Aleksander Zinoview - Homo sovieticus.pdf

(737 KB) Pobierz
Homo sowietkus
ALEKSANDER ZINOWIEW
Homo sovieticus
Aleksander Zinowiew HOMO SOVIETICUS
ISBN 0902352318
Z rosyjskiego przełożył Stanisław Deja
Do druku przygotowała Maryna Ochab
„Rozmowę..." z angielskiego przełożył K.A.
Rysunek na okładce Aleksander Zinowiew
Oprawa graficzna J.C.
Copyright ® L'Age d'Homme, Lausanne, 1980
Copyright © for Polish edition Polonia Book Fund Ltd
Pierwsze wydanie polskie maj
ALL RIGHTS RESERYED WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
POLONIA BOOK FUND LTD
8 QUEEN ANNE’S GARDENS, LONDON W4 1TU UNITED KINGDOM
Printed and bound in the U K
Przedmowa
Dla duszy jesteś jak łyk ozonu...
Witaj, zono!
Walentin Sokołow
Pomysł wydania w jednym tomie napisanej w 1982 roku powieści Homo sovieticus i wywiadu, jakiego jej autor udzielił w
roku 1983 może się na pierwszy rzut oka wydać dziwny. Jest on jednak logiczny, bo pozwala na nowo odczytać dawne
książki Zinowiewa i zrozumieć to, co wydawało się zaskakujące i niezrozumiałe.
Po ukazaniu się Homo sovieticusa napisałem, że książka ta otwiera nową epokę w twórczości Aleksandra Zinowiewa.
Następnymi etapami nowej epoki były Polot naszych młodych lat, literacko-socjologiczne studium stalinizmu, i wywiad
udzielony angielskiemu dziennikarzowi George'owi Urbanowi.
Przepastne wyżyny zrobiły tak wielkie wrażenie na rosyjskich i zagranicznych czytelnikach, bo Aleksander Zinowiew był
pierwszym, który zaproponował nowe spojrzenie na ustrój sowiecki. Odrzucając analizę per analogiam, zrezygnował z
badania społeczeństwa sowieckiego poprzez porównywanie go z Rosją przedrewolucyjną albo ze współczesnym Zachodem.
W przeciwieństwie do swych byłych kolegów Zinowiew używa pojęć sowieckich i terminologii marksistowskiej nie dla
dowiedzenia zdobyczy ustroju komunistycznego, a dla udokumentowania jego wad. Anton Zimin, alter ego autora ze
Świetlanej przyszłości, opisuje tę metodę tak: ,,Gotów jestem przyznać przeciwnikowi przewagę i zgodzić się na wszystko,
czego chce. Uważacie, że rewolucja była błogosławieństwem dla Rosji? Zgoda. Jedność partii z narodem? Zgoda. Od
każdego według jego możliwości? Zgoda. Każdemu według jego potrzeb? Zgoda."
Przepastne wyżyny opisywały nowy, sowiecki, świat, rządzące nim prawa i jego mieszkańców. W następnych książkach, z
których dziś można by już zestawić sporą biblioteczkę, autor rozbudowywał opis świata, który znał na wylot. Główni
bohaterowie się nie zmieniali: pracownicy frontu ideologicznego, którzy niekiedy gorliwie a często niechętnie, z ironicznym
uśmieszkiem, robią co im każą.
Ci zjadacze ideologii sowieckiej stanowią — zdaniem Zinowiewa – rdzeń inteligencji sowieckiej: jak rzymscy augurowie
podśmiewają się między sobą, nie przestając gnębić niewyświęconych. Jako krytyk ustroju występuje z reguły mądry, zdolny
i rozumiejący wszystko członek kasty, który doznaje porażki w walce o miejsce na drabinie hierarchii (znakiem porażki jest
często przegrana w wyborach na członka-korespondenta Akademii Nauk), bo kaście nie są potrzebne rozum i talenty. „Czego
ty właściwie chcesz?", pytają jednego z bohaterów Żółtego domu. Jego odpowiedź jest sumą pragnień głównych bohaterów
Zinowiewa: „Chciałbym mieć przywileje i sukcesy, ale za wrodzone zdolności, pracę i dzielność" (tom I, str. 181). Tematem
wszystkich książek Zinowiewa jest niemożność zrealizowania w ustroju sowieckim najgłębszych pragnień człowieka. Ustrój
nieubłaganie i nieuchronnie przemiela człowieka, przekształcając go w homo sovieticus, „homososa", jak to po swojemu
skraca Zinowiew.
Logik z wykształcenia, wykonywanego zawodu i powołania, Aleksander Zinowiew poddaje ustrój sowiecki analizie
logicznej i odkrywa rządzące nim prawa. Ustrój rozprawił się ze swym badaczem bez litości: zmusił go do wyjazdu w inny
świat, na Zachód. W ten sposób dał mu nieocenioną szansę sprawdzenia, czy odkryte przezeń prawa były prawdziwe.
W 1980 roku Aleksander Zinowiew ogłosił wyniki sprawdzianu w teoretycznej pracy pt. Komunizm jako rzeczywistość. W
1982 roku powrócił raz jeszcze do gatunku, który zyskał mu sławę, mianowicie do gatunku Przepastnych wyżyn. Świetlanej
przyszłości, W przedsionku raju i Żółtego domu. Autorzy licznych artykułów o twórczości Zinowiewa nie zdołali dojść do
porozumienia co do nazwy tego gatunku. Najlepiej będzie nazwać go „zinowiadą". Spór o gatunek wydaje się konieczny, bo
właśnie szczególny charakter „zinowiady" decyduje o jej sile. Wszyscy piszący o Zinowiewie jednogłośnie i słusznie
zauważali, że jego książki stanowią stop wszystkich istniejących gatunków i stylów literackich — filozoficznych rozmyślań i
kupletów, analiz logicznych i dowcipów. Jednak siła książek Zinowiewa, ich ostrość polega nie tyle na wielości stopionych
gatunków i stylów, i nawet nie na głębi i błyskotliwości analizy. Szczególny charakter „zinowiady" polega na tym, że autor
samego siebie przekształcił w przedmiot naukowej analizy. Aleksander Zinowiew z podziwu godną konsekwencją kładzie
samego siebie na stół operacyjny i skalpelem obnaża pod mikroskopem, aby dobrać się do tajników ustroju i istoty, którą
ustrój ten zrodził. Historia medycyny zna przypadki bohaterskich lekarzy, którzy zaszczepiali sobie straszne choroby, aby
obserwować ich przebieg i znaleźć lekarstwo. Stwierdziwszy, że jest zarażony jak wszyscy obywatele ZSSR, Zinowiew
przystąpił do obserwacji symptomów i poszukiwań panaceum.
Opublikowany w 1982 roku Homo sovieticus to moim zdaniem najważniejsza od czasu Przepastnych wyżyn książka
Zinowiewa. Książki napisane po Wyżynach rozwijały odkrycie dokonane w tej pierwszej książce, uzupełniały obraz
sowieckiego świata, ilustrowały go nowymi losami ludzi przemielonych w trybach realnego komunizmu. Znaczenie Homo
sovieticus polega na zestawieniu człowieka wychowanego przez ustrój sowiecki z innym światem. Dopóki człowiek sowiecki
jest u siebie, dopóki jego wady i zalety nie podlegają sprawdzianowi innego świata, pozostaje on „rzeczą samą w sobie".
Aleksander Zinowiew wyprowadza homo sovieticusa między ludzi. Jego książka mogłaby się nazywać Nasi za granicą.
Książka pod takim tytułem istnieje. Napisał ją w 1890 roku N.Lejkin. Jej pełny tytuł brzmi: Nasi za granicą.
Humorystyczne opisanie podróży państwa Mikołaja Iwanowicza i Głafiry Siemionowny Iwanowych do Paryża i z powrotem.
Słowa „i z powrotem" brzmią dziś jak ironia. Ale ani czytelnikom, ani autorowi aluzje czy ironia nawet w głowie nie postały.
Rzeczy miały się najzwyczajniej pod słońcem: młody kupiec zapragnął pojechać z małżonką do Paryża na wystawę
światową, wsiedli więc w pociąg i pojechali, wszystko obejrzeli i wrócili. Rosyjscy czytelnicy śmiali się do łez z przygód
rosyjskiej pary małżeńskiej dlatego, że życie za granicą było inne: w restauracjach dawali malutkie porcje, wobec czego
Mikołaj Iwanowicz musiał zamawiać dużo dań, w hotelu późnym wieczorem nie przynosili samowaru, jedne rzeczy były
droższe niż w Rosji, inne tańsze — a wszystko razem dziwne. Zdarzenia, drobne katastrofy i nieporozumienia szalenie
przypominały przygody „prostaków za granicą" z książki Marka Twaina, na której wzorował się Lejkin.
Mikołaj Iwanowicz i Głafira Siemionowna Iwanow byli w Paryżu cudzoziemcami. Bohaterowie Homo sovieticusa są za
granicą jak przybysze z kosmosu. Do tubylców niepodobni są ani z wyglądu, ani zwłaszcza ze światopoglądu, stosunku do
ludzi, religii, moralności, kultury i polityki.
Aleksander Zinowiew przewidział to jeszcze w Moskwie, stwierdzając, że skoro „warunki społeczne w Związku
Sowieckim różnią się od warunków społecznych na Zachodzie tak jak warunki biologiczne na pustyni albo za Kręgiem
Polarnym od warunków biologicznych w Ameryce czy Europie zachodniej", to przeżyć i dojść do czegoś może w ZSSR
tylko osobnik, odznaczający się szczególnymi, potrzebnymi w społeczeństwie sowieckim cechami. W Świetlanej przyszłości,
książce napisanej jeszcze w Rosji, to nowe wcielenie homo sapiens nazywa się Sowiecki Człowiek, w skrócie „soczłek".
Obejrzawszy „soczłeka" na Zachodzie, Zinowiew nazwał go homo sovieticus, w skrócie „homosos". Brzmienie tych dwu
skrótów wymownie ilustruje ewolucję stosunku pisarza do przedmiotu badań. Rzucony w obce środowisko „soczłek"
przekształcił się w „homososa”: wszystkie jego cechy i osobliwości wyszły na jaw, zniknęła otoczka ochronna. „Stoję przed
Wami niczym goły", mógłby powiedzieć jak w piosence Galicza bohater książki. A mówi: stoję przed Wami całkiem goły.
„Zinowiada" to gatunek niebezpieczny. Niebezpieczny dla pisarza. Czytelnik zawsze ma skłonność do utożsamiania
autora z bohaterami jego książek: Dostojewskiego będzie sądził za gwałt dokonany przez Stawrogina. W swoich poprzednich
książkach Zinowiew dopuszczał do głosu wiele postaci; niektóre z nich wyrażały jego myśli. W Homo sovieticus narrację
prowadzi w pierwszej osobie. W przedmowie zaś mówi otwarcie: „Sam jestem „homososem". Zinowiew nigdy jeszcze nie
wejrzał tak głęboko w siebie przy badaniach nad naturą ustroju sowieckiego. George Orwell, który wiedział o czym mówi,
zauważył kiedyś, że „dobre powieści piszą ludzie odważni". Odwaga Zinowiewa polega na tym, że stara się on powiedzieć
wszystko o sobie i o innych. Jest to odwaga, która często przypomina wyzwanie, prowokację, i często wywołuje irytację,
uczucie, które budzi w człowieku jego odbita w lustrze odrażająca morda. Gustaw Herling-Grudziński, który świetnie zna i
doskonale rozumie literaturę rosyjską, zwrócił uwagę na podobieństwo bohatera Homo sovieticus do Goładkina z Sobowtóra
Dostojewskiego. Jak wiadomo, pan Goładkin spojrzał w lustro i zobaczył pana Goładkina. Goładkin młodszy, ten z lustra,
był — jak wyjaśnia Dostojewski — wstydem Goładkina starszego, jego przerażeniem, jego koszmarem. Był to, jak się
dowiadujemy, drugi pan Goładkin, ale kropka w kropkę taki jak on sam — krótko mówiąc, jego wierne odbicie...
Koszmarna scena spotkania dwóch Goładkinów w lustrze niemal dosłownie powtarza się w przedmowie Zinowiewa do
Homo sovieticus: „Mój stosunek do tego osobnika jest dwojaki: kocham go i nienawidzę, szanuję i widzę na wskroś, pełen
zachwytu a zarazem przerażenia". Zinowiew mówi o sobie i swoim odbiciu i dlatego jest „okrutny i bezlitosny" w opisie
„homososa".
Bohater Homo sovieticus, „Ja", jest emigrantem, mieszkającym wespół z innymi emigrantami w pensjonacie w pewnym
zachodnioeuropejskim mieście. „Ja" opuścił Ibańsk, ale swój świat zabrał ze sobą. Tematem Homo sovieticus jest to samo, co
stanowiło przedmiot poprzednich książek Zinowiewa: zabiegi o państwowe posady w Instytucie i wznoszenie budowli, której
funkcja wyjaśnia się na ostatniej stronie. To, że w Ibańsku posada w Instytucie (Akademii Nauk) zależała od KGB, a w
pewnym zachodnioeuropejskim mieście od zagranicznych „specsłużb" nie ma znaczenia, tak jak nie ma znaczenia, że w
poprzednich książkach budowano Wychodek, Hasło, Pomnik, a tu — Bank. Ważne jest, że „Ja" się nie zmienił: zmienił,
owszem, miejsce zamieszkania, ale przywiózł ze sobą klatkę, w której siedział.
Stanisław Lem napisał kiedyś opowiadanie, którego akcja toczy się na odległej planecie, zamieszkałej przez istoty
zdumiewająco podobne do ludzi. Ustrój panujący na tej planecie zmusza wszystkich do życia w wodzie, a ściślej — pod
wodą. Mieszkańcy tej planety porozumiewać się mogą między sobą jedynie bulgocąc. Propaganda robi co może, żeby ich
przekonać, że pod wodą żyje się najlepiej, a oddychanie powietrzem (chociaż wszyscy muszą od czasu do czasu zaczerpnąć
tchu) jest politycznie niesłuszne. Celem mieszkańców tej dziwnej planety jest ostateczne przejście na rybi sposób życia, czyli
oddychanie pod wodą. Bohaterowie Zinowiewa, „homososy", tak dalece przywykli do sowieckiego stylu życia, że i na
Zachodzie starają się — jak przedtem — oddychać pod wodą. Pensjonat to tratwa, na której bulgocą wyrwani ze swego
naturalnego środowiska sowieccy obywatele.
Na tratwie wszystko doskonale widać: wszystkie cechy „homososa", jego zalety i wady leżą jak na dłoni. „Homosos" w
pełnym wymiarze.
Aleksander Zinowiew, odkrywca praw społecznych kształtujących charakter „homososa", gatunku społecznego najlepiej
dostosowanego do życia w sowietyzmie, miał poprzedników. M. Bułgakow opisał w Feralnych jajach sytuację jakby
żywcem wziętą z „zinowiady". Pod wpływem czerwonego promienia odkrytego przez prof. Persikowa ameby rozpoczynają
zażartą walkę między sobą: „Nowo narodzone z furią rzucały się na siebie, rwały się na kawałki i połykały... Zwyciężały
lepsze i silniejsze. Te lepsze były straszne. Po pierwsze miały objętość mniej więcej dwa razy większą niż zwykłe ameby, po
drugie oznaczały się jakąś szczególną złośliwością i ruchliwością". Prof. Sawicz, autor książki Podstawy zachowania
człowieka, która cieszyła się dużym powodzeniem pod koniec lat dwudziestych, uważa rewolucję za proces rozbicia,
niszczenia wszystkiego, co człowiekowi dał rozwój kultury. Przywódcy sowieckiej rewolucji kulturalnej nazwali ten proces
„pierwotną akumulacją uczuć socjalistycznych".
W latach dwudziestych można było (choć tylko nielicznym się to udało) przewidzieć kierunek, w jakim pójdą sprawy.
Aleksander Zinowiew pokazuje rezultat: dojrzałego „homososa" epoki dojrzałego socjalizmu.
Zewnętrznie „homosos" prawie się nie różni od człowieka. Jest to homo. Ale przyrostek - sos hiperbolicznie uzmysławia
jedne cechy, likwiduje drugie i wprowadza trzecie — nowe. Do najbardziej rzucających się w oczy cech „homososa" należą
oszałamiająca pewność siebie i bezmierna pogarda dla innych, przede wszystkim dla Zachodu. To zjawisko ma oczywiste
przyczyny psychologiczne, ale ma także przyczyny ideologiczne. „Homosos" z mlekiem matki wyssał słowa poety „na
burżujów z góry patrz" i słowa wodza „byle obywatel sowiecki przerasta o głowę każdego burżuazyjnego urzędasa"...
Socjologiczne przyczyny — tj. warunki społeczne — tłumaczą zdaniem Zinowiewa zaciętą wrogość i patologiczną zawiść,
jakie żywią do siebie „homososy". Ustrój socjalistyczny — tak brzmi jedno z odkrytych przez Zinowiewa praw — to
królestwo miernot, dławiących każdy przejaw talentu. Dlatego we wszystkich książkach Zinowiewa szczególnie cierpią jego
ulubieni bohaterowie — ludzie błyskotliwi, utalentowani. Najgorzej z nich wiedzie się „Ja": system sowiecki go wypluł, nie
ma dlań też miejsca w nowym otoczeniu. Cierpi bardziej od innych, bo jest genialny (s. 155) i wie, że ,,mógłby zapisać się
złotymi zgłoskami w historii nauki" (s. 116), tymczasem „społeczeństwo nie jest zainteresowane w tych wielkich odkryciach,
dzięki którym twoje imię zapisałoby się złotymi zgłoskami w historii nauki" (s. 120), choć „być może właśnie w ten sposób
sądzone mi zapisać się złotymi zgłoskami w historii nauki" (s. 133). W tych deklaracjach, w których przekonanie o własnej
wielkości graniczy niekiedy z megalomanią, przebija jednak czasem brak zaufania do siebie. Wtedy „Ja" dowodzi swojej
przewagi „demaskując" wszystkich tych, którzy mogliby zagrażać jego wielkości, jego niepowtarzalnemu geniuszowi. W
Przepastnych wyżynach występuje pisarz, którego mieszkańcy Ibańska nazywają „Prawdziec". O nim Zinowiew pisał:
„Jakby nie było, Prawdziec uderza w najczulsze miejsce społeczeństwa ibańskiego. W najważniejsze miejsce. W Jego nerw."
W Świetlanej przyszłości Anton Zimin nazywa Gułag „genialnym dziełem sztuki". „Homosos" „Ja" nie przestaje ironizować
na temat „pisarza ziemi rosyjskiej" i „wielkiego dysydenta Sowietów" — Sołżenicyna i Sacharowa. „Homososy" z
pensjonatu tylko jeden raz są tej samej myśli: roztrząsając sprawę „wielkiego dysydenta Sowietów", który ogłosił głodówkę z
powodu, który wydaje im się śmieszny, żałosny, wręcz żaden, żeby pomóc drugiemu człowiekowi!
Oszałamiająca pewność siebie, zadziwiająca ciasnota sądów, chorobliwe zadufanie „homososa" są doskonale
zobrazowane na przykładzie stosunku mieszkańców pensjonatu do kultury Zachodu. W Homo sovieticus nie pojawia się ani
jedno nazwisko zachodniego pisarza, malarza, aktora, „homososy" nie chodzą do muzeów, ich znajomość kultury zachodniej
sprowadza się do „pustych filmów w telewizji", których zresztą też nie rozumieją, bo nie znają języka. Tym niemniej
„homososy" nie przestają sądzić kultury Zachodu, „pustej, podrzędnej, ogłupiającej". Ich wyobrażenie o kulturze ani razu nie
wykracza poza ramy wytyczone przez „Literaturną gazetę", której rola w homosowietyzacji człowieka zasługuje na osobną
analizę.
„Ja" o głowę przerasta innych „homososów" z książki Zinowiewa. Przede wszystkim dlatego, że wie, że jest
„homososem", specjalnym typem człowieka, przedstawicielem wyższego (mimo kilku niedociągnięć) gatunku ludzkiego, do
którego należy przyszłość. Po drugie dlatego, że szczególnie silny jest w nim impuls kierujący wszystkimi „homososami" —
strach.
W 1930 roku bohater sztuki A.Afinogienowa Strach, kierownik Instytutu Stymulatorów Fizycznych prof. Borodin
oświadczył ze sceny 300 sowieckich teatrów: „Żyjemy w epoce wielkiego strachu". I dorzucił: „Mleczarka boi się konfiskaty
krowy, chłop — przymusowej kolektywizacji, robotnik — bezustannych czystek, funkcjonariusz partyjny — oskarżenia o
odchylenie, naukowiec — oskarżenia o idealizm, technik — oskarżenia o sabotaż". Prof. Borodin (którego prototypem był
prof. Sawicz) podsumowuje : „Strach snuje się za człowiekiem. Człowiek staje się nieufny, zamknięty, nierzetelny,
niechlujny i niemoralny". W 1930 roku prof. Borodin widział dopiero początek epoki Wielkiego Strachu. Od tamtych lat
upłynęło ponad pół wieku: strach zmieniał opakowanie, ale pozostał głównym, decydującym czynnikiem kształtującym
świadomość sowieckiego „homososa". O autentyczności, adekwatności, jak chętnie mówi Zinowiew, homo sovieticusa
stanowi atmosfera strachu, w której żyją wszystkie postacie książki. Trudno dziś znaleźć w całej literaturze światowej
książkę, która by tchnęła równie intensywną grozą: „homososy" nadal boją się wszystkiego, czego bali się w Rosji, a na
dodatek boją się wszystkiego, co widzą na emigracji. Aleksander Zinowiew mógłby do tytułu swej książki dodać:
„Homo sovieticus" — człowiek, który się boi.
