Fleszarowa-Muskat_Stanislawa_-_Papuga_pana_profesora.pdf

(243 KB) Pobierz
227853141 UNPDF
Stanisława Fleszarowa-Muskat
І
То była najpiękniejsza chwila każdego popołudnia.
Pan Kowalczyk - dozorca wszechpotężnie panujący na podwórzu - stawał
po obiedzie w bramie, żeby wypalić papierosa. Nie opuszczali wtedy
swoich posterunków przy oknach, a Marek, który mieszkał nad samą
bramą, musiał się głęboko wychylać, by móc zobaczyć, czy pan
Kowalczyk zaczyna już ziewać. Bo właśnie to ziewanie pana dozorcy
skupiało uwagę wszystkich chłopców. Czekali na nie i Romek, i Jacek, nie
licząc Florka i Zbyszka, którzy mieszkali w sąsiednim domu i nie mogli
widzieć prześlicznie i najszerzej na świecie otwartych ust pana
Kowalczyka, ale zawiadamiał ich o tym gwizdany sygnał, jakim
porozumiewano się między podwórkami.
Teraz więc, kiedy zabrzmiał przeciągły gwizd, Florek dotknął palcami
powierzchni piłki, żeby sprawdzić, czy jest dostatecznie twarda. Pozwolił
to samo uczynić Zbyszkowi, ale nie ruszali się jeszcze z miejsca,
nadsłuchując.
3
Tymczasem pan Kowalczyk rozziewywał się na dobre.
Jeszcze się bronił przed nachodzącym go snem, jeszcze walczył, ale już
było widać, że nie zwycięży. Ziewnięcia, na początku ciche, prawie
bezgłośne, stawały się teraz jakąś melodyjką, wyśpiewywaną wśród
głębokich westchnień, poobiednią arią pana dozorcy, przy której milkły
wróble na jedynym zdobiącym podwórze drzewie, a wrony, gubiąc
krakania, odlatywały na pobliski komin starej fabryki. Pan Kowalczyk
doszedłszy do najwyższego tonu, najgłębszego, rozmarzonego już nadzieją
snu westchnienia, obrzucał zamglonym spojrzeniem podwórze, jakby
widokiem panującego na nim porządku udzielał sobie rozgrzeszenia - i
człapiąc ciężkimi butami sunął powolutku w stronę swojej dozorcówki.
Teraz trzeba było tylko opanować nerwy, nie dać się ponieść podnieceniu.
Można już było zejść na podwórze, ale cicho, na palcach, bez dudnienia
piętami po schodach, bez krzyków i nawoływań, bo pan Kowalczyk
pierwszy sen miewał lekki, byle co mogło go spłoszyć, a wtedy znów
trzeba by długo czekać, żeby się zaczął rozziewywać od początku.
Panowała więc na obydwu podwórzach cisza i cierpliwość wielka, aż
wysłany pod drzwi dozorcówki zwiad wracał z wieścią: „Pan
dozorca
chrapie!"
Triumfalny gwizd przywoływał Florka i Zbyszka z drugiego podwórka,
wtedy już można było wyznaczać bramki i auty, i zaczynało się wspaniałe,
4
najfajniejsze ze wszystkiego na świecie -granie.
Najpierw oczywiście ściągało się kurtki i swetry (co to za granie w
kurtkach i swetrach), choćby nawet potem i tydzień trzeba było w łóżku
poleżeć, to i tak opłacało się dla takiej przyjemności. Na wszystkich
prawdziwych meczach kurtki i swetry leżały zawsze obok, na specjalnie w
tym celu przygotowanym kamieniu przy trzepaku. Pan Kowalczyk nie
lubił tego kamienia, dziwił się zawsze, skąd się tam wziął, a gdy go -
zasapawszy się porządnie - usuwał z podwórka, dziwił się jeszcze bardziej
znajdując go wkrótce w tym samym miejscu.
Była to więc dodatkowa przyjemność przedme-czowa - to ściąganie
marynarek i pulowerów, to wzdychanie z gorąca, choćby nawet w kątach
podwórza leżał śnieg. Ale mogli się tym wszystkim cieszyć tylko ci,
którzy nie mieli młodszych sióstr, którzy nie przeżywali hańby
bezustannego ich towarzystwa nawet w chwilach tak męskich jak mecz,
jak gonitwa za piłką od bramki do bramki.
Jolka siadywała sobie w kucki na brzegu boiska i zawsze miała coś do
powiedzenia w najmniej odpowiednich momentach. Kiedy więc teraz
Marek zawijał rękawy koszuli, żeby dać do poznania chłopakom, że wciąż
jeszcze jest mu za gorąco, narysowała patykiem na ziemi duży kapiący
kran i zawołała do brata:
- Będziesz smarkał!
Marek oczywiście nie słyszał (nie można słyszeć czegoś takiego), więc
powtórzyła jeszcze głośniej:
- Będziesz smarkał! Z nosa będzie ci leciało!
5
- Idź do domu! - zasyczał Marek przez zęby, przebiegając w pogoni za
piłką obok siostry. - Co się tu pętasz między chłopakami?
- A gdzie mam być? - odwrzasnęła już z nutką płaczu w głosie, już gotowa
się bronić najskuteczniejszą bronią wszystkich młodszych sióstr. - Gdzie
mam być?
- Idź do domu, dobrze?
- Marek! Grasz czy nie? - wołali chłopcy.
- Gram! - krzyknął kopnąwszy piłkę. A Jolka przełknęła ostatnią łzę i
ucichła, ale nie na długo.
Lubiła się przyglądać grze - kiedy na boisku robiło się gorąco, kiedy kurz
wzbijał się spod splątanych nóg, kiedy wreszcie wybuchała sprzeczka i
tylko ona - jako jedyny widz i świadek - mogła ją rozsądzić.
- Bramka! Chłopaki, bramka! - obwieścił z triumfem Romek.
- Guzik, nie bramka! - zapienił się Florek. -Przeszła obok!
- Przeszła obok! - potwierdził Zbyszek. Jacek już schodził z boiska.
- Ja nie gram! - powiedział. - Ja іііе gram! Widziałem, że była bramka.
- Ja też! - krzyknął Marek. - Ja też!
- Przeszła obok! - upierał się Zbyszek.
Jolka zerwała się z kucek i wpadła między chłopców.
- Przeszła obok! - zawołała. -Widziałam! Przeszła obok o dwa koty.
- Осо?
6
- O dwa koty. Taka miara.
- Idź do domu! -wrzasnął Marek. Teraz on miał łzy w oczach, z
wściekłości i upokorzenia przed kolegami. - Powiem mamie, że wciąż mi
łazisz po piętach.
Jolka pociągnęła nosem, niebezpiecznie wysunęła dolną wargę.
- A z kim mam się bawić?
- Marek! - zawołał Jacek. - Znowu marudzisz!
Teraz gra przeniosła się pod lewą bramkę. Zakotłowało się tam, zakłębiło,
nogi pomieszały się ze sobą tak, że już nie można było rozpoznać, która do
kogo należy... Wtedy piłka śmignęła nad głowami i uderzyła w rękę
Zbyszka.
- Rzut wolny! - zawołali chłopcy. - Marek strzela.
- Chłopaki, uwaga! - krzyknął Florek.
Jolka, choć zła na brata, choć obmyślająca przed chwilą zemstę, poczuła
jednak dumę patrząc, jak kroczy ku piłce, najpierw powoli i z namysłem,
potem coraz szybciej i szybciej, żeby w końcu dopaść jej w biegu i
podnieść nogę do błyskawicznego strzału.
- Teraz będzie gol! Murowany gol! - zdążył krzyknąć Jacek.
A potem był już tylko brzęk szyby i cichsze odgłosy pękania szkła,
spadającego na kamienne płyty przed bramą, tupot uciekających nóg i...
nagła cisza wypełniła podwórze.
Pan Kowalczyk, kiedy się już rozespał, miał sen mocny. Podczas
powstania - jak mówili ludzie
7
w kamienicy - potrafił spać nawet, gdy padały bomby, ale brzęk wybijanej
szyby zrywał go na nogi natychmiast i natychmiast rzucał we właściwą
stronę.
Kiedy więc pan Kowalczyk stanął w progu swojej dozorcówki, zastał
jeszcze w bramie uciekającą Jolkę. Biegła szybko, ale już nie miała
nadziei na dogonienie chłopców.
- No tak! -Pan Kowalczyk był od razu pewien, że to ta największa szyba
nad bramą. To mu nawet sprawiało pewną satysfakcję. - To już druga w
tym tygodniu! I oczywiście od razu w nogi! Nie widziałaś, kto zbił szybę?
Jolka pokręciła tylko głową, przełykając ślinę. Pan Kowalczyk patrzył na
nią groźnie i spytał po raz drugi, podnosząc głos:
- Zastanów się, na pewno widziałaś!
- Nie - szepnęła Jolka.
- Musiałaś widzieć! Byłaś przecież na podwórzu.
- Nie widziałam - sapnęła Jolka przez łzy, które już dusiły ją w gardle.
- Zobaczysz, powiem mamie - to na pewno Marek.
- Nieee! -rozbeczała się Jolka na dobre, aż echo zadudniło w bramie.
Pan Kowalczyk nie miał jednak zamiaru rezygnować z jedynego świadka
wybicia szyby, i to w dodatku tej największej. Przytrzymał Jolkę za ramię.
- Nie chcesz powiedzieć, bo się go boisz, ale jak pójdę do waszej matki...
8
- Nie widziałam... nie widziałam... - powtarzała Jolka pochlipując.
Tymczasem w wejściu do bramy ukazała się wysoka-,'przygarbiona nieco
postać, na widok której pan Kowalczyk zdjął rękę z ramienia Jolki, szybko
przygładził zwichrzone snem włosy i zapiął pod szyją kołnierzyk koszuli.
- Dzień dobry panu profesorowi! - zawołał. -Już ze spacerku?
Profesor przystanął i uśmiechnąłsię. Wokółoczu zrobiło mu się mnóstwo
zmarszczek, ale - dziwna rzecz - profesor stał się przez to młodszy,
sprawiał wrażenie chłopca, którego coś bardzo cieszy.
- Zanosi się na deszcz i... mój Klemens nie lubi, kiedy mnie zbyt długo
nie ma w domu. Ale co tu się dzieje? - Spoważniał i zmarszczki znikły
nagle wraz z uśmiechem. - Dlaczego ta mała płacze?
Jolka chlipnęła głośniej; lubiła być ośrodkiem zainteresowania.
Pan Kowalczyk westchnął potężnie, aż mu zagrało coś w gardle.
- Nie widzi pan profesor? Znowu szyba wybita w klatce schodowej.
Położyłem się na chwilę po obiedzie, bo to człowiek nachodzi się po tych
schodach przez cały dzień...-pan Kowalczykzawiesiłna chwilę głos,
oczekując, że w oczach profesora ukaże się błysk zrozumienia dla jego
ciężkiej pracy -... i już od razu zaczęli grać w piłkę. No i proszę! -wzniósł
rękę i potrząsnął nią w kierunku okien. -Druga szyba w tym tygodniu!
Profesor wyglądał na zmartwionego.
o
- Nie wiadomo, kto wybił?
- Szukaj wiatru w polu! Kiedy wybiegłem, to już nikogo nie było. Tylko
ta mała, ale nie chce nic powiedzieć, boi się brata. Bo to na pewno on
wybił - król naszego podwórza.
Jolka znów zachlipała głośniej - trochę ze wstydu przed starszym panem,
trochę z prawdziwego strachu przed Markiem.
- No, cicho, cicho - powiedział profesor miękko. -Nie płacz.
- Nic nie widziałam!
- To się jeszcze okaże! - Pan Kowalczyk nie wzruszał się tak łatwo. -
Będą musieli płacić wszyscy lokatorzy. Wszyscy lokatorzy, którzy mają
dzieci. A wtedy - znów potrząsnął dłonią nad głową Jolki -jak się ojcowie
do waszych tyłków dobiorą...
- Panie Kowalczyk! - szepnął profesor.
- A co, panie profesorze? - Dozorca zamiast ściszyć, podniósł jeszcze
głos. Może miał nadzieję, że winowajca siedzi gdzieś w kącie i go słyszy?
-Inaczej, jaki bytu był porządek?! Trzeba ojców bić po kieszeni, to oni z
kolei biją po tyłkach. Inaczej dzieciaka nie wychowasz.
- Drogi pani Kowalczyk... drogi panie Kowalczyk... - powtarzał profesor
coraz bardziej bezradnie.
- Pan profesor usłyszy - dozorca nie pozwolił sobie przerwać - jaki tu w
kamienicy będzie płacz przed wieczorem, niech no tylko obejdę wszystkie
mieszkania.
- Nasz tatuś jest na delegacji - powiedziała
10
Jolka nieco weselszym tonem.
Profesor chyba się leciutko uśmiechnął, a może tylko taksie jej zdawało.
- Dlategoście się tak rozpuścili! - dłoń pana Kowalczyka znowu
zatrzepotała nad głową Jolki. -Najgorzej, jak chłopa w domu nie ma, panie
profesorze. Ale tym razem - zwrócił się znowu do Jolki -to mama będzie
musiała wziąć się do was! Tak gładko to wam nie ujdzie. Druga szyba w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin