Linie wroga II. Twierdza rebeli - Aaron Allston.pdf

(1167 KB) Pobierz
Linie wroga II:
TWIERDZA REBELII
Allston Aaron
Moim Przyjaciołom
ROZDZIAŁ 1
System Pyria
Jaina Solo położyła X-winga w zwrot tak ciasny, jak tylko była w stanie wytrzymać.
Przyspieszenie wcisnęło ją w fotel, ale sięgnęła w Moc, żeby przez cały czas pozostawać o włos
od utraty przytomności.
Wyszła ze zwrotu z dziobem w tym samym kierunku, z którego nadleciała, wprost ku
gwiezdnemu niszczycielowi „Sen Rebelii” i ukrytym w jego cieniu niedobitkom eskadry
Yuuzhan Vongów. Rzuciła wzrokiem na tablicę czujników. Pozostali członkowie jej trójki, Kyp
Durron i Jag Fel, nie pozostawali w tyle. Dla Jaga taki manewr nie stanowił żadnego problemu,
jego chissański szponostatek był znacznie zwrotniejszy od myśliwca, ale Kypowi dał się we
znaki tak samo, jak Jainie. Z drugiej strony Kyp był mistrzem Jedi, a nie zaledwie
dwudziestoletnim rycerzem.
Jaina i jej klucz przemknęli pod „Snem Rebelii”. Ogromny statek na moment przysłonił im
nieboskłon.
– W porządku, plan jest taki: zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli uderzyć w sam środek
ich formacji – oznajmiła. – Zamiast tego skręcamy w prawo i lecimy po krawędzi.
Koncentrujemy ogień kolejno na każdym celu, jaki się nawinie, tak samo jak na ćwiczeniach,
gotowi?
– Zawsze gotowi, bogini – głos Kypa był spokojny i opanowany.
Jag tylko twierdząco prztyknął w komunikator.
– Ognia i rozciągnąć szyk.
Najbliższy z nadlatujących skoczków znalazł się w zasięgu ognia i natychmiast zaczął
wysyłać w ich stronę strumień drobnych czerwonych iskierek. Każda iskierka stanowiła
kilkukilogramowy kłąb przegrzanej, stopionej skały – plazmy. W lodowatej przestrzeni pociski
stygły szybko, ale przez te kilka chwil, kiedy pozostawały gorące, stanowiły śmiercionośną broń,
bez trudu przepalającą powłokę myśliwca, jakby to była tafla lodu.
Jaina nastawiła lasery na podwójny ogień i czekała. Chwilę później poczuła, jak Kyp sięga
ku niej poprzez Moc, przejmując na chwilę kontrolę nad jej ręką spoczywającą na drążku steru.
Wycelowała i strzeliła w odległego skoczka niejako bez udziału świadomości. Lasery Kypa
błysnęły w tej samej chwili, Jaga – o ułamek sekundy później.
W oddali strzał Jainy został natychmiast wchłonięty przez maleńką czarną osobliwość,
miniaturową czarną dziurę zwaną pustką, która błyskawicznie pojawiła się na dziobie skoczka.
Strzał Kypa wsiąkł w identyczną czarną dziurę o metr za pierwszą, ale strzał Jaga – o jeden za
dużo do strawienia dla pustek skoczka – wbił się w kopułkę statku. W jej wnętrzu pojawił się
krótki rozbłysk i lot skoczka z kontrolowanego zmienił swój tor na balistyczny.
Jaina, znów całkowicie panując nad ruchami, przechyliła statek i skręciła w prawo.
Towarzysze trzymali się jej skrzydeł w ciasnej, starannie kontrolowanej formacji. Przed nimi
znajdował się kolejny skoczek, wkrótce pojawił się trzeci. Sięgnęła w kierunku Kypa, pozwoliła
mu strzelić, odzyskała kontrolę, zmieniła cel, sięgnęła do Kypa, pozwoliła mu strzelić…
W ciągu kilku sekund dwa kolejne skoczki zmieniły się w płonące wraki zawieszone w
przestrzeni. Nawet nie patrząc na tablicę Jaina wiedziała, że skoczki z drugiej strony formacji
kierują się ku niej, nadlatując z lewej. Postawiła myśliwiec na ogonie w stosunku do
poprzedniego kursu i wzniosła się ponad strefę potyczki, zmuszając skoczki do pościgu. Byle
dalej od „Mon Mothmy” i jej misji.
Widoczna z oddali „Mon Mothma” weszła w strefę min dovin basali. Jej własny oddział
myśliwców – E-wingów, X-wingów i przechwytujących myśliwców TIE – wysypał się z doków i
uniósł w mrok, w kierunku statku, który miał eskortować i chronić.
Coruscant
Luke Skywalker, Mistrz Jedi, szedł sam o kilka metrów przed grupą.
Wiedział, że nikt go nie rozpozna, pomimo otaczającej go sławy. Miał na sobie zbroję ze
skorupy kraba vonduun, najchętniej noszony strój bojowy Yuuzhan Vongów. Jego zbroja była co
prawda sztuczna, ale wykonana z lekkich materiałów starannie ukształtowanych i za barwionych
tak, aby przypominały płyty żywego yuuzhańskiego skorupiaka. Wolał takie rozwiązanie.
Niektórzy z jego towarzyszy nosili prawdziwe zbroje i musieli przyzwyczajać się do skurczów i
pulsowania żywej istoty. Pod zbroją miał na sobie cienki, przylegający ciasno do ciała,
jasnoszary kombinezon, cieniowany błękitnymi pasmami, który dość dokładnie imitował odcień
skóry niektórych Yuuzhan. Gdyby nie to, że był o kilka szerokości dłoni niższy od przeciętnego
yuuzhańskiego wojownika, do złudzenia przypominałby przedstawiciela tej rasy.
Zresztą i tak trudno byłoby go dokładnie obejrzeć w miejscu, gdzie właśnie się znajdowali.
Szedł korytarzem przeznaczonym dla pieszych, łączącym kilka budynków zamkniętymi,
zawieszonymi w powietrzu pasażami na wysokości mniej więcej setnego piętra. Ten budynek
musiał kiedyś być eleganckim kondominium dla bogaczy, bo na każdym piętrze znajdowało się
jedynie kilka wytwornie urządzonych apartamentów. Wszystkie drzwi zostały wybite, ale –
sądząc ze stanu pomieszczeń, odartych z wszystkich co cenniejszych przedmiotów, ale z
nietkniętymi urządzeniami mechanicznymi – należało sądzić, że dzieła zniszczenia dokonali
szabrownicy, a nie Yuuzhanie.
Wszędzie unosił się smród rozkładu. Nieustannie potykali się o szczątki byłych
mieszkańców Coruscant – niektóre nosiły na sobie wyraźne ślady przemocy, przyczynę śmierci
innych trudno było dostrzec na pierwszy rzut oka, wszystkie jednak znajdowały się w stanie
zaawansowanego rozkładu.
Ile jedzenia znajdowało się w kuchniach tych ludzi w chwili upadku Coruscant i całkowitego
zniszczenia jego infrastruktury? Ile wody uda im się znaleźć? Na świecie, gdzie nie istniały ani
tereny leśne, ani rolnicze, gdzie nie było innego sposobu zdobycia pożywienia, jak tylko przez
import maszynami, które tak łatwo mógł zniszczyć nieprzyjaciel, należało się spodziewać, że
większość prostych mieszkańców Coruscant już nie żyła, a śmierć każdego dnia zbierała nowe
żniwo.
W niektórych miejscach smród zgnilizny wydawał się mocniejszy, w innych słabszy, ale był
wszędzie. Luke i większość jego grupy korzystali z niewielkich perfumowanych chusteczek,
którymi zasłaniali nozdrza. To Buźka je zabrał. Luke wolał nie wiedzieć, przez jakie
doświadczenia musiał przejść, żeby pamiętać o dużym zapasie tych szmatek.
Luke zbliżył się do wylotu, gdzie korytarz budynku przechodził w pasaż i zgasił pręt
żarowy, zbudowany tak, aby przypominał yuuzhańskie stworzenia dające światło. Z otworu
sączyło się mdłe światło słoneczne, co wskazywało na to, że pasaż zbudowano z transpastali. Za
dawnych czasów widok z tego miejsca musiał zapierać dech w piersiach.
Poczuł, a później także usłyszał kroki Mary, która zaszła go od tyłu.
– Ty załatwiłeś ostatnią, farmerze – mruknęła.
Obejrzał się na nią. Mara również była ubrana w zbroję wojenną Yuuzhan Vongów i
odpowiedni kombinezon. Gdyby nie kształt podbródka i ust pod krawędzią hełmu, nigdy nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin