Feehan Christine - Mrok 21 - Mroczne niebezpieczeństwo.pdf

(1767 KB) Pobierz
Tłumaczy: franekM
Tłumaczy: franekM
932219503.001.png
Tłumaczy: franekM
Rozdział 1
Byłem półżywy przez tysiąc lat.
Straciłem nadzieję, że spotkamy się tym razem. Zbyt wiele wieków. Wszystko
znika
Jak czas i ciemność kradnie kolor i rym.
DOMINIC DO SOLANGE
Karpaccy mężczyźni bez życiowych partnerek nie śnią. Nie widzą w kolorze i
na pewno nie czują mocji. Ból, tak, ale nie uczucia. Więc dlaczego sięgał śnił w
ciągu ostatnich kilku latach? Był starożytnym, doświadczonym wojownikiem.
Nie miał czasu na marzenia, albo na wyobraźnię. Jego świat był surowy i
jałowy, konieczność walki z wrogiem była nieuchronna, był przyjacielem albo
członkiem rodziny.
W ciągu pierwszych stu lat lub coś koło tego, po wyzbyciu się jego uczuć, robił
sobie nadzieję. Gdy mijały wieki, nadzieja na znalezienie jego życiowej
partnerki przygasła. Przyjął, że znajdzie ją w następnym życiu i przyjął z jego
determinacją zrealizowanie wykonania ostatniego obowiązku wobec jego ludzi.
Mimo to był tutaj, starożytny z wielkim doświadczeniem, Dominic z rodu
Dragonseeker, rodowodu tak starego jak czas sam, człowiek mądrości, znany
wojownik i którego się obawiali — leżał pod żyzną glebą, śniąc.
Sny powinny wydawać się niematerialne — i początkowo tak było. Kobieta.
Właściwie mgliste wyobrażenie tego jak wygląda. Tak młoda w porównaniu z
nim, ale była wojownikiem w jej własnej sprawie. Nie była w jego pojęciu
kobietą, którą chciał za partnerkę, ale gdy dorosła przez lata, zdał sobie sprawę
z tego jak była dla niego doskonała. Walczył zbyt długo, aby kiedykolwiek
oddać swój miecz. Nie znał żadnego innego stylu życia. Obowiązek i
poświęcenie zostały zaszczepione w nim do samej kości i potrzebował kobiety,
która mogła go zrozumieć.
Może to właśnie był sen. Nigdy nie śnił, dopiero kilka lat temu. Nigdy. Sny były
uczuciami, a dawno temu utracił swoje. Sny były kolorem, mimo że nie jego.
Tłumaczy: franekM
Ale wydawały się kolorami gdy lata ukształtowały kobietę. Była tajemnicą,
czystym zwierzęciem, gdy walczyła. Często miała nowe stłuczenia i rany, które
pozostawiały blizny na jej miękkiej skórze. Badał ją ostrożnie za każdym razem
gdy się spotykali — leczenie jej stało się tradycyjnym pozdrowieniem. Znalazł
sobie uśmiechającego się w środku, zastanawiając się jak była całkowitym
przeciwieństwem w postrzeganiu siebie jako kobietę.
Kilka chwil rozważał dlaczego uśmiecha się wewnątrz. Uśmiechanie było
utożsamione ze szczęściem, a nie miał żadnych uczuć, by czuć takie rzeczy, ale
jego wspomnienia uczuć były ostrzejsze gdy wyruszył w kierunku końca
swojego życia, zamiast przygasać jak oczekiwał. Kiedy bowiem wezwał sen,
wyczuł poczucie wygody, samopoczucia i szczęścia.
Przez lata stała się dla niego bardziej przejrzysta. Kobieta-Jaguar. Gwałtowny
wojownik z dokładnie takimi samymi wartościami lojalność, rodziny i
obowiązku, które on posiadał. Nigdy nie zapomniał nocy, tylko tydzień temu,
gdy zobaczył jej oczy w kolorze. Przez moment nie mógł oddychać, patrząc na
nią ze zdumieniem, wstrząśnięty tym że mógł przypomnieć sobie kolory tak
dokładnie, że mógł przypisać rzeczywisty kolor jej kocim oczom.
Jej oczy były piękne, świecąc zielenią z nikłymi drobinkami złota i bursztynu,
które ciemniały gdy udało mu się wywołać u niej śmiech. Nie śmiała się często
albo łatwo, ale kiedy to robiła, czuł, że to jest większe zwycięstwo niż
którakolwiek wygrał w bitwie.
Gdy sny nadeszły — a nadchodziły tylko kiedy był obudzony — zawsze
wydawały się trochę rozmyte. Ale nie mógł się doczekać zobaczenia jej. Był
opiekuńczy wobec niej jakby jego lojalność już obróciła się wobec jego
wymarzonej kobiecie. Napisał dla jej miłosną piosenkę, mówiąc w niej o
wszystkich rzeczach które chciał powiedzieć jego życiowej partnerce. A kiedy
odmówiła odpoczynku, położył ją, jej głowę na jego kolanach, głaskając jej
gęstą grzywy włosów i śpiewając jej w jego języku. Nigdy nie poczuł się
bardziej zadowolonego — albo bardziej kompletny.
Poruszył się, zakłócił żyzną glebę która go oblegała. W momencie gdy się
poruszył, ból go poraził, tysiące noży rozdzierały go od wewnątrz na zewnątrz.
Skażona krew wampira którą rozmyślnie połknął byłą gęsta od pasożytów, i
one poruszały się w nim, powielając się, starały się opanować jego ciało,
najechać każdą komórkę, każdy organ. I tak często jak oczyścił niektóre
zmniejszając ich liczbę, wydawały się pracować mocniej by się mnożyć.
Dominic wysyczał swój oddech między zębami gdy zmusił się do powstania.
Nie była jeszcze pełnia nocy, a on był starożytnym Karpatianinem z wieloma
Tłumaczy: franekM
bitwami i zabiciami w jego imieniu. Z reguły starożytni nie powstawali zanim
słońce nie zaszło, ale potrzebował więcej czasu by udać się na zwiad swojego
wroga i dostarczyć jego położenie na tej ziemi mitów i legend.
Głęboko w jaskini, którą wybrał w amazońskim lesie, przeniósł ziemię łagodnie,
pozwalając jej uspokoić się wokół niego gdy się zbudził, chcąc utrzymać obszar
możliwie jako niezakłócony. Podróżował tylko wieczorem, jak robił jego rodzaj,
słuchając szelestu zła, na szlaku mistrzowskiego wampira, jednego był pewny,
wiedział o planach zniszczenia karpackiego gatunku raz na zawsze. Jego ludzie
wiedzieli, że wampiry połączyli się pod rządami pięciu. Początkowo grupy były
małe i rozproszone, ataki były łatwe do odparcia, ale ostatnio szept spisku
wzrósł do ryku, i grupy były większe i bardziej zorganizowane i
rozpowszechnione niż za pierwszą myślą. Był pewny, że pasożyty w skażonej
krwi są kluczem do identyfikowania wszystkich którzy knuli oddanie wobec
pięciu mistrzów.
Tyle zebrał przez dni swojej podróży. Sprawdził teorię kilkakrotnie, wpadając
na trzech wampirów. Dwaj byli stosunkowo nowi, i żaden nie miał pasożytów i
byli łatwi do zabicia dla doświadczonego myśliwego. Ale trzeci był zadowolony
jego pytaniami. W momencie gdy zbliżył się na bardzo małą odległość,
pasożyty dostały ataku szału z rozpoznania. Słuchał chełpienia się wampira
przez większą część nocy, mówiącego mu o ich rozwijających się legionach i
jak wysłannicy spotykają się w Amazonce, gdzie mieli sojuszników w
mężczyznach - jaguarach i ludzkim społeczeństwie, które nie miało pojęcia, że
leżą w łóżku z tymi samymi, których starają się zniszczyć. Mistrzowie
wykorzystywali zarówno ludzi jak i mężczyzna - jaguara do polowania i
zabijania Karpatian. Dominic zabił wampira, szybko wydobywając serce, i,
wołając piorun, by go spalić. Przed opuszczaniem obszaru, podjął dużą
ostrożność, by usunąć jakikolwiek ślady jego obecności.
Wiedział, że czas kończy się szybko. Pasożyty pracowały ciężko, szepcząc mu,
szumiące paskudne pokusy pełną parą, nieubłagane w ich namawianiu go by
dołączył do mistrzów. Był starożytnym bez życiowej partnerki i ciemność w
nim była już silna. Jego ukochana siostra zniknęła setki lat wcześniej — teraz
wiedział, że nie żyje, a jej dzieci są bezpieczne z karpackimi ludźmi. Mógł
wykonać to ostatnie zadanie i zakończyć kres jego jałowemu istnieniu z
honorem.
Powstał z żyznej gleby, odmłodzony jak mógł ktoś z pasożytami we krwi.
Jaskinia głęboko pod ziemia powstrzymywała słońce przed dotykaniem jego
skóry, ale czuł ją mimo to, wiedząc, że jest tuż poza ciemnością, czekając by go
wypalić. Jego skóra piekła i paliła w oczekiwaniu. Przeszedł przez jaskinię z
absolutnym zaufaniem. Ruszał się z łatwą, pewnością wojownika, płynąc nad
nierówną ziemią w ciemnościach.
Tłumaczy: franekM
Gdy zaczął wspinaczkę na powierzchnię, pomyślał o niej — jego życiowej
partnerce, kobiecie z jego snów. Nie była oczywiście jego prawdziwą życiową
partnerką, bo jeśli by była dostrzegałby dokładnie kolory, nie tylko jej oczy.
Zobaczyłby różne odcienie zieleni w lesie deszczowym, ale wszystko wokół
niego pozostawało zabarwione szarością. Czy znalezienie pociechy z nią było
oszustwem? Śpiewanie jej o jego miłości do jego życiowej partnerki
krętactwem? Tęsknił za nią, potrzebując wyczarować ją czasami by przetrwać
noc kiedy jego krew płonęła i był jedzony od wewnątrz na zewnątrz. Pomyślał o
jej miękkiej skórze, uczuciu, które wydawało się niezwykłe, gdy był jak dąb,
stwardniałe żelazo, jego skóra była tak twarda.
Gdy zbliżył się do wyjścia jaskini, mógł zobaczyć, światło rozlewające się do
tunelu i jego ciało się skuliło, w automatycznej reakcji po wiekach życia w
nocy. Kochał noc, choćby nie wiem gdzie był, albo na jakim kontynencie.
Księżyc był przyjacielem, gwiazdy często były wzorem do naśladowania dla
niego. Był na nieznanym terenie, ale wiedział że bracia De La Cruz patrolowali
las deszczowy mimo, że było ich pięciu to był bardzo duży teren, a oni byli
bardzo mało rozprzestrzenieni. Odnosił wrażenie że pięciu którzy rekrutowali
pomniejsze wampiry przeciwko Karpatom, rozmyślnie wybrali teren De La
Cruz jako ich centralę.
Bracia Malinov i De La Cruz rośli razem, byli więcej niż przyjaciółmi, żądając
pokrewieństwa. Byli uważani przez karpackich ludzi jako dwie z
najpotężniejszych rodzin, przez wielu za niezrównanych wojowników. Dominic
myślał, o ich osobowościach, i koleżeństwie zamienionym w rywalizację. To
miało sens, że bracia Malinov postanowili ustalić swoją centralę pod nosem tych
samych którzy uknuli teoretyczny sposób by usunąć ród Dubrinskych jako
władców karpackich ludzi, a następnie, w końcu, przysięgli ich oddanie wobec
księcia. Bracia Malinov zostali najgorszymi i najbardziej nieubłaganymi
wrogami braci De La Cruz.
Logiczny sposób rozumowania Dominica został potwierdzony przez wampira,
którego zabił w Karpatach, bardzo rozmowny pomniejszy wampir, który
przechwalał się wszystkim, co wiedział. Dominic szedł swoją drogą, nie biorąc
jeńców, by tak rzec, zaskoczony tym jak pasożyty były takim fantastycznym
systemem ostrzegawczym. To nigdy nie przyszło do głowy braci Malinov, że
jakikolwiek Karpatianin ośmielić się przyjąć krew i samemu najechać ich obóz.
Idąc bliższy do wejście jaskini, został uderzony przez hałas po raz pierwszy,
odgłos ptaków i małp i nieustannego brzęczenia owadów mimo ciągłego
deszczu. Było gorąco, i para tak naprawdę uniosła się do góry z podłogi zaraz
poza jaskinią, ponieważ wilgoć lała się z nieba. Drzewa wisiały na spuchniętych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin