Passionate Thirst Rozdział 3.pdf

(87 KB) Pobierz
667089349 UNPDF
Rozdział 3
Kilka godzin później, wchodziłam przez główne drzwi Szeherezady. To był
rodzaj ciosu, mówiąc prawdę. Mogłam być jakąkolwiek inną turystką w mieście. A
Bibi miała rację, brązowa sukienka była idealnym wyborem.
Wchodzenie do Sher, to jak wchodzenie do pudełka puzzli. Zaczynasz
wsiąkając w puszysty, mocno wzorzysty dywan, jak gdyby, zwyczajnie wchodząc
przez drzwi, wsiadała na zaczarowany dywan. Gdy już było się w środku, kasyno
zdawało rozchodzić się w kilku różnych kierunkach jednocześnie. Większość ścian w
Sher jest falista. Tak jakby rodzaj Hollywoodzkiej wersji pałacu sułtana. Każdy pokój
ma swój własny charakterystyczny kolor. Ostrożnie udrapowane zasłony
kontynuowały iluzję bogactwa. W rzeczywistości, pomagały one zakamuflować
elementy techniczne, takie jak kamery i wskaźniki temperatury.
Główną częścią kasyna jest jedno-poziomowiec, otoczony wieżą z każdej
strony. W wieżach dostępne były inne udogodnienia, takie jak hotel i i bardziej
ekskluzywne restauracje, sklepy i spa. Nowy teatr Randolfa jest w centrum
kompleksu.
Choć pracuję w środku pięć dni w tygodniu, za każdym razem gdy wchodzę do
Sher, zawsze jestem zdumiona, jak wiele hałasu pochodzi z kasyna. Automaty
pykają, dzwonią i świecą. Ludzie piszczą, przeklinają i krzyczą. Wnętrze kasyna jest
jak brzuch bestii, tyle tylko że z jasnymi światłami. Otoczone grami, wciąż jest jedna
rzecz w tym pomieszczeniu, na jaką ludzie mogą liczyć: tutaj nigdy, przenigdy nie
będzie choć jednej nudnej chwili.
Byłam mniej więcej w połowie drogi przez kasyno, w drodze do windy, która
zabrałaby mnie do biura Randolfa, gdy wyczułam wampira.
Grał w blackjacka, dokładnie jak Nate Lawlor kilka miesięcy temu. Niestety
nie miał on już smaku Nate'a odnośni ubrań. Był ubrany w spodnie khaki, które
wyglądały, jakby prosiły się o dobre pranie, oraz hawajską koszulę w szczególnie
krzykliwym pomarańczowym kolorze.
Podeszłam bliżej, zapisując w pamięci by zasugerować Alowi by znalazł
Janette, nową rozdającą blackjacka, zatrudnioną całkiem niedawno, nowe miejsce.
Była także wyborem Nate'a Lawlora, jeśli dobrze pamiętam. Zdecydowanie niedobra
wiadomość dla kasyna. Wampiry uwielbiają hazard, ale są szczególnie przyciągani do
gier z ludzkim elementem. Nie znajdziesz wielu wampirów grających na automatach.
Nie za dużo obcowania z ciepłym ciałem, którego umysł mogą łatwo kontrolować.
Choć żaden wampir, którego kiedykolwiek spotkałam nie potrafił czytać w
myślach, większość jest bardzo biegła w sile sugestii. Wampy mają nawet określenie
na tą zdolność. Nazywają to „utwierdzaniem porozumienia”.W tym najbardziej
niebezpiecznym wcieleniu, porozumienie jest tym, co daje wampirom możliwość do
pierwszej selekcji, a później zawładnięcia swoimi ofiarami. Jednakże, częściej
porozumienie jest wykorzystywane do przyziemnych rzeczy, jak oszukiwanie czy
kradzież, zachęcanie ludzi do ośmieszania siebie.
Oficjalnie, mogłabym minąć po prostu tego wampira i nie czuć wyrzutów z
tego powodu. Zostałam zwolniona z moich zwykłych obowiązków, gdy zostałam
związana z Temptation McCoy. Ale nie sądziłam, że zabrałoby dużo czasu zdjęcie
tego faceta. Doszłam do wniosku, że mogę choć tyle zrobić dla Randolfa Glassa.
Spłata za moją nową garderobę.
Szybko zerknęłam w lustro za barem. Włosy miałam upięte wysoko, wybór,
którego rzadko dokonuję. Chirurg plastyczny, który nade mną pracował po ataku
Asha był geniuszem, ale nie był w stanie pozbyć się wszystkich blizn. By je
zamaskować zrobiłam tatuaż: mały, czarny krzyż. Zazwyczaj tatuaż jest zakryty
moimi włosami lub przez wysoki top mojego mundurka. Ale w tej sukience zarówno
moja szyja, jak i tatuaż były wystawione na widok.
Dotarłam do stolika, usiadłam obok wampira i błysnęłam Janette uśmiechem.
- Wiem, że nie mogę jeszcze grać – powiedziałam, starając się wysłać
wiadomość, że powinna traktować mnie jako turystkę. Najlepiej bezmózgą – Ale ja –
wykonałam krótki, żenujący chichot – Ja kocham patrzeć.
Przeniosłam uwagę na wampira, patrząc na niego spod rzęs, które miały
tendencję do trzepotania. Wyraz jego twarzy był prawie komiczny, wahający się
między pychą a irytacją.
- Wygrywasz, czyż nie? - odetchnęłam uwodzicielsko, gdy nachyliłam się
bliżej. Sukienka nie była do końca zaprojektowana by ukazywać dekolt. Ale była
cienka. Zadowoliłam się ocieraniem piersi o jego ramię – Nawet nie próbuj temu
zaprzeczyć. Zawsze potrafię to powiedzieć. A teraz złamałam twoją koncentrację.
Proszę, powiedz, że mi wybaczysz.
Trochę się wykręciłam, bardziej pocierając go piersiami, po czym odchyliłam
się i sięgnęłam w górę, jakby chcąc odsunąć zbłąkany kosmyk włosów. W ogóle nie
zauważył, gdzie była moja ręka. Jego oczy były wpatrzone w moją klatkę piersiową –
a mówią, że kobiety nie potrafią zwalczyć pragnienia by patrzeć na męskie krocze.
Jedynymi mężczyznami, których kiedykolwiek spotkałam i nie patrzyli na kobiece
sutki byli ci, którzy w ogóle nie są zainteresowani piersiami.
Powoli wyjęłam jeden ze srebrnych kołków, które prawie zawsze nosiłam we
włosach i pewnie ułożyłam go w dłoni. Następnie opuściłam rękę w dół.
- Jasne, wybaczę ci, pod jednym warunkiem – powiedział, a ja dodałam
cuchnący oddech do listy jego grzechów.
Uśmiechnęłam się i nachyliłam odrobinę bliżej – A jakim?
- Musisz pozostać w pobliżu.
- Sądzę, że zdołam go spełnić – powiedziałam. Zrobiłam jeden krok, dzięki
któremu stałam dokładnie za nim, oraz objęłam go ramieniem w talii, tuląc się.
- Och, na miłość boską – facet po drugiej stronie stolika nagle wybuchnął –
Grasz tutaj czy wybierasz laski?
Wampirowi opadła szczęka. Zanim mógł odpowiedzieć, przejechałam
czubkiem srebra po nieosłoniętej skórze na wewnętrznej części ramienia. Naprawdę
nie zrobiłam nic poza zadrapaniem go, ale to wystarczyło. Jakikolwiek kontakt ze
srebrem, które przecina skórę, jest bolesny dla wampira. Srebro jest oczyszczające,
przywraca ciało do jego właściwej formy. Nie potrzeba dużo, nawet jeśli ma się na
celu zniszczenie wampira. Wszystko co musisz zrobić, to rozerwać ciało. Nie trzeba
nawet trafić w serce. Kilka cali zazwyczaj załatwia problem. Nie żebym to miała w
planach na dzisiejszy wieczór.
Przeklinając, wampir cofnął się – Ty głupia, mała suko! - powiedział –
Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie wiem co masz na myśli – powiedziałam, otwierając szerzej oczy. Gdy
naprawdę się wczuwam, mogę uronić kilka łez, ale ten facet był ledwie wart wysiłku.
Poza tym, w pewnym sensie miałam spotkanie – O czym ty mówisz? Coś nie tak?
Przyłożył rękę do miejsca, gdzie go drasnęłam. Między jego palcami mogłam
zobaczyć martwą, białą skórę. Za chwilę, jeśli miałam szczęście, rana się rozdzieli i
skóra zacznie odpadać w wielkich kawałkach. To zależało od tego, jak długo był nie-
żywy. Cokolwiek się stanie, jego ciało zareaguje w sposób, który trudno będzie
wyjaśnić publicznie.
- Czy mogę w czymś pomóc, proszę pana? - zapytał nowy głos. Kawaleria
nadeszła w postaci ochrony Sher. Mogłam zobaczyć niepewność wampira, jego
rozdacie między ochotą sprawienia mi kłopotów a uniknięciem ich samemu. Instynkt
przetrwania wygrał. Według mojego doświadczenia, zawsze tak było.
- Nie. Nie, dziękuję – powiedział – Ja tylko... ja nie czuję się za dobrze – wciąż
trzymając się za ramię, odszedł od stolika do blackjacka, po czym odwrócił się i
skierował do wyjścia.
- Och, na litość boską – facet, który przemówił wcześniej, powiedział
zdegustowany – Wiedziałem, że w tym kolesiu było coś zabawnego. Nie wypłacił
nawet gotówki.
Nawet jeśli mam nadgodziny, kocham moją pracę.
- Najwyższy czas, Blanchard – powiedziałam kilka minut później. Byłam w
windzie, po drodze do mieszkania Randolfa. Jak tylko zdążyłam wejść do środka mój
telefon zaczął wibrować. Nazwa dzwoniącego brzmiała Gray Skies . Gray od
Blanchard Gray, mój kontakt w gabinecie do sekcji zwłok.
- Gdzie do diabła byłeś? - powiedziałam – Dzwoniłam do ciebie kilka godzin
temu! Czy ciało bez głowy to był wampir czy nie?
- Candace, a-niele – zabrzmiał cienki głos Blancharda – Miło z tobą
rozmawiać. To zawsze taka przyjemność słyszeć twój głos. Ze mną wszystko w
porządku, tak przy okazji. Bardzo dziękuję, za troskę.
- Bardzo się cieszę, Blanchard – powiedziałam, wzdychając cicho. Patrzyłam,
jak piętra zmieniają się, coraz to wyższy numer – Wiesz jak się martwię o twoje
zdrowie.
Wydał nieprzyzwoity dźwięk.
- Jestem w windzie i muszę wysiąść za jakieś dziesięć pięter – kontynuowałam
– Przepraszam, że brzmię niecierpliwie, ale mój czas nie należy do mnie. Jeśli
mógłbyś po prostu odpowiedzieć na moje pytanie, naprawdę bym to doceniła.
- Cóż, oczywiście, że odpowiem – powiedział Blanchard urażonym tonem – Z
jakiego innego powodu bym dzwonił? Moja droga, twoje instynkty nie zawiodły cię.
Najnowszy mieszkaniec mojego skromnego miejsca pracy zdecydowanie gra po
naszej stronie.
- Twojej stronie, masz na myśli – powiedziałam – Ja wciąż oddycham, w razie
gdybyś zapomniał.
Zaśmiał się, jakbym właściwie powiedziała coś zabawnego – Moja droga –
powiedział – niezbyt trafnie.
- Rozpoznałeś go? - zapytałam. Moje oczy wciąż śledziły mijające piętra – Był
miejscowy?
- Zaprzeczenie – powiedział Blanchard – Nie było przy nim żadnego dowodu
tożsamości, więc, oficjalnie nazywa się John Doe.
- Coś jeszcze?
- Nic specjalnego – przyznał Blanchard, jego ton stał się zmartwiony. Nagle
mój alarm w pełni się uruchomił.
- Chcesz się spotkać? - zaproponowałam. Blanchard i ja nie spotykamy się
twarzą w twarz zbyt często, ale pracujemy razem od pewnego czasu. Znam go
całkiem dobrze. Wystarczająco dobrze, że jeśli brzmiał na zmartwionego, coś było
nie tak. Coś, o czym nie chciałby dyskutować przez telefon – O której kończysz?
- Szczerze, Candace. To ociupinkę osobiste, nie sądzisz? - zapytał zwykłym
tonem – Kończę pracę około pierwszej trzydzieści. To jest nad ranem, słodziutka.
- Dzięki za przypomnienie – powiedziałam suchym tonem.
Zaproponowałam miejsce. On podał inne. Zgodziliśmy się przy trzeciej
propozycji i rozłączyłam się. Jak tylko włączyłam wibracje w telefonie i schowałam
go do torebki, gdy drzwi windy otworzyły się, ukazując apartament Randolfa Glassa.
Osobiste mieszkanie Randolfa ma panoramiczny widok na miasto. Przede mną
była wielka ściana szkła. Przestrzeń jest całkowicie niezakłócona. Nie mam czegoś
takiego jak pojedyncza ściana. Gdy Bibi przyprowadziła mnie tu za pierwszym
razem, zrobiłam jeden krok poza windę, po czym weszłam z powrotem, wszystkie
moje instynkty krzyczały, że moja stopa powinna wisieć w powietrzu. Trzeba się do
tego przyzwyczaić. Później, wygląda to niesamowicie.
Zauważyłam Ala stojącego przy jednym ze stołów jadalnych. Mruknął
przywitanie, a ja wzięłam sobie talerz przystawek i szklankę wody gazowanej z tacy
kelnera, następnie chwyciłam Ala za ramię i zaprowadziłam do miejsca, gdzie
mielibyśmy widok na każdego wchodzącego gościa.
Po prawej zobaczyłam Randolfa i Bibi idących przez pomieszczenie. Jak Al, i
prawie każdy obecny facet, Randolf miał na sobie standardowy garnitur. Sukienka
Bibi była długą kolumną burgundowego jedwabiu. Jak zawsze wyglądała całkowicie
oszałamiająco.
- Co jest takiego w gwiazdach? - narzekał Al – Myślą, że nie mamy nic
lepszego do roboty niż stać i czekać, aż się pokażą?
- Właściwie... - włożyłam malutkiego ptysia krabowego do ust, przeżułam i
połknęłam - … myślę, że jest nawet gorzej. One w ogóle o nas nie myślą.
Al wziął nadziewanego grzyba z mojego talerza i zjadł go posępnie –
Chciałbym tylko, żeby były trochę szybsze.
- Candace, tutaj jesteś. Jeśli można mi tak powiedzieć, to przyjemność widzieć
cię bez mundurka – głos Randolfa dołączył się.
Świadoma wzroku Ala skupionego na mojej twarzy – wie, że nie jestem
całkowicie dzika odnośni tej całej Randolf-Bibi sprawy – odwróciłam się z
uśmiechem do właściciela Sher. Randolf Glass ma twarz, która sprawia, że chcesz mu
opowiedzieć historię twojego życia. Czysty farmerski chłopiec z Iowa, dorosłe
opium, tylko z włosami. Ale ma zimne, puste oczy rekina. Bibi najwyraźniej uważa
tę kombinację za seksowną. Mnie to przyprawia o gęsią skórkę. Staram się najlepiej
jak mogę, by tego nie pokazywać.
- Mam nadzieję, że wciąż będziesz tak myślał, gdy zobaczysz rachunek –
powiedziałam, z mam nadzieję profesjonalnym, lecz przyjaznym uśmiechem – W
każdym razie, możesz winić Bibi. Ona ją wybrała.
- Powiedziałam jej, że ta sukienka była dla niej idealna – powiedziała Bibi,
chwytając Randolfa pod ramię.
Patrzyłam, jak sięga by uścisnąć jej palce, nawet gdy delikatnie odsunął się od
niej.
- Jak zawsze miała rację – odpowiedział Randolf – Doceniam, że przyszłaś
dzisiaj, Candace. Al powiedział mi, że przedyskutowaliście nadchodzącą sytuację.
- Zgadza się – kiwnęłam – Rozumiem, że jest dużo cienkich granic. Postaram
się najlepiej jak mogę, by je przejść.
- Jeśli będziesz miała pytania czy zmartwienia... - Randolf nie skończył zdania.
Ponownie kiwnęłam – Wiem, gdzie mam iść.
- Dobrze. Bardzo dobrze – powiedział Randolf – Wiem, że mogę na ciebie
liczyć. To dlatego nie kwestionowałem propozycji Ala by dać ci to zadanie.
- Doceniam wsparcie – powiedziałam.
To wtedy to poczułam. Lekki chłód, rozprzestrzeniający się po mojej skórze,
jakbym stałą dokładnie przed wentylatorem i ktoś właśnie włączył nawiew powietrza.
Ponad ramieniem Randolfa, zobaczyłam jak drzwi do apartamentu otwierają się.
Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach.
Matko Święta, Matko Boża, pomyślałam.
Randolf odwrócił się. Nie wiem, czy coś w moim wyrazie twarzy go ostrzegło,
czy też miał jakiś inny sposób na kontrolę wind oraz ich pasażerów. Odwrócił się
gładko, puszczając dłoń Bibi i kładąc ją na dolnej części jej pleców, gdy ona także się
odwróciła.
- Ach – powiedział – Jeśli można – w sposób energiczny, ale bez pośpiechu, on
i Bibi ruszyli w kierunku nowo przybyłych.
- Nareszcie – powiedział Al – Najwyższy czas.
Razem patrzyliśmy, jak świta Temptation McCoy wchodzi do pomieszczenia.
- Powiedz mi kogo tu widzę – powiedziałam, wdzięczna, że to było całkowicie
uzasadnione pytanie. Chłód owiewał teraz pokój. Gdyby miał kształt, jestem pewna,
że wyglądałby jak wielka fala ciężkiej, tłustej mgły. Całe moje ciało było nim
otoczone.
Pierwszą osobą w pokoju był tleniony blond mężczyzna z dobrze wyrobionymi
mięśniami, które wymagały wielu godzin na siłowni.
- To jest Lucas Goldfinch – powiedział Al niskim głosem, tak bym tylko ja go
słyszała – Jest z Temptation już od kilku lat. Dawniej przewodniczący fun klubu, jeśli
możesz w to uwierzyć. Bardzo służalczy. Także bardzo opiekuńczy, ale to mogłaby
być tylko praca.
- Którą jest? - zapytałam. Wzięłam łyk wody mineralnej, którą jak zauważyłam
wciąż trzymałam, smakując płyn, gdy spływał moim nagle wysuszonym gardłem.
- Osobisty asystent – powiedział Al – Także ochroniarz.
Patrzyłam jak Lucas Goldfinch porusza się po pomieszczeniu, widziałam
Zgłoś jeśli naruszono regulamin