę na trawie nad jeziorem i ponurkowa ę z aparatem tlenowym.
— Niech pan korzysta — zaproponowałem.
Uwa Ň nie popatrzył na aparat i dotkn Ģ ł go.
— Z ch ħ ci Ģ — powiedział i poło Ň ył si ħ na wznak. Zało Ň ył r ħ ce pod głow ħ i popatrzył na
mnie, mrugaj Ģ c z wolna rzadkimi rz ħ sami. Było w nim co Ļ nieodparcie sympatycznego.
Trudno nawet okre Ļ li ę co. Mo Ň e oczy — ufne i troch ħ smutne. A mo Ň e to, Ň e ucho jako Ļ tak
Ļ miesznie odstawało mu spod przepaski. Napatrzywszy si ħ na mnie, przeniósł wzrok na
ħ kitn Ģ wa Ň k ħ , kołysz Ģ c Ģ si ħ na Ņ d Ņ ble trawy. Wysuwaj Ģ c wargi zacz Ģ ł do niej czule szepta ę :
— Wa Ň ko… wa Ň eczko… bł ħ kitna rusałko jeziorna… Ļ licznotko! Siedzi sobie grzeczniutko i
patrzy, kogo by tu ze Ň re ę … — Wyci Ģ gn Ģ ł r ħ k ħ , ale wa Ň ka zerwała si ħ i zakre Ļ laj Ģ c parabol ħ
pomkn ħ ła w stron ħ trzcin. Odprowadził j Ģ wzrokiem i poło Ň ył si ħ z powrotem. — Jakie to
wszystko skomplikowane, przyjaciele — powiedział, i Maszka natychmiast usiadła,
wpatruj Ģ c si ħ w niego okr Ģ głymi oczami… — Ona jest doskonała, pi ħ kna i ze wszystkiego
zadowolona. Zje Ļę much ħ , rozmno Ň y ę si ħ , a pó Ņ niej umrze ę . Prosto, elegancko i racjonalnie.
ņ adnych rozterek duchowych, cierpie ı miłosnych, samoanalizy, szukania sensu istnienia…
— Maszyna — wtr Ģ ciła si ħ nagle Masza. — Bezmy Ļ lny robot!
Macie moj Ģ Maszk ħ ! Omal si ħ nie roze Ļ miałem, ale opanowałem si ħ i chyba tylko
sapn Ģ łem, bo spojrzała na mnie karc Ģ co.
— Bezmy Ļ lny — zgodził si ħ Gorbowski. — Wła Ļ nie. A teraz wyobra Ņ cie sobie,
przyjaciele, wa Ň k ħ jadowicie Ň ółtozielon Ģ w czerwone pasy, rozpi ħ to Ļę skrzydeł siedem
metrów, na szcz ħ kach czarny, obrzydliwy Ļ luz… Wyobrazili Ļ cie sobie? — Podniósł brwi i
popatrzył na nas. — Widz ħ , Ň e nie. Bo ja uciekałem przed nimi na złamanie karku, chocia Ň
miałem przy sobie bro ı … I oto pytanie, co maj Ģ ze sob Ģ te dwa bezmy Ļ lne roboty?
— Ta zielona — spytałem — to z jakiej Ļ innej planety?
— Oczywi Ļ cie.
— Z Pandory?
— Wła Ļ nie z Pandory — powiedział.
— I co maj Ģ wspólnego?
— Tak. Co?
— To jasne — powiedziałem. — Jednakowy stopie ı wykorzystania informacji. Reakcja na
poziomie instynktu.
Gorbowski westchn Ģ ł.
— Słowa — powiedział. — Naprawd ħ niech pan si ħ nie gniewa, ale to tylko słowa. To mi
nie pomo Ň e. Mam szuka ę Ļ ladów rozumu w kosmosie, a nie wiem, co to jest rozum. A tu
mówi Ģ mi o ró Ň nych stopniach wykorzystania informacji. Dobrze wiem, Ň e ten stopie ı jest
Ň ny u mnie i u wa Ň ki, ale przecie Ň to tylko intuicja. Niech pan mi powie na przykład: oto
znajduj ħ kopiec termitów — czy to jest Ļ lad rozumu, czy nie? Na Leonidzie znaleziono
budowle bez drzwi i okien — czy to s Ģ Ļ lady rozumu? Czego mam szuka ę ? Ruin? Napisów?
Zardzewiałych gwo Ņ dzi? ĺ rubek? Sk Ģ d mog ħ wiedzie ę , jakie oni pozostawiaj Ģ Ļ lady? A mo Ň e
dla nich celem Ň ycia jest niszczenie atmosfery wsz ħ dzie, gdzie j Ģ spotykaj Ģ ? Albo budowania
pier Ļ cieni wokół planet. Albo hybrydyzacja Ň ycia. Albo tworzenie Ň ycia. A mo Ň e ta wa Ň ka
naprawd ħ jest aparatem cybernetycznym, od niepami ħ tnych czasów nastawionym na
samoodtwarzanie si ħ ? ņ e ju Ň nie wspomn ħ o samych istotach rozumnych. Przecie Ň mo Ň na
dwadzie Ļ cia razy przej Ļę obok Ļ liskiego cielska chrz Ģ kaj Ģ cego w kału Ň y i tylko nos zatyka ę .
A cielsko wpatruje si ħ w ciebie pi ħ knymi Ň ółtymi oczkami i my Ļ li: „Ciekawe. Niew Ģ tpliwie
nowy gatunek. Trzeba by wróci ę tu z ekspedycj Ģ i schwyta ę cho ę jeden okaz…”
Przykrył oczy dłoni Ģ i zamruczał piosenk ħ . Maszka pochłaniała go wzrokiem i czekała. Ja
równie Ň czekałem i my Ļ lałem ze współczuciem: ci ħŇ ko jest pracowa ę , kiedy nie ma si ħ jasno
okre Ļ lonego celu. Trudno pracowa ę . Snujesz si ħ po omacku, nie masz zadowolenia z pracy.
Słyszałem o tych astroarcheologach. Nie mo Ň na ich traktowa ę powa Ň nie. Zreszt Ģ nikt ich
nigdy powa Ň nie nie traktował.
— A jednak rozum w Kosmosie jest — powiedział niespodziewanie Gorbowski. — Nie
ulega w Ģ tpliwo Ļ ci. Teraz ju Ň wiem to na pewno. Tylko Ň e nie taki, jak sobie wyobra Ň ali Ļ my.
Nie taki, jak si ħ spodziewali Ļ my. I szukamy go nie tam, gdzie trzeba. Albo nie tak, jak trzeba.
I po prostu sami nie wiemy, czego szukamy…
„Wła Ļ nie — pomy Ļ lałem. — Nie ten, nie tam, nie tak… Przecie Ň to niepowa Ň ne. Czysta
dziecinada, szuka ę Ļ ladów my Ļ li, unosz Ģ cych si ħ w powietrzu.”
— We Ņ my na przykład Głos Pustki — kontynuował Gorbowski. — Słyszeli Ļ cie o nim? Na
pewno nie. Pół wieku temu pisano o tym, a teraz ju Ň si ħ nawet nie pisze. Dlatego Ň e,
uwa Ň acie, nie ma w nim Ň adnych zmian, a skoro nie ma zmian, to mo Ň e i samego Głosu nie
ma? Przecie Ň nie brak u nas tych ptaszków, co to sami w nauce nie bardzo si ħ orientuj Ģ na
skutek lenistwa czy te Ň ħ dów edukacji, ale ze słyszenia wiedz Ģ , Ň e człowiek jest
wszechmog Ģ cy. Wszechmog Ģ cy, a Głosu Pustki nie mo Ň e zrozumie ę . Ajaj, co za wstyd, lepiej
tego nie rusza ę … Taki taniutki antropocentryzm…
— A co to jest, ten Głos Pustki? — zapytała cicho Masza.
— Jest takie ciekawe zjawisko. Je Ļ li na niektórych kierunkach w Kosmosie nastawi ę
radioodbiornik pokładowy na samostrojenie, to wcze Ļ niej czy pó Ņ niej nastroi si ħ on na
dziwn Ģ audycj ħ . Odzywa si ħ głos spokojny i oboj ħ tny, powtarzaj Ģ cy wci ĢŇ to samo zdanie w
jakim Ļ nieziemskim j ħ zyku. Chwytaj Ģ ten głos od wielu lat i od wielu lat powtarza to samo.
Słyszałem go, i wielu innych go słyszało, ale mało kto o tym opowiada. To niezbyt przyjemne
wspomnienie. Przecie Ň do Ziemi jest ogromnie daleko. W eterze cisza — nawet zakłóce ı nie
ma, tylko słabiutkie trzaski. I nagle rozlega si ħ ten głos. A ty jeste Ļ sam na wachcie. Wszyscy
Ļ pi Ģ , cisza, strach ci ħ oblatuje — i nagle ten głos. Tak, słowo honoru, Ň e to nieprzyjemne.
Wielu głowiło si ħ nad rozszyfrowaniem tej tajemnicy, wielu głowi si ħ do dzisiaj, ale s Ģ dz ħ , Ň e
to tylko strata czasu. S Ģ i inne zagadki. Piloci kosmiczni wiele mogliby opowiedzie ę , ale nie
lubi Ģ tego robi ę … — Umilkł na chwil ħ i dodał z jakim Ļ smutnym uporem: — Trzeba to
zrozumie ę . To nie s Ģ proste sprawy. Nie wiemy przecie Ň nawet, czego si ħ spodziewa ę . Oni
mog Ģ si ħ z nami spotka ę w ka Ň dej chwili. Twarz Ģ w twarz. I — zrozumcie to — mog Ģ si ħ
okaza ę istotami stoj Ģ cymi niesko ı czenie wy Ň ej od nas. Dyskutuje si ħ o starciach i
konfliktach, o jakim Ļ tam odmiennym pojmowaniu humanitaryzmu i dobra, a ja nie tego si ħ
boj ħ . Boj ħ si ħ niebywałego poni Ň enia ludzko Ļ ci, gigantycznego szoku psychicznego. Jeste Ļ my
przecie Ň tacy dumni z siebie. Zbudowali Ļ my taki wspaniały Ļ wiat, wiemy tak du Ň o,
wdarli Ļ my si ħ do wielkiego Kosmosu, dokonujemy tam odkry ę , przeprowadzamy badania,
poszukiwania. A dla nich ten kosmos jest rodzinnym domem. ņ yj Ģ w nim od milionów lat,
tak jak my na Ziemi, i dziwi Ģ si ħ nam: sk Ģ d co Ļ takiego pojawiło si ħ w Ļ ród gwiazd?…
Zamilkł nagle i zerwał si ħ gwałtownie, nadsłuchuj Ģ c… A Ň si ħ wzdrygn Ģ łem.
— Grzmi — cichutko powiedziała Maszka. Patrzyła na niego z półotwartymi ustami. —
Grzmi… Idzie burza…
Gorbowski wci ĢŇ nadsłuchiwał wpatruj Ģ c si ħ w niebo.
— Nie, to nie grzmot — powiedział wreszcie i usiadł z powrotem. — To liniowiec.
Widzicie?
Na tle bł ħ kitnych chmur błysn Ģ ł i zgasł jaskrawy płomyk. I znowu rozległ si ħ jakby
grzmot.
— Sied Ņ teraz i czekaj — powiedział niezrozumiale. Spojrzał na mnie u Ļ miechaj Ģ c si ħ , a w
oczach miał smutek i napi ħ cie oczekiwania. Potem wszystko znikn ħ ło i oczy znów ufne jak
przedtem.
— A czym pan si ħ zajmuje, Stanisławie Iwanowiczu? — spytał.
Uznałem, Ň e pragnie zmieni ę temat, i zacz Ģ łem opowiada ę o siedmiornicach. ņ e zaliczaj Ģ
si ħ do podgromady dwuskrzelowych, gromady głowonogich mi ħ czaków i stanowi Ģ oddzieln Ģ ,
nie znan Ģ dotychczas rodzin ħ rz ħ du o Ļ miornic. Charakterystyczne ich cechy to redukcja
trzeciej lewej macki, wykształcaj Ģ cej si ħ w hectotylus, trzy rz ħ dy przyssawek na mackach,
całkowity zanik muszli, niezwykle silny rozwój serc Ň ylnych, maksymalna dla głowonogow
koncentracja centralnego systemu nerwowego i niektóre inne mniej wa Ň ne szczegóły. Po raz
pierwszy odkryto je niedawno, kiedy pojedyncze osobniki pojawiły si ħ u wschodnich i
południowo—wschodnich wybrze Ň y Azji. A po roku zacz ħ to je znajdowa ę w dolnym biegu
wielkich rzek: Mekongu, Jangcy, Huangho i Amuru, a tak Ň e w jeziorach dosy ę oddalonych od
oceanu — jak cho ę by w tym oto. Jest to czym Ļ zaskakuj Ģ cym, dlatego Ň e głowonogi Ň yj Ģ
wył Ģ cznie w wodach słonych i unikaj Ģ nawet wód arktycznych ze wzgl ħ du na ich mniejsze
zasolenie. Poza tym prawie nigdy nie wychodz Ģ na l Ģ d. Jednak fakt pozostaje faktem:
siedmiornice znakomicie czuj Ģ si ħ w wodzie słodkiej, a tak Ň e wychodz Ģ na l Ģ d. Wła ŇĢ do
łódek i na mosty, a niedawno znaleziono dwa okazy w lesie, trzydzie Ļ ci kilometrów st Ģ d…
Maszka nie słuchała — ju Ň jej to wszystko opowiadałem. Poszła do namiotu, przyniosła
stamt Ģ d miniaturowy radioodbiornik i wł Ģ czyła go na samostrojenie. Widocznie bardzo
chciała usłysze ę Głos Pustki.
Gorbowski słuchał mnie uwa Ň nie.
— Czy te dwie były Ň ywe? — spytał.
— Nie, znaleziono je nie Ň ywe. Ten las jest rezerwatem. Siedmiornice zostały stratowane i
cz ħĻ ciowo po Ň arte przez dziki. Ale w odległo Ļ ci trzydziestu kilometrów od wody jeszcze
Ň yły! Ich jamy płaszczowe były wypełnione wilgotnymi wodorostami. Widocznie w ten
sposób siedmiornice tworz Ģ pewien zapas wody, pozwalaj Ģ cej im w ħ drowa ę po l Ģ dzie.
Wodorosty pochodziły z jeziora. Niew Ģ tpliwie siedmiornice w ħ drowały z tych jezior dalej na
południe, w gł Ģ b l Ģ du. Trzeba zaznaczy ę , Ň e wszystkie schwytane dotychczas osobniki były
dorosłymi samcami. Ani jednej samicy, ani jednego młodego. By ę mo Ň e, samice i młode nie
mog Ģ Ň y ę w słodkich wodach i wychodzi ę na l Ģ d. Wszystko to jest bardzo ciekawe —
powiedziałem. — Przecie Ň normalnie zwierz ħ ta morskie zmieniaj Ģ gwałtownie sposób Ň ycia
tylko w okresach rozmna Ň ania si ħ . Wówczas instynkt zmusza je do przenoszenia si ħ w
całkowicie odmienne warunki. Ale w tym wypadku nie mo Ň e by ę nawet mowy o
rozmna Ň aniu. Tutaj działa jaki Ļ inny instynkt, by ę mo Ň e jeszcze starszy i pot ħŇ niejszy.
Głównym naszym zadaniem teraz jest prze Ļ ledzenie szlaków ich migracji. I oto siedz ħ w tym
jeziorze po dziesi ħę godzin na dob ħ pod wod Ģ . Dzisiaj naznaczyłem jedn Ģ . Je Ļ li b ħ d ħ miał
szcz ħĻ cie, to do wieczora naznacz ħ jeszcze jedn Ģ czy dwie sztuki. A noc Ģ staj Ģ si ħ one
niezwykle aktywne i atakuj Ģ wszystko, co si ħ do nich zbli Ň y. Były nawet wypadki atakowania
ludzi. Ale tylko w nocy.
Maszka wł Ģ czyła odbiornik na pełny regulator i lubowała si ħ pot ħŇ nymi d Ņ wi ħ kami.
— Troch ħ ciszej, Masza — poprosiłem.
Masza przyciszyła radio.
— Wi ħ c pan je naznacza — powiedział Gorbowski. — Ciekawe, w jaki sposób?
— Za pomoc Ģ generatorów ultrad Ņ wi ħ kowych. — Wyj Ģ łem ze strzelby magazynek i
pokazałem mu ampułk ħ . — Strzelam takimi wła Ļ nie kulkami. Znajduj Ģ si ħ w nich generatory,
wysyłaj Ģ ce ultrad Ņ wi ħ ki daj Ģ ce si ħ odbiera ę pod wod Ģ w promieniu 20–30 kilometrów.
Gorbowski ostro Ň nie wzi Ģ ł jedn Ģ ampułk ħ i przygl Ģ dał si ħ jej z uwag Ģ . Twarz jego stała si ħ
przy tym smutna i stara.
— Sprytne — zamruczał. — Proste i sprytne…
Jeszcze przez chwil ħ obracał ampułk ħ w palcach, jakby badaj Ģ c j Ģ , potem poło Ň ył j Ģ przede
mn Ģ na trawie i wstał. Ruchy miał powolne i niepewne. Odszedł kilka kroków w stron ħ
swojego ubrania, rozrzucił je, znalazł spodnie i zastygł trzymaj Ģ c je przed sob Ģ .
Obserwowałem go z uczuciem niejasnego niepokoju. Maszka trzymała w r ħ ku strzelb ħ ,
aby pokaza ę , jak si ħ z ni Ģ obchodzi ę , i równie Ň wpatrywała si ħ w Gorbowskiego. K Ģ ciki ust
miała Ň ało Ļ nie opuszczone. Od dawna zauwa Ň yłem, Ň e cz ħ sto przybiera bezwiednie taki sam
wyraz twarzy jak człowiek, którego obserwuje.
Gorbowski nagle odezwał si ħ bardzo cicho i jakby z kpin Ģ w głosie:
— Zabawne, słowo daj ħ … Jaka oczywista analogia. Przez stulecia siedziały w gł ħ binach, a
teraz wypłyn ħ ły i wyszły w obcy, wrogi im Ļ wiat… I co je goni? Niejasny, prastary instynkt,
powiada pan? A mo Ň e poziom wykorzystania informacji przekroczył u nich próg
niepowstrzymanej ciekawo Ļ ci? Przecie Ň lepiej by im było siedzie ę w domu, w słonej wodzie,
ale co Ļ je ci Ģ gnie… ci Ģ gnie na brzeg… — Wstrz Ģ sn Ģ ł si ħ cały i zacz Ģ ł wkłada ę spodnie. Miał
staromodne, długie spodnie i wkładaj Ģ c je podskakiwał na jednej nodze. — Prawda,
Stanisławie Iwanowiczu, Ň e to chyba nie s Ģ zwykłe głowonogi, co?
— W swoim rodzaju, oczywi Ļ cie — zgodziłem si ħ .
Ale on ju Ň mnie nie słyszał. Odwrócił si ħ w stron Ģ radioodbiornika, cały zapatrzony. I my
z Masz Ģ równie Ň patrzyli Ļ my w stron ħ aparatu. Rozległy si ħ z niego mocne i nieprzyjemne
dla ucha sygnały, przypominaj Ģ ce zakłócenia wywoływane prac Ģ aparatu rentgenowskiego.
Maszka odło Ň yła strzelb ħ .
— Sze Ļę i osiem setnych metra — powiedziała w zamy Ļ leniu. — Chyba jaka Ļ stacja
usługowa.
Gorbowski przysłuchiwał si ħ sygnałom z zamkni ħ tymi oczyma i przechylon Ģ na bok
głow Ģ .
— Nie, to nie stacja usługowa — powiedział — to ja.
— Jak to?
— To ja. Ja nadaj ħ . Leonid Andriejewicz Gorbowski.
— Po co?
Roze Ļ miał si ħ niewesoło.
— Rzeczywi Ļ cie, po co? Bardzo bym chciał wiedzie ę , po co. — Wło Ň ył koszul ħ . —
Dlaczego trzej kosmonauci i ich statek po powrocie z rejsu EN 101 — EN 2657 stali si ħ
Ņ ródłem fal radiowych o długo Ļ ci sze Ļę i osiemdziesi Ģ t trzy setne?
Milczeli Ļ my. On równie Ň zamilkł na chwil ħ , zapinaj Ģ c sandały.
— Badali nas lekarze. Badali nas fizycy. — Wyprostował si ħ i otrzepał ze spodni piasek i
Ņ d Ņ bła trawy. — Wszyscy doszli do tego samego wniosku: to jest niemo Ň liwe. Mo Ň na by
skona ę ze Ļ miechu patrz Ģ c na ich zadziwione oblicza. Ale nam było, słowo daj ħ , nie do
Ļ miechu. Obozów zrezygnował z urlopu i odleciał na Pandor ħ . O Ļ wiadczył, Ň e woli
promieniowa ę jak najdalej od Ziemi. Walkenstein poszedł pracowa ę na stacji podwodnej.
Tylko ja jeden chodz ħ i promieniuj ħ . I przez cały czas na co Ļ czekam. Czekam i boj ħ si ħ . Boj ħ
si ħ , ale czekam. Czy pan mnie rozumie?
— Nie wiem — powiedziałem i k Ģ tem oka spojrzałem na Maszk ħ .
Zgłoś jeśli naruszono regulamin