!Kate Mosse - Labirynt.doc

(976 KB) Pobierz

Kate Mosse

LABIRYNT

Przełożyła

Agnieszka Barbara Ciepłowska

Prószyński  i S-ka


Ty tut oryginału:
LABYRINTH

Copyright © Mosse Associates Ltd 2005
Ali Rights Reserved

Projekt okładki:
Emma Wallace

Ilustracja na okładce (hieroglif):
Laura Brett

Redakcja:
Magdalena Koziej

Redakcja techniczna:
Małgorzata Kozub

Korekta:
Bronisława Dziedzic-Wesołowska

Łamanie komputerowe:
Ewa Wójcik

ISBN 83-7469-263-4

Wydawca:

Prószyński i S-ka SA

02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7

Przygotowalnią: Notus, Warszawa, tel. (0-prefiks-22) 654-36-06

Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna - oddział PAP SA

ul. Mińska 65, 03-828 Warszawa


Mojemu ojcu, Richardowi Mosse, człowiekowi prawemu,
współczesnemu chevalier

I Gregowi - jak zwykle - za wszystko,
co było, jest i będzie.


OD AUTORKI

Notka historyczna

W marcu roku 1208 papież Innocenty III zarządził krucjatę przeciw-
ko chrześcijanom zamieszkującym południowe tereny dzisiejszej Francji,
znanym współcześnie jako katarzy. Sami siebie nazywali oni bom chré-
tiens, czyli „dobrymi chrześcijanami", znakomity teolog Bernard z Clair-
vaux określał ich mianem albigensow, a w rejestrach inkwizycji figurują
jako - heretycy. Innocenty III postawił sobie za cel usunięcie katarów
z obszaru Langwedocji i przywrócenie w tym rejonie autorytetu Kościo-
ła katolickiego. Wsparli go w tych dążeniach francuscy baronowie, któ-
rzy liczyli na możliwość zdobycia nowych ziem, bogactwa oraz osiąga-
nia niebagatelnych korzyści z handlu po ujarzmieniu niepodległej
szlachty Południa.

Choć wyprawy krzyżowe jako takie były istotnym elementem średnio-
wiecznego życia chrześcijańskiego od schyłku jedenastego wieku i choć już
w roku 1204, podczas czwartej krucjaty, w czasie oblężenia Żary chrześci-
janie zwrócili się przeciwko chrześcijanom, to właśnie za sprawą krucjaty
przeciw albigensom święta wojna przeniosła się na obszar Europy. Prze-
śladowania katarów doprowadziły bezpośrednio do powstania w roku
1231 świętej inkwizycji pod auspicjami dominikanów, zwanych także
„psami Pana" (Domini canes).

Niezależnie od religijnych motywów działań Kościoła katolickiego
oraz niektórych przywódców wypraw krzyżowych, takich jak na przykład
Szymon de Montfort, krucjata przeciw albigensom była w rzeczywistości
wojną okupacyjną i okazała się punktem zwrotnym w historii ziem wcho-
dzących w skład dzisiejszej południowej Francji. Była końcem niepodleg-
łości europejskiego Południa i spowodowała upadek wielu tradycji, ide-
ałów oraz zmianę sposobu życia.

Ani słowo „katar", ani wyraz „krucjata" nie zaistniały nigdy w śre-
dniowiecznych dokumentach. Armia Kościoła katolickiego w języku d'oc
nazywana była l'Ost. Ponieważ jednak wyżej wymienione terminy, w śre-
dniowieczu zakazane, obecnie znajdują się w powszechnym użyciu, po-
zwoliłam sobie na ich stosowanie.


Notka lingwistyczna

W okresie średniowiecza język oksytański, langue d'oc, od którego wy-
wodzi się nazwa Langwedocja, był mową całego Południa dzisiejszej Fran-
cji, od Prowansji po Akwitanię. Był to także język chrześcijańskiej Jerozo-
limy oraz obszarów zajętych w następstwie krucjat od roku 1099. Używano
go również na niektórych terenach północnej Hiszpanii, a także w północ-
nych Włoszech. Jest zbliżony do prowansalskiego i katalońskiego.

W trzynastym wieku na północnych obszarach dzisiejszej Francji do-
minował langue d'oïl, poprzednik współczesnego języka francuskiego.

W czasie ekspansji Północy na Południe, która rozpoczęła się w roku
1209, francuscy baronowie narzucili swoją mowę podbitym regionom, ale
już od połowy wieku dwudziestego rozpoczęło się odrodzenie języka oksy-
tańskiego, używanego przez pisarzy, poetów i historyków, takich jak René
Nelli, Jean Duvernoy, Déodat Roché, Michel Roąuebert, Annę Brenon,
Claude Marti i innych. Powstała dwujęzyczna szkoła oc-francuska, zloka-
lizowana w La Cite, sercu średniowiecznej warowni Carcassonne. Oksy-
tańska pisownia nazw miast i regionów występuje na drogowskazach jed-
nocześnie z francuską.

W „Labiryncie", dla rozróżnienia mieszkańców Pays d'Oc - Okcytanii
- oraz francuskich najeźdźców, używam odpowiednio języka oksytańskie-
go i francuskiego. Dla przykładu: Carcassona i Carcassonne, Tolosa i Tu-
luza, Besièrs i Béziers.

Wyjątki z poezji oraz przysłowia zostały zaczerpnięte z „Proverbes &
Dictons de la langue d'Oc", zebranych w tym dziele przez opata Pierre'a
Trinquiera oraz z „33 Chants Populaires du Languedoc".

Oczywiście istnieją różnice pomiędzy średniowieczną pisownią języka
oksytańskiego oraz współczesnymi zapisami. Dla uzyskania pewnej jed-
nolitości opierałam się na „La Planąueta", słowniku oksytańsko-francus-
kim autorstwa Andre Lagarde'a. Krótki słowniczek zamieściłam na koń-
cu tej książki.


I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.

Ewangelia według św. Jana 8,32*

Lhistoire est un roman ąui a été, le roman est une histoire

ąui aurait pu être.

Historia jest opowieścią o tym, co się zdarzyło,

a opowieść - historią o tym, co mogłoby się zdarzyć.

E. i J. de Goncourt

Tên përdu, jhamâi së rëcôbro.
Utraconego czasu nic nie wróci

Średniowieczne przysłowie oksytańskie

* Biblia Tysiąclecia, wyd. IV (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki)


PROLOG


I

Południowo-Zachodnia Francja

Montagnes du Sabarthès

Pic de Soularac

Poniedziałek, 4 lipca 2005

Po wewnętrznej stronie przedramienia płynie strużka krwi. Jak cienki
czerwony szew na białym rękawie.

Alice nie zwraca uwagi na delikatne łaskotanie, uznaje, że to kolejna
mucha. Owady stanowią element ryzyka zawodowego przy wykopalis-
kach, a z niewyjaśnionych przyczyn jest ich znacznie więcej tutaj, wysoko
w górach, niż w okolicach obozu.

Kropla spada na gołą stopę, rozpryskuje się jak fajerwerk na niebie
w noc Guy Fawkesa.

Tym razem Alice spogląda na rękę. Znowu się otworzyło rozcięcie po
wewnętrznej stronie łokcia. Rana jest głęboka, nie chce się zagoić. Alice
wzdycha, przyciska opatrunek i poprawia plastry. A potem, ponieważ
w pobliżu nie ma nikogo, zlizuje czerwoną plamę z nadgarstka.

Kilka pasm włosów w kolorze karmelu wyślizgnęło się spod czapki.
Wsuwa je za uszy, ociera czoło chusteczką, potem związuje koński ogon
w ciasny węzeł na karku.

Skoro już i tak skupienie przepadło, wstaje i rozprostowuje nogi -
szczupłe, lekko opalone. Ma na sobie krótko obcięte dżinsy i obcisłą białą
koszulkę bez rękawów. Wygląda prawie jak nastolatka. Kiedyś jej to prze-
szkadzało. Teraz, w miarę upływu czasu, dostrzega korzyści płynące z te-
go, że nie wygląda na swoje lata. Jedyną ozdobą, jaką ma na sobie, są deli-
katne srebrne kolczyki w kształcie gwiazdek, błyszczące jak cekiny.

Odkręca butelkę, łapczywie pociąga kilka dużych łyków. Woda jest ciep-
ła, trudno. W dole gorące powietrze zamazuje migoczącą warstwą łuk dro-
gi. W górze - nieskończony błękit nieba. Cykady ukryte w cieniu zeschłej
trawy koncertują niezmordowanym chórem.

Choć jest w Pirenejach po raz pierwszy, czuje się tu jak w domu. Po-
wiedziano jej, że postrzępione szczyty górskiego pasma Montagnes du Sa-
barthès zimą pokrywa śnieg. Wiosną pojawiają się delikatne kwiatki, bia-


łe i bladoróżowe. Wychylają główki ze szczelin pomiędzy skałami. Wczes-
nym latem pastwiska powlekają się zielenią i obsypują żółtymi jaskrami.
Teraz rządzi słońce. Spaliło zieleń na brąz.

Piękny zakątek, myśli Alice, tylko jakiś niegościnny. Ten szczyt, Pic de
Soularac, to miejsce tajemnicze, które było świadkiem zbyt wielu zdarzeń
i za dużo skrywa, by dojść ze sobą do ładu.

W obozowisku rozłożonym niżej na stoku widzi innych, stojących pod
płóciennym zadaszeniem. Od jasnego tła wyraźnie odcina się Shelagh, jak
zwykle ubrana w czarne firmowe ciuchy. Dziwne, że już przerwali pracę.
Jeszcze za wcześnie. W końcu w zespole nie ma pracoholików, wszyscy tro-
chę się obijają.

Praca jest nużąca i monotonna, polega głównie na wykopywaniu i ob-
skrobywaniu, zapisywaniu i katalogowaniu, a najczęściej znaleziska oka-
zują się niezbyt znaczące, więc nie rekompensują wysiłku włożonego w ich
wydobycie. Zdobyli kilka fragmentów garnków oraz mis z okresu wczes-
nego średniowiecza i dwa groty strzał z końca dwunastego lub początku
trzynastego wieku, ale żadnych dowodów na istnienie w tym regionie osad
z okresu paleolitycznego, co było celem wykopalisk.

Kusi ją, by zejść na dół, do przyjaciół, poprosić o zmianę opatrunku.
Skaleczenie boli, nogi jej ścierpły od kucania, barki są nieprzyjemnie spię-
te. Jednocześnie jednak zdaje sobie sprawę, że jeśli teraz przerwie pracę,
straci impet.

A może szczęście się do niej uśmiechnie? Jakiś czas temu dostrzegła coś
błyszczącego pod głazem opartym o górski stok równo, jakby go postawił
jakiś olbrzym. Chociaż nie potrafiła określić, co to za przedmiot, nie
umiała nawet odgadnąć jego wielkości, kopała cały ranek i miała nadzieję
niedługo się do niego dostać.

Powinna kogoś wezwać. Albo przynajmniej powiedzieć Shelagh, najlep-
szej przyjaciółce, a jednocześnie kierowniczce wykopalisk. Nie jest przecież
zawodowym archeologiem, jedynie wolontariuszką, która postanowiła
część wakacji spędzić pożytecznie. Dziś kończy się jej czas. Dlatego tym bar-
dziej chce się sprawdzić. Jeśli zejdzie do obozowiska i powie, że się na coś
natknęła, wszyscy się tu zbiegną i odkrycie już nie do niej będzie należało.

A ona pragnie zachować ten moment we wspomnieniach. Pamiętać kąt
padania światła, metaliczny smak krwi w ustach, wszechobecny pył, zasta-
nawiać się, co by to było, gdyby odeszła, a nie została. Gdyby przestrzega-
ła reguł.

Osusza butelkę do dna, wrzucają do plecaka.

Przez następną godzinę słońce wspina się po niebie, temperatura roś-
nie, a Alice pracuje. Słychać tylko drapanie metalu o kamień, brzęczenie
owadów, czasem odległy warkot silnika samolotu. Czuje kropelki potu na
górnej wardze i między piersiami, ale nie ustaje w wysiłkach, aż w końcu
szczelina pod głazem jest na tyle szeroka, że można tam wsunąć dłoń.

Klęka, ramieniem i policzkiem opiera się o skałę. Podekscytowana
wpycha palce głęboko w ziemię. Instynkt jej podpowiada, że to nie byle ja-


kie znalezisko. Jest gładkie, lekko śliskie. Metal, nie kamień. Chwyta moc-
no i powtarzając sobie w duchu przypomnienie, że nie wolno oczekiwać
zbyt wiele, powolutku wyciąga tę rzecz na światło dzienne. Wydaje jej się,
że ziemia drgając, sprzeciwia się oddaniu skarbu.

Ciężka, bogata woń gleby wypełnia nozdrza i gardło Alice, lecz ona ni-
czego nie zauważa. Już jest zagubiona w przeszłości, już ją porwała cząstka
historii, czule ujęta w dłonie. To ciężka, okrągła brosza, czas i ziemia wyryły
na niej ślad - zostawiły czarne i zielonkawe plamy. Alice przecierają delikat-
nie opuszkami palców, uśmiecha się, odsłaniając miedziane i srebrne zdobie-
nia. Na pierwszy rzut oka to także przedmiot z okresu średniowiecza: bro-
sza, używana do przytrzymania płaszcza lub sukni. Widywała już takie.

Wie, jak niebezpieczne jest wyciąganie pochopnych wniosków albo
poddanie się pierwszemu wrażeniu, ale i tak nie może się oprzeć pokusie
i już widzi oczyma wyobraźni właściciela tego przedmiotu, człowieka, któ-
ry zmarł przed wiekami, ale kiedyś chodził po tych ścieżkach. Obcego,
którego historię musi poznać.

Jest tak zatopiona w myślach, że nie zauważa, iż głaz drgnął w posa-
dach. Jakiś szósty zmysł każe jej podnieść wzrok. Na ułamek sekundy czas
staje w miejscu. Patrzy zahipnotyzowana, jak kamienna płyta z gracją za-
czyna się ku niej pochylać.

W tej chwili na jej twarz pada światło. Pryska czar. Alice rzuca się do
tyłu, potyka, ześlizgując się po zboczu, ucieka przed toczącym się głazem
i ledwie unika zmiażdżenia. Wielki kamień uderza w ziemię z głuchym łos-
kotem, podnosi chmurę brązowawego pyłu i toczy się w dół, jak w zwol-
nionym tempie, aż w końcu zatrzymuje na stoku.

Alice chwyta gałązki jakichś krzewów, by nie zsunąć się niżej. Jakiś
czas leży płasko, oszołomiona i zdezorientowana. Gdy wreszcie pojmuje,
że otarła się o śmierć, robi jej się zimno ze strachu.

Mało brakowało, myśli.

Robi kilka głębokich wdechów. Czeka, aż świat przestanie wirować.

Stopniowo łomotanie w głowie ucicha. Mijają mdłości, wszystko za-
czyna wracać do normalnego stanu. Może usiąść i przeprowadzić rachu-
nek strat. Kolana ma podrapane do krwi, nadgarstek boli po niezgrabnym
upadku, bo nie wypuściła z dłoni broszy, ale poza kilkoma siniakami nie
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin