BLIŹNIACZE ZAMKI.doc

(70 KB) Pobierz
BLIŹNIACZE ZAMKI (gimnazjum)

BLIŹNIACZE ZAMKI (gimnazjum)

Anonim7

średnia ocena: 3.5         ilość głosów: 20

Bywają słowa ulotne, zapomniane i błahe; lecz bywają i pradawne klechdy, bajania o sile mrocznej i żywej, wciąż na nowo odkrywane… Przepowiednie i legendy dawno już straciły na sile; strach i wiara nieco już zostały przykurzone, schowane w stare kufry, wraz z pamiątkami po świetnych być może, średniowiecznych czasach. Któż chce jeszcze pamiętać o dwojgu kochanków, o mirowskim Romeo i bobolickiej Julii, miłości rodem z szekspirowskiej sztuki. Lecz historia ta zdarzyła się na długo przed poczęciem wielkiego pisarza, w czasach dobrobytu i dostatku, w latach panowania świetnego króla, ostatniego potomka Piasta. Oto legenda dla waćpana, co nie strwoży się bajania o duchach i zbrodniarzach; podanie dla dziewki, co wiedziona żalem załka nad losem straceńców, zapomnianych w miłosnym objęciu…



Około roku 1340 do małej wioski Mirów, usytuowanej nieopodal Częstochowy, przybył mężczyzna na białym wierzchowcu, odziany w czarny płaszcz, z kapturem zarzuconym na głowę. Ilekroć ów właściciel ziemski przejeżdżał przez wieś, za każdym razem strach ogarniał chłopów, zwierzęta zrywały się z uwięzi, a wiatr zamierał. Mężczyzna wzniósł zamek wapienny na jednym z mirowskich wzgórz, gdzie niegdyś stał dom szlachcica. Twierdza była budowlą niezwykłą – z licznymi oknami, podmurowaniami i ozdobami; kosztowną, lecz straszną. Budziła postrach wśród okolicznych mieszkańców, napawała lękiem przybyszy i rabusiów. Niby zwykły zamek, lecz przedziwny, przerażający i smutny.

Nieopodal zamku mirowskiego została zbudowana bogata posiadłość rycerza, poważanego wśród polskiej ludności. Ów mężczyzna, ranny w trakcie walk z Litwinami na Mazowszu, postanowił osiedlić się w Bobolicach wraz z żoną i córką, piękną Marysią. Dziewczyna była niezwykle czarowna, ale i utalentowana – umiała tańczyć i śpiewać jak nikt inny. Wielu mężnych rycerzy zabiegało o jej względy, wielu staczało potajemne walki między sobą o prawo do oświadczyn. Marysi jednak nie spieszno było do zamążpójścia, a i ojciec nie nalegał, pragnąc jak najdłużej cieszyć się widokiem swego ukochanego dziecka.

Tymczasem miesiące mijały, a mężczyzna na białym rumaku okazał się czarnoksiężnikiem, władcą piekła, pragnącym wejść w posiadanie większego królestwa niż podziemie. Miał on za sobą wielu zwolenników wśród chłopów i mieszczan, którym obiecywał skarby, bogactwa i nieśmiertelność. Mag władał mocą tak potężną, że mógł zmieniać bieg rzeki, lecz wykorzystywał ją w sposób przerażający – mordował nieposłusznych mu ludzi. Jako władca mroku miał nigdy nie zaznać ludzkiego uczucia, musiał być bestią o ludzkiej postaci, która kieruje się tylko żądzą krwi. Pewnego dnia bobolicki rycerz, ojciec Marysi, popadł w konflikt z czarnoksiężnikiem. Błagany o pomoc, postanowił się przeciwstawić magowi, wspomóc w walce mieszkańców Mirowa. Od tego czasu między dwoma właścicielami ziemskimi rozpoczął się spór, który miał się okazać tragiczny w skutkach…

Po burzliwiej jesieni nastała mroźna, spływająca krwią zima, wraz z nią Nowy Rok, lecz dopiero ciepła wiosna zdawała się przynieść rozwiązanie konfliktu, który począł nieco przygasać. Marysia, córka bobolickiego rycerza, wróciła bowiem z Włoch, zajmując całkiem myśli swego ojca. Dziewczyna całymi dniami spacerowała po zamkowych włościach, w nocy zaś wymykała się potajemnie, zapuszczała w coraz odleglejsze tereny. Pewnego majowego wieczora Marysia zgubiła drogę, a przestraszona, poczęła śpiewać, by dodać sobie otuchy. Wtem, dziewczyna usłyszała dziwny szelest, a przed nią pojawił się mężczyzna, którego wcześniej nie zauważyła. Wiedziała, kim jest, ale coś mówiło jej, aby się go nie bała, by podeszła bliżej…

Czarnoksiężnik co noc udawał się na przechadzkę po okolicy, by o zmroku doglądać swych koni i przepędzać nierozważnych chłopów. Tak było i teraz, gdy księżyc w nowiu oświetlał ukwiecone łąki, a skąpane w jego blasku polany mieniły się srebrzystym światłem. Na magu jednak nie robiło to wrażenia, jakby prócz jego nienawiści nie istniało na świecie nic więcej. Wtem, usłyszał piękny głos, jak gdyby szept syreny, nucący w oddali pieśń… Nie wiedział, co to jest – uczcie wydawało mu się nieznane, ale dziwne i zarazem cudowne, inne. Stanął na przeciwko dziewczyny, zdjął kaptur, lecz ona wcale się nie przestraszyła, lecz podeszła bliżej…

Marysia i Czarnoksiężnik spojrzeli sobie w oczy –zdawało im się, iż nie może istnieć żadne piękniejsze uczucie niż ich miłość. Obydwoje wiedzieli, jak bardzo ich zmieni, jaki wpływ wywrze na życie obydwu wsi. Od tej pory jednak spotykali się codziennie, w blasku księżyca stojąc, patrząc na siebie, nie zamieniając słów. Byli od siebie tak bardzo inni, i inne były ich przeznaczenia. Władca podziemia wiedział, że nie ma na świecie ani w otchłani nic piękniejszego niż miłość… niż śmierć i żądza zemsty, bowiem takie było jego przeznaczenie, taka klątwa. Dla Marii zrobiłby prawie wszystko, lecz bardziej musiał być posłuszny swej prawdziwej naturze… Choć coraz rzadziej mordował i stał się łagodniejszy, nigdy nie mógł zapomnieć o tym, czego na prawdę pragnął – zemsty!

Pewnego sierpniowego dnia, gdy słońce chyliło się ku zachodowi i następował łagodny, ciepły zmierzch, na zamku bobolickiego rycerza wydano ucztę; przybyła na nią bliższa i dalsza rodzina gospodarzy, jak również zalotnicy Marysi. Bal był wystawny, bawiono się hucznie, wino lało się strumieniami, a stoły uginały pod ciężarem jadła. Wtem, gości dobiegły dziwne krzyki i postękiwania… w niebo wystrzelił snop czerwonych iskier, które natychmiast zajęły mury, trawiąc purpurowym ogniem zamek. Na dziedziniec wjechali dziwni jeźdźcy, ubrani w czarne peleryny. Na przedzie jechał pan na białym rumaku, który rozkazywał innym i zabijał każdego, kogo napotkał. Nie zabił on jednak tylko jednej osoby – pięknej Marysi, którą porwał na swój zamek.

Tak minęła noc, a poranne jurajskie słońce zakrwawiło błękitne niebo, ukazując miejsce tragedii w mrocznej, bordowej poświacie. Pobojowisko to było widać z daleka, ujrzała go i Maria, stojąc w oknie mirowskiego zamku. Czuła się winna, że ocalała, iż zdradziła swego ojca i matkę, którzy zawsze przy niej trwali. Zwróciła się do Czarnoksiężnika, w głębi serca wiedziała, dlaczego to zrobił, rozumiała, że tak mu kazano i ubolewała nad tym. Tak bardzo było jej go żal, nie potrafiła się pogodzić z jego losem. Szeptem wypowiedziała prośbę przysięgi, a on zaakceptował ją lekkim kiwnięciem głowy. Obiecał, że odkupi swe zbrodnie, iż zmieni swe przeznaczenie – dla niej. Była spokojna, wiedziała, iż zapanuje spokój, a w końcu i radość. Cofnęła się do tyłu, w stronę okna…

W tej chwili pękło i serce maga, bowiem nie było na ziemi już nic, co mogło mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Jednak spokój i ciepło mogiły nie było mu dane, wiązała go przysięga, jedyne, co pozostało po pięknej miłości. Od tej pory czarnoksiężnik miał co wieczór patrolować okolicę, zapuszczać się do bobolickiego zamku i tam w samotności patrzeć na upadek swego imperium, słuchać lamentów niewinnych biesiadników, aż do dnia, w którym bogowie pozwolą mu odejść.

Czasy panowania Maga były straszne i mroczne, toteż ludzie starali się o nich zapomnieć. Opustoszałe zamki podupadły, zostały oddane we władanie Kazimierzowi Wielkiemu i uczynione bliźniaczymi obiektami… Bowiem „któż chce jeszcze pamiętać o mirowskim Romeo i bobolickiej Julii”?

Choćbyś miał wyśmiać historię kochanków,
Choćbyś miał zawsze omijać ich drogę,
Pomnij spojrzeć na krwawe słońce jurajskich poranków,
Usłysz w swej jaźni moją przestrogę:
Miłość jest zaklęciem mocnym i trwałym,
Nadzieja i pokój lekiem dla duszy,
Przysięga Twa więzłem na wieki stałym;
I gdybyś miał dobyć w zwadzie kuszy
Ujrzyj oblicze swej obranej Damy,
Przywołaj wspomnienie rozpaczy i żalu,
Zamknij żądzę zemsty w ramy,
Oszczędź gości przeklętego balu.
Bowiem miłość trwała jest i wierna,
Twój rycerski honor na tym nie straci,
Gdyż korzyść z przysięgi kochanków mierna,
Gdy głowę Lubego zetną wnet kaci…

 

                                                                                                                        

ANEKS

Zamek w Bobolicach zbudowany został w połowie XIV wieku z inicjatywy Kazimierza Wielkiego, jako kolejna warownia strzegąca południowej granicy Państwa Polskiego. W roku 1370 z okazji swej koronacji Ludwik Węgierski nadał ją Władysławowi Opolczykowi w zamian za popieranie jego planów dynastycznych, ten z kolei przekazał Bobolice w ręce Węgra, Andrzeja Sahony z Barlabas. Dzierżawcy twierdzy, spiskując na boku z Krzyżakami, okazali się nielojalni wobec polskiej korony, w związku z czym niezadowolony Władysław Jagiełło w 1396 najechał ziemie Opolczyka i zbrojnie przejął zamek wraz z okolicznymi włościami. W końcu XIV i w XV wieku władali nim m.in. Szafrańcowie, Trestkowie, Krezowie, a później Chodakowscy, Męcińscy i Myszkowscy. Nie zawsze dziedziczenie warowni odbywało się łagodnie. Ciekawy przypadek miał miejsce w roku 1427, po śmierci Anny, córki pierwszego prywatnego właściciela zamku - Andrzeja Sahony. Wówczas to majątkiem bobolickim podzielili się Stanisław Szafraniec z Młodziejowic herbu Starykoń, syn Anny z pierwszego małżeństwa, oraz drugi jej małżonek - Mściwój z Wierzchowiska herbu Lis wraz z dziećmi: Mściwojem, Andrzejem, Dorotą, Anną, Elżbietą i Katarzyną. Obydwie strony zobowiązały się podzielić zamkiem po połowie, z czasem doszło jednak do gorących sporów. Wewnątrz budowli własność obu stron konfliktu znaczyły jakieś zapory, które w 1441 roku syn Mściwoja, Andrzej z Wierzchowiska - z pomocą trzydziestu szlachty oraz setką pomocników mierniejszej kondycji - wyłamał, rabując bydło i zboże z części przynależnej przyrodniemu bratu.

Integralność zamku przywrócona została cztery lata po tym przykrym incydencie, gdy podkomorzy krakowski Piotr Szafraniec wykupił od Lisów z Wierzchowiska prawa do zamieszkanej przez nich połowy twierdzy oraz dóbr w najbliższym otoczeniu. Szybkie pozbycie się przez Szafrańców zamku, a także częste w drugiej połowie XV wieku zmiany właścicieli nie spowodowały już więcej podziałów skalnej warowni. Początki upadku budowli datuje się na rok 1587, w którym najechał i zdobył ją pretendent do polskiego tronu arcyksiążę austriacki Maksimilian Habsburg. O wiele gorzej z zamkiem obeszli się Szwedzi, którzy w 1657 zdobyli go i spalili, grabiąc wcześniej jego wnętrza. Od tego czasu następowała szybka degradacja królewskiego gmachu. W roku 1683 jego stan był już tak zły, że ciągnący ze swymi wojskami pod Wiedeń Jan III Sobieski, podczas postoju w Bobolicach wolał spać pod namiotem, niż ryzykować nocleg w sypiącym się budynku. W XVIII wieku zrujnowany zamek kupili Męcińscy z zamiarem (jak się później okazało niezrealizowanej) odbudowy. W roku 1882 - w wyniku parcelacji - ziemię, na której stałe opuszczone już mury, otrzymała chłopska rodzina. Ich spadkobiercy sprzedali ruinę w 1999 Dariuszowi i Jarosławowi Laseckim, którzy zdecydowali o częściowej jej rekonstrukcji.

Warowny zamek ulokowano na skalistym wzgórzu (360 m n.p.m.) i zbudowano z miejscowego białego wapienia. Pierwotnie zajmował on tylko centralną część wzniesienia. Na najwyższym, północnym cyplu znajdowała się cylindryczna wieża, obok niej stał budynek mieszkalny. Prawdopodobnie w XV wieku system obronny wzmocniły półkoliste baszty. Do zamku górnego przylegało od południa i zachodu podzamcze, do którego wjazd prowadził od strony wschodniej. Podzamcze było opasane murem obwodowym, całość zaś otaczała sucha fosa, nad którą przerzucono zapewne zwodzony most prowadzący do piętrowej wieży bramnej. XVI-wieczna modernizacja polegała na likwidacji gotyckiej wieży, w wyniku czego cały zamek górny składał się z co najmniej dwukondygnacyjnego budynku mieszkalnego. W przyziemiach zapewne pomieszczono kuchnię, piekarnię, spiżarnię i skarbiec, piętra przeznaczono na izby mieszkalne i reprezentacyjne komnaty. Podczas próby odbudowy warowni w XVIII wieku powiększono otwory okienne, co w dużym stopniu zatarło jej średniowieczny charakter.

Obecnie z okazałej niegdyś warowni pozostały niewielkie fragmenty zamku górnego, w tym najlepiej zachowana jego ściana wschodnia. Przetrwały też niewielkie szczątki murów obwodowych. W roku 2001 rozpoczęto prace, mające na celu częściową rekonstrukcję muru zewnętrznego i baszty bramnej, połączone z prowadzonymi przez krakowskich archeologów badaniami w gruncie. Zarówno mur jak i baszta są już ukończone, właściciele myślą jednak już o kolejnej inwestycji, jaką ma być pełna rekonstrukcja ściany głównej zamku. Przed odbudową ruinę można było bezpłatnie zwiedzać - obecnie teren budowy jest ogrodzony - obowiązuje zakaz wstępu. Co będzie po zakończeniu prac, czas pokaże.

Zamek w Mirowie. Warownia w Mirowie zbudowana została prawdopodobnie na miejscu drewniano-ziemnego grodu w czasach Kazimierza Wielkiego. Powszechnie przyjmuje się, że właśnie ten władca był fundatorem zamku, choć nie brakuje głosów, iż twierdzę wzniesiono z polecenia Władysława Opolczyka lub rodu Lisów, właścicieli zamku w Koziegłowach. Warowny zespół Mirownik przypuszczalnie miał pełnić rolę strażnicy chroniącej zachodnie rubieże Rzeczypospolitej przed najazdem braci Czechów. Pierwsza wzmianka poświadczająca istnienie murowanej warowni pochodzi z dokumentu wystawionego w 1405 roku i wskazuje niejakiego burgrabiego Sasina jako pana i właściciela mirowskiego zamku. Wcześniej, bo około 1370 wieś oraz okoliczne ziemie stały się lennem księcia Władysława Opolskiego, który utracił je w roku 1396. Oskarżony o kolaborację z Czechami został zbrojnie najechany przez Władysława Jagiełłę, a zamek trafił w ręce Krystyna z Koziegłów, pełniąc później rolę mieszkalno - obronnej siedziby rycerskiej. W roku 1422 kupił go Piotr z Bnina, który do istniejącej jednopiętrowej budowli dostawił trzykondygnacyjną wieżę.

W 1489 roku warownię przejął Piotr Myszkowski herbu Jastrzębiecz Przeciszowa. Obiekt był w posiadaniu rodu Myszkowskich przez następne 144 lata, podczas których uległ gruntownej modernizacji i rozbudowie. W roku 1633 dotychczasowi właściciele przeprowadzili się do Pińczowa, a zamek sprzedali Janowi Korycińskiemu, który niespełna dwadzieścia lat później spieniężył go rodzinie Męcińskich. Podczas Potopu Szwedzi nie po raz pierwszy pokazali wyższość „kultury zachodu” nad kmiotami z Polski, niszcząc i paląc piękną mirowską twierdzę. I choć została ona częściowo odbudowana przez swoich właścicieli, to w XVIII wieku ostatecznie popadła w ruinę i w roku 1787 pożegnała ostatnich lokatorów. Potem była systematycznie rozbierana przez mieszkańców wsi, a jej cząstki posłużyły do budowy domów i drogi. Kolejny dramat wydarzył się w 1937 roku, kiedy zawaliła się południowo-zachodnia ściana prostokątnej wieży. Pierwsze prace sondażowo-remontowe przeprowadzono w latach 1960-62, podczas których zamek odgruzowano i zabezpieczono w formie trwałej ruiny. W czasach komuny zabytku formalnie nie znacjonalizowano, a biedny właściciel siedział cicho, ażeby system nie przypomniał sobie o załatwieniu niezbędnych formalności. W latach 60-ych pewien mieszkaniec Śląska chciał ruinę wykupić i otworzyć w niej winiarnię. Komuna nie dała.

Zbudowana z łamanego kamienia spojonego zaprawą wapienną z dużą ilością białka zwierzęcego warownia składała się z typowego dla budowli obronnych układu: zamek górny, dolny i podzamcze. Zamek górny ulokowano na samym szczycie trudno dostępnej skały, jego plan dopasowując do kształtu wzniesienia zbliżonego w formie do trapezu. Miał on prawdopodobnie trzy poziomy i był podpiwniczony. W południowo-zachodniej części wzniesiono wieżę, która do wysokości trzeciego piętra wtopiona jest w elewację budowli, a następnie wznosi się wyżej o dodatkowe dwie kondygnacje. U podnóża skały rozciąga się zamek dolny, składający się z dwóch wież bramnych oraz muru obwodowego. W drugiej połowie XV lub na początku XVI wieku do skały zamkowej dostawiono od strony wschodniej prostokątną wieżę mieszkalną z kamienia, o pięciu kondygnacjach przykrytych stropami. Do wieży dobudowano ścianę kurtynową dzięki której uzyskano mały wewnętrzny dziedziniec, obudowany niegdyś dodatkowymi pomieszczeniami. Wjazd do twierdzy prowadził od południa przez nieistniejące już dziś podzamcze. Całość założenia została otoczona murem obwodowym łączącym bramę z wieżą i wykorzystującym po drodze okoliczne skałki. W okresie największej prosperity warownia zajmowała powierzchnię około 1200 metrów kwadratowych.

Przypominająca swym kształtem okręt piękna jurajska warownia należy do grupy najbardziej malowniczych tego typu obiektów w naszym dziwnym kraju. Dziś jest już tylko ruiną, ale szczególnie zamek górny zachował się na tyle dobrze, że bez trudu można wyobrazić sobie, jak wyglądał w przeszłości. Położony jest on na niewielkim, pozbawionym drzew wzgórzu, dzięki czemu jest doskonale widoczny z dalszej perspektywy. Dookoła rozpościerają się tzw. Skały Mirowskie, urozmaicone „dywanami” kwiatów, kolorowymi krzewami i kępami jałowców, czyniąc z okolicy miejsce magiczne, urzekające swym baśniowym urokiem.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin