Stojąc w ciemnej uliczce przy zamku w Volterze, przypomniałem sobie słowa, przez które się tutaj znalazłem.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nadal cię kocham.
Coś zakuło mnie w klatce piersiowej. Właściwie to ból pojawił się wraz z wypowiedzeniem tego zdania przez Bellę. Odchodząc od niej kilka lat temu, byłem pewien, że postępuję słusznie. Myślałem, że w ten sposób ochronię ją przed niebezpieczeństwem, jakie niósł ze sobą związek z wampirem. Przecież jeśli Jasperowi zdarzyła się chwila słabości, to czemu i ja nie miałbym kiedyś nad sobą nie zapanować? Nie rzucić się na swoją ukochaną, powalić ją na ziemię, a następnie wgryźć się w jej smukłą, bladą szyję? Pamiętam kuszący, słodki smak jej krwi, której skosztowałem podczas wysysania jadu Jamesa. Gdyby ogarnął mnie potężny instynkt wygłodniałego drapieżcy – mógłbym zabić Bellę. Dlatego też wyjechałem z Forks. Najpierw przebywałem z resztą mojej „niby rodziny” w Peru. Zaczęli mnie jednak męczyć i samotnie wybrałem się do Europy. Pragnąłem zapomnieć o mojej miłości. Zwiedziłem Francję, Hiszpanię, Portugalię, Niemcy, Rumunię, Szwecję, Austrię, Szwajcarię… Za dnia ukrywałem się w hotelowych pokojach, by nikt pod wpływem promieni słonecznych nie odkrył tego, że jestem wampirem. Za to nocami odwiedzałem restauracje i bary albo spacerowałem po mieście. Rozglądałem się za jakąś interesującą dziewczyną, która odciągnęłaby moje myśli od Belli. Jednak nic z tego nie wyszło, bo wszystkie wydawały się łudząco podobne do mojej ukochanej, wzmagając tylko wspomnienia jej dotyczące i powodując niezwykłe wyrzuty sumienia. Po jakimś czasie większość osób i rzeczy kojarzyła mi się z Bellą. Dostałem obsesji na jej punkcie. Nie mogłem sobie z tym poradzić, więc wróciłem do reszty Cullenów i poprosiłem Alice by prześledziła jej losy w swoich wizjach. Starała się ze wszystkich sił, ale nic nie zobaczyła. Wpadłem w panikę. Przestraszyłem się, że stała jej się krzywda. Wsiadłem do pierwszego samolotu lecącego do Seattle, po drodze układając w głowie najgorsze scenariusze. Potem pojechałem do Forks i znalazłem ją całą i zdrową w towarzystwie tego wilkołaka. Najstraszniejsze okazało się to, że wyglądała na szczęśliwą. Obserwowałem ich przez cały dzień. Black wyszedł rano i wrócił późnym popołudniem, a Bella krzątała się po domu. Wieczorem siedzieli razem na werandzie. Przytulali się i wymieniali pocałunkami. Byłem tak wściekły i zazdrosny, że najchętniej rozszarpałbym tego zawszonego kundla. Jednak się powstrzymałem, zdając sobie sprawę z tego, że moja ukochana by mi tego nie wybaczyła. Słyszałem jak on bierze prysznic, a potem jak Bella mówi, że go kocha. Był to dla mnie potężny cios. Postanowiłem jednak spróbować ją odzyskać. Wszystko szło po mojej myśli, gdy nagle usłyszałem to okropne zdanie. Ona wolała jego. Chciałem pobiec za nią do domu, potrząsnąć nią i błagać na kolanach by do mnie wróciła. Zdawałem sobie niestety sprawę z tego, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Naprawdę go kocha...
Tak właśnie trafiłem tutaj – do Włoch. Patrzyłem na ludzi ubranych w czerwone, długie szaty. Dzień Świętego Marka. Też mi coś... Gdyby oni wszyscy wiedzieli, że człowiek, którego czczą jest wampirem od razu uciekliby gdzie pieprz rośnie. Tymczasem kłębili się jak mrówki na placu przed zamkiem. Nie mogli mnie dostrzec, gdyż nadal skrywałem się w cieniu. Usłyszałem pierwsze uderzenie zegara, które ogłaszało, że nastało południe. Drugie... Zacząłem rozpinać guziki swojej koszuli. Trzecie... Moje okrycie spadło na ziemię, odsłaniając nagi, blady tors. Czwarte... Zrobiłem krok do przodu, zatrzymując się tak by być na granicy ciemności i słońca. Piąte... Spojrzałem przed siebie, szukając jakiejś nadziei. Szóste... Wśród ludzi, zlewających się w wielką, czerwoną plamę przypominającą krew, ujrzałem drobną, przepychającą się między nimi istotę. Siódme... Poczułem pierwsze ciepłe promienie na swojej skórze. Ósme... Bella wskakująca do fontanny, by skrócić sobie drogę do mnie. Jej zdeterminowana mina, rumiane policzki, drobna sylwetka... Dziewiąte... Zamknąłem oczy, oczekując chwili, gdy moja ukochana wpadnie na mnie z impetem, rzuci mi się w ramiona, a ja poczuję na twarzy jej pachnące, gęste włosy... Dziesiąte... Bella naprawdę mnie kocha... miałem rację. Zaraz zaciągnie mnie do cienia, a potem wrócimy do Forks i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jedenaste... Dlaczego jeszcze do mnie nie dotarła? Otworzyłem oczy i zrozumiałem, że jej nie ma. Mój mózg po prostu się ze mną bawił. Moja ukochana okazała się iluzją. Dwunaste... Światło padło na całe moje ciało, powodując tym samym, że moja skóra zaczęła się błyszczeć.
- Idiota – syknął ktoś za mną i powalił na ziemię. – Pomyśleć, że miałeś szansę do nas dołączyć. Niestety na to już za późno.
Zobaczyłem, że otaczają mnie postacie w długich ciemnych pelerynach. Szybko się uwinęli. Zacisnąłem powieki i po chwili każdą część mojego ciała przeszył ostry ból. Ogień rozlewał się po całym organizmie. Nie znali litości. Rozrywali mnie na strzępy bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia...
Nagle ból zniknął. Zakapturzone wampiry również. Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że siedzę na dobrze mi znanej polanie. Jednak nie wszystko okazało się takie samo jak wcześniej. Nie dało się wyczuć żadnego ruchu powietrza ani usłyszeć śpiewu ptaków. Można było pomyśleć, że okolica całkowicie zastygła. Pamiętam jak przychodziłem tutaj z Bellą. Właśnie na tej łące pokazałem jej, czym jestem. Uśmiechnąłem się i położyłem na wilgotnej trawie. Poczekam tutaj na nią. Na pewno przyjdzie. Nie wiem kiedy, ale w końcu też tu trafi. Moja Bella...
Minia1212