,,Ja", który szydzi ze strachu otaczających go „homososów", sam boi się jeszcze bardziej. Boi się bardziej, bo jest
inteligentniejszy od innych. Z licznych mądrych spostrzeżeń, trafnych sformułowań i celnych uwag „Ja" na szczególną
uwagę zasługuje stwierdzenie faktu: „Jak na razie cechy dojrzałego „homososa” najlepiej wykształciły się w ludziach
sowieckich o stosunkowo wysokim poziomie kultury i wykształcenia, a także w kręgu o najwyższej aktywności społecznej,
zwłaszcza w środowiskach rządzących, naukowych, w propagandzie, kulturze i oświacie". Ten fakt wydaje mi się bezsporny,
podobnie jak i jego przyczyna: ludzie sowieccy „na stosunkowo wysokim poziomie", „kręgi o najwyższej aktywności
społecznej" — boją się najbardziej ze wszystkich. Boją się tego samego, czego się boją wszyscy obywatele ZSSR, ale —
bardziej. Poza zdrowym strachem fizycznym odczuwają jeszcze chorobliwy strach metafizyczny. Ten strach to płód
wychowania „dojrzałego „homososa". Przezwyciężywszy marksizm, zrozumiawszy jego istotę, „Ja", dojrzały „homosos",
jest nim jednak na wieki napiętnowany. Przede wszystkim jest deterministą i wie, że historia nie stoi w miejscu; nie ma też
wątpliwości, w jakim kierunku zmierza. „Chciałbym choć raz w życiu — marzy „Ja" — choć na krótką chwilę zlać moją
myśl i wolę z jakimś strumykiem wielkiej historii". Pragnienie to, potrzeba „zlania się z masą", jak się wyraził Majakowski,
jest źródłem strachu. Wyrzucony z partii J.Piatakow w 1928 roku dał wyraz temu przerażeniu: „Czyżbyście myśleli, że w
wielkim przewrocie na skalę światową, w którym nasza partia będzie czynnikiem decydującym, ja będę poza nią?". W 1938
roku zawtórował mu Bucharin: „Nasze życie jest ciężkie... Ratuje nas wiara w nieustający postęp. Jest on jak fala, która rwie
brzegi. Jeśli wyjdziecie ze strumienia, fala odrzuci was na bok". Zinowiewowski „homosos" nie mówi o partii, nie używa
nawet słowa „postęp", ale dusi go strach, że potok historii wyrzuci go na brzeg. Jak śpiewał Louis Armstrong: ,,Kiedy święci
idą do raju, chcę być wśród nich..."
Determinizm „homososa" to odwrotna strona jego przekonania, że rozwój ludzkości ma swoje surowe prawa, od których
nie ma wyjątków. „Homosos" odrzucił marksistowskie sformułowania tych praw, ale zachował wiarę w istnienie
uniwersalnego klucza otwierającego wszystkie tajniki. Nie mniej ważne jest to, że — przekonany o istnieniu uniwersalnego
klucza — wierzy niezłomnie, że to on ma go w ręce, że zawładnął Tajemnicą.
Fundament marksizmu, najwyższej z nauk, to przekonanie, że istnieje Tajemnica, że została ona odkryta, że jest pilnie
strzeżona i dostępna tylko dla wybrańców. Obywatele sowieccy przejęli od marksistów przekonanie, że strzegą Graala,
tajemnicę rozwoju historii. Kult tajemnicy w Związku Sowieckim, gdzie wszystko jest tajne łamane przez poufne, to główna
marksistowska cecha realnego socjalizmu: tajemnica przeraża i pociąga. Każdy sowiecki człowiek wie, że Wie. Stąd pogarda
„homososów" dla ludzi innego gatunku, przede wszystkim dla cudzoziemców. Stąd ich przekonanie, że jeśli zechcą —
wszystko zrozumieją. „Ja" oświadcza: dajcie mi instytut, a odkryję wam tajemnicę.
Istnienie Tajemnicy niezbędnie wymaga Stróżów Tajemnicy. Każdy „homosos" może się uważać za duchowego stróża
Graala, ale konieczni są też stróże fizyczni, czyli, jak ich wdzięcznie nazywają obywatele sowieccy — Organy. W
dzisiejszych skomplikowanych i trudnych warunkach konieczne jest KGB.
Aleksander Zinowiew nie zajmuje się „detektywistycznymi bzdurami", nie interesują go (powiedzmy, że nie bardzo go
interesują) małe kagebowskie szpicle, drobne urzędniczyny — śledczy i kaci. Interesują go wyższe sfery KGB — te, które
rozstrzygają o losach świata i biegu dziejów. W swych poprzednich książkach Zinowiew niemało pisał o KGB — nie sposób
pisać o społeczeństwie sowieckim i opuścić jeden z tworzących je elementów. W Homo sovieticus KGB przestało być
organizacją kontrolującą i strzegącą obywateli sowieckich. Tu KGB zalało kraj i ludzi, stało się społeczeństwem. Określenie
„agent KGB" wydaje się „Ja" zbyt wąskie; jest to definicja „przynależności resortowej". „Ja" woli bezstronne socjologicznie
pojęcie „agent sowiecki" albo „agent Związku Sowieckiego", w skrócie „as". „Ja" ma całkowitą rację: skoro KGB stanowi
Związek Sowiecki, termin „as" jest najwłaściwszy z możliwych. „Ja" pełni funkcje „asa", to KGB wysłało go na Zachód i
przez całą książkę snuje on wspomnienia i rozmyślania o wskazówkach Inspiratora, swego Nauczyciela w życiu i pracy. „Ja"
jest marionetką w rękach Inspiratora, pionkiem w misternej grze planetarnej, którą prowadzi KGB. Na tym polega sens i
radość jego życia.
Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że równocześnie z Homo sovieticus wyszła książka francuskiego pisarza
Władimira Wołkowa Montaż. Książka Zinowiewa to socjologiczna analiza w formie powieści. Powieść Wołkowa także
zawiera niemało celnych socjologicznych spostrzeżeń. Wołkow podobnie jak Zinowiew opisuje manipulacje KGB, które
określa francuskim terminem „montaż". Podobnie jak u Zinowiewa, u Wołkowa nad sowieckim światem unosi się niebo, na
którym jasno świeci KGB. Zasadnicza różnica między rosyjskim pisarzem na emigracji a francuskim pisarzem rosyjskiego
pochodzenia, który od urodzenia żyje na Zachodzie, polega na tym, że dla Wołkowa KGB jest wcieleniem Diabła, ale i Bóg
istnieje, a dla Zinowiewa KGB jest jedynym Bogiem sowieckiego nieba, a wkrótce być może całego świata.
W rozdziale „Istota rzeczy", w którym Inspirator roztacza na wzór Wielkiego Inkwizytora z Braci Karamazow wizję
przyszłości, ujawnia się metafizyczny sens działań KGB. Zrozumiawszy obiektywny trend dziejów, KGB może „rozpełznąć
się po całej planecie i przeniknąć we wszystkie jej szczeliny". KGB powinno dziś zrobić to, co „w swoim czasie zrobili
Marks, Lenin, Stalin".
To szczytne zadanie wymaga geniuszy, ale „intelektualne funkcje geniusza historycznego — objaśnia Inspirator
bohaterowi — może dziś spełniać tylko tajny agent jak ty, albo urzędnik średniego szczebla Organów jak ja".
Obraz świata jest jasny. Jego los jest w rękach Organów. Poeta powiedziałby: ,,Jednego mamy Boga — towarzysza
KGB". Hołdownicy nowego bóstwa pełnią funkcje geniuszów obdarzonych darem jasnowidzenia. „Wszystko rozumiem —
oświadcza „Ja" — i to na wiele wieków naprzód". Bałwochwalcy nowego bożka ogłaszają kartę „homososa": czego byś nie
robił, robisz na zlecenie KGB, nawet jeśli uważasz, że działasz przeciw KGB. Gigantyczny plan KGB wszystko przewidział i
dla wszystkich starczy miejsca: dla agentów i dla dysydentów, dla Zachodu i dla Wschodu. Walka i opór tracą sens — los
„homososa" okazuje się najlepszym wariantem kondycji ludzkiej. Jeśli KGB jest wszechwiedzącym, wszechmocnym,
znającym „obiektywny bieg dziