Niven Larry - Park marzeń.pdf
(
661 KB
)
Pobierz
Larry Niven & Steven Barnes
Larry Niven & Steven Barnes
Park marzeń
Przełożyła Dorota Żywno
Eng @1981
Pol @ 1994
Obsada
Dramatis personae
Twórcy
Richard Lopez - najbardziej ceniony na świecie Mistrz Gry, współautor, a wkrótce
kierownik gry „Skarby Mórz Południowych”.
Mitsuko Lopez (Chi-Chi) - żona Richarda, jego wspólniczka, współautorka i
przedstawicielka.
Gracze
Acacia Garcia (Panthasilea) - doświadczony gracz fantasy. Wojowniczka.
Tony McWhirter (Fortunata) - niedoświadczony gracz i gość Acacii. Złodziej.
Chester Henderson - słynny Mistrz Wiedzy, dowódca wyprawy po Skarby Mórz
Południowych.
Gina Perkins (Scmiramis) - doświadczony gracz fantasy. Czarodziejka.
Adolph Norliss (Ollie, albo Frankoński Oliver) - doświadczony gracz fantasy.
Wojownik.
Gwen Ryder (Guinevere) - gracz fantasy, narzeczona Olliego Opiekunka.
Felicia Maddox (Ciemna Gwiazda) - doświadczony gracz. Złodziejka.
Mary-Martha Corbett (Mary-em) - doświadczony i wysoce ekscentryczny gracz.
Wojowniczka.
Bowan Czarny - partner Ciemnej Gwiazdy, doświadczony gracz fantasy. Czarodziej.
Alan Leigh - doświadczony gracz fantasy. Czarodziej.
S. J. Waters - początkujący gracz. Inżynier.
Owen Braddon - starszy, średnio doświadczony gracz. Opiekun.
Margie Braddon - doświadczony, starszy gracz. Inżynier.
Holly Frost - początkujący gracz z aspiracjami. Wojowniczka.
George Eames - średnio doświadczony gracz. Wojownik.
Larry Garret - średnio doświadczony gracz fantasy. Opiekun.
Rudy Dreager - średnio doświadczony gracz. Inżynier.
Harvey Wayland (Kasan Maibang) - zawodowy aktor. Przewodnik.
Nigorai - tubylec. Tragarz i szpieg (aktor).
Kagoiano - tubylec. Tragarz (aktor).
Pigibidi - wódz tubylców (aktor).
Lady Janet - dama w niebezpieczeństwie (aktorka).
Gary Tegner (Gryf) - początkujący gracz. Złodziej. Pseudonim Alexa Griffina.
Personel Parku Marzeń
Alex Griffin - szef Ochrony Parku Marzeń.
Harmony - szef kierownictwa Parku Marzeń.
Millicent Summers - sekretarka Griffina.
Albert Rice - strażnik z Parku Marzeń.
Marty Bobbick - asystent Griffina.
Skip O’Brien - psycholog z Ośrodka Badań Naukowych Parku Marzeń.
Melinda O’Brien - żona Skipa.
Gail Metesky - łącznik Parku Marzeń z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Gier
Fantasy (IFGS).
Alan Myers - urzędnik IFGS
Dwight Welles - technik komputerowy.
Larry Chicon - technik komputerowy. Razem z Wellesem i Mistrzami Gry obsługuje
Centralny Komputer Gry.
Novotney - lekarz z Osiedla Cowles Modular (CMC).
Melone - strażnik z Parku Marzeń.
Rozdział l
Przyjazdy
Pociąg, sztywny jak stalowy pręt, wisiał w powietrzu nad pojedynczą magnetyczną
szyną, wypluwając pasażerów na stacji Dallas. Jego piętnaście wagonów cicho i
sprawnie
przemknęło z Nowego Jorku do Dallas w nieco ponad pół godziny. Otulony polem
magnetycznym pociąg gnał przez próżnię, głęboko pod ziemią, z prędkością bliską
orbitalnej.
Chester podrzucił na ramionach swój ciężki plecak i przeszedł się wzdłuż peronu
jak
król, emanując pewnością siebie. W pociągu z pewnością są Gracze i niektórzy
mogli go
rozpoznać. Mistrz Wiedzy Chester Henderson zdawał sobie sprawę z istnienia
swojej
niewidzialnej publiczności.
- Chester!
Zatrzymał się skonsternowany. Znał ten głos. To była ona! - zjawa w obcisłym,
cętkowanym kostiumie. Przyciągała spojrzenia wszystkich, z wyjątkiem tych,
którym już nic
nie mogło zaimponować. Długie rude włosy, splecione w gruby warkocz, spływały
jej po
plecach, sięgając pasa. Miała bardzo gruby makijaż, który doskonale ukrywał
fakt, że w
rzeczywistości była ładną kobietą. Za to jej kostium niczego nie ukrywał.
- Cześć, Gina - westchnął Chester z rezygnacją. - Powinienem był się domyślić,
że
będziesz z nami.
- Nie zrezygnowałabym za nic. Pamiętasz ostatni raz, jak uratowałeś mnie przed
mamutem?
Kosztowało mnie to trzy punkty za odmrożenia. Pamiętam.
- Nie marudź, skąpiradło. Poza tym, byłam ci bardzo wdzięczna. - Objęła go
ramieniem i poszła z nim w kierunku wahadłowca kursującego pomiędzy stacją a
Parkiem
Marzeń.
Przypomniał sobie. Była rzeczywiście bardzo wdzięczna.
- To jedna z twoich mocnych stron - powiedział obejmując ją. Jego dłoni było
niepokojąco miło pomiędzy jej ciepłymi krągłościami. - Wiesz, cieszę się, że
będziesz z nami.
Może znajdziemy dla ciebie rolę dziewicy albo coś w tym rodzaju.
- Naprawdę? - zachichotała. - Uwielbiam twoją wyobraźnię.
Chester nie uśmiechnął się.
- Słuchaj, Gina. Tym razem to masz podporządkowywać się rozkazom trochę
dokładniej. Mało brakowało, żebyś mnie wtedy załatwiła na dobre. Przestań, mówię
poważnie! To dla mnie bardzo ważne, rozumiesz?
Gina spojrzała na niego i jej twarz spoważniała.
- Co tylko sobie życzysz, Chester.
Chester westchnął cicho, gdy wsiadali do wahadłowca. Gina była zdolna, niekiedy
lepsza niż większość innych. Nie oszczędzała się i czasami również słuchała
rozkazów, ale
traktowała to wszystko jak jakąś cholerną grę.
Alex Griffin zajął swoje miejsce na pokładzie wahadłowca i usadowił się
wygodnie,
zamykając oczy. Już dawno temu nauczył się cenić wartość krótkich drzemek, gdy
tylko były
one możliwe i umiał spać w czasie, który większość ludzi marnowała na
denerwowanie się.
Przeciągnął się i usłyszał trzeszczące dźwięki budzących się stawów. Nic
dziwnego, że wciąż
były zaspane. Jeszcze dziesięć minut temu chrapał w swoim mieszkaniu w Osiedlu
Cowles
Modular.
Alex otworzył jedno oko i popatrzył na znikające w oddali zabudowania. Pięciuset
pracowników Parku
Marzeń mieszkało w Osiedlu Cowles Modular, przytulonym do gór Little San
Bernardino. Od miejsca zatrudnienia dzieliło ich tylko piętnaście kilometrów.
Griffin musiał
być do dyspozycji Parku dwadzieścia cztery godziny na dobę przez trzy tygodnie w
miesiącu,
więc doceniał dogodne położenie osiedla. Dzisiejszy poranek nie był niczym
nadzwyczajnym,
zwykły dzień pracy, zaczynający się o 5.35 rano przenikliwym jazgotem budzika.
Odwrócił nadgarstek, żeby spojrzeć na zegarek wydrukowany na rękawie (Kosztowny
kaprys. Nawet czyszczenie chemiczne długo nie zdoła zniszczyć nadrukowanych na
tkaninie
obwodów). Trzy minuty do przyjazdu na peron dla pracowników. Właśnie zdecydował
się
znów zamknąć oczy, kiedy nerwowo zapiszczał komunikator.
Kobieta na ekranie w świetle południa mogła być piękna, ale o 5.56 była postacią
z
horroru.
- Dzień dobry, szefie - zaćwierkała rześkim głosem.
- Oj, nie. Wcale nie, Millicent - Alex ziewnął niegrzecznie, czując z tego
powodu
wstręt do siebie. Przygładził palcami włosy i mozolnie próbował skupić
spojrzenie.
- O, do licha, może to rzeczywiście dobry poranek. Może nawet będzie dobry
dzień.
Przepraszam, Millicent. O co chodzi?
- Sprawa najważniejsza to ostatnie przygotowania do jutrzejszej gry „Skarby Mórz
Południowych”. Będziesz miał kilka dossier do przejrzenia.
- Wiem. Coś jeszcze?
Potrząsnęła głową, roztrzepując swoją luźno kręconą fryzurę afro, i rzuciła
okiem na
ekran komputera poza jego polem widzenia.
- Mmm... Masz spotkanie z Bossem w sprawach budżetu.
To otrzeźwiło go bardzo prędko.
- Czyżbym przekroczył ten zaplanowany przez Harmony’ego w zeszłym kwartale?
- Nie sądzę. Chyba nie. To mój departament, a ja nie popełniam takich błędów.
He, he,
he.
- He, he, he. No więc co?
- Myślę, że przechodzimy z budżetu o podstawie zerowej na jakiś nowy system, na
który Harmony strasznie się napalił.
- O Boże! Co jeszcze? Czy przypadkiem nie mam dzisiaj wykładu dla kursantów?
- Tak. O pierwszej po południu, zaraz po umówionym lunchu z O’Brienem.
Twarz Alexa rozjaśniła się. - Alleluja. Nareszcie coś weselszego. Powiedz
Skipowi, że
spotkamy się o 11.30 pod Białym Jeleniem, OK? I poproś go, żeby przyniósł mi
dokumentację L-5. Chciałbym ją sobie przejrzeć. Co z kursem?
- Standardowa procedura zatrzymywania i aresztowania. Zajęcia z nowymi ludźmi z
Ochrony.
- W porządku - Alex popatrzył na zegarek. Do stacji zostało jeszcze kilka
sekund. -
Zapisz mi, żebym nie zapomniał; parowanie ciosu pionowo podniesionym ramieniem,
skrzyżny chwyt za nogi z pozycji leżącej i, powiedzmy, rozbrajanie przeciwnika
uzbrojonego
w nóż. Blokada lewego i prawego przegubu wraz z niskimi kopnięciami. Od tego
zacznę.
Jestem już prawie na miejscu, kochanie. Zobaczymy się za kilka minut, dobrze?
- Tak jest, Griff - powiedziała z szerokim uśmiechem i obraz zgasł.
Wahadłowiec zawiózł go do samego centrum 1200-hektarowego Parku Marzeń, dwa
poziomy poniżej powierzchni ziemi. „Duży ruch jak na tak wczesną porę” -
pomyślał, a
potem przypomniał sobie o Grze. Gotów był się założyć, że jeszcze w ostatniej
chwili trzeba
będzie wykonać robotę wartości najmarniej pięciu tysięcy dolarów. Brak jakichś
zaległości
byłby równoznaczny z cudem. Korytarze biurowca rozciągały się we wszystkich
kierunkach:
w górę, w dół, na boki i być może od dnia jutrzejszego do wczorajszego, jeżeli
Dział
Badawczo-Rozwojowy wymyślił coś nowego od śniadania. Większość ludzi, którzy go
mijali,
znała go po imieniu, więc wołali: „Cześć, Alex” albo: „Co słychać, Griff?”, lub:
„Dzień
dobry, szefie”, po czym szli dalej taszcząc wieszaki z kostiumami, rekwizyty i
sprzęt
elektroniczny.
Z sykiem podjechał wózek towarowy i natychmiast kilku robotników w
kombinezonach oraz małe, buczące roboty zaczęło go rozładowywać, by zrobić
miejsce dla
następnego transportu.
Alex zasalutował przyjacielsko strażnikowi przy windzie i przycisnął prawy kciuk
do
płytki identyfikatora. Drzwi otworzyły się. Za nim natychmiast wcisnęło się
pięciu lub
sześciu ludzi. Alex z trudem opanował rozdrażnienie, kiedy tylko dwóch z nich
przyłożyło
kciuki do płytki w celu potwierdzenia tożsamości. „Do licha, trzeba będzie coś z
tym zrobić!”
Według zegarka na biurku Alexa była 6.22, czwartek 5 marca 2051. Oparty o
zegarek
leżał arkusz papieru z przygotowanym przez Millicent wydrukiem obowiązków na
dzień
bieżący.
Alex zrzucił płaszcz i usiadł za biurkiem. Wcisnął klawisz na konsoli. Nad
biurkiem
pojawiło się holograficzne „okno” i wizytówka z napisem: „M. Summers”. Za
wizytówką
ciemna, ładna twarz pośpiesznie odwróciła się, by odpowiedzieć na wezwanie.
- Millicent, czy nie mógłbym trochę tego podrzucić Bobbickowi? Jak on, do
diabła,
chce zasłużyć na swoją pensję, jeśli ja wykonuję całą robotę?
- Marty jest w Ubezpieczeniach i przegląda sprawozdanie na temat strat
poniesionych
w grze „Wyprawa Ratunkowa”, która skończyła się wczoraj w Sektorze B. Powinien
być
wolny około drugiej po południu. Może chcesz, żebym...
- Nie. Zostaw go przy tym. Posłuchaj teraz. Czy muszę iść taki kawał drogi do
RD,[
(Research and Development) - Dział Badawczo-Rozwojowy] czy możemy załatwić tę
sprawę
przez telefon? Bóg mi świadkiem, że mam dość papierków do przerzucenia przed
ósmą. Bądź
tak miła i sprawdź to, dobrze?
- Tak jest, Griff. Jestem przekonana, że nie będziesz musiał.
Kiedy jej twarz zniknęła, Alex wystukał polecenie przysłania wykazu papierkowej
roboty przewidzianej na ten dzień. Po ekranie przebiegły trzy kolumny napisów.
Mimo że
miał samodzielną sekretarkę i zastępcę, wciąż mnóstwo śmieci przychodziło
właśnie do
niego.
Najpierw praca? Uśmiech powoli zagościł na jego twarzy. Najpierw rzut oka na
Park
Marzeń.
Włączył zewnętrzne monitory i obserwował, jak pokój rozrasta się i wypełnia
mrocznymi alejami Parku. Pracownicy przygotowujący Park na przyjście
dzisiejszych gości,
przypominali mrówki kręcące się wśród długich, czarnych cieni wczesnego poranka.
Oto zarys posępnych zabudowań, gdzie odbywały się wycieczki po Starym Arkham.
Dzieciaki to uwielbiały. Dorośli... no cóż. Pewna starsza pani ze szmerami serca
o
mało nie przejechała się na tamten świat, kiedy, jak jej się wydawało, Chthulhu
pożarł jej
wnuki. Niektórzy ludzie to mają pomysły!
W oddali, wokół krawędzi Parku wiła się jak wąż Kolejka Grawitacyjna, oferująca
w
sumie trzydzieści sekund stanu nieważkości, dzięki łukom parabolicznym
zaprojektowanym
przez komputer. Oko kamery przesunęło się do Sektora B, gdzie skończyła się gra
„Wyprawa
Ratunkowa”. To było coś interesującego. Akcja toczyła się częściowo na terenie
pustynnym,
a częściowo pod wodą. Brało w niej udział dwunastu graczy przez dwa dni. Alex
obliczył
sobie, że Mistrz tej gry na pewno wyjdzie na swoje. Przygotowanie gry kosztowało
300
tysięcy dolarów. Uczestnicy płacili po cztery setki dolarów dziennie za
przywilej zdobywania
„punktów doświadczenia” dla fantastycznych postaci, w które się wcielali, i za
straszenie ich
w możliwie najbardziej makabryczny sposób. Prawa do napisania książki zostały
sprzedane
już wcześniej, podobnie jak prawa do nakręcenia filmu...Alex nie mógł udawać, że
rozumie
kryjącą się za tym logikę. Pomysły Międzynarodowego Stowarzyszenia Gier Fantasy
nie
mieściły się w granicach jego możliwości rozumienia. Gracze zdawali się mówić
obcym
językiem. Do tego wszystkiego mieli w tym miesiącu dwie gry, jedną po drugiej.
Gry jednak pomagały Parkowi. Wycieczka po Starym Arkham zaczęła się trzydzieści,
a może czterdzieści lat temu jako gra.
O! A teraz, to było coś bardziej w jego guście. Wielka strzelnica po drugiej
stronie
Piekielnej Jazdy odpowiadała mu najbardziej. Alex czasami wpadał tam, żeby
ustrzelić kilku
hitlerowców, bandytów lub parę dinozaurów: Dobry Boże, to było naprawdę
realistyczne
przeżycie! Chłopcy z RD byli niesamowici. I całkiem szaleni...
Stuknął w klawisz. Kamera przesunęła się dalej.
Zabrzęczał sygnał. Alex krzywiąc się wyłączył holo i odpowiedział na wezwanie.
Usłyszał głos Millie, ale na wizji pojawił się jakiś strażnik, którego Griffin
nie potrafił sobie
przypomnieć.
- Dział Badawczo-Rozwojowy, Griff - powiedział głos Millie.
- W porządku.
Już sobie przypomniał nazwisko tego mężczyzny. To dzwonił Albert Rice ze swojego
posterunku, gdzieś pomiędzy Kartoteką a technologicznym monstrum znanym pod
nazwą
Centrali Gier.
Rice był silny i bystry, chętnie podejmował się trudnych zadań i Griffin czasami
miał
wyrzuty sumienia, że nie potrafił go polubić. „Może to po prostu zazdrość” -
myślał. Rice był
przystojnym, niemal ładnym blondynem o zgrabnym profilu i kilka sekretarek z
Działu
Ochrony założyło się o to, która pierwsza go zaliczy. W ciągu tego roku, odkąd
Rice
Plik z chomika:
PiotrekS_64
Inne pliki z tego folderu:
Niven Larry - Park marzeń.pdf
(661 KB)
Inne foldery tego chomika:
Pliki dostępne do 21.01.2024
Android
Dokumenty
Erotyczne; XXX
Galeria
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin