228. Wood Carol - Powrót z antypodów.pdf

(468 KB) Pobierz
Back in her bed
Carol Wood
Powrót z antypodów
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alison siedziała w samochodzie i wdychała przez otwarte okno zapachy lata, które
budziły w niej żywe wspomnienia z przeszłości. Zdawała sobie sprawę, że za chwilę będzie
musiała odbyć dwuminutowy spacer do przychodni i stanąć twarzą w twarz z Samem, który z
pewnością siedzi teraz w gabinecie, jak zwykle rozparty wygodnie za biurkiem.
Spojrzała na piękny, dwupiętrowy budynek przychodni. Wiedziała, że będzie on jej
zawsze kojarzył się z Samem. Choć wyjechał przed dziesięcioma miesiącami, zawsze był tu
obecny duchem. Zawsze był ważnym elementem tego niewielkiego, ale ważnego dla niej
fragmentu wszechświata.
– Czy wyobrażasz sobie, jak pięknie będzie wyglądał po remoncie? – pytał ją z wówczas
zachwytem, a ona, zaślepiona miłością, nie potrafiła mu wyznać, że wcale sobie tego nie
wyobraża.
Stary i zaniedbany dziewiętnastowieczny budynek nie wzbudzał wtedy jej entuzjazmu.
Zdobyła się na odrobinę zainteresowania tylko przez wzgląd na uczucia, jakie żywiła do
swego męża.
Zamknęła oczy, próbując powstrzymać gorączkową gonitwę myśli. Nie chciała
wspominać przeszłości. Miała trzydzieści trzy lata, a nadal czuła się jak niezrównoważona
nastolatka.
Kiedy wreszcie przestanę żyć wyrzutami sumienia? – spytała się w duchu. Kiedy
zrozumiem, że nasza separacja była najmniej bolesnym krokiem na drodze do rozwodu?
Najbardziej korzystnym dla nas, najlepszym dla naszej córeczki, Gemmy.
Tok jej myśli przerwało niespodziewanie pukanie w szybę samochodu. Otworzyła
szeroko oczy i zobaczyła uśmiechniętą twarz Petera Johnsona, młodszego wspólnika Hectora
Trencharda.
– Jest dopiero siódma trzydzieści, a ty wyglądasz tak świeżo jak stokrotka. – Młody
lekarz uniósł brwi ze zdziwienia. – Na czym polega twój sekret, Ali?
– Mam bardzo sprawny budzik – odparła z uśmiechem zażenowania. – Innymi słowy,
małą córeczkę, która żąda, aby ją przytulić już o szóstej rano.
Zdawała sobie sprawę, że kłamie. Ostatniej nocy nie zmrużyła oka. Dręczył ją lęk przed
dzisiejszym dniem. Kiedy Gemma obudziła się o piątej, przyjęła jej dziecinne gaworzenie
niemal z wdzięcznością.
– Czy dobrze się czujesz, Alison? – spytał Peter, patrząc na nią badawczo.
– Przepraszam cię – mruknęła pospiesznie, uświadamiając sobie, że odpłynęła myślami
daleko. Szybko chwyciła teczkę, wysiadła z auta i ruszyła za Peterem w kierunku przychodni.
– To chyba dla ciebie wielki dzień – odezwał się niepewnie jej kolega. – A raczej... do
diabła, sam nie wiem, co mówię. Miałem na myśli to, że zobaczysz Sama po raz pierwszy od
roku.
– Od dziesięciu miesięcy, Peter – poprawiła go.
– No tak, mój pierwszy rok tutaj minął bardzo szybko, ale ty pewnie czułaś się inaczej.
212218983.001.png
Tak czy owak, mam nadzieję, że od nas teraz nie odejdziesz.
– Nie – potwierdziła. – Powrót Sama do pracy nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Hector chce, żebym nadal miała dyżury w poniedziałki i piątki, a mnie to odpowiada.
Młody kolega położył niespodziewanie dłoń na jej ramieniu.
– Posłuchaj, Ali, nie chcę się wtrącać, ale jeśli kiedyś przeżyjesz moment słabości, jeśli
będziesz chciała ukryć się przed całym światem, zawsze możesz przyjść do mojego gabinetu,
usiąść na balkonie i nie przejmować się mną. Obiecuję, że nie odezwę się ani słowem.
– Dziękuję, Peter – wyjąkała, wziąwszy głęboki oddech. – Być może kiedyś skorzystam z
twojej propozycji. Jestem ci za nią bardzo wdzięczna.
– Nie ma za co.
– Dzień dobry! – powitała ich młoda recepcjonistka, Lucy Edwards, gdy weszli do holu. –
Mamy dziś mnóstwo pacjentów. Zobaczycie listę, gdy wejdziecie do gabinetów. Ale jest
jeszcze wcześnie. Zaraz przyniosę wam kawę.
Alison posłała jej pełen wdzięczności uśmiech, odwróciła się na pięcie i ruszyła w
kierunku wykładanej boazerią klatki schodowej, prowadzącej do jej gabinetu.
Oczywiście, powinna była patrzeć przed siebie. Ponieważ jednak chciała jak najprędzej
znaleźć się w zaciszu swego pokoju, nie podniosła w porę wzroku i wpadła na ścianę, której
nie było w tym miejscu poprzedniego dnia.
Takie przynajmniej miała wrażenie. W istocie zderzyła się z nadchodzącym właśnie
Samem i z pewnością straciłaby równowagę, gdyby nie podtrzymał jej, chwytając ją mocno
za ramiona. Przez chwilę była tak oszołomiona, że nie wiedziała, co się z nią dzieje.
– Alison! – zawołał tak dobrze jej znanym głosem, a ona odzyskała świadomość i zdała
sobie sprawę, że nadal trzyma ją w uścisku. – Alison... czy nic ci się nie stało?
– Czy nic się pani nie stało, doktor Stewart? – spytała jak echo Lucy, wybiegając do
poczekalni.
– Wszystko w porządku, Lucy – wymamrotała słabym głosem, powoli wracając do siebie.
– Czuję się doskonale.
– W takim razie pójdę po tę kawę – oznajmiła recepcjonistka i odeszła, zostawiając
Alison z Peterem i Samem.
– Uderzyłaś głową w mój bark – oznajmił Sam i dotknął palcami jej czoła. – Czy bardzo
cię boli?
– Nie – skłamała, krzywiąc się lekko.
– Nie zdążyłem zejść ci z drogi. Pędziłaś przed siebie jak pociąg pospieszny. – Sam
postukał dwoma palcami w swą kość barkową. Mimo woli dostrzegła jego umięśnioną klatkę
piersiową, brzuch, biodra, nogi...
– Ja po prostu...
– Po prostu nie patrzyłaś przed siebie – rzekł Peter z naganą w głosie. – Na drugi raz
musisz bardziej uważać!
Uśmiechnął się do niej pogodnie i zniknął na schodach, a ona została w cztery oczy z
Samem. Była coraz bardziej przerażona. Przygotowywała się na to spotkanie od dłuższego
czasu, ale teraz nie miała pojęcia, co ma mówić.
212218983.002.png
– Miło cię widzieć – rzekł z uśmiechem. – Czy moglibyśmy porozmawiać? Oczywiście
nie teraz. Po dyżurze, zgoda?
– Ja... ja muszę odebrać Gemmę. Jest teraz u Clare, pisałam ci o tym...
– Owszem. W jednym z twoich trzech listów. Napisała wszystkie trzy z konkretnych
powodów.
W pierwszym tłumaczyła mu swoją decyzję o powrocie do pracy. Hector poprosił ją o
wypełnienie luki powstałej na skutek jego nagłego wyjazdu. W drugim powiadomiła go, że
ich córka otrzymała wysłane przez niego prezenty gwiazdkowe. W trzecim doniosła, że
Gemma zaczęła chodzić. Ten trzeci list był może zbędny, ale jej matczyna duma
zatriumfowała nad niechęcią do byłego męża.
Zapadła krępująca cisza. Sam wzruszył ramionami i westchnął.
– Ali, przykro mi z powodu tego całego zamieszania. Przepraszam, że nie dałem ci znać...
– Owszem, to był dla mnie szok – przerwała mu bezceremonialnie. Czuła się teraz trochę
lepiej. Jej serce nadal biło jak młot, ale mogła już swobodnie oddychać.
– Muszę ci to wszystko wytłumaczyć...
– Nic nie musisz, Sam – poprawiła go, odzyskując pewność siebie. – Czy pamiętasz naszą
umowę? Żadnych wyjaśnień, chyba że będą dotyczyły Gemmy. Masz teraz swoje własne
życie i możesz z nim robić, co ci się podoba.
Jego opalona twarz pobladła nagle, a w oczach pojawił się wyraz bólu. Wiedziała, że
sprawiła mu przykrość, ale nie odczuła z tego powodu żadnej satysfakcji.
– Ali... musimy porozmawiać.
Spojrzała na niego chłodnym wzrokiem. Stał przed nią ojciec Gemmy, mężczyzna,
którego szaleńczo kochała i który ją zdradził. Niegdyś, dawno temu, zgodziłaby się na taką
rozmowę, ale jego wyjazd do Australii wszystko zmienił. Uciekł na koniec świata, a ona z
trudem odzyskała równowagę i osiągnęła pewien stopień niezależności. Nie interesowały ją
powody jego nagłego powrotu. Czyżby sobie wyobrażał, że ma prawo na nowo wkroczyć w
ich życie?
– Będziesz się pewnie chciał widywać z Gemmą – zauważyła rzeczowo. – Możemy od
razu ustalić terminy...
– Chcę się też zobaczyć z tobą, Ali – przerwał jej stanowczo. Podszedł bliżej i uniósł
dłonie w geście pojednania. – Nie odtrącaj mnie, Alison. Chcę tylko tego, co będzie najlepsze
dla nas wszystkich.
– Dla mnie i dla Gemmy najlepsze było życie w normalnej rodzinie – warknęła. – Ale ty z
tego zrezygnowałeś. Dokonałeś wyboru i nic mnie nie obchodzi to, czy ten wybór okazał się
słuszny. Możesz widywać Gemmę, ale nie próbuj się wtrącać do naszego życia.
Odwróciła się gwałtownie i ruszyła w kierunku schodów. Choć czuła na sobie jego
wzrok, nie odwróciła głowy. A gdy dotarła do gabinetu, usiadła w fotelu, zamknęła oczy i
pomyślała, że oto udało jej się pokonać pierwszą przeszkodę. Nie było to wielkie osiągnięcie,
ale dzięki niemu odzyskała szacunek do siebie i wiarę we własne siły. Cokolwiek Sam ma jej
do powiedzenia, nie zmieni to faktu, że zdradził ją i przekreślił ich szanse na wspólne
szczęśliwe życie.
212218983.003.png
Eila Hayward, dwudziestopięcioletnia kobieta o dużych, wyrazistych oczach, oddychała
powoli i głęboko, podczas gdy Alison słuchała bicia serca jej dziecka.
– To będzie chłopiec – oznajmiła przyszła matka, siadając na kozetce. – Mark zapowiadał
to od samego początku.
Alison zdjęła słuchawki i zaczęła mierzyć pacjentce ciśnienie krwi.
– Na jakiej podstawie jest tego taki pewny? – spytała z uśmiechem.
– Przede wszystkim dlatego, że wytapetował pokój dziecinny na niebiesko.
– Czy naprawdę aż tak mu zależy na synu?
– Oczywiście! Powiedział mi, że nie będzie miał pretensji, jeśli urodzę dziewczynkę, ale
ja wiem, że byłby zrozpaczony. Ma bzika na punkcie futbolu. Dlatego właśnie postanowiłam
nie robić badań mających na celu ustalenie płci. Przecież nie możemy odesłać tego dziecka do
sklepu, prawda?
– Z mojego doświadczenia wynika, że większość ojców cieszy się z urodzin pierwszego
potomka bez względu na jego płeć. Szczególnie wtedy, kiedy są obecni przy porodzie. To jest
dla nich bardzo pouczające doświadczenie.
Eila z namysłem kiwnęła głową.
– Czy pani ma dzieci, doktor Stewart?
– Tak. Moja córeczka ma dwadzieścia dwa miesiące.
– A czy pani mąż był obecny przy jej narodzinach?
– Owszem.
– Czy to było dla niego pouczające doświadczenie? Alison pomogła pacjentce wstać, a
potem usiadła z powrotem za biurkiem.
– Mój mąż jest lekarzem, więc dobrze zdawał sobie sprawę, jak to wygląda.
Eila Hayward spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Chyba nie ma pani na myśli tego doktora Stewarta, który podjął tu pracę w ubiegłym
tygodniu?
– Tak, właśnie jego – odparła Alison, opuszczając wzrok na kartę pacjentki.
– Często się zastanawiałam, czy chciałabym pracować razem z moim mężem – oznajmiła
Eila. – Myślę, że działalibyśmy sobie na nerwy! Czasem wspólne życie jest wystarczająco
trudne, wie pani, co mam na myśli... różne irytujące drobiazgi i tak dalej. Jak, na miłość
boską, znosicie się po powrocie do domu?
– Jesteśmy w separacji – rzekła obojętnie Alison.
– Och, bardzo przepraszam – wymamrotała pacjentka. – Zawsze muszę popełnić jakąś
gafę.
– Nic nie szkodzi – uspokoiła ją Alison. – Wróćmy do sprawy dziecka. Ma pani
zarezerwowane miejsce na oddziale położniczym w szpitalu Kennet General i nie przewiduję
żadnych problemów. Ciśnienie krwi jest w porządku, a ogólny stan zdrowia doskonały.
Jestem pewna, że wszystko pójdzie dobrze.
– Dziękuję, doktor Stewart. – Eila uśmiechnęła się nerwowo. – Proszę za mnie trzymać
palce.
– Niech pani będzie dobrej myśli. To już niedługo.
212218983.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin