Encyklika Jana Pawała II Redemptor Hominis(Odkupiciel Człowieka)04.03.1979.pdf

(326 KB) Pobierz
Redemptor Hominis
Czcigodni Bracia i Drodzy Synowie,
Pozdrowienie i Apostolskie Błogosławieństwo!
Dziedzictwo
U kresu drugiego tysiąclecia
1. Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus jest ośrodkiem wszechświata i historii. Do
Niego zwraca się moja myśl i moje serce w tej doniosłej godzinie dziejów, w której
znajduje się Kościół i cała wielka rodzina współczesnej ludzkości. Oto bowiem czas, w
którym Bóg w swoich tajemniczych zamiarach powierzył mi po moim umiłowanym
Poprzedniku Janie Pawle I posługę powszechną związaną ze Stolicą św. Piotra w
Rzymie, ogromnie się już przybliżył do roku dwutysięcznego. Trudno jeszcze w tej
chwili powiedzieć, co będzie oznaczał ów rok na zegarze dziejów ludzkości, jaką
okaże się datą dla poszczególnych ludów i narodów, krajów i kontynentów, choć
zapewne niejedno staramy się już teraz przewidywać. Dla Kościoła, dla Ludu Bożego,
który - chociaż nierównomiernie - rozprzestrzenił się już jednak na całą ziemię aż po
jej krańce, będzie to rok wielkiego Jubileuszu. Zbliżamy się do daty, która przyjmując
wszelkie poprawki wymagane przez ścisłość chronologiczną - przypomni nam i
odnowi w sposób szczególny świadomość tej kluczowej prawdy wiary, której dał
wyraz św. Jan na początku swej Ewangelii: "Słowo stało się ciałem i zamieszkało
wśród nas" (J 1, 14), a na innym miejscu: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna
swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie
wieczne" (J 3, 16). Jesteśmy więc poniekąd w okresie nowego Adwentu, w okresie
oczekiwania. "Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców
przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna" (Hbr 1,
1 n.), przez Syna-Słowo, który stał się człowiekiem i narodził się z Dziewicy. W tym
zbawczym wydarzeniu dzieje człowieka w Bożym planie miłości osiągnęły swój zenit.
Bóg wszedł w te dzieje, stał się - jako człowiek - ich podmiotem, jednym z miliardów,
a równocześnie Jedynym! Ukształtował przez swe Wcielenie ten wymiar ludzkiego
bytowania, jaki zamierzył nadać człowiekowi od początku. Ukształtował w sposób
definitywny, ostateczny - w sposób Sobie tylko właściwy, stosowny dla swej
odwiecznej Miłości i Miłosierdzia, z całą Boską wolnością - a równocześnie z tą
szczodrobliwością, która pozwala nam wobec grzechu pierworodnego i wobec całej
historii grzechów ludzkości, wobec manowców ludzkiego umysłu, woli i serca,
powtarzać z podziwem te słowa: "O szczęśliwa wino, któraś zasłużyła mieć takiego i
tak potężnego Odkupiciela!" (hymn Exsultet z Wigilii Wielkanocnej).
Pierwsze słowa nowego pontyfikatu
2. Do tego więc Chrystusa-Odkupiciela zwróciły się moje myśli i serce w dniu 16
października, gdy po kanonicznie dokonanym wyborze postawiono mi pytanie: "Czy
przyjmujesz?". Odpowiedziałem wówczas: "W posłuszeństwie wiary wobec
Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła - świadom wielkich
trudności - przyjmuję". I dzisiaj tę moją odpowiedź jawnie powtarzam, aby była
wiadoma wszystkim bez wyjątku i aby tłumaczyła, że posługa, która wraz z
przyjęciem wyboru na Biskupa Rzymu i Następcę Apostoła Piotra stała się na tej
Stolicy moim szczególnym obowiązkiem, jest związana z tą właśnie pierwszą i
podstawową prawdą Wcielenia. Przyjąłem również te same imiona, jakie wybrał mój
umiłowany Poprzednik Jan Paweł I. Już bowiem w dniu 26 sierpnia, kiedy wobec
Świętego Kolegium ujawnił, że chce się nazywać Jan Paweł - a ta dwoistość imienia
była bez precedensu w historii - dostrzegłem w tym jakby wymowny znak łaski na
drodze nowego pontyfikatu. A ponieważ pontyfikat ten trwał tylko 33 dni, wypada mi
go nie tylko kontynuować, ale niejako podjąć w samym punkcie wyjścia, o którym
świadczy naprzód wybór tych dwu właśnie imion. Przyjmując je w ślad za moim
umiłowanym Poprzednikiem, pragnę przez to - mniemam, że podobnie jak On - dać
wyraz umiłowania dla tego szczególnego dziedzictwa, jakie pozostawili Papieże Jan
XXIII i Paweł VI, oraz gotowości jego kontynuowania z Bożą pomocą. Poprzez te dwa
imiona i dwa pontyfikaty nawiązuję łączność z całą tradycją tej świętej Stolicy, z
wszystkimi Poprzednikami w wymiarze tego dwudziestego stulecia i w wymiarze
stuleci poprzednich, łącząc się coraz dalszymi jakby etapami z całą tą ciągłością
posłannictwa i służby, która wyznacza szczególne miejsce Stolicy Piotrowej w
Kościele. Jan XXIII i Paweł VI stanowią etap, do którego bezpośrednio pragnę
nawiązywać - próg, od którego wspólnie poniekąd z Janem Pawłem I zamierzam iść
ku przyszłości, kierując się tym bezgranicznym zaufaniem oraz posłuszeństwem
wobec Ducha, którego Chrystus Pan obiecał i zesłał swojemu Kościołowi. Mówił
wszakże do Apostołów w przeddzień swojej męki: "pożyteczne jest dla was moje
odejście, bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do nas, a gdy odejdę, poślę
Go do was" (J 16, 7). "Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od
Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie. Ale wy też
świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku" (J 15, 26 n.). "Gdy zaś przyjdzie On,
Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale
powie wszystko, cokolwiek słyszy i oznajmi wam rzeczy przyszłe" (J 16, 13).
W zawierzeniu Duchowi prawdy i miłości
3. W głębokim zawierzeniu Duchowi Prawdy podejmuję bogate dziedzictwo
współczesnych nam pontyfikatów. Jest to zaś dziedzictwo głęboko osadzone w tej
świadomości Kościoła, której w mierze przedtem nieznanej przysłużył się Sobór
Watykański II, zwołany i zapoczątkowany przez Jana XXIII, z kolei zaś szczęśliwie
doprowadzony do końca i wytrwale realizowany przez Pawła VI, na którego
działalność mogłem patrzeć z bliska, podziwiając Jego głęboką mądrość i odwagę, a
równocześnie wytrwałość i cierpliwość w niełatwym posoborowym okresie
pontyfikatu. Jako sternik Piotrowej łodzi Kościoła zachował On opatrznościowy spokój
i równowagę nawet w momentach krytycznych, które tą łodzią zdawały się wstrząsać
od wewnątrz, utrzymując niezachwianą ufność dla jej spoistości. To bowiem, co
poprzez Sobór naszych czasów "Duch powiedział Kościołowi", co w tym Kościele
mówi "wszystkim Kościołom" (Ap 2, 7), nie może - pomimo doraźnych niepokojów -
służyć czemu innemu, jak tylko jeszcze dojrzalszej spoistości całego Ludu Bożego,
świadomego swej zbawczej misji. Tę to właśnie współczesną świadomość Kościoła
uczynił Paweł VI pierwszym tematem swej podstawowej Encykliki zaczynającej się od
słów Ecclesiam suam, do której niech mi będzie wolno przede wszystkim się odwołać
i przede wszystkim nawiązać w tym pierwszym, niejako inauguracyjnym dokumencie
obecnego pontyfikatu. Stale pogłębiająca się świadomość oświecanego i
prowadzonego przez Ducha Świętego Kościoła, zarówno jego Boskiej tajemnicy, jak
też ludzkiego posłannictwa, a nawet wszystkich ludzkich słabości, jest i musi
pozostać pierwszym źródłem miłości. tego Kościoła - tak jak miłość ze swej strony
przyczynia się do ugruntowania i pogłębienia świadomości. Świadectwo takiej
niesłychanie wyostrzonej świadomości Kościoła pozostawił nam Paweł VI. Poprzez
wszystko, co składa się na Jego pontyfikat, niejednokrotnie naznaczony cierpieniem,
uczył nas tej nieustraszonej niczym miłości Kościoła, który - jak głosi Sobór - jest
"niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z
Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego" (1).
W nawiązaniu do pierwszej encykliki Pawła VI
4. I dlatego świadomość Kościoła musi łączyć się z jego wszechstronną otwartością,
aby wszyscy mogli w nim znajdować owe "niezgłębione bogactwo Chrystusa" (Ef 3,
8), o którym mówi Apostoł Narodów. Taka otwartość, organicznie połączona ze
świadomością własnej istoty, z pewnością własnej prawdy - tej, o której powiedział
Chrystus: "nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca" (J 14, 24) - stanowi o
apostolskim, czyli posłanniczym dynamizmie Kościoła. Właśnie w imię tego
dynamizmu, Kościół, wyznając i głosząc bez żadnego uszczerbku prawdę otrzymaną
od Chrystusa, pozostaje równocześnie "w dialogu", który Paweł VI w swojej Encyklice
Ecclesiam suam nazwał "dialogiem zbawienia", rozróżniając precyzyjnie poszczególne
kręgi, w ramach których winien być prowadzony (2). Gdy dzisiaj nawiązuję do tej
programowej Encykliki Pawłowego pontyfikatu, nie przestaję równocześnie dziękować
Bogu za to, że ten wielki mój Poprzednik, a zarazem prawdziwy ojciec, potrafił -
mimo różnych słabości wewnętrznych, których w okresie posoborowym doznawał
Kościół - ukazać "ad extra", "na zewnątrz" jego prawdziwe oblicze. W ten sposób też
cała rodzina ludzka, w różnych zakresach swej wielorako zróżnicowanej egzystencji,
stała się - jak mniemam - bardziej świadoma tego, jak zasadniczo potrzebny jest jej
Kościół Chrystusowy, jego posłannictwo i jego służba. Może nawet czasem ta
świadomość okazywała się silniejsza niż różne kierunki krytyki, jakiej Kościół, jego
instytucje i struktury, ludzie Kościoła i ich działalność bywały poddawane "ad intra",
"od wewnątrz". Ten wzrost krytycyzmu miał z pewnością różne przyczyny. Jesteśmy
pewni, że nie zawsze był on oderwany od autentycznej miłości Kościoła. Z pewnością
przejawiała się w nim także dążność do przezwyciężenia tzw. tryumfalizmu, o którym
nieraz była mowa w czasie Soboru. Jeśli jednak jest rzeczą słuszną, ażeby Kościół na
wzór swego Mistrza, który był "pokorny sercem" (Mt 11, 29), również kierował się
pokorą, żeby był krytyczny w stosunku do wszystkiego, co stanowi o jego ludzkim
charakterze i ludzkiej działalności, żeby nieustannie wiele od siebie wymagał - to
równocześnie owa postawa krytyczna musi posiadać słuszne granice. W przeciwnym
razie przestaje być twórcza, nie wyraża się w niej prawda, miłość i wdzięczność za
łaskę, której właśnie w Kościele i przez Kościół stajemy się uczestnikami. Nie wyraża
się w nim także postawa służby, ale chęć rządzenia opinią drugich przy pomocy
własnej opinii, zbyt pochopnie nieraz rozpowszechnianej. Należy się wdzięczność
Pawłowi VI za to, że szanując każdą cząstkę prawdy zawartej w jakiejkolwiek ludzkiej
opinii, zachował równocześnie tę opatrznościową równowagę sternika Łodzi (3).
Kościół, który - poprzez Jana Pawła I - po Nim niejako został mi powierzony, jest
Kościołem zapewne nie wolnym od wewnętrznych trudności i napięć, ale
równocześnie bardziej wewnętrznie zabezpieczonym wobec przerostów
autokrytycyzmu - można powiedzieć - "bardziej krytycznym wobec różnych
nieopatrznych krytyk", bardziej też odpornym wobec różnych "nowinek", bardziej
dojrzałym w duchu "rozeznania", bardziej uzdolnionym do tego, aby z odwiecznego
Skarbu wydobywać "rzeczy nowe i stare" (Mt 13, 52), bardziej skupionym na swej
własnej Tajemnicy - i przez to wszystko bardziej gotowym służyć posłannictwu
zbawienia wszystkich. Bóg bowiem "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i
doszli do poznania prawdy" (1 Tm 2, 4).
Kolegialność i apostolstwo
5. Jest to Kościół - wbrew pozorom - o wiele bardziej zjednoczony wspólnotą służby i
świadomością apostolatu. Owo zjednoczenie wyrasta z przypomnianej przez Sobór
Watykański II zasady kolegialności, którą sam Chrystus Pan zaszczepił w apostolskim
Gronie Dwunastu z Piotrem na czele i którą ciągle odnawia w stale na całym okręgu
ziemi rosnącym Kolegium Biskupów, skupionych wokół Następcy św. Piotra i
poddanych Jego kierownictwu. Tę to zasadę kolegialności Episkopatu Sobór nie tylko
przypomniał, ale niesłychanie ożywił, zapowiadając między innymi ustanowienie
stałej Instytucji, którą Paweł VI definitywnie określił, powołując do życia Synod
Biskupów. Działalność tego Synodu nadała jakby nowy wymiar całemu pasterzowaniu
Pawła VI, a z kolei odezwała się żywym echem od pierwszych dni pontyfikatu Jana
Pawła I, jak też jego niegodnego Następcy. Ów wymiar okazał się szczególnie na
czasie w trudnym okresie posoborowym, kiedy to wspólne i jednomyślne stanowisko
Kolegium Biskupiego, ujawniającego zwłaszcza poprzez Synod swoje zespolenie
wokół Następcy Piotra, dopomagało w rozproszeniu wątpliwości, a równocześnie
wskazywało w wymiarze uniwersalnym właściwe drogi odnowy Kościoła. Z Synodu
też wyrósł między innymi ów zasadniczy impuls ewangelizacyjny, którego wyrazem
stała się Adhortacja Apostolska Evangelii nuntiandi (4), z taką radością przyjęta jako
program odnowy o charakterze apostolskim i duszpasterskim zarazem. W tym
samym kierunku poszły również prace ostatniej sesji zwyczajnej Synodu Biskupów -
niespełna rok przed śmiercią Papieża Pawła VI - poświęconej katechezie, której
owoce czekają jeszcze na syntetyczne ujęcie i wypowiedzenie ze strony Stolicy
Apostolskiej. Kiedy mowa o odczuwalnym postępie różnych form, w których wyraża
się kolegialność Episkopatu, trudno bodaj nie wspomnieć o konsolidowaniu się w
całym Kościele Konferencji Krajowych Biskupów, a także innych struktur kolegialnych
o charakterze międzynarodowym czy kontynentalnym. Wchodząc zaś na ślady
wielowiekowej tradycji Kościoła, należy uwydatnić działalność różnych synodów - o
charakterze lokalnym. Taka bowiem była myśl Soboru, którą Paweł VI konsekwentnie
wcielał w życie, ażeby takie od wieków wypróbowane struktury Kościoła, a zarazem
formy kolegialnej współpracy Biskupów, jak np. metropolia, nie mówiąc już o każdej
z osobna diecezji, pulsowały pełną świadomością swej tożsamości i zarazem swej
oryginalności w uniwersalnej jedności Kościoła. Ten sam duch współpracy i
współodpowiedzialności udzielał się również kapłanom, jak o tym świadczy
powstawanie po Soborze tak wielu Rad Kapłańskich. Przenosił się on również na
świeckich, nie tylko potwierdzając dawne formy organizacji apostolskich laikatu, ale
także rodząc nowe, często o nowym profilu i niesłychanej dynamice. Poza tym,
świeccy świadomi swej odpowiedzialności za Kościół, chętnie podejmowali
współpracę z duszpasterzami czy przedstawicielami zakonów w obrębie synodów
diecezjalnych czy też rad duszpasterskich w poszczególnych parafiach i diecezjach.
Trzeba to wszystko sobie uświadomić na początku nowego pontyfikatu, dziękując
Zgłoś jeśli naruszono regulamin