Rosenberg Nancy Taylor - Próba ognia.pdf

(951 KB) Pobierz
Trial by fire
Nancy Taylor Rosenberg
Próba ognia
(Trial by fire)
Przekład Anna Tanalska-Dulęba
Podziękowania
Wielu ludzi przyczyniło się do powstania tej książki, nikt jednak nie odegrał roli
ważniejszej niż mój wydawca i droga przyjaciółka, Michaela Hamilton. Mike, wiem, że już to
mówiłam, ale muszę powtórzyć. Nikt tak jak ty nie potrafi mnie skłonić do przejścia tej
jeszcze jednej, dodatkowej mili. Po drodze mogę kopać i krzyczeć, ale na koniec zawsze się
uśmiecham.
Jestem winna wdzięczność mojemu agentowi Peterowi Millerowi z PMA Literary and
Film Management. Różnego rodzaju pomocy udzieliły mi także następujące osoby: sędzia
Leonard Goldstein, Alexis Campbell, Dudley Campbell, Carol Beatty, Irene McKeown,
Rodney Hillerts, Nick Santangelo oraz John i Carol Cataloni, którzy tak hojnie się zgodzili
użyczyć mi swojego nazwiska. Dziękuję również szczerze całemu zespołowi NAL/Dutton
and Penguin USA: Elaine Koster, Peterowi Mayerowi, Arnoldowi Dolanowi, Marvinowi
Brownowi, Peterowi Schneiderowi, Lisie Johnson, Jane Leet, Mary Ann Palumbo, Alexowi
Holtowi i Neilowi Stuartowi.
Mój bajeczny mężu, poświęcasz się nieustannie i wspierasz mnie na każdym kroku;
wiem, że bez ciebie nie napisałabym tej książki. Moja wspaniała rodzino, Forreście i Jeannie,
Chessly i Jimmy, Amy, Hoycie, Nancy Beth i nasz najnowszy nabytku, mała Rachel -
kocham was wszystkich bardzo.
1
Korytarz przed salą rozpraw przypominał wnętrze studia telewizyjnego. Reflektory,
trójnogi, stalowe skrzynki na sprzęt, poskręcane przewody i ciężkie kable pokrywały wąską
przestrzeń, a niedbale oparci o ściany technicy rozmawiali sącząc kawę. Reporter „Dallas
Morning News” dostrzegł w kącie oskarżyciela, Stellę Cataloni, i prokuratora okręgowego
Dallas, Benjamina Growmana. Rzucił się w ich kierunku z nadzieją, że zdoła podczas
przerwy uzyskać oświadczenie.
- Czy według pana Gregory Pelham zostanie tym razem skazany? - Przysunął do twarzy
prokuratora przenośny magnetofon.
- Bez wątpienia. - Growman, wysoki i szczupły, ubrany był w ciemny garnitur od
Armaniego i białą wykrochmaloną koszulę z monogramem. Z wydatnym nosem, blisko
osadzonymi oczyma, mocno szpakowaty, mimo swoich pięćdziesięciu siedmiu lat był nadal
przystojnym mężczyzną i znakomitym, pewnym siebie fachowcem.
- Dlaczego za pierwszym razem się wywinął?
- Przysięgli nie mogli dojść do porozumienia. Wiesz, jak to jest, Abernathy - mówił
Growman. - Daj nam spokój.
Wrócił do swojej rozmowy, ale Abernathy uparcie podtykał mu magnetofon.
- Teraz Pelhama aresztowano za próbę molestowania dziecka - powiedział. - Czy dlatego
postanowił pan ponownie wytoczyć mu sprawę o to stare zabójstwo? Dlaczego nie oskarżył
go pan po prostu o nowe przestępstwo? Czy nie obawia się pan, że tym razem sąd go
uniewinni? Wówczas nie będzie go już można ponownie sądzić, prawda?
- Kiedy zostanie skazany za morderstwo, postawimy mu następne zarzuty - przerwała
Stella Cataloni. - Wyłącz magnetofon, Charley. Mamy z Benem parę spraw do omówienia.
Trzydziestoczteroletnia Stella - kobieta inteligentna i stanowcza; prasa ochrzciła ją
mianem „włoskiej kocicy”. Teksańska piękność. Hebanowe włosy miękkimi falami opadające
na ramiona żółtego lnianego żakietu. Brązowe oczy połyskujące złotymi plamkami, skóra bez
najmniejszej skazy. Włosy z lewej strony zakładała zwykle za ucho, pozwalając, by z prawej
spadały jej do przodu i zasłaniały twarz. Stawiała zdecydowane, mocne kroki, jakby rzucała
wyzwanie lekkości swojego szczupłego i kształtnego ciała.
- Jak długo trwa przerwa? - zapytał Growman, kiedy reporter się oddalił. Drugi tydzień
sierpnia prażył stu pięcioma stopniami. 1 Klimatyzacja w gmachu sądów Franka Crowleya w
centrum Dallas działała, ale przy takim upale temperatura wewnątrz rzadko spadała poniżej
osiemdziesięciu stopni. Growman wyciągnął chusteczkę i wytarł sobie twarz i szyję.
Stella spojrzała na zegarek.
- Jeszcze tylko pięć minut, a ja nie miałam nawet czasu wpaść do biura. Chciałam
sprawdzić, czy nie przyszedł raport koronera w sprawie Waldena.
Growman się skrzywił.
- Teraz lepiej się zajmij doprowadzeniem do końca swojej mowy - powiedział. -
Wszystko inne może poczekać.
- Dochodzę już do wniosków. - Spojrzała mu w oczy. - Jeśli przysięgli nie będą się zbyt
1 Oczywiście w skali Fahrenheita (przyp. tłum.).
długo zastanawiać, możemy mieć wyrok dziś po południu.
- Jak się czujesz? - zapytał. - Myślisz, że wygramy?
- Dobrze. - Uśmiechnęła się nerwowo. - A jeśli zajmie im to więcej niż trzy albo cztery
godziny, na pewno będę gotowa podciąć sobie żyły.
Uśmiech zniknął. Szczera i waleczna Stella w ciągu zaledwie siedmiu lat zdobyła pozycję
numer dwa w Biurze Prokuratora Okręgowego Dallas. Na fali szczęścia, ale też dzięki
własnym zdolnościom i umiejętnościom, uzyskała rekordowy wynik stu procent wyroków
skazujących. Nie miała zamiaru przegrać tej sprawy.
Ben Growman przeczesał włosy palcami.
- Kominsky mówił, że dręczyłaś niektórych świadków. Ostrzegałem cię. W sprawie takiej
jak ta absolutnie nie wolno zrazić sobie ławy przysięgłych.
- To zabójstwo sprzed sześciu lat - wypaliła Stella, a jej głos odbił się echem w
wyłożonym kafelkami korytarzu. - Nawet najdokładniejsze wspomnienia mogą zblednąć po
tak długim czasie, Ben, a nasi świadkowie kompletnie nie mieli w tej sprawie jasności.
Starałam się zmusić ich do wysiłku.
Kiedy sześć lat temu oskarżonego Gregory’ego Jamesa Pelhama, włóczęgę i
niebezpiecznego psychopatę, sądzono po raz pierwszy za zamordowanie Ricky’ego
McKinleya, opóźnionego w rozwoju chłopaka, ława przysięgłych nie była w stanie uzgodnić
werdyktu i Pelhama wypuszczono na wolność. Chociaż nowe przestępstwo było niewielkie w
porównaniu z zabójstwem McKinleya, ponownie skierowano na oskarżonego światła
reflektorów, a opinia publiczna głośno się domagała zemsty. Media oskarżały Biuro
Prokuratora Okręgowego o to, że pozwolił się wymknąć niebezpiecznemu przestępcy,
burmistrz i członkowie rady miejskiej dobierali się Growmanowi do tyłka, żądając, by
zaniknął faceta za kratkami, a cały kraj śledził rozwój wydarzeń w telewizji.
Growman nachylił się ku Stelli.
- Musisz doprowadzić do wyroku skazującego. - Oddech miał gorący jak ogień. - Nie
możemy pozwolić, żeby ten człowiek znów się znalazł na wolności. Mamy szczęście, że nie
zabił tego drugiego dzieciaka ani nie oblał mu twarzy kwasem solnym, jak McKinleyowi.
- Słuchaj - wybuchnęła Stella - nie wydaje ci się, że zależy mi na tym tak samo jak tobie?
Spędziłam na tej sprawie tyle czasu, że mój pieprzony mąż ode mnie odszedł. Czego chcesz?
- parsknęła. - Krwi?
- Opanuj się. - Growman szarpnął głową w kierunku reporterów. - Zachowaj energię na
salę rozpraw.
Stella oparła się o ścianę, jej ciemne oczy płonęły. Odetchnęła parę razy głęboko i
próbowała odzyskać panowanie nad sobą. Patrzyła, jak się otwierają na oścież drzwi sali
rozpraw, a ludzie wlewają się do środka, by walczyć o miejsca. Growman nauczył ją, że
wybuchy emocjonalne to zbędne marnowanie energii. Jak uważny trener ujął surowy i raczej
trudny do kontrolowania talent Stelli w ramy, które uczyniły z niej konsekwentną
triumfatorkę.
A przecież czuła się często jak wynalazek Growmana. Od kilku lat jego pozycja
zawodowa słabła; Stella miała być tym wehikułem, który wyniesie go z powrotem na szczyt.
Była jego rakietą, jego giermkiem, jego rewolwerowcem. Na swoim obecnym stanowisku
funkcjonowała raczej jako administrator i doradca legionów prawników, którzy pracowali pod
jej kierunkiem. Doradzała im w subtelniejszych kwestiach prawnych, pomagała opracować
strategię i znaleźć właściwą drogę do przysięgłych. Tuziny innych oskarżycieli mogły
próbować sił w sprawie Pelhama - zdolnych prokuratorów, którzy mniej mieli do stracenia,
ponieważ nie szczycili się stu procentami wyroków skazujących. Growman jednak nalegał,
żeby to ona wzięła sprawę, twierdząc, że nikt inny nie może doprowadzić do skazania
oskarżonego.
- Ricky McKinley nie żyje - powiedział cicho. - Masz zamiar pozwolić, żeby człowiek,
który wykopał dla niego grób, chodził wolno? Ty, Stello, spośród wszystkich ludzi powinnaś
najlepiej rozumieć męczarnię biednego, nieszczęsnego chłopca. Ile jeszcze dzieci ma
okaleczyć i zabić ten gnojek?
Przełknęła łzy. Coś jej przyszło do głowy. Może zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarła na
sędziach ostro traktując świadków, a jednocześnie wnieść więcej życia do sprawy. Krew
napłynęła jej do twarzy. Potrafiłaby to zrobić? Wszyscy na nią liczą. Jak może pozwolić, żeby
ten potwór znów wyszedł z sali rozpraw, skoro jego los spoczywa w jej rękach?
Tym razem - pomyślała z żelazną determinacją - Gregory James Pelham nie uniknie kary.
Co do niej, to pan Pelham nie ma już szans.
- Szybko - powiedziała - potrzebuję gumki do włosów.
Pięć minut później zupełnie inna kobieta kroczyła przejściem w kierunku ławy
prokuratorskiej. Teraz włosy Stelli, ściągnięte w koński ogon na karku, odsłaniały brzydką
czerwoną bliznę po prawej stronie twarzy. Szła mniej pewnie, oczy miała spuszczone, a
prawy kącik ust wessała, by powstrzymać wargi od drżenia.
Wszystkie miejsca były zajęte. Reporterzy i widzowie stali pod tylnymi ścianami. Stella,
idąc przejściem, słyszała, jak ludzie wzdychają i szepczą; ich głosy zamieniały się w jej
głowie w dokuczliwe brzęczenie. Są jak ul morderczych pszczół - pomyślała - gotowi zaroić
się wokół i zakłuć ją na śmierć. Kiedy dotarła do ławy oskarżycieli i opadła na swoje miejsce,
jeden z reporterów podsunął się skulony i klęcząc zaczął robić zdjęcia.
- Co się pani stało w twarz? - zapytał. - Czy to prawdziwa blizna?
Stellę zirytowała głupota mężczyzny.
- Później będziesz miał okazję. - Machnęła ręką i odtrąciła aparat na bok. Widząc, że
urzędnik sądowy prowadzi sędziów przysięgłych, szybko uporządkowała na stole swoje
notatki i wyciszyła otaczającą ją kakofonię. Sędzia zasiadł już za pulpitem, ława przysięgłych
na swoich miejscach, a ona sama była gotowa poświęcić całą uwagę sprawie.
Współpracownikiem Stelli w sprawie Pelhama był Larry Kominsky, błyskotliwy młody
prawnik, rudy, z piegami na nosie i policzkach. Między nimi siedziała przy stole kobieta o
dużych, wyrazistych oczach i królewskiej twarzy: Brenda Anderson, śledczy z Biura
Prokuratora Okręgowego, przydzielona do tej sprawy. Anderson, Afroamerykanka,
studiowała kiedyś informatykę i była magistrem kryminologii. W drodze do swojego
obecnego stanowiska przeszła wszystkie stopnie w policji Dallas, a teraz słynęła w całym
stanie jako techniczna czarodziejka z Biura Prokuratora Okręgowego. Na widok blizny
wykrzyknęła:
- Stello, na Boga, coś ty sobie zrobiła?!
- Później ci powiem - szepnęła Stella. - Teraz mamy zamiar dać komuś kopa w dupę.
- Pani Cataloni - powiedział sędzia Malcolm Chambers do mikrofonu i zaczekał, aż Stella
Zgłoś jeśli naruszono regulamin