Matuszkiewicz Irena - Nie zabijac Pajakow.rtf

(1716 KB) Pobierz
nie zabijać pająków Irena Matuszkiewicz

 

 

 

 

 

 

nie zabijać pająków Irena Matuszkiewicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

         Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2007

Wydanie I

Warszawa 2007


 

 

 

 

 

 

 

Sejmikowa rodzina według zapisków kapitan Pają-kowskiej:

OD FRONTU

Parter, strona lewa:

Edward i Ziuta Latokowie, element kryminogenny
Regina Latokówna, córka Edwarda. Gangrena

Parter, strona prawa:

Róża i Władysław Pająkowscy, jedyni sprawiedliwi
Wala Pająkowska, córka Róży

Pierwsze piętro, strona lewa:

Hanna i Ludwik Italscy, przedsiębiorcy budowlani
i bałaganiarze

Jola Italska, ich córka, licealistka i właścicielka szpilek

Pierwsze piętro, strona prawa:

Ryszarda Bec, nauczycielka licealna, właścicielka Syjamów

Poddasze:

Danuta i Zbigniew Kurysowie, prostacy z maturą
Felicja Kurys, matka Zbigniewa, inwalidka

5


OD PODWÓRKA

Parter:

Ludmiła Polanka, asystentka dyrektora, właścicielka
jaskini grzechu

Pierwsze piętro:

Zofia Wiesioniowa, pracownik dorywczy i element
Sebastian Wiesioń, syn Zofii, handlarz kradzionymi
samochodami. Ogólnie alkoholicy.

Dworek:

Stefania Korzyńska, właścicielka
Ada Madras z synem Mieszkiem


Diabelskie rogi

Rozmowa nie była przeznaczona dla uszu dziecka.
Ledwie Mieszko pojawiał się obok, kobiety milkły i uda-
wały, że uważnie przeszukują suchą jak pieprz ściółkę.
Czego mogły wypatrywać? Nie grzybów, rzecz jasna, nie
jagód, bo nic żywego oprócz mchu nie wyrosło w tym
miejscu od lat.

-              Skarbu szukacie? – spytał z powątpiewaniem Mieszko.

Nawet dla pięciolatka było jasne, że nikt mądry nie
ukryłby prawdziwego skarbu wśród śmieci walających
się pod nogami. Skraj lasu przypominał miejskie wysypisko. Spora w tym była zasługa amatorów najtańszego
piwa, którzy w letnie wieczory znajdowali tu idealne
miejsce do biwakowania. Jednak nie tylko oni zaznacza-
li wyraźnie swój ślad na ziemi. Kubeczki po zdrowych
jogurtach i papierki po batonikach musiały wypaść
z innej ręki.

-            Od razu widać, że Pająki spacerują inną drogą -
mruknęła Ada, wyplątując nogę z „Faktu".

-            Dlatego nadłożyłyśmy kawałek i idziemy tędy - po-
wiedziała zdecydowanym tonem Stenia. - Nikomu źle
nie życzę, ale tego cholernika uduszę własnymi rękami!

7


Na widok zdziwionych oczu Mieszka gwałtownie
zasłoniła usta. Niestety, było już za późno. Mieszko
miał cudowny dar wychwytywania z rozmów dorosłych
akurat tego, czego nie powinien słyszeć. Egzekucja cholernika wydała mu się wyjątkową atrakcją i koniecznie
chciał wiedzieć, dlaczego ciotka Stenia chce dusić ofiarę, zamiast po rycersku przebić mieczem. Domagał się
szczegółów, nudził i nie opuszczał kobiet na krok.

-              Kto chce mnie gonić? - spytał z nadzieją na jakąś
odmianę.

Chętnych nie było.

-            Mamo, czemu idziesz tak powoli, jakbyś była sta-
rym kłączem?

-            Klaczą - poprawiła Ada ze śmiechem. - Klacz to
żona konia.

-            Dlaczego konia?

Chłopiec był w wieku, kiedy dzieci po mistrzowsku
potrafią z każdej odpowiedzi natychmiast wyprowadzić
następne pytanie. Gdyby Ada pozwoliła wciągnąć się
w dyskusję, mieliby zapewniony temat do końca spaceru. Ale obok szła Stenia, łaknąca pociechy i wsparcia.
Zmartwiona Stenia była jeszcze bardziej uciążliwa niż
Mieszko, bo on miał dziesięć pomysłów na minutę, natomiast ona w kółko mówiła o jednym i tym samym.
Na próżno Ada próbowała zmienić temat.

-            Śniło mi się czy rzeczywiście nad ranem wychodzi-
łaś z domu? - spytała.

-            To przez tego cho... - w porę spojrzała na Mieszka
i nie dokończyła.

Kawałek za linią wysokiego napięcia, gdzie las powoli zaczynał przypominać las, chłopiec opuścił wreszcie
nudne towarzystwo, dosiadł świerkowej gałęzi i pogalo-

8


pował ku gęstym zaroślom. Ada rozejrzała się bezradnie, niepewna, czy biec za synem, czy zostać i pocieszać
przyjaciółkę. Była typowym mieszczuchem, takim, dla
którego każdy las jest jednakowy: okrągłe pnie drzew,
między nimi pajęcze sieci i jedna polana podobna do
drugiej jak dwie krople wody. Uważała, że wszelkie
chaszcze, jak choćby te, w których skrył się Mieszko,
są idealnym miejscem dla ludzi o zbrodniczych instynktach. Jeżeli takie typy zechcą zapolować na małego
chłopca, nikt ich nie powstrzyma.

Stenia machała ręką na te obawy i przysięgała, że
w jej lesie nikt nikomu nawet gęby nie obił, i to od ładnych czterdziestu lat. Chyba że pijaczki poszarpały się
o butelkę piwa, ale to na skraju, nie w głębi. Stenia nie
chciała rozmawiać o wymyślonych strachach Ady, lecz
o swojej prawdziwej tragedii. Z uporem zacinającej się
katarynki wróciła do przerwanego wątku. Od wczoraj
nie mówiła o niczym innym, tylko o wizycie Pająka. Nie
mogła pojąć jego insynuacji. Owszem, jeszcze do zimy
ubiegłego roku była pewna, że Rafał wreszcie się ożeni
z właściwą kobietą, że zamieszkają we dworku w trójkę, potem w czwórkę, a ona, Stenia, będzie tulić wnuka
w ramionach i śpiewać mu, tak jak kiedyś synowi: „Był
sobie król, był sobie paź i była też królewna". Jednak los
wyraźnie z niej zakpił.

-            Stare Pająki uknuły całą intrygę - chlipnęła. - To
ich sprawka od początku do końca, zgodzisz się?

-            Może ich, chociaż nie od początku - zaprotestowała cicho Ada. - Jeżeli Pająk mówił prawdę, to początek zrobił Rafał.

-            Ich sprawka, ich, ich - powtarzała Stenia.

9


Ada znowu rozejrzała się niespokojnie po lesie.
Zanim zdążyła zawołać syna, chłopiec wynurzył się
z drugiej strony kępy. Jego głowę zdobiły spore rogi,
pretensjonalny gadżet, jakich pełno w sklepach z zabaw-
kami.

-            Skąd to masz? - krzyknęła Ada.

-            Od cioci.

W głosie chłopca nie było wahania. Patrzył pewnie
jak dziecko, które mówi najszczerszą prawdę.

-              Faktycznie, kupiłam mu takie - przyznała Stenia.
Ada żachnęła się gwałtownie.

-              Wiem, że kupiłaś, tylko tamtych Mieszko szuka
już od kilku dni. Tu na pewno nie mógł ich zgubić.

Wyciągnęła rękę, żeby obejrzeć wątpliwą ozdobę synowskiej głowy. Chłopiec zręcznie się uchylił i pobiegł
przodem, rżąc radośnie jak źrebak. Diabelskie rogi, zęby
wampira, maska nietoperza - to były jego wymarzone,
najbardziej pożądane zabawki, o ile w ogóle zasługiwały
na takie miano. W każdym razie Mieszko uważał, że
zasługiwały.

Aż do wyjścia z lasu Stenia nie przestawała mówić
o spisku, Ada zaś myśleć o rogach. Wracały inną drogą,
nie przez śmietnisko, tylko obok kapliczki, gdzie ścieżka wyglądała na świeżo zamiecioną, a żaden papier nie
śmiał wystawać spod igliwia. To była stała trasa spacerów znienawidzonych Pająków, którzy mieli swoje sposoby, żeby zadbać o porządki.

-              Taka byłam wczoraj szczęśliwa, taka szczęśliwa
- powtarzała płaczliwym głosem Stenia. - Jak Regina
przy obiedzie powiedziała „dziękuję", myślałam, że mi
skrzydła wyrosną, że pofrunę jak ten gołąb. Pierwszy raz
w życiu usłyszałam od niej „dziękuję". Jeszcze miesiąc,

10


dwa, a zacznie mówić „proszę" i „przepraszam", zobaczysz! Ja ją wychowam, ucywilizuję i... chyba że Pająk mi
nie pozwoli. Po co on wczoraj przylazł? Akurat wczoraj,
kiedy byłam taka szczęśliwa. Ten cholernik przyszedł
popsuć mi całą radość. Mam rację?

-              Nie masz racji! To nie są tamte rogi - odpowiedziała Ada zajęta swoimi myślami.

Zanim cokolwiek zdążyły sprostować, na drodze pro-
wadzącej do dworku pojawiła się Regina. Przy odrobinie
dobrej woli można było powiedzieć, że Regina biegnie.
Posuwała się wielkimi susami, wsparta na dwóch kulach
i z niewiarygodną wprawą, niemal bez dotykania stopami ziemi, unosiła i przerzucała do przodu drobne
ciało.

-              Ona się jeszcze kiedyś roztrzaska na równej drodze
- westchnęła Ada.

Patrząc na Reginę, miała nieodparte wrażenie, że
jednak nie wszystko się Panu Bogu udało tak idealnie,
jak powinno, a już na pewno nie Regina. Poza włosami
i buzią cała reszta była jedną wielką kpiną z człowieka.
Potężny garb z przodu i z tyłu, nieproporcjonalnie długie i powykręcane ręce, równie powykręcane, ale dla odmiany nieproporcjonalnie krótkie nogi, wielkie dłonie
z rozepchanymi stawami - cały ten zrujnowany kościec,
mimo ciągłych starań ortopedów, wcale nie chciał być
piękniejszy.

Regina z impetem osadziła kule w miejscu i z trudem złapała równowagę.

-              Czy ty nie możesz chodzić normalnie? - spytała
gderliwie Stenia i nawet nie zauważyła, jak niefortunnie
zabrzmiały te słowa.

Na szczęście Regina nie słuchała. Pochyliła głowę,
żeby uspokoić płuca i wyrównać oddech.

11


-            Totalna zwała! - sapnęła. - Szukam was wszędzie... Wreszcie ktoś utrupił Pająka. Wiesioń widział...
Zadzwonił po policję.

-            Wiesioń widział zabójcę? - dopytywała się Ada.

-            Nie zabójcę, tylko trupa w lesie - wyjaśniła Regina,
zwracając się wyłącznie do Steni. Taki już miała zwyczaj, że choćby w towarzystwie były tylko dwie osoby,
ona zawsze mówiła do jednej.

Powoli Stenia wyciągnęła z dziewczyny mniej więcej
to, co tamta zdołała usłyszeć na podwórku przed domem. Wyglądało na to, że mieszkaniec sejmiku, niejaki
Sebastian Wiesioń, przypadkowo znalazł w lesie zwłoki
swojego sąsiada Pająkowskiego, zwanego przez wszystkich Pająkiem. Wiesioń poszedł do lasu w całkiem konkretnym celu, mianowicie po chrust na opał. Schylając się po gałęzie, zauważył dziwne błyski w krzakach
okalających grubą sosnę. Pod drzewem, oparty plecami
o pień, siedział Pająk. Jego głowę zdobiły diabelskie rogi
migające kolorowym światłem. Wiesioń nie dotykał nieboszczyka, nie sprawdzał pulsu, bo choć z natury był
mało bojaźliwy, tym razem spanikował. Nawet chrustu
nie zabrał, tylko puścił się biegiem do domu, żeby zawiadomić policję.

Ada z trudem doczekała końca opowieści.

-            Gdzie Wiesioń znalazł zwłoki? - spytała cicho.

-            Po chrust chodzi się do starego lasu - odpowie-
działa Regina, nie spuszczając oczu ze Steni.

-            Tam gdzie byłyśmy? W tym spokojnym, sielskim
zakątku, gdzie nikt nikomu nawet gęby nie obił?

Ada również zwracała się do Steni. Drżała lekko, jak-
by wśród wielkiego upału dosięgnął ją powiew zimnego
wiatru. Na myśl, że jej synek bawi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin