Balogh Mary - 5 - Milosny skandal.pdf

(1115 KB) Pobierz
12550767 UNPDF
MARY BALOGH
MIŁOSNY SKANDAL
1
Kładąc się spać, lady Freyja Bedwyn była w podłym nastroju. Odprawiła
służącą, mimo że w tym samym pokoju przygotowano dla niej leżankę. Dziewczyna
właśnie się szykowała, by się położyć. Niestety Alice chrapała, a Freyja nie miała
zamiaru spać z głową pod poduszką tylko po to, by zasadom przyzwoitości stało się
zadość.
- Ależ jaśnie pan wydał szczegółowe polecenia, milady - bąknęła dziewczyna
nieśmiało.
- Komu ty służysz? - spytała Freyja złowróżbnym tonem. - Księciu Bewcastle
czy mnie?
Alice spojrzała na swoją panią bojaźliwie, jakby podejrzewała, że pytanie jest
podchwytliwe. I rzeczywiście nie dało się na niejednoznacznie odpowiedzieć.
Wprawdzie Alice była pokojówką Freyji, ale to brat jaśnie pani, książę Bewcastle,
płacił pensję. I to on surowo przykazał, żeby nie ruszała się na krok od swej pani ani w
dzień, ani w nocy, w ciągu całej podróży z Grandmaison Park w Leicestershire do
rezydencji lady Holt - Barron w Bath.
- Pani, milady - odparła Alice.
- Więc wyjdź. - Freyja wskazała drzwi. Alice zerknęła na nie podejrzliwie.
- Ale w tych drzwiach nie ma zamka - powiedziała.
- Więc jeśli w nocy wtargną tu jacyś nieproszeni goście, ty mnie obronisz? -
prychnęła Freyja pogardliwie. - Już szybciej ja obroniłabym ciebie.
Alice zrobiła zmartwioną minę, nie miała jednak innego wyboru, jak tylko
wyjść.
Freyja została sama w podrzędnym pokoju w lichej gospodzie, bez służącej i
bez... zamka w drzwiach. Sam na sam ze swoim naprawdę podłym nastrojem.
Bath nie było miejscowością, która wywołałaby w niej dreszcz podniecenia.
Malownicze uzdrowisko kiedyś przyciągało śmietankę towarzyską z całej Anglii. Teraz
było to spokojne miejsce, do którego zjeżdżali ludzie chorzy i w podeszłym wieku.
Albo ci, którzy nie mieli gdzie się podziać. Tak jak ona. Przyjęła zaproszenie, by
spędzić miesiąc albo dwa w towarzystwie lady Holt - Barron i jej córki. Charlotte była
przyjaciółką Freyji, choć wcale nie najbliższą. W innych okolicznościach Freyja
grzecznie by odmówiła. Ale okoliczności były specyficzne.
Freyja niedawno odwiedziła w Grandmaison Park w Leicestershire swoją
niedomagającą babkę. Pojechała tam na ślub brata Rannulfa z Judith Law. Miała
potem wrócić do domu, do Lindsey Hall w Hampshire, wraz z rodzeństwem -
Wulfrikiem, księciem Bewcastle, Alleynem i Morgan. Jednak akurat wtedy
perspektywa przebywania w Lindsey Hall wydała się jej nieznośna. Skorzystała więc z
okazji, żeby jeszcze nie wracać do domu.
To doprawdy haniebne bać się powrotu do własnego domu. Freyja skrzywiła
się, położyła do łóżka i zdmuchnęła świecę. Nie, nie bała się. Nikogo i niczego. Po
prostu wolała przebywać gdzie indziej, gdy to się stanie, i tyle. Sytuacja w domu była
nader niezręczna. Kit Butler, wicehrabia Ravensberg, syn hrabiego Redfielda, ich
sąsiada z Alvesley Park, i Freyja znali się od dziecka. Cztery lata temu bez pamięci się
w sobie zakochali, gdy Kit przyjechał z Hiszpanii na urlop z wojska na całe lato. Freyja
była jednak wtedy zaręczona ze starszym bratem Kita, Jerome'em. Dała się
przekonać, że powinna spełnić swój obowiązek względem rodziny. Pozwoliła
Wulfricowi ogłosić jej zaręczyny z Jerome'em. Kit wściekły wrócił do Hiszpanii, a
Jerome zmarł, zanim małżeństwo zostało zawarte.
Po śmierci Jerome'a Kit stał się dziedzicem hrabiego Redfielda. W zeszłym
roku Wulfric i hrabia Redfield zaaranżowali małżeństwo pomiędzy Kitem i Freyja,
gdyż teraz ten związek był ze wszech miar pożądany i właściwy. A przynajmniej tak się
wydawało obu rodzinom, nie wyłączając samej Freyji. Najwyraźniej jednak wyłączając
Kita.
Freyji nigdy nie przyszło do głowy, że Kit będzie chciał się odegrać. Ale tak się
właśnie stało. Gdy przyjechał do domu na oczekiwane przez wszystkich uroczystości
zaręczynowe z Freyja, przywiózł ze sobą narzeczoną. Niemal idealną, och jakże
piękną, jakże nudną Lauren Edgeworth. A gdy Freyja odważnie zarzuciła Kitowi, że
jego narzeczeństwo to tylko blef, ten ożenił się z Lauren.
I teraz lada dzień lady Ravensberg miała wydać na świat ich pierwsze dziecko.
Jako idealna żona z pewnością urodzi syna. Hrabia i hrabina będą w siódmym niebie.
Całą okolicę niewątpliwie ogarnie szał radosnego świętowania.
Freyja wolała nie być w pobliżu Wesley Park, gdy to nastąpi. A Lindsey Hall
znajdowało się w bliskim sąsiedztwie.
Stąd jej podróż do Bath i zamiar pozostania tam przez następny miesiąc lub
dwa.
Księżyc, gwiazdy i światło latarń sprawiały, że w pokoju było jasno niemal jak
w dzień. Freyji jednak nie chciało się wstać, żeby zasłonić okna. Naciągnęła koc na
głowę.
Wulfric wynajął dla niej osobny powóz i liczną eskortę, której surowo
przykazał, by chroniła panią przed niebezpieczeństwem i wszelkimi niewygodami.
Polecił, by zatrzymali się na noc we wspaniałej gospodzie, odpowiedniej dla córki
księcia. Niestety jesienny jarmark akurat w tej miejscowości przyciągnął ludzi z
najbardziej odległych wsi i miasteczek, więc ani w tej, ani w żadnej innej gospodzie w
okolicy nie było wolnych pokoi. Musieli jechać dalej i zatrzymać się dopiero tutaj.
Jeźdźcy z eskorty dowiedzieli się, że w drzwiach pokoju Freyji nie ma zamka,
nalegali, by na zmianę pełnić przy nich wartę. Freyja stanowczo wyperswadowała im
ten pomysł. Nie była niczyim więźniem i nie pozwoli, by ją tak traktowano. Teraz
pozbyła się nawet Alice.
Westchnęła i ułożyła się do snu. Materac miejscami się zapadał, poduszka była
twarda. Z podwórza i parteru gospody dochodziła niecichnąca wrzawa. Koc mimo
wszystko nie chronił przed światłem. A jutro Freyja musiała stawić czoło Bath. I to
wszystko dlatego, że nie mogła wrócić do domu. Znalazła się w doprawdy
przygnębiającej sytuacji.
Zanim zasnęła, pomyślała, że wkrótce powinna zacząć poważnie rozglądać się
za mężczyznami. Mimo że miała już dwadzieścia pięć lat i była brzydka, nie brakowało
dżentelmenów, którzy z ochotą rzuciliby się za nią w ogień, gdyby tylko napomknęła,
że nagrodą jest małżeństwo. Panieństwo w tak zaawansowanym wieku było dla damy
dosyć uciążliwe. Problem w tym, że Freyja wcale nie miała pewności, czy małżeństwo
odmieni jej sytuację na lepszą. A gdy już wyjdzie za mąż, klamka zapadnie. Jej czterej
bracia lubili powtarzać, że małżeństwo to wyrok dożywocia. Choć dwóch z nich w
ciągu ostatnich kilku miesięcy z ochotą przyjęło go na siebie.
Freyja obudziła się, gdy drzwi do pokoju niespodziewanie się otworzyły, a
potem zamknęły z głośnym trzaskiem. Nie była nawet pewna, czy to nie sen, dopóki
nie zauważyła przy drzwiach mężczyzny. Ubrany w białą, rozpiętą pod szyją koszulę,
ciemne pantalony i pończochy, miał surdut przerzucony przez jedno ramię. W ręce
ściskał buty z cholewami.
Freyja zerwała się z łóżka jak oparzona i energicznie wskazała drzwi.
- Precz! - rozkazała.
Mężczyzna wyszczerzył się do niej w uśmiechu doskonale widocznym w niemal
jasnym pokoju.
- Nie mogę, kochanie - powiedział. - Tam czeka mnie pewna zguba. Muszę
wyjść przez okno albo schować się gdzieś tu w pokoju.
- Precz! - powtórzyła, nie opuszczając ręki i zadzierając nos. - Nie udzielam
schronienia przestępcom czy podobnym kreaturom. Wynoś się pan stąd!
Na korytarzu rozległ się hałas. Kilka osób mówiło jednocześnie, słychać też
było zbliżający się tupot stóp.
- Jaki tam ze mnie przestępca, kochanie - powiedział mężczyzna. - Po prostu
niewinny człowiek, który znajdzie się w opałach, jeśli zaraz nie zniknie. Czy szafa jest
pusta?
Freyja prychnęła.
- Precz! - krzyknęła kolejny raz.
Mężczyzna jednak podbiegł do szafy, otworzył ją i schował się do środka.
- Udawaj, że mnie tu nie ma, kochanie - polecił, zanim zamknął drzwi. - Uratuj
mnie przed losem gorszym od śmierci.
Niemal równocześnie rozległo się głośne stukanie. Zanim Freyja zdecydowała,
co zrobić, drzwi otwarły się z hukiem. W progu stanęli oberżysta ze świecą w ręce oraz
niski, krzepki siwowłosy dżentelmen i łysy, przysadzisty osobnik, który od dawna się
nie golił.
- Precz! - rozkazała Freyja, już porządnie zirytowana. Rozprawi się z mężczyzną
z szafy, jak tylko upora się z tym oburzającym najściem. Nikt nie wchodził bez
pozwolenia do pokoju lady Freyji Bedwyn, tak w Lindsey Hall, jak i w podrzędnej
gospodzie bez zamków w drzwiach.
- Madame, błagam o wybaczenie, że pani przeszkadzamy, ale wydaje mi się, iż
przed chwilą wbiegł tu mężczyzna - odezwał się siwowłosy dżentelmen, wypinając
pierś. Zamiast jednak patrzeć na Freyję, podniósł świecę i zaczął się rozglądać po
pokoju.
Gdyby ów człowiek poczekał, aż Freyja otworzy drzwi i zwrócił się do niej z
należytym szacunkiem, zapewne bez wahania wydałaby ukrywającego się w szafie
uciekiniera. Popełnił jednak błąd, wdzierając się do pokoju bez pozwolenia.
.Traktował ją przy tym jak powietrze, jakby była tu tylko po to, by dostarczyć
informacji o poszukiwanej osobie. Z kolei nieogolony mężczyzna tylko gapił się na nią
głupawo i pożądliwie. Oberżysta zaś okazywał godny pożałowania brak szacunku dla
prywatności swoich klientek.
- O, doprawdy tak się panu wydaje? - spytała Freyja wyniośle. - Widzi pan tu
tego mężczyznę? Jeśli nie, to sugeruję, żeby pan wyszedł i cicho zamknął za sobą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin