01. Krentz Jayne Ann (Quick Amanda) - Białe kłamstwa (Arcana Society 02).doc

(904 KB) Pobierz
JANE ANNE KRENTZ

JANE ANNE KRENTZ

BIAŁE KŁAMSTA

PROLOG

Clare Lancaster siedziała w kawiarni dużej księgarni w Phoenix w Arizonie, czekając na swoją przyrodnią siostrę, której nigdy wcześniej nie widziała. Przed nią stała filiżanka zimnej już zielonej herbaty. Clare, zaintrygowana i jednocześnie pełna obaw, jeszcze jej nie tknęła.

Nawet gdyby nie widziała zdjęć i nie czytała artykułów o Elizabeth Glazebrook i jej zamożnej, wpływowej rodzinie, rozpoznałaby siostrę, ledwie weszła do środka.

I wcale nie chodziło o rodzinne podobieństwo. Clare miała zaledwie metr sześćdziesiąt i była przyzwyczajona do zadzierania głowy nie tylko w towarzystwie mężczyzn, ale i wielu kobiet. Zdawała sobie sprawę, że czasami to sobie rekompensuje, tak jak Napoleon.

Przyjaciele mówili, że jest przebojowa. Ci, z którymi nie była zaprzyjaźniona, używali innych określeń: trudna, uparta, stanowcza, despotyczna. Niekiedy padały nawet słowa Jędza" czy „hetera", zwykle z ust mężczyzn, którzy przekonywali się, że nie tak łatwo zaciągnąć ją do łóżka, jak się spodziewali.

Elizabeth była jej całkowitym przeciwieństwem: wysoka, smukła, o długich do ramion miodowych włosach, rozjaśnionych słońcem pustyni i dzięki dyskretnej ingerencji dobrego fryzjera. Miała cudownie regularne patrycjuszowskie rysy twarzy i wspaniały profil.

Ale najbardziej rzucała się w oczy jej elegancja. Jeśli chodzi o ubrania, biżuterię i dodatki, Elizabeth nie miała dobrego gustu - miała znakomity. Wiedziała, jakie kolory nosić, żeby podkreślić swoją urodę, i miała wyjątkowe oko do detali.

Dopóki nie wyszła za Brada McAllistera, była jedną z najlepszych projektantek wnętrz na południowym zachodzie. Wszystko zmieniło się w ostatnich miesiącach. Dobrze prosperującą firmę trafił szlag.

Elizabeth przystanęła w wejściu i zaczęła rozglądać się po kawiarni. Clare już miała unieść rękę, żeby przyciągnąć jej uwagę. Nie mogła przecież się spodziewać, że Elizabeth ją rozpozna. W końcu jej prace nigdy nie zostały opublikowane w którymś z ekskluzywnych magazynów, a zdjęcia z jej wesela nie trafiły do kroniki towarzyskiej. Bo też nigdy nie było żadnego wesela. Ale to już inna sprawa.

Zdziwiła się więc, gdy Elizabeth przerwała przeszukiwanie wzrokiem kawiarni, ledwie zobaczyła ją siedzącą w rogu. Ruszyła do niej przez labirynt stolików.

Moja siostra, pomyślała Clare. Poznała mnie, tak jak i ja rozpoznałabym ją, nawet gdybym nie widziała nigdy jej zdjęcia.

Kiedy Elizabeth podeszła, dostrzegła w jej piwnych oczach kiepsko skrywane przerażenie.

- Dzięki Bogu, że przyszłaś - szepnęła Elizabeth. Piękna, ręcznie robiona skórzana torebka zadrżała w jej zaciśniętych palcach.

Niepewność i obawy Clare w mgnieniu oka zniknęły. Zerwała się i uściskała Elizabeth, jakby znały się całe życie.

- Już w porządku - powiedziała. - Wszystko będzie dobrze.

- Nie będzie - odparła Elizabeth, a z oczu pociekły jej łzy. - On mnie zabije. Nikt mi nie wierzy. Myślą, że oszalałam. Wszyscy mówią, że jest idealnym mężem.

- Ja ci wierzę - zapewniła Clare.

ROZDZIAŁ 1

Osiem miesięcy później...

Jake Salter stał w cieniu na końcu długiej werandy i wszystkimi zmysłami - także tymi paranormalnymi - chłonął pustynną noc. W pewnej chwili poczuł, jak jeżą mu się włoski na karku. Było to pierwsze ostrzeżenie, że coś zagraża jego starannie opracowanej strategii.

Myśliwy w nim wiedział, że nie można zignorować tego niepokojącego uczucia.

Złowróżbna zapowiedź nadciągającej katastrofy przybrała kształt małego samochodu nieokreślonej marki, który wjechał na zatłoczony podjazd przed wielkim domem Glazebrooków.

Albo będzie nieprzyjemnie, albo zdarzy się coś interesującego. Z doświadczenia wiedział, że te dwie rzeczy często chodzą w parze.

- Chyba mamy spóźnionego gościa - powiedziała Myra Glazebrook.

- Ciekawe, kto to może być. Wszyscy, którzy zostali zaproszeni, już tu są albo dali znać, że nie mogą przyjść.

Jake patrzył, jak auto powoli posuwa się naprzód. Kierowca szukał miejsca między drogimi sedanami, ciężkimi SUV - ami i limuzynami, parkującymi na podjeździe. Zupełnie jak królik zmierzający do wodopoju, do którego wcześniej ściągnęło stado pum.

Na rozległym okrągłym placu przed wielkim domem nie było ani jednego miejsca. Tego wieczoru Archer i Myra Glazebrookowie wydawali swoje doroczne lipcowe przyjęcie - Galę Pustynnych Szczurów. Wszyscy, którzy liczyli się w Stone Canyon w Arizonie i nie uciekli przed bezlitosnym upałem w jakieś chłodniejsze rejony, bawili się u nich.

- To pewnie ktoś z cateringu - uznała Myra, patrząc na samochód z rosnącą dezaprobatą.

Kierowca zrobił pełne okrążenie, ale nie znalazł wolnego miejsca. Niezrażony podjął drugą próbę. Myra zacisnęła szczęki.

- Ludzie z cateringu mieli parkować z tyłu. Front jest dla gości.

- Może mu nie powiedzieli - odparł Jake.

Samochód znowu jechał w ich stronę, światło reflektorów odbijało się od błyszczących błotników większych aut. Jake był już teraz pewien, że kierowca nie zamierza się poddać.

- W końcu dotrze do niego, że na podjeździe nie ma miejsca - powiedziała Myra. - Będzie musiał pojechać na tyły.

Nie licz na to, pomyślał Jake.

Nagle samochód zatrzymał się tuż za lśniącym srebrnym bmw.

Dlaczego postanowił zablokować właśnie ten? - zastanawiał się Jake. Zbieg okoliczności?

Ta strona jego natury, którą nie chwalił się przed światem, pracowała na najwyższych obrotach, więc oprócz informacji pozyskiwanych za pomocą zmysłów, rejestrował te odbierane w sposób pozazmysłowy. Kiedy był „rozgrzany", informacje docierały do niego przez pełne spektrum energii i fal dźwiękowych. Czuł odurzające zapachy i słyszał odległe dźwięki nocy na pustyni, których by nie zarejestrował, gdyby wyłączył parawrażliwą część swojej natury.

- Nie może tu zostawić samochodu - warknęła Myra. Spojrzała w głąb werandy. - Gdzie się podziewa parkingowy?

- Widziałem, jak parę minut temu szedł na tył domu - odparł Jake. - Pewnie musiał sobie zrobić przerwę. Załatwię to.

- Nie, nie trzeba. Lepiej sama się tym zajmę - odparła Myra. - Może ktoś przez przypadek został pominięty na liście gości. Czasami tak się zdarza. Przepraszam cię, Jake.

Ruszyła energicznie do wyjścia, stukając obcasami modnych szpilek.

Jake wyciszył swoje wyostrzone zmysły. Już dawno przekonał się, że ludzie, którzy mieli zdolności parapsychiczne i dobrze rozumieli, kim jest, denerwowali się, kiedy nie zachowywał się normalnie. Reszta, czyli większość, nigdy by się nie przyznała do wiary w paranormalne zdolności, czuli jednak przy nim niepokój, choć nie umieli powiedzieć dlaczego. Zastanawiał się, do której grupy zaliczał się nowo przybyły.

Oparł się o barierkę, obracając w dłoni szklaneczkę nietkniętej whisky. Nic przyszedł tu dzisiaj, żeby się odprężyć i zabawić. Przyszedł, żeby wszystkimi zmysłami gromadzić informacje. Później ruszy na polowanie.

Drzwi małego samochodu otworzyły się i wysiadła z niego kobieta. Nie miała na sobie uniformu, jaki nosili ludzie z cateringu. Była ubrana w elegancki czarny kostium. Do tego czarne czółenka i duża torba na ramię.

Nietutejsza, pomyślał Jake. W lipcu w Arizonie wszyscy nosili się raczej na luzie.

Ruszył cicho wzdłuż werandy, dotarł do plamy cienia za jednym z kamiennych filarów i się zatrzymał. Oparł się ramieniem o filar, czekając na rozwój wydarzeń.

Czarne czółenka stukały na płytach podjazdu, gdy kobieta szła do głównego wejścia. Miała nieduże, kształtne piersi, wąską talię i biodra wyjątkowo bujne jak na osobę jej wzrostu. Jednak Jake'owi się podobały.

Za taką kobietą facet musi się obejrzeć, nawet jeśli nie jest piękna. W każdym razie on musiał się obejrzeć. I to dwa razy. Duże, inteligentne oczy, patrycjuszowski nos, kształtny podbródek. Czarne włosy, zebrane w elegancki węzeł z tyłu głowy, połyskiwały w świetle padającym z werandy.

Ale to nie jej wygląd pobudził wszystkie jego zmysły. Chodziło raczej o sposób, w jaki się poruszała, z wyprostowanymi ramionami i uniesioną głową. O jej postawę. Niedocenienie tej kobiety byłoby wielkim błędem.

Automatycznie skatalogował i poddał analizie dane zebrane przez zmysły, jak zawsze, kiedy polował.

Nie była zdobyczą. Była czymś o wiele bardziej intrygującym - wyzwaniem. Takiej kobiety nie da się łatwo zaciągnąć do łóżka. W jej przypadku w grę wchodziły szermierka słowna, negocjacje i ostatecznie wyłożenie kart na stół.

Poczuł, jak krew zaczyna szybciej krążyć mu w żyłach.

Myra ruszyła naprzeciw nowo przybyłej. Nie trzeba było nadprzyrodzonych zdolności, by wyczuć jej napięcie i rezerwę. Już po pierwszych jej słowach Jake zorientował się, że zanosi się na kłopoty.

- Co ty tu robisz, Clare? - zapytała.

A niech to. Jake odtworzył w myślach informacje, które otrzymał przed przyjazdem do Stone Canyon dwa tygodnie temu. Nie było mowy o żadnej pomyłce. Wiek, płeć, do tego ta wrogość Myry. Wszystko się zgadza.

To była Clare Lancaster, nieślubna córka Archera, owoc przelotnego romansu. Analitycy Jones & Jones, agencji paradetektywistycznej, która go wynajęła, oszacowali prawdopodobieństwo pojawienia się jej tutaj, kiedy będzie pracował pod przykrywką, na mniej niż dziesięć procent. Co dowodziło, że nawet zdolności parapsychiczne połączone z talentem do określania prawdopodobieństwa nie pozwolą przewidzieć zachowania kobiety. Równie dobrze można zgadywać.

Obecność Clare tutaj nie wróżyła nic dobrego. Jeśli pogłoski o niej były prawdziwe, była jedyną osobą, która mogła go zdemaskować.

Według danych Jones & Jones miała na skali Jonesa dziesięć punktów, czyli maksymalną wartość.

Skalę Jonesa opracowało pod koniec XIX wieku Towarzystwo Arcane, organizacja zajmująca się badaniami nad zdolnościami paranormalnymi. W epoce wiktoriańskiej wielu ludzi z całą powagą traktowało zjawiska paranormalne. Tamte czasy były złotym wiekiem dla seansów spirytystycznych, mediów i pokazów nadprzyrodzonych zdolności.

Oczywiście przeważali szarlatani i oszuści, ale Towarzystwo Arcane istniało już od dwustu lat i jego członkowie wiedzieli, że niektórzy ludzie naprawdę posiadają nadprzyrodzone zdolności. Celem stowarzyszenia było zidentyfikowanie i zbadanie tych osób. Przez lata dorobiło się ogromnej liczby członków. Byli oni poddawani testom, a potem testy przechodziły także ich dzieci.

Skala Jonesa powstała, by móc zmierzyć siłę paranormalnej energii, była stale uaktualniana i rozwijana, w miarę jak współcześni eksperci towarzystwa opracowywali nowe metody i techniki.

Z danych dotyczących Clare wynikało, że jej talent jest niezwykle rzadki i nietypowy. Pomiar siły czystej nadprzyrodzonej energii to zadanie dość łatwe, natomiast identyfikacja dokładnej natury indywidualnych zdolności bywa znacznie bardziej skomplikowana.

W większości przypadków zdolności nadprzyrodzone ograniczają się do sfery intuicji. Osoby obdarzone paranormalnym talentem często są dobrymi graczami w karty. Mają szczęście w grze i słyną z niezawodnego przeczucia.

Ale zdarzają się wyjątki. Członkowie towarzystwa określają te wyjątki terminem „egzotyk". I nie jest to komplement.

Clare Lancaster była egzotykiem. Miała nadzwyczajną umiejętność wyczuwania jedynej w swoim rodzaju parapsychicznej energii wytwarzanej przez kogoś, kto próbował lawirować lub oszukiwać.

Innymi słowy, była ludzkim wykrywaczem kłamstw.

- Witaj, Myro - powiedziała Clare. - Widzę po twojej minie, że się mnie nie spodziewałaś. No cóż, od samego początku miałam złe przeczucia. Przykro mi z powodu tego najścia.

Nie zabrzmiało to, jakby było jej przykro, uznał Jake. Zabrzmiało, jakby spodziewała się, że będzie musiała się bronić; jakby często robiła to w przeszłości i była przygotowana do kolejnego razu. Mała uliczna wojowniczka w konserwatywnych czółenkach i pogniecionym kostiumie. Dziwne, że na czole nie ma wytatuowane „Nie igraj ze mną".

- Elizabeth cię zaprosiła? - spytała Myra.

- Nie. Dostałam maila od Archera. Napisał, że to ważne.

No proszę, robi się coraz ciekawiej, pomyślał Jake. Archer nie rozmawiał z nim o swojej drugiej córce i tym samym nie ostrzegł go, że może się pojawić.

Clare znienacka odwróciła głowę i spojrzała prosto w plamę cienia, gdzie się ukrywał. Coś ją ostrzegło o jego obecności. Nie chciał, żeby tak się stało. Potrafił wtopić się w tło. Miał talent drapieżnika do ukrywania się i właśnie to robił instynktownie od paru minut.

Oprócz garstki innych parawrażliwych, obdarzonych podobnym talentem, niewiele osób mogło wyczuć jego obecność w cieniu. Czujność Clare robiła wrażenie, biorąc pod uwagę napięcie między nią a Myrą. Już samo to napięcie powinno ją rozproszyć.

No to będą kłopoty. Nie mogę się doczekać.

- Nic mi nie wiadomo o telefonie od strażników przy bramie - powiedziała sucho Myra.

Clare spojrzała na nią.

- Nie martw się, ochrona nie nawaliła. Strażnik zadzwonił do domu, zanim wpuścił mnie za bramę. Ktoś z tej strony za mnie poręczył.

- Aha. - Myra wydawała się skonsternowana, co było do niej niepodobne. - Nie rozumiem, dlaczego Archer nie powiedział mi, że cię zaprosił.

- Będziesz musiała go o to zapytać - odparła Clare. - Nie przyjechałam tu, żeby wziąć udział w przyjęciu. Przyjechałam, bo Archer powiedział, że chodzi o coś bardzo ważnego. To wszystko, co wiem.

- Pójdę po niego. - Myra odwróciła się, przeszła przez werandę i zniknęła w otwartych drzwiach francuskich.

Clare nie poszła za nią. Zwróciła się do Jake'a.

- Czy my się znamy? - zapytała z chłodną uprzejmością; dobrze wiedziała, że nie.

- Nie - odparł, wyłaniając się z cienia. - Ale coś mi mówi, że się poznamy, i to dobrze. Jake Salter.

ROZDZIAŁ 2

Kłamie, pomyślała Clark. W Pewnym sensie. Powinna być na to przygotowana. Zawsze była przygotowana na kłamstwo. Ale to nie było zwykłe kłamstwo, lecz subtelna zmyłka pod płaszczykiem prawdy, coś w rodzaju triku stosowanego przez magików: „Widzicie monetę, a teraz nie. Ta moneta nadal jest, sprawiłem tylko, że zniknęła".

Był Jakiem Salterem i jednocześnie nie był.

Kimkolwiek był, miał wielki talent. Silna, pulsująca energia towarzysząca półprawdzie działała dezorientująco i drażniła jej zmysły. Opracowała prywatny system klasyfikacji kłamstw. Od gorącej ultrafioletowej energii towarzyszącej tym najbardziej niebezpiecznym, do chłodnej srebrzystej bieli odpowiadającej niewinnym kłamstewkom.

Kłamstwo Jake'a Saltera generowało energię z całego spektrum, gorącą i zimną. Czuła, że Jake mógłby być wyjątkowo niebezpieczny, ale nie był, przynajmniej nie w tej chwili.

Receptory postrzegania pozazmysłowego szalały, działając na nią dezorientująco na obu płaszczyznach, parapsychicznej i fizycznej. Podskoczyło jej ciśnienie i zaczęła ciężej oddychać.

Przywykła do podobnych sensacji. Ten unikalny rodzaj wrażliwości uaktywnił się, kiedy była nastolatką. Od tej pory poświęciła wiele czasu i energii, by nauczyć się panować nad swoimi reakcjami. Niestety, jej nietypowe zdolności były połączone z prymitywnymi reakcjami typu „walcz lub uciekaj". Parapsycholog z Arcane, który pomagał Clare oswoić jej unikalne zdolności, wyjaśnił, że talent wyzwalający tak podstawowe instynkty wyjątkowo trudno kontrolować.

Kiedy sama zabrała się do sprawdzania akt genealogicznych Towarzystwa Arcane, szukając podobnych sobie, odkryła dwa niepokojące fakty. Po pierwsze, większość nielicznych ludzkich wykrywaczy kłamstw pojawiających się wśród członków towarzystwa była najwyżej piątkami. Dziesiątki zdarzały się niezwykle rzadko.

Po drugie, prawie wszystkich z garstki wykrywaczy kłamstw sklasyfikowanych jako dziesiątki spotkał zły koniec, bo nigdy nie nauczyli się kontrolować swojego talentu. Jedni wylądowali w szpitalach psychiatrycznych, inni ćpali, żeby przytłumić falę kłamstw nękających ich dzień po dniu, a kilkoro najmniej odpornych popełniło samobójstwo.

Prawda jest taka, że każdy kłamie. Jeśli jesteś ludzkim wykrywaczem kłamstw, w dodatku dziesiątką, albo się do tego przyzwyczaisz, albo oszalejesz.

Jeśli się czegoś nauczyłam, pomyślała Clare, to właśnie kontroli.

Z wysiłkiem zebrała się w sobie, przywołując zmysły do porządku i przyjmując parapsychiczną pozycję obronną.

- Clare Lancaster - przedstawiła się. Była dumna, że mówi pewnie i spokojnie, choć w środku przeżywała mały atak paniki.

- Miło cię poznać, Clare - powiedział Jake.

Okay, teraz nie kłamał. Naprawdę było mu miło. Nawet więcej niż miło. Nie potrzeba było parapsychicznej wrażliwości, by wyczuć w jego słowach męskie zainteresowanie. Wystarczyła zwykła kobieca intuicja. Znowu przeszedł ją dreszczyk.

Ruszył w jej stronę krokiem drapieżnika, z napełnioną do połowy szklaneczką w dłoni. Miała wrażenie, że prześwietla ją wzrokiem, poddając prywatnej analizie. Nie dziwiła się. Ona robiła to samo.

- Jest pan przyjacielem rodziny, panie Salter? - zapytała.

- Jake. Jestem konsultantem. Archer wynajął mnie jako doradcę w sprawie nowego planu emerytur i zasiłków w Glazebrook.

Kolejna półprawda. Facet był wyjątkowo dobry. I wyjątkowo interesujący.

Stanął w kręgu światła rzucanego przez jedną z lamp z kutego żelaza i wreszcie mogła mu się przyjrzeć. Miała wrażenie, że nie było to przypadkowe. Chciał, żeby mu się przyjrzała. Rozumiała, dlaczego. Nawet jego ubranie było mylące.

Zastanawiała się, czy naprawdę wierzył, że okulary w czarnych oprawkach, szyta na miarę koszula i spodnie w stylu business - casual są wiarygodnym kamuflażem.

Nic nie mogło ukryć czujności i inteligencji w jego ciemnych oczach ani zamaskować subtelnej aury kontrolowanej siły, którą emanował. Cały składał się z tajemnic i cieni. Postawiłaby ostatnią resztkę pieniędzy, jaka została jej na koncie, że tak jak w przypadku góry lodowej, to, co było w Jake'u Salterze naprawdę niebezpieczne, kryło się pod powierzchnią.

Nie musisz być medium, by wiedzieć, że lepiej nie natknąć się na tego faceta w ciemnej uliczce. Chyba że obiecał ci wyuzdany seks.

Na tę ostatnią myśl wstrzymała oddech. Zdecydowanie nie miała pociągu do wyuzdanego seksu. Właściwie nie przepadała za żadnym rodzajem seksu. Seks oznaczał odkrycie się przed kimś, komu ufasz, a będąc ludzkim wykrywaczem kłamstw, masz problem z zaufaniem. Jeśli już szła z kimś do łóżka, zawsze kontrolowała sytuację.

Jedną z zalet Grega Washburna było to, że oddał jej kontrolę nad fizyczną stroną ich związku, jak i nad każdą inną. Nigdy się nie kłócili, ich związek był prawie idealny. Aż do dnia, kiedy Greg zerwał zaręczyny.

- Trochę się spóźniłaś - stwierdził Jake.

- Mój lot z San Francisco był opóźniony - wyjaśniła.

- Clare.

Odwróciła się od Jake'a Saltera i uśmiechnęła do przyrodniej siostry.

- Cześć, Liz.

- Przed chwilą spotkałam mamę. - Elizabeth podeszła bliżej, jej piękna twarz jaśniała zadowoleniem. - Powiedziała mi, że tu jesteś. Nie miałam pojęcia, że przyjedziesz. - Objęła Clare. - Dlaczego mnie nie uprzedziłaś?

- Wybacz - odparła Clare, ściskając siostrę. - Myślałam, że wiesz.

- Pewnie tata chciał mi zrobić niespodziankę. Wiesz, jaki on jest.

Nie bardzo, pomyślała Clare, ale nie powiedziała tego na głos. Mężczyznę, który był jej biologicznym ojcem, poznała zaledwie parę miesięcy temu. Niewiele więc wiedziała o Archerze Glazebrooku poza tym, że był legendą wśród biznesmenów z Arizony.

- Tak się cieszę, że cię widzę - promieniała Elizabeth Clare się rozluźniła. Z siostrą była na bezpiecznym gruncie.

- Wspaniale wyglądasz - odparła, patrząc na jej elegancką białą suknię. - Piękna sukienka.

- Dzięki. - Elizabeth przyjrzała się siostrze. - Ty...

- Nie kończ. Wiesz, że rozpoznam kłamstwo. Elizabeth się roześmiała.

- Wyglądasz, jakbyś spędziła pół dnia w podróży.

- Szczera prawda - orzekła Clare.

Dobrze było widzieć siostrę uśmiechniętą i wesołą. Osiem miesięcy temu Elizabeth była kłębkiem nerwów. Wdowieństwo niewątpliwie jej służyło.

Liz, tak jak jej matka, figurowała w rejestrze członków Towarzystwa Arcane. Myra miała dwa punkty w skali Jonesa, co oznaczało, że ma intuicję trochę większą niż przeciętna. Gdyby nie wywodziła się z długiej linii członków Arcane i nie przeszła testów, pozostałaby nieświadoma paranormalnej części swojej natury, biorąc przebłyski olśnienia za zwykły przypadek, jak wielu innych ludzi.

Elizabeth była piątką, bardzo wyczuloną na kolory, równowagę wizualną, proporcje i harmonię. Dzięki tym zdolnościom tak dobrze sobie radziła jako projektantka wnętrz.

- Tu jesteś, Clare! - ryknął Archer Glazebrook, stojąc w drzwiach. - Co tak długo, do cholery?

- Mój lot był opóźniony - wyjaśniła Clare.

Jej ton był neutralny, jak zawsze, kiedy rozmawiała z wielkim Archerem Glazebrookiem. Od ich pierwszego spotkania spędziła z ojcem niewiele czasu i wciąż jeszcze nie była pewna, co o nim myśleć.

Archer mógłby zostać obsadzony w westernie w roli starzejącego się twardego rewolwerowca. Miał sześćdziesiąt jeden lat, wyrazistą, ogorzałą twarz i bystre, piwne oczy. W jego przypadku wygląd nie był ani trochę mylący. Urodził się i wychował na ranczu w Arizonie, niedaleko granicy, i większość życia spędził na południowym zachodzie.

Nie uprawiał już ziemi, lecz kupował ją i sprzedawał. Był też developerem. A we wszystkich tych przedsięwzięciach okazał się na tyle skuteczny, że mógłby sprzedać i kupić wszystkich w swoim stanie.

Pewnego dnia przekaże całe imperium swojemu synowi Mattowi, ale na razie sam stał za sterem. Clare wiedziała, że tego lata Matt pracuje w oddziale firmy w San Diego.

Zapytała kiedyś matkę, co takiego widziała w Archerze Glazebrooku, że zdecydowała się na jednonocną przygodę. Władza jest niesamowitym afrodyzjakiem, odpowiedziała Gwen Lancaster.

Archer miał władzę, nie tylko dzięki swojemu biznesowemu imperium, ale też na płaszczyźnie paranormalnej. Pochodził z długiej linii członków Towarzystwa Arcane, a dzięki swoim zdolnościom był świetnym strategiem. Wielu ludzi o podobnych talentach wiązało swoje kariery z wojskiem lub polityką. Archer wybrał świat biznesu. Rezultaty były oszałamiające.

Widząc go dzisiaj między członkami jego prawdziwej rodziny, Clare poczuła, jak wzbiera w niej dobrze znana tęsknota. Stłumiła ją za pomocą tej samej siły woli, z której korzystała, by kontrolować paranormalną stronę swej natury. I tak jak zawsze, od kiedy odkryła, że ma ojca, który nie wie ojej istnieniu, zaczęła powtarzać prywatną mantrę: Daj sobie z tym spokój. Nie ciebie jedną wychowywała samotna matka. Dzieciom zdarzają się gorsze rzeczy.

Jej się poszczęściło. Miała kochającą matkę i cioteczną babkę, która świata poza nianie widziała. Miała znacznie więcej niż wielu ludzi.

- Wejdź do środka i zjedz coś - zarządził Archer i ruszył z powrotem do domu. W końcu miał swoje obowiązki jako gospodarz.

- Nie mogę długo zostać - powiedziała Clare. Archer zatrzymał się i spojrzał na nią ze zdumienie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin