Burzył bolszewicki raj - Katolicki kapłan na Sybir zesłany.doc

(72 KB) Pobierz

Burzył bolszewicki „raj”.

Małą ojczyzną przyszłego kapłana oraz biskupa było Zagłębie Dąbrowskie, czyli ziemie okręgu przemysłowego, powstałego w XIX wieku w zaborze rosyjskim, przy granicy z pruskim Śląskiem.

W czerwcu 1882 r. ks. Jan Cieplak uzyskał tytuł magistra świętej teologii w Akademii Duchownej w Petersburgu. Planował powrót do pracy duszpasterskiej w diecezji kieleckiej, jednak Senat Kolegium Duchownego i wykładowcy mieli inne plany wobec jego osoby. Wystarali się o to, aby pozostał w Akademii jako wykładowca. W ten sposób rozpoczęła się ponaddwudziestoletnia praca naukowa i dydaktyczna ks. Cieplaka. W latach 1882 – 1908 w Petersburgu wykładał on przyszłym kapłanom liturgikę, archeologię biblijną oraz inne przedmioty.

Biskup sufragan

Lata pracy profesorskiej i duszpasterskiej przyniosły ks. Cieplakowi wielkie uznanie Polaków mieszkających w stolicy państwa rosyjskiego. Dobrą opinią cieszył się również u władz, a także wśród innowierców. W czerwcu 1908 r. Pius X mianował go tytularnym biskupem ewaryjskim i biskupem pomocniczym metropolii w Mohylewie.

Nowy biskup od razu zaangażował się w prace duszpasterskie. Z jego inicjatywy zaczęto tworzyć w Petersburgu konferencje św. Wincentego ŕ Paulo, zajmujące się pracą charytatywną. Na przełomie 1908 i 1909 r. udało się arcybiskupowi mohylewskiemu Apolinaremu Wnukowskiemu uzyskać zgodę od władz carskich na wizytację parafii i ośrodków duszpasterskich na Syberii, gdzie – jak szacowano – żyło ok. 250 tys. katolików. Niestety, wiosną 1909 r. okazało się, że arcybiskup jest chory na serce, a jego choroba jest na tyle poważna, iż uniemożliwia odbycie zapowiedzianej wizytacji. W jego zastępstwie na syberyjskie szlaki ruszył bp Cieplak.

Jego podróż trwała 5 miesięcy. Polacy, których los rzucił na Syberię, wygnańcy i zesłańcy, czekali na polskiego biskupa z wielką wiarą.

Latem 1910 r. bp Cieplak wyruszył w kolejną podróż. Tym razem jego celem były Litwa oraz ziemie białoruskie, gdzie miał przeprowadzić wizytację parafii katolickich. Oczekiwana przez wiernych podróż wzbudziła jednak zaniepokojenie władz rosyjskich oraz irytację duchowieństwa prawosławnego. Zdarzało się bowiem, że po wyjeździe biskupa w parafiach, które on wizytował, miały miejsce przejścia z prawosławia na katolicyzm. Pojawili się ludzie, którzy oskarżali bp. Cieplaka o to, że w czasie wizytacji prowadzi propolską działalność propagandową. Zarzucano mu, że budzi polskiego ducha. Władze lokalne żądały, aby biskupa wydalić administracyjnie z guberni mińskiej. Skutkiem owych oskarżeń i pomówień były bardzo drastyczne działania rządu carskiego. Bp Cieplak został zawieszony w prawach członka Kolegium Duchownego, odebrano mu pensję oraz emeryturę profesorską. Stało się tak, mimo że nie udowodniono żadnego z zarzutów, jakie przeciw niemu wysuwano.

Wobec I wojny światowej i rewolucji w Rosji

W sierpniu 1914 r. Kapituła Metropolitalna Archidiecezji Mohylewskiej wybrała bp. Jana Cieplaka na administratora tejże diecezji. Wszelkimi dostępnymi sposobami starał się on pomagać ofiarom wojny, szczególnie zaś polskim uchodźcom. Popierał rozwój szkolnictwa, towarzystw i komitetów charytatywnych oraz prasy polskiej w Rosji. Po zwycięstwie rewolucji lutowej w 1917 r. wybrany został na członka Komisji Wyznaniowej Rządu Tymczasowego, której zadaniem było opracowanie nowych przepisów regulujących status i funkcjonowanie Kościoła katolickiego w Rosji po upadku caratu. W grudniu 1917 r. bp Cieplak przekazał zarząd diecezji nowemu arcybiskupowi mohylewskiemu Edwardowi Roppowi.

Jesienią 1917 r. władzę w Rosji przejęli bolszewicy. Za jednego z głównych wrogów nowego ustroju uznali religię. W sierpniu 1918 r. władze państwowe wydały nowe przepisy, na mocy których dokonano konfiskaty całego majątku kościelnego, w tym kościołów, domów parafialnych i cmentarzy. Abp Ropp, który zaprotestował przeciwko takiemu bezprawiu, został 29 kwietnia 1919 r. aresztowany i osadzony w więzieniu. Władzę nad archidiecezją przekazał wówczas w ręce bp. Cieplaka. 25 maja 1919 r. katolicy z Petersburga zorganizowali wielką manifestację w obronie uwięzionego abp. Roppa. Została odprawiona Msza św. w intencji jego uwolnienia, po której zebrani odśpiewali suplikację „Święty Boże …” i ruszyli w pochodzie pod gmach służb bezpieczeństwa, żądając uwolnienia arcybiskupa. Władze wydały oświadczenie, że zostanie on zwolniony i przewieziony do kościoła św. Katarzyny. Gdy tłum wrócił pod kościół, czekały już tam oddziały bolszewickiej policji, które rozpoczęły aresztowania manifestantów. W listopadzie 1919 r. abp Ropp został wywieziony do Polski w ramach wymiany więźniów między Polską a bolszewicką Rosją. Zarząd diecezji pozostał w rękach wówczas już abp. Cieplaka, gdyż taki tytuł otrzymał on od papieża na początku 1919 r.

Więzienna droga

Postawa abp. Jana Cieplaka, który otwarcie walczył o prawa i wolność Kościoła katolickiego w bolszewickim „raju”, była nie do przyjęcia dla nowych władców Rosji. Postanowiono go najpierw zastraszyć. W Wielki Czwartek – w nocy z 1 na 2 kwietnia 1920 r. został aresztowany po raz pierwszy. Dokonano tego w tajemnicy i podstępem. Pod pozorem nagłej i niezwykle ważnej rozmowy telefonicznej z Moskwą wezwano go do siedziby władz. Niestety, nikt z najbliższych współpracowników ani z domowników nie wiedział, co się z nim stało. Tymczasem abp Cieplak został zatrzymany na 2 tygodnie w więzieniu petersburskim, przy ul. Szpalernej. Z racji tego, że w społeczności katolickiej Petersburga narastało wzburzenie wobec uwięzienia arcybiskupa, ostatecznie nagle i bez rozgłosu został on zwolniony.

W czerwcu 1922 r. bolszewicy drugi raz zdecydowali się na uwięzienie abp. Cieplaka. Stało się to na dworcu kolejowym w Petersburgu, kiedy to arcybiskup żegnał i błogosławił repatriantów – Polaków powracających do Polski, zgodnie z postanowieniami traktatu ryskiego. Kiedy abp Cieplak chciał opuścić dworzec, drogę zagrodziło mu kilku policjantów. Odprowadzili oni arcybiskupa do kolejowego biura Czeki, czyli policji politycznej. Tam aresztowanemu przedstawiono zarzut podburzania wyjeżdżających do nieposłuszeństwa wobec władzy komunistycznej. Jeden z czekistów oświadczył: „W imieniu Republiki Sowieckiej aresztuję obywatela Cieplaka”. Tym razem uwięzienie trwało 2 doby.

Na początku marca 1923 r. abp Cieplak, wraz z 14 księżmi i 1 osobą świecką, otrzymał wezwanie, aby stawić się w Moskwie przed najwyższym trybunałem rewolucyjnym. Panowało powszechne przekonanie, że jest to pierwszy krok do uwięzienia arcybiskupa. On sam wydał zresztą postanowienia i zarządzenia dotyczące zarządu archidiecezją, gdyż przypuszczał, że już do Petersburga nie powróci. 4 marca, w dzień wspomnienia św. Kazimierza, w prywatnej kaplicy odprawił Mszę św., pożegnał się z najbliższymi współpracownikami oraz z alumnami seminarium i wieczorem pociągiem wyruszył do Moskwy. Żegnające go tłumy były tak liczne, że ledwo przecisnął się do pociągu.

Proces moskiewski i kara śmierci

W Moskwie abp Cieplak zatrzymał się na plebanii przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła. 10 marca sześciu uzbrojonych żołnierzy zjawiło się tam z rozkazem uwięzienia arcybiskupa i jego towarzyszy. Początkowo osadzono ich w więzieniu, które urządzono w pałacu jednego z byłych książąt rosyjskich. Jednakże już po 2 dniach przewieziono więźniów do okrytego złą sławą więzienia na Butyrkach.

21 marca 1923 r. przed Najwyższym Trybunałem Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Sowieckiej Republiki rozpoczął się proces. Oskarżenia, jakie podczas procesu w Moskwie wysunięto wobec abp. Jana Cieplaka oraz jego towarzyszy, były bezpodstawne i kłamliwe. Arcybiskupi Ropp i Cieplak oraz współpracujący z nimi duchowni zostali oskarżeni o działalność kontrrewolucyjną.

Do dzisiejszego dnia niezwykłą siłę mają ostatnie słowa, jakie abp Cieplak wypowiedział w czasie procesu 25 marca: „Stojąc u progu śmierci, mogę tylko potwierdzić słowem honoru, jako kapłan i jako biskup, żeśmy nigdy nie zakładali żadnej tajnej organizacji spiskowej, aniśmy nigdy nie dążyli lub dążyć zamierzali do jakiegokolwiek politycznego celu. Nawet myśl o kontrrewolucji nie powstała nikomu z nas w głowie. Ja i moi księża zawsze staraliśmy się być lojalnymi obywatelami RFSRR i stosowaliśmy się w granicach możliwości do dekretów rządu. Jeżeli czasami były one zbyt trudne do wykonania, jeżeli były jakie wyjątki, jako katolicy byliśmy przekonani, że możemy rządzić się naszymi dogmatami i przepisami prawa kanonicznego. Radowaliśmy się z proklamowania wzniosłej zasady wolności sumienia, ponieważ od tej chwili wolno nam było żyć zgodnie z prawami naszego Kościoła, co nam utrudniano za czasów carskich. Jest obowiązkiem każdego katolika słuchać swych przełożonych duchownych i strzec praw Kościoła”.

Wyroki w procesie moskiewskim były bardzo surowe. Abp Jan Cieplak i ks. Konstanty Budkiewicz zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie, pięciu księży – na karę 10 lat więzienia, a ośmiu kolejnych – na karę 3 lat więzienia. Jedną osobę świecką skazano na 6 miesięcy więzienia. Skazani wysłuchali wyroku w ciszy. W chwili ogłoszenia wyroku śmierci dla dwóch kapłanów rozległy się krzyki i płacz kobiet zgromadzonych na sali rozpraw. Kiedy arcybiskup wychodził z sali, w której zapadł na niego wyrok śmierci, pobłogosławił zebranych.

Proces moskiewski odbił się w świecie szerokim echem. W związku z wielkim i gwałtownym poruszeniem opinii publicznej, związanym z niesprawiedliwością wyroku, panowało powszechne przekonanie, że rząd bolszewicki ugnie się pod presją protestów i nacisków dyplomatycznych i zrezygnuje z wykonania wyroków śmierci. Stało się tak w przypadku abp. Cieplaka. Ks. Budkiewicz został jednak zamordowany w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego (z 31 marca na 1 kwietnia) – strzelono mu w tył głowy.

Prawdziwym celem procesu w Moskwie była likwidacja hierarchii kościelnej na terenie Rosji bolszewickiej. Uwięzienie abp. Cieplaka faktycznie pozbawiło Kościół katolicki głosu w sprawie stale narastających prześladowań i ograniczeń wolności kultu i wyznania.

Początkowo więziono abp. Cieplaka na Butyrkach. W połowie marca 1924 r. przewieziono go do osławionego więzienia na Łubiance. W obu więzieniach poddawano go szykanom. Wyposażenie jego celi stanowiły: mały drewniany stolik, mała ławka, żelazne łóżko z siennikiem. Celę otwierano jedynie trzy razy na dzień, a więźniowi przysługiwał godzinny spacer pod dozorem uzbrojonych żołnierzy. Czas w celi arcybiskup spędzał na odmawianiu brewiarza i Różańca, na czytaniu gazet i książek z biblioteki więziennej, wreszcie na niestrudzonej nauce języka włoskiego.

Uwolnienie

9 kwietnia 1924 r. czekiści wyprowadzili więźnia z celi. Był przekonany, że to jego ostatnie chwile. Tymczasem został zawieziony na dworzec kolejowy i wprowadzony do pociągu jadącego w kierunku granicy z Łotwą. Potem już sam wsiadł do pociągu do Rygi. A 12 kwietnia abp Cieplak wyruszył z Rygi do Polski. Po drodze we wszystkich miejscowościach witały go tłumy. Wielkie uroczystości powitalne zgotowano mu w Warszawie, gdzie witali go m.in. kard. Lorenzo Lauri, nuncjusz apostolski w Warszawie, oraz kard. Aleksander Kakowski. Niezwykle uroczyste powitania zgotowano arcybiskupowi także w Częstochowie (tam, na Jasnej Górze, dziękował on Matce Bożej za swe uwolnienie) oraz w Katowicach.

W maju 1924 r. udał się do Rzymu. Przez tamtejszą Polonię oraz wiernych witany był jako męczennik za wiarę. 8 maja został przyjęty przez Piusa XI na prywatnej audiencji. Na jego życzenie przygotował obszerną relację na temat stanu i sytuacji Kościoła w Rosji bolszewickiej. Po blisko półtorarocznym pobycie w Rzymie postanowił skorzystać z licznych zaproszeń otrzymanych od polskiej Polonii oraz od biskupów amerykańskich. 12-tygodniowy pobyt w Stanach Zjednoczonych arcybiskupa, uważanego przez wszystkich za męczennika, był jednym tryumfalnym pochodem. Na uroczystość powitania w Nowym Jorku przybyło 10 tys. Polaków oraz 200 księży. Na audiencji abp. Cieplaka przyjął sam Calvin Coolidge, prezydent Stanów Zjednoczonych. Za oceanem otrzymał wiadomość, że 14 grudnia 1925 r. papież mianował go arcybiskupem wileńskim.

Abp Jan Cieplak zmarł 17 lutego 1926 r., a więc 85 lat temu. Przebył w swoim życiu długą drogę – od Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie się urodził, poprzez szkoły w Kielcach, Petersburg, gdzie uczył w Kolegium Duchownym i duszpasterzował, przez Syberię, gdzie wizytował parafie katolickie, przez więzienia moskiewskie, Rzym, Stany Zjednoczone, aż do wileńskiej katedry, w której spoczął.

W 1952 r. rozpoczęto zabiegi o wyniesienie arcybiskupa wileńskiego, Zagłębiaka z urodzenia, na ołtarze. Jego postać to symbol wielkich prześladowań, jakie dotknęły Kościół katolicki na terenach objętych rządami komunistycznymi. Męczeństwo Kościoła na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej oraz na terytorium Rosji ciągle jest odkrywane.

Ks. Mariusz Trąba

Katolicki kapłan na Sybir zesłany.

Gdy we wrześniu 1939 r. Stalin z Hitlerem podzielili się Polską, pod sowiecką okupacją znalazło się tysiące Polaków, którzy uciekając przed Niemcami, schronili się na wschodnich terenach Rzeczypospolitej.Wszyscy pragnęli powrócić do swoich domów, lecz na przeszkodzie stała nowo utworzona granica. Niektórym udało się przejść przez tzw. zieloną granicę, wielu wpadało w ręce NKWD. Inni czekali na humanitarne rozwiązanie sytuacji, w jakiej się znaleźli. Władze sowieckie postanowiły na swój obłudny sposób rozwiązać problem. We Lwowie otwarto dwa biura, w których trzeba było się zapisać na wyjazd z Kraju Rad. Należało podać adres zamieszkania, dane personalne i czekać na wezwanie do wyjazdu.

O. Albin Franciszek Janocha

Franciszek Janocha urodził się 14 października 1912 r. w Krościenku Niżnym. Do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów wstąpił w 1929 r. Święcenia kapłańskie otrzymał w Krakowie 25 października 1936 r. Studiował w Rzymie na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie otrzymał tytuł licencjata z teologii dogmatycznej. Przygotowywał się do doktoratu. Na kilka dni przed wybuchem drugiej wojny światowej powrócił do Krakowa, skąd podczas ucieczki przed Niemcami dotarł do Lwowa i zamieszkał w klasztorze na Zamarstynowie. Gdy władze sowieckie otwarły wspomniane biura rejestrujące chętnych do opuszczenia Kraju Rad, zgłosił się na powrót do Krakowa. Wprawdzie chodziły po Lwowie pogłoski, że NKWD aresztuje zarejestrowanych, lecz o. Albin uważał, iż nie ma żadnego powodu, by go aresztować. Przekonał się jednak, że „komuniści rozumują zupełnie innymi kategoriami niż my, że u nich logika nie obowiązuje”.

W swoich wspomnieniach „Pod opieką Matki Bożej. Wspomnienia Sybiraka” zapisał: „Stało się to, w co nie wierzyłem. Było to nocą 20 czerwca 1940 r. Około godziny drugiej nad ranem pokazało się trzech żołnierzy NKWD i kazało się ubierać. Gdy wyszedłem z celi, okazało się, że nie tylko ja jestem aresztowany, ale oprócz mnie – br. Łukasz Szypuła i br. Fabian Reguła. Na komisariat szliśmy pieszo, gdy już było jasno, powieźli nas na ciężarówce do więzienia. W celi było zamkniętych ok. 80 osób. Każdy z nas był zarejestrowany w NKWD w biurze przy ul. Zielonej. Były liczne przesłuchiwania. Uznano mnie za osobnika społecznie niebezpiecznego”.

Jazda na Wschód

Po trzech tygodniach udręki w więziennej celi z Dworca Kleparowskiego we Lwowie ruszył na Wschód pociąg ludzi stłoczonych w bydlęcych wagonach. O. Albin zanotował: „Tę podróż w nieznane rozpocząłem modlitwą. Polecałem się opiece Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i Patronce naszego Zakonu. Ufałem, że pod Jej opieką potrafię wszystko znieść i że powrócę (...). Pracowaliśmy ciężko przy wyrębie lasu. Spaliśmy na gołych deskach. Byliśmy niewyspani i głodni. Jedzenie dawano dwa razy dziennie. W święta Bożego Narodzenia było nam bardzo smutno. W styczniu rozłączono nas z br. Łukaszem i br. Fabianem. Zaczął się szerzyć szkorbut, niektórym wypadały zęby, ciało pokrywało się wrzodami. Awitaminoza nie ominęła i mnie. Już w styczniu zaczęły mi puchnąć dłonie i nogi, później na plecach pojawiły się wrzody”. Dopiero wtedy o. Albin otrzymał od lekarza skierowanie do szpitala, gdzie nieco odżywił się i odpoczął.

Kapelan Polskiej Armii

Gdy w czerwcu 1941 r. Hitler napadł na Związek Radziecki, Stalin dyplomatycznie nawiązał kontakt z wodzem Polski gen. Władysławem Sikorskim.W wyniku rozmów w sierpniu 1941 r. zaczęto zwalniać z obozów Polaków, pozwolono im wstępować do polskiej armii organizowanej przez gen. Władysława Andersa na południu ZSRR. Wiosną 1942 r. o. Albin Janocha, po odbyciu długiej podróży, dotarł do Dowództwa Polskich Sił Zbrojnych w Buzułuku na granicy perskiej. Tam ks. Włodzimierz Cieński, jako naczelny kapelan organizującego się polskiego wojska, przyjął go serdecznie i nadał mu tytuł kapelana. Trudno opisywać uczucia, jakie towarzyszyły o. Albinowi, gdy wdziewał mundur polskiego żołnierza i odprawiał pierwszą Mszę św...

Oprócz żołnierzy „kraj nieludzkiej ziemi” mogli opuszczać ci Polacy, którzy zostali wywiezieni na Sybir lub do Kazachstanu.Wyjechało 71 tys. osób, w tym 40 tys. żołnierzy. O. Albin miał już załatwiony wyjazd, gdy do ks. Włodzimierza Cieńskiego zgłosił się pewien Polak z Turkiestanu z prośbą o przysłanie księdza dla Polaków tam osiedlonych. O. Albin zapisał: „Znalazłem się przed alternatywą – wyjechać z armią, do czego miałem prawo, byłem przecież kapelanem wojskowym, czy też pozostać w Związku Radzieckim dla posługi duszpasterskiej tych moich rodaków. Polacy potrzebują księdza, proszą mnie, bym do nich przyjechał. Wycofałem swoje nazwisko z listy ewakuacyjnej i zacząłem się przygotowywać do wyjazdu do Turkiestanu”.

Pod koniec maja 1942 r. znalazł się w Turkiestanie. „Zaraz po moim przyjeździe urządzono kaplicę. Rozpoczęły się normalne nabożeństwa, nauka religii, przygotowanie dzieci do spowiedzi i Komunii św. Ludzie ściągali z okolicy, spowiedź trwała po kilka godzin, czasem chrzty, śluby, rozmowy. Gdy podczas Mszy św. widziałem rozmodlone twarze, wpatrzone we mnie oczy, wzruszenie na twarzach, utwierdzałem się w przekonaniu, że jestem tutaj potrzebny, że nie mogę tych ludzi opuścić dlatego tylko, że gdzie indziej byłbym bardziej bezpieczny”.

Rok 1943

Rok 1943 – najbardziej dramatyczny w dziejach Polski. Gdy Polska u boku swoich aliantów bohatersko i ofiarnie walczyła na niemal wszystkich frontach wojny z Niemcami, alianci – Anglia i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – Polskę zdradzili. Stało się to w 1943 r., gdy premier Anglii Winston Churchill i prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt w Teheranie, stolicy ówczesnej Persji, obecnie Iranu, oddali Polskę w ręce Stalina. Powtórzyli to w następnych latach w Jałcie i Poczdamie. Wiosną 1943 r. świat dowiedział się o zbrodni dokonanej na polskim narodzie w Katyniu. 25 kwietnia 1943 r. ZSRR zerwał stosunki dyplomatyczne z Polskim Rządem w Londynie. 4 lipca 1943 r. zginął gen. Władysław Sikorski. Musiał zginąć, gdyż walczył o wolną Polskę, wbrew planom Stalina i naszych aliantów.

Obecnie młode pokolenie Polaków nie jest o tych wydarzeniach informowane, gdyż nie pozwala na to tzw. poprawność polityczna. Prawdy historycznej zamazywać nie wolno, albowiem „historia jest nauczycielką życia”.

Gdy prezydent Stanów Zjednoczonych i premier Anglii podali Stalinowi ręce i poklepali go po ramieniu, towarzysz Stalin zaczął działać zgodnie ze swoim planem. Dla Polaków granica z Persją została zamknięta, NKWD przystąpiło do swojej pracy. Przykładem tej pracy są koleje życia o. Albina Janochy, który w swoich wspomnieniach zapisał: „20 marca 1943 r. zostałem aresztowany. Pod eskortą dwóch uzbrojonych żołdaków przyjechaliśmy do Moskwy 1 kwietnia 1943 r. Byłem więc na Łubiance”. O. Albin, zawsze bardzo dokładny, obszernie opisał swój pobyt w niesławnym więzieniu na Łubiance. Streścił krótko: „To, co ja przeżyłem na Łubiance, było straszne, tak ja to oceniam, tak pewnie ocenią ci, którzy będą czytać moje wspomnienia. Jestem skazany na osiem lat pracy w obozie w Uchcie, za szpiegostwo i propagandę antyradziecką”.

Zgodnie ze wskazaniami NKWD, więźniowie byli często przesiedlani z jednego łagru do innego. O. Albin spisał łagry, w których przebywał, obliczył też, ile kilometrów podróży odbył w Kraju Rad – w sumie 27600 km, w bardzo trudnych warunkach podróżowania. Autor „Wspomnień Sybiraka” opisał wiele szczegółów dotyczących kraju, ludzi i warunków odbywanej katorgi. W swojej szlachetności nikogo nie potępia, na nic się nie żali, przeżywa wolę Bożą, przekonany, że „pod płaszczem Maryi przetrwa i powróci do kraju”.

Powrót do kraju

O. Albin zapisał: „Wreszcie nastąpiła chwila powrotu. Było to 29 listopada 1955 r. Właśnie wróciłem z lasu i dowiedziałem się, że w Wachówce czeka na mnie komendant w sprawie mojego wyjazdu do Polski. Natychmiast pobiegłem do Wachówki. Rzeczywiście komendant oznajmił mi, że jest rozporządzenie o zwalnianiu nas ze zsyłki i pozwolenie na powrót do Polski (...). Głównym punktem zbornym była stacja w Nowosybirsku, dokąd zwożono Polaków z całej okolicy. Około 10 grudnia ruszył pociąg w stronę Moskwy. Tym razem były to wagony osobowe, ogrzewane, z możliwością spania”.

We wspomnianej książce znamienna refleksja o. Albina: „Myśmy wracali, wracało nas wielu, a ilu jednak nie doczekało tej chwili, ilu złożyło swoje kości w tajgach Sybiru, w stepach Kazachstanu, w piaskach Turkmenii lub w tundrach Kołymy? Ile dzieci wywiezionych ze Związku Radzieckiego rozproszyło się po Persji, Indiach, a nawet w Afryce? Ile z nich nigdy nie odnalazło swoich rodziców, nie wróciło do Polski? A ilu z tych, którzy wracali, przeżyło z powodu aresztowania dramat rozbicia rodziny, ilu wracało do pustego domu, ilu z nich nie znalazło swojego domu?”.

O. Albin miał jednak to szczęście, że na niego czekała rodzina, czekali współbracia zakonni. Pod opieką Matki Bożej o. Albin Janocha 29 grudnia 1955 r. przekroczył granicę Polski. Nowy rok rozpoczął Mszą św. w kościele Kapucynów. Była to jego pierwsza Msza św. po kilkunastu latach. W Warszawie odwiedził swoją siostrę. 2 stycznia 1956 r. przekroczył furtę klasztoru w Krakowie – serdecznie witany przez braci. Wrócił zdrowy i pełen pogody ducha. Święto Trzech Króli obchodził w rodzinnym Krośnie. Po radosnych powitaniach oddał się do dyspozycji przełożonych. Skierowany do Gdańska, przy kościele św. Jakuba pełnił obowiązki spowiednika i cieszył się, że „nadrabiał czas stracony na Syberii”. Lato spędził na odpoczynku w Wałczu, gdzie, jak mówił, „przyzwyczaił się do normalnego życia”.

O. Albin był wysoko ceniony przez przełożonych i szanowany przez współbraci zakonnych. Pełnił obowiązki definitora prowincjalnego, wychowawcy młodzieży, nauczyciela języka łacińskiego, bibliotekarza i archiwisty. Polski Rząd na Emigracji odznaczył go Złotym Krzyżem Zasługi. W otoczeniu współbraci odszedł do domu Ojca 24 lutego 2001 r. Na trumnie skrywającej jego ciało, oprócz insygniów kapłańskich, położono oficerską czapkę kapelana Wojska Polskiego. Przy trumnie żołnierze pełnili honorową straż. Został pochowany w Krakowie na cmentarzu Rakowickim.

O. Hieronim Warachim OFMCap

Mówi świadek historii

W pamięci Polaków wspomnienie tysięcy rodaków pędzonych na Sybir wywołuje uzasadniony psychiczny wstrząs. Historia utrwaliła bolesną prawdę w różnych dokumentach. Obraz więźniów pędzonych pieszo w tajgi Sybiru i pociągów wiozących w mroźne noce tysiące dzieci, kobiet, starców, polskich rodzin nie może zniknąć z pamięci Polaków – stwierdza o. Hieronim Warachim OFMCap, jako świadek historii.

Kapucyni sybiracy

Karty zapisane w ciągu minionych trzech wieków przez kapucynów żyjących na terenie Polski nierzadko naznaczone były cierpieniem, trudem, tułaczką czy nawet krwią zakonników. Tak było przede wszystkim w czasach rozbiorów, kiedy to niemała grupa polskich kapucynów trafiła na „nieludzką ziemię” – na Sybir, będący dla nas synonimem najtrudniejszych doświadczeń, które mogą stać się udziałem człowieka. Tak było też w naznaczonym komunistycznym totalitaryzmem wieku XX.

Pochylając się ze czcią nad historią naszych rodaków, w tym naszych współbraci kapucynów zesłanych na bezkresne obszary syberyjskie, uświadamiamy sobie, że wolność, którą dziś możemy się cieszyć i która dla nas wydaje się tak oczywista jak powietrze, którym oddychamy, została okupiona przez całe pokolenia męczenników. To dzięki krwi naszych rodaków, którym bardzo często towarzyszyli w cierpieniu bracia kapucyni, mamy wolną ojczyznę i sami jesteśmy wolni. Pamięć o tych ludziach jest nie tylko naszą powinnością, ale i obowiązkiem, ponieważ ten, kto zapomina o swojej historii i swoich korzeniach, traci coś bardzo ważnego – własną tożsamość.

O. Hieronim Warachim OFMCap, „Kapucyni sybiracy”, Wydawnictwo Serafin, Kraków 2009

Zgłoś jeśli naruszono regulamin