Vinge Joan - 03 Królowa lata 2 - Powrót.pdf
(
2328 KB
)
Pobierz
27144035 UNPDF
Joan D. Vinge
Królowa lata
Powrót
(Przeło
Ŝ
ył Janusz Pultyn)
Po takiej wiedzy, jakie przebaczenie?
...Potworne winy
S
ą
dzie
ć
mi naszego heroizmu. Cnoty
S
ą
na nas wymuszone przez haniebne zbrodnie.
Drzewo gniewu otrz
ą
sn
ąć
, stamt
ą
d s
ą
te łzy.
T. S. Eliot
TIAMAT: Krwawnik
- Chce si
ę
z panem zobaczy
ć
Jerusha PalaThion - poinformował bezosobowy głos
pomocnika.
- Prosi
ć
. - B Z Gundhalinu wstał zza komputera, ciało powiedziało mu,
Ŝ
e siedział przy nim
o wiele za długo. Przeci
ą
gn
ą
ł si
ę
, a
Ŝ
zazgrzytało mu w stawach, otrz
ą
sn
ą
ł z mgły danych i
zm
ę
czenia.
Pomocnik, Stathis, wprowadził Jerush
ę
PalaThion do gabinetu. Od przybycia Gundhalinu
na Tiamat min
ę
ło ju
Ŝ
sze
ść
miesi
ę
cy, a była przeło
Ŝ
ona odwiedza go dopiero po raz pierwszy.
Zatrzymała si
ę
tu
Ŝ
za progiem, bezwiednie obrzuciła wn
ę
trze spojrzeniem wytrawnego
obserwatora, nim spojrzała na gospodarza.
- Panie S
ę
dzio Gundhalinu - powiedziała, kiwaj
ą
c głow
ą
i obdarzaj
ą
c go nagłym, troch
ę
otumanionym u
ś
miechem. Ledwo dostrzegalnie poruszyła r
ę
k
ą
, jakby miała ochot
ę
zasalutowa
ć
, w
jej oczach rysowało si
ę
zarówno zdumienie, jak i duma.
- Pani komendant - mrukn
ą
ł i zasalutował regulaminowo, uznaj
ą
c ci
ą
gle jej dawny tytuł
policyjny, cho
ć
teraz, jako zaledwie dowódczyni miejscowych sił, niezbyt na niego zasługiwała.
Jerusha odwzajemniła salut z cał
ą
powag
ą
i sumienno
ś
ci
ą
; ironia rozja
ś
niła jej u
ś
miech.
- Min
ę
ło wiele czasu, BZ, odk
ą
d tak stali
ś
my - powiedziała. - Ostatnim razem si
ę
Ŝ
egnali
ś
my.
- Mam ci
ą
gle naszywki komendanta, które oderwała
ś
od swego starego munduru -
przypomniał sobie z u
ś
miechem. - Powiedziała
ś
,
Ŝ
e kiedy
ś
mi si
ę
przydadz
ą
. Wtedy ci nie
uwierzyłem, ale miała
ś
racj
ę
. - Pokr
ę
cił głow
ą
.
- A teraz wyrosłe
ś
ponad nie. - Wyci
ą
gn
ę
ła r
ę
k
ę
w stron
ę
koniczynki.
Zerkn
ą
ł w dół, wskazał gestem, by usiadła.
- Pocz
ę
stuj si
ę
. Jeszcze nie jadłem obiadu. - Spojrzał na zegarek i zobaczył,
Ŝ
e jest ju
Ŝ
niemal pora kolacji. Na niskim prostok
ą
tnym stole dla go
ś
ci stał talerz z nietkni
ę
tym posiłkiem.
Usiadł naprzeciw Jerushy na mocnym miejscowym krze
ś
le z drewnian
ą
ram
ą
. Takie były ich
wszystkie meble, wielkie, pilne potrzeby nowego rz
ą
du zaspokoi dopiero napływ importowanych
towarów, co nast
ą
pi, gdy w ładowniach statków znajdzie si
ę
w ko
ń
cu miejsce na mniej wa
Ŝ
ne
artykuły. - I tak potrzebuj
ę
chwili wytchnienia. Prawie całe popołudnie przegl
ą
dałem dane.
Bogowie, zapomniałem, jakie rzeczy musieli
ś
my znosi
ć
w dawnych czasach... - Obowi
ą
zuj
ą
ce w
czasie jego poprzedniej słu
Ŝ
by restrykcje i zakazy sprawiały,
Ŝ
e nawet Policja zmuszona była
m
ę
czy
ć
si
ę
z przestarzałymi, nieodpowiednimi bankami danych.
- Wtedy nie znałe
ś
ich połowy - powiedziała Jerusha, bior
ą
c kawałek zimnej ryby. - Byłe
ś
tylko inspektorem. Dopiero po zostaniu komendantem Policji przekonałam si
ę
, czym tak naprawd
ę
jest biurokracja. Pewnie dobrze teraz o tym wiesz.
- Niestety, ju
Ŝ
od kilku lat. - Kiwn
ą
ł głow
ą
, skrzywił si
ę
jak ona. Wybrał rodzaj nale
ś
nika z
jarzynami i zacz
ą
ł je
ść
. Potrawa okazała si
ę
zimna i tłusta, zbyt był jednak głodny, by zwraca
ć
na
to uwag
ę
.
- Upłyn
ę
ło wiele wody, odk
ą
d si
ę
po
Ŝ
egnali
ś
my. Co porabiałe
ś
przez te wszystkie lata?
Słyszałam - no, mo
Ŝ
na to nazwa
ć
plotkami. - Rozejrzała si
ę
znacz
ą
co po
ś
cianach, potem długo
popatrzyła na Gundhalinu, nim niedbale dotkn
ę
ła ucha. Kiwn
ą
ł głow
ą
. Ich rozmowa była
nagrywana, rejestrowano wszystko, co si
ę
tu działo.
- Rozwijałem technik
ę
nap
ę
du gwiezdnego, najpierw na Numerze Czwartym, potem na
Kharemough. - Lekko wzruszył ramionami. - Dwa doskonałe miejsca do
ć
wicze
ń
w zmaganiach z
biurokracj
ą
.
Spojrzała na niego, odczytała, co si
ę
kryje za skromnymi słowami.
- Powiedziałe
ś
chyba,
Ŝ
e nigdy ju
Ŝ
nie wrócisz na Kharemough, nie po... po tym, co si
ę
tu
stało.
Odwrócił wzrok, przypomniał sobie noszone wtedy blizny - znaki po próbie samobójstwa.
- Powiedziałem wtedy,
Ŝ
e nigdy ju
Ŝ
nie ujrz
ę
dwóch planet - tej i tamtej. Kharemough i
Tiamat. Wówczas w to wierzyłem. Czwórka zmieniła dla mnie obie te rzeczy.
- Odkryłe
ś
prawdziwe oblicze Ognistego Jeziora. - Pokr
ę
ciła głow
ą
. - Wiem o tym. I
zostałe
ś
sybill
ą
. - Znowu si
ę
u
ś
miechn
ę
ła. - Chyba nie potrzebuj
ę
dalszych wyja
ś
nie
ń
.
- A co z tob
ą
? - zapytał. - Podczas naszej poprzedniej rozmowy wsiadałem do ostatniego
statku dokonuj
ą
cego Ostatecznego Odlotu st
ą
d - a ty zostawała
ś
. Ci
ą
gle nie wiem, sk
ą
d wzi
ę
ła
ś
na
to odwag
ę
, wierzyła
ś
przecie
Ŝ
,
Ŝ
e czynisz to na zawsze. Mnie takiej odwagi zabrakło... - Pokr
ę
cił
głow
ą
.
- W zostaniu tyle
Ŝ
co odwagi, było rozpaczy - lub dumy - powiedziała. - I miło
ś
ci... -
Zrozumiał,
Ŝ
e nie ma na my
ś
li umiłowania sprawiedliwo
ś
ci czy jakiego
ś
szlachetnego ideału;
chodziło jej o kochanie człowieka. Poczuł,
Ŝ
e si
ę
rumieni, jakby zdradziła jako
ś
jego najgł
ę
bsze
my
ś
li. Z trudem u
ś
wiadomił sobie,
Ŝ
e mówi o swoim, a nie jego
Ŝ
yciu po Odlocie; znowu napełniło
go to zdumieniem.
- Naprawd
ę
? - zapytał cicho. Gdy była jego przeło
Ŝ
on
ą
i jedyn
ą
kobiet
ą
w słu
Ŝ
bie, zawsze
sprawiała na nim wra
Ŝ
enie opancerzonej niezale
Ŝ
no
ś
ci
ą
. Trudno mu było uwierzy
ć
, i
Ŝ
ktokolwiek
zdołał si
ę
przedrze
ć
przez ow
ą
zbroj
ę
i zdoby
ć
jej serce...
Ŝ
e musiało si
ę
zdarzy
ć
na jego oczach, a
on nic nie zauwa
Ŝ
ył. - Do kogo? - zapytał.
- Ngeneta ran Ahase Miroe.
Podrapał si
ę
po nosie, przeszukuj
ą
c pami
ęć
.
- Bogowie... - powiedział nagle. - Do niego? Tego przemytnika...?
Kiwn
ę
ła głow
ą
, u
ś
miechaj
ą
c si
ę
z niespodziewanym smutkiem. - Wła
ś
nie.
Pokr
ę
cił głow
ą
.
- Dziwna para - mrukn
ą
ł.
- Bardziej do siebie pasowali
ś
my, ni
Ŝ
s
ą
dzisz - powiedziała, znowu z dziwnym smutkiem. -
Na lepsze i gorsze.
- A wi
ę
c to dlatego została
ś
.
- Niezupełnie. - W jej oczach mign
ę
ła stara przekora. - Powiedziałam ci wtedy,
Ŝ
e łatwo nie
rezygnuj
ę
. Tym, co dało mi odwag
ę
... zaufania sercu, było poznanie prawdy. Na temat Moon
Dawntreader. Tego, co chciała zrobi
ć
, by Zmiana co
ś
naprawd
ę
dała. Miroe te
Ŝ
tego pragn
ą
ł.
Wiedziałam,
Ŝ
e oboje ch
ę
tnie oddamy za to
Ŝ
ycie.
U
ś
miechn
ą
ł si
ę
, kiwn
ą
ł głow
ą
; spowa
Ŝ
niał, gdy o
Ŝ
ywienie opu
ś
ciło jej twarz.
- Nadal jeste
ś
z nim? - zapytał ostro
Ŝ
nie.
Pokr
ę
ciła głow
ą
.
- Miroe zmarł troch
ę
ponad rok temu. Wypadek. Spadł.
Co
ś
ś
cisn
ę
ło mu twarz.
- Przykro mi - powiedział, pojmuj
ą
c wreszcie, co tak bole
ś
nie i gł
ę
boko j
ą
zmieniło. Jej
oczy ci
ą
gle zdradzały ostro
Ŝ
no
ść
i inteligencj
ę
, lecz czego
ś
w nich brakowało. Po ich ostatnim
spotkaniu sp
ę
dziła niemal dwadzie
ś
cia trudnych lat na trudnej planecie, lecz jej ciało postarzało si
ę
nie od tego. Miał wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e nie ma w niej rzeczy, któr
ą
zawsze najbardziej podziwiał: upartego
sprzeciwiania si
ę
przeznaczeniu.
- Mnie te
Ŝ
. - Znowu na niego spojrzała. - Codziennie.
- Macie dzieci? - zapytał, by przerwa
ć
niezr
ę
czne milczenie.
Pokr
ę
ciła głow
ą
, jej twarz wyra
Ŝ
ała zbyt mieszane uczucia, by je odgadn
ąć
. Wreszcie
popatrzyła na niego z ciekawo
ś
ci
ą
, lecz nie zadała pytania, które czytał w jej oczach. Z osi
ą
gni
ę
t
ą
z
trudem oboj
ę
tno
ś
ci
ą
podniosła kawałek marynowanego mi
ę
sa.
- Przeszło
ść
i tak jest ju
Ŝ
za nami - mrukn
ę
ła. - Stała si
ę
histori
ą
. Nadeszła Zmiana i
powinni
ś
my odrzuci
ć
stare
Ŝ
ycie, spróbowa
ć
nowego.
- My
ś
lałem,
Ŝ
e dokonuje si
ę
to dopiero po odprawieniu wła
ś
ciwych obrz
ę
dów, gdy Matka
Morza udzieli swego błogosławie
ń
stwa - powiedział z u
ś
miechem.
Jerusha uniosła brwi.
- Nie mów tylko,
Ŝ
e teraz w to wierzysz...
Plik z chomika:
majowa2015
Inne pliki z tego folderu:
Vina Jackson - Seria 80 dni........... Erotyk ( 18).zip
(3694 KB)
Valentine A.D - The Dance of Shadows (nieof.).pdf
(853 KB)
Vincent Rachel - Krzyk Dusz 02 - Moja dusza do zabrania.pdf
(2267 KB)
Vincent Rachel - Krzyk Dusz Prequel - Moja dusza do stracenia.pdf
(381 KB)
Vandenberg Philipp - Spisek faraonów(1).pdf
(1629 KB)
Inne foldery tego chomika:
▬ Baśnie i Mity
A
B
Burton
C
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin