Duncan Dave-Siódmy Miecz 1-Niechętny Szermierz.pdf
(
1472 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Duncan - Niechetny Szermierz.doc
Dave Duncan
Siódmy Miecz
Tom Pierwszy
Niech
tny Szermierz
Tłumaczyła: Anna Reszka
Rozdział 1
JAK SZERMIERZ ZOSTAŁ WEZWANY
- Utrzymuj w mym sercu wierno
Twoim prawom - zaintonował Honakura,
kład
c dr
c
r
k
na gładkiej, błyszcz
cej, wyło
onej kaflami podłodze.
- Pozwól mi słu
y
Tobie ze wszystkich sił i zabrzmiało to jak łkanie, gdy głos, jak
zwykle, załamał mu si
na wysokiej nucie. Równocze
nie Honakura poło
ył
równie kruch
praw
r
k
obok lewej.
- I uka
moim oczom.lwe cele - tu nast
pował kłopotliwy moment, rytuał
nakazywał mu dotkn
czołem mozaiki, ale przez ostatnie pi
tna
cie lat nie
dopełniał tej formalno
ci. Je
li Bogini zdecydowała si
usztywni
jego prastare
stawy, to teraz musi si
zadowoli
najlepszym, co mógł osi
gn
...
I oczywi
cie zadowalała si
.
Nat
ał si
przez chwil
, słuchaj
c cichego
piewu innych kapłanów i kapłanek
równie
bior
cych udział w porannym nabo
e
stwie. Potem z cichym i
nieprzewidzianym w rytuale westchnieniem ulgi podniósł si
z przysiadu,
składaj
c razem dłonie i patrz
c z adoracj
na Ni
. Teraz wolno mu było
wypowiedzie
milcz
c
i osobist
modlitw
, swe własne wołanie.
Nie miał w
tpliwo
ci, co b
dzie jej tre
ci
, tego dnia powtarzał to samo, co
przez wiele dni poprzednich: "Najwy
sza Bogini, zrób co
z szermierzami ze
swojej stra
y!"
Nie odpowiedziała. Nie spodziewał si
,
e Ona to zrobi. Nie była przecie
Bogini
We Własnej Osobie, ale zwyczajnym wizerunkiem, pomagaj
cym
pokornym
miertelnikom uzmysłowi
sobie jej wielko
. Któ
wiedział to lepiej
ni
kapłan siódmego stopnia? Ale Ona usłyszy jego modlitwy i pewnego dnia
odpowie.
- Amen! - za
piewał tremolo.
Teraz mógł ju
zaplanowa
dzie
, ale przez chwil
pozostał w przysiadzie na
pi
tach, z ci
gle zło
onymi r
kami, rozmy
laj
c, wpatrzony z miło
ci
w majestat
Najwy
szej i w ogromn
kamienn
krat
ponad ni
, - dach jej
wi
tyni,
naj
wi
tsze ze wszystkich
wi
tych miejsc w
wiecie.
Miał w planie wiele spotka
- ze stra
nikiem skarbca, z mistrzem
posłusze
stwa dla akolitów, z wieloma innymi, a prawie wszyscy pełnili urz
dy,
które sam Honakura pełnił w tym czy innym czasie. Teraz był zwyczajnie
Trzecim Zast
pc
Przewodnicz
cego Rady Archidiakonów. Ten niewinnie brzmi
cy tytuł zawierał o
wiele wi
cej- ni
odsłaniał. Pot
ga, czego nauczył si
dawno temu, najlepiej czuje
si
w ukryciu.
Poranne modlitwy zbli
ały si
do ko
ca. Ju
wprowadzano do
rodka
pierwszego z wielu codziennie przybywaj
cych pielgrzymów, pragn
cych zło
y
swoje ofiary i błagania. Pieni
dze dzwoniły w misach, modl
cy si
mamrotali,
korzystaj
c z cichych podpowiedzi kapłanów. Mo
na zacz
dzie
, zdecydował
Honakura, od osobistego wprowadzenia kilku przybyłych. To była ceniona słu
b
dla Naj
wi
tszej, zadanie, które sprawiało mu rado
, a zarazem dobry przykład
dla młodzie
y.
2
Opu
cił r
ce i rozejrzał si
w nadziei,
e mo
e w pobli
u znajdzie si
kto
, kto
pomo
e mu wsta
- teraz nie było to dla niego najłatwiejsze z
wicze
.
Natychmiast jaki
człowiek znalazł si
przy jego boku i mocne r
ce
podtrzymały go. Mrucz
c cicho podzi
kowanie, Honakura wstał na nogi. Ju
zamierzał odwróci
si
, gdy tamten przemówił:
- Jestem Jannarlu, kapłan trzeciego stopnia... - wykonał rytuał pozdrowienia
wobec wy
szego stopniem, słowa, gesty r
k i pokłony. Wstrz
ni
ty Honakura
spogl
dał z dezaprobat
. Czy
by ten młody człowiek uwa
ał,
e tak błaha
przysługa mo
e usprawiedliwi
narzucanie si
władcy siódmego stopnia? To
miejsce, przed podwy
szeniem i pos
giem bóstwa, było naj
wi
tszym ze
wi
tych
i chocia
nie istniało prawo zakazuj
ce tu rozmów i formalnych pozdrowie
,
zabraniał tego zwyczaj. Wtedy przypomniał sobie,
e Jannarlu to wnuk starego
Hahgafau.
Mówiono,
e rokuje nadzieje. Musiał mie
wa
ny powód, skoro zachowywał si
niewła
ciwie.
Honakura czekał wi
c, dopóki pozdrowienie nie zostanie zako
czone i wtedy
wypowiedział zwyczajow
odpowied
: "Jestem Honakura, kapłan siódmego
stopnia..." Jeden z twarzoznaków Jannarlu był jeszcze lekko zaogniony, co
znaczyło,
e trzecim został bardzo niedawno. Wysoki - znacznie wy
szy ni
drobny Honakura - ko
cisty, o haczykowatym nosie i sprawiaj
cy wra
enie
niezdarnego.
Wydawał si
absurdalnie młody, ale wszyscy oni sprawiali teraz takie
wra
enie.
Tu
obok starowinka wrzuciła do misy złoto i zacz
ła błaga
Bogini
o
wyleczenie bole
ci w kiszkach. Troch
dalej młoda para prosiła, aby nie
przysyłano im wi
cej dzieci, przynajmniej przez kilka lat.
Gdy tylko Honakura zako
czył, Jonnarlu paln
ł od razu:
- Władco, jest tu szermierz... Siódmy!
Ona odpowiedziała !
- Zostawiłe
go na zewn
trz? - zapytał podniecony Honakura, z trudem
zmuszaj
c si
do szeptu i walcz
c,
eby nie okaza
emocji wobec kogokolwiek, kto
mógłby go obserwowa
.
Trzeci wzdrygn
ł si
, ale skin
ł potwierdzaj
co.
- On przybył jako Bezimienny, władco.
Honakura sykn
ł ze zdziwienia. Niewiarygodne! Z zasłoni
tym czołem i w
czerni, jak
ebrak, ka
dy mógł si
sta
Bezimiennym. Zgodnie z prawem takie
osoby nie mogły posiada
maj
tku i musiały pozostawa
w słu
bie Bogini. Wielu
odprawiało specjaln
pokut
, tak
e w praktyce nie był to niezwykły w
ród
pielgrzymów sposób przybywania do
wi
tyni. Ale dla władcy, Siódmego,
zredukowanie swojego statusu było jednak niezwykłe.
Dla szermierza jakiegokolwiek stopnia prawie nie do pomy
lenia: Dla
szermierza siódmego stopnia... niewiarygodne!
To wyja
niało, jak mógł dotrze
ywy. Czy uda si
go utrzyma
przy
yciu?
- Powiedziałem mu,
eby znów si
zasłonił, władco - odezwał si
nie
miało
Jannarlu. - On... wydawał si
całkiem zadowolony,
e mo
e to zrobi
.
W tym było co
lekkomy
lnego i Honakura rzucił Trzeciemu ostrzegawcze
3
spojrzenie, gor
czkowo my
l
c, co robi
dalej. Nieładna, br
zowa twarz Jannarlu
lekko pociemniała.
- Mam nadziej
,
e si
nie spieszyłe
?
- Nie, władco - Trzeci potrz
sn
ł głow
. - Szedłem za... - wskazał w stron
schorowanej starowiny, któr
teraz podtrzymywali kapłani.
- Dobra robota! - powiedział ułagodzony Honakura. - Chod
my wi
c i
zobaczmy to twoje cudo. Pójdziemy powoli, omawiaj
c
wi
te sprawy... i nie
całkiem we wła
ciwym kierunku ,je
li łaska.
Młody człowiek poczerwieniał z rado
ci i cofn
ł si
,
eby i
o krok za nim.
Wielka
wi
tynia Bogini w Hann była nie tylko najbogatszym i najstarszym
budynkiem na
wiecie, z pewno
ci
była te
najwi
kszym. Gdy Honakura
odwrócił si
od podwy
szenia, stan
ł przed pozornie niesko
czon
przestrzeni
błyszcz
cej, wielobarwnej podłogi, rozci
gaj
cej si
a
do siedmiu, tworz
cych
fasad
wi
tyni, ogromnych arkad. Kr
ciło si
przy nich wielu ludzi, wchodz
c
lub wychodz
c - pielgrzymi oraz wprowadzaj
cy ich kapłani - ale tak ogromna
była to przestrze
,
e ludzkie istoty wydawały si
na niej niewiele wi
ksze ni
bobki mysiego łajna. Poza arkadami, na zewn
trz, w blasku słonecznego
wiatła,
rozci
gał si
widok na w
wóz, na Rzek
i na S
d, którego dudni
cy ryk wypełniał
wi
tyni
przez wszystkie tysi
clecia jej istnienia. Wzdłu
bocznych
cian
szerokiej nawy stały kapliee pomniejszych bogów i bogi
, a ozdobne okna ponad
nimi pałały barwami rubinów, szmaragdów, ametystów i złota.
Modlitwa Honakury została wysłuchana. Nie... modlitwy wielu. On na pewno
nie był jedynym z jej sług, który modlił si
o to ka
dego dnia, jednak on był tym,
do którego przyniesiono nowin
. Musiał porusza
si
ostro
nie, odwa
nie i
zdecydowanie, ale czuł gor
ce zadowolenie,
e to on został wybrany.
Dotarcie do arkad z denerwuj
cym si
przy jego boku młodym Trzecim zaj
ło
sporo czasu. Tworzyli, Honakura wiedział to, dziwn
par
- Jannarlu w br
zie
Trzeciego, a on w bł
kicie Siódmego. Młodszy m
czyzna był wy
szy, ale
Honakura nigdy nie odznaczał si
wzrostem, a teraz skurczył si
i przygarbił, był
bezz
bny i bezwłosy. Młodzi za jego plecami nazywali go M
dr
Małpk
i to
okre
lenie bawiło go. Pó
ny wiek ma nieliczne rado
ci. Podczas nieprzyjemnych,
milcz
cych godzin nocy czuł, jak jego stare ko
ci ocieraj
si
o prze
cieradła i
cicho pragn
ł,
eby Ona uwolniła go od tego i pozwoliła mu zacz
od nowa.
Jednak
e mo
e zachowywała go przy
yciu dla jednej ostatniej posługi, a je
li
tak, przeznaczenie wypełniło si
. Szermierz siódmego stopnia!
Była ich zaledwie garstka, jak odkryli kapłani. A w potrzebie okazywali si
bezcenni.
Id
c my
lał,
e młody Jannarlu okazał wielki rozs
dek, przychodz
c do niego,
a nie do jakiego
gadatliwego
redniostopniowca. Powinien zosta
wynagrodzony
i uciszony.
- Kto jest twoim mentorem? - zapytał
- Tak, znam go - dodał po usłyszeniu odpowiedzi. - Szacowny i
wi
ty człowiek.
Ale czcigodny Londossinu potrzebuje podopiecznego, który pomagałby mu w
pewnych nowych obowi
zkach. To delikatne sprawy, dla człowieka dyskretnego i
małomównego.
Zerkn
ł k
tem oka na id
cego przy nim młodzika i zobaczył na jego twarzy
4
rumieniec rado
ci i podniecenia.
- B
d
zaszczycony, władco.
Tak powinno by
, gdy Trzeciemu proponuje si
na mentora Szóstego, ale on
wydawał si
czeka
na wiadomo
.
- Porozmawiam wi
c z twoim opiekunem i ze
wi
tym, zobacz
, czy da si
zaaran
owa
przeniesienie.
Trzeba oczywi
cie poczeka
do zako
czenia sprawy z szermierzem... do
pomy
lnego jej załatwienia.
- Oczywi
cie, władco - młody Jannarlu patrzył prosto przed siebie, ale nie
zdołał całkowicie zdusi
u
miechu.
- Na jakim jeste
etapie w swoich przygotowaniach?
- W nast
pnym tygodniu rozpoczynam pi
te milczenie - powiedział chłopak i
szybko dodał: - Jestem o
ywiony pragnieniem, by je rozpocz
.
- Zaczniesz je, gdy tylko spotkam si
z tym twoim cudem - o
wiadczył
Honakura, chichocz
c bezgło
nie. - Prze
l
wiadomo
twojemu mentorowi. - Co
za przebiegły młodzieniec! Pi
te milczenie trwa dwa tygodnie, w tym czasie
sprawa zapewne zostanie zako
czona .
Nareszcie dotarli do arkad. Poza nimi wielkie schody opadały na podwórzec
wi
tyni jak stok wzgórza. Ich szczyt oblegały ju
szeregi pielgrzymów,
kl
cz
cych cierpliwie w cieniu. W pó
niejszej porze dnia, gdy dotr
do nich
promienie tropikalnego sło
ca, czekanie oka
e si
trudniejsze.
Wbrew zwyczajowi kapłan spojrzał na twarze najbli
ej zgromadzonych. Gdy
jego oczy spotkały si
z ich oczami, pokłonili si
przed nim z szacunkiem, ale
dzi
ki długiemu do
wiadczeniu zdołał odczyta
zaznaczone na ich czołach stopnie
i specjalno
ci oraz poda
wst
pne diagnozy - garncarz, Tr
eci, prawdopodobnie
kłopoty ze zdrowiem; panna, Druga, mo
e sprawa bezpłodno
ci , złotnik, Pi
ty,
dobry ze wzgl
du na obfit
ofiar
.
Tylko kilka głów było zakrytych. Honakufa mógł łatwo domy
li
si
, który jest
szermierzem. Ten człowiek zdecydował si
na podej
cie do jednej z bocznych
arkad, co było pomy
lne, poniewa
wartownik pro forma stał tylko przy
rodkowej nawie. Ale dla kogo
jego stopnia był to dziwny wybór. Co
z nim musi
by
powa
nie nie w porz
dku.
- Przypuszczam,
e to ten du
y, co? Bardzo dobrze. A tu, jak widz
, czcigodny
Londossinu we własnej osobie. Porozmawiajmy z nim odrazu. - To si
dobrze
składało, gdy
ostatnimi czasy Honakura nie lubił przeładowywa
pami
ci, co z
pewno
ci
było robot
Naj
wi
tszej.
Cał
spraw
wi
c załatwiono przy u
yciu tuzina słów - oraz kilku znacz
cych
spojrze
, aluzji i dwuznaczników.
Zaaran
owano wymian
mentorów, w zamian za co Londossinu otrzyma
stanowiska w komitecie, o które starał si
dla swoich dwóch podopiecznych , oraz
promocj
dla nast
pnego. Młody Jannarlu zostanie uciszony. Honakura odczekał,
dopóki nie zobaczył,
e młody człowiek kieruje si
w
wi
tyni w celu rozpocz
cia
rytuału milczenia, całkowicie nie
wiadomy wi
kszo
ci spraw, które załatwiono
przy tej okazji: Tu nie było po
piechu , Bezimienni nie mogli składa
ofiar i st
d
mieli u wprowadzaj
cych niski priorytet.
Tak, to robota Bogini! Odpowiedzi
na jego modlitwy był szermierz wysokiego
5
Plik z chomika:
ssaaggaa
Inne pliki z tego folderu:
Duncan Dave - opowiesci o krolewskich fechtmistrzach 02 - Wladca ognistych krain.pdf
(1590 KB)
Duncan Dave - Opowiesci o krolewskich fechtmistrzach 01 - Pozlacany lancuch.pdf
(1279 KB)
Duncan Dave - Czlowiek ze slowem 04 - Krol i prostak.pdf
(1552 KB)
Duncan Dave - Czlowiek ze slowem 03 - Grozne wiry morza.pdf
(1339 KB)
Duncan Dave - Czlowiek ze slowem 02 - Kraje basni zatracone.pdf
(1380 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dąbrowska Maria
Dąbrowski Artur
Daeninckx Didier
Dailey Janet
Dale Skinner Gloria
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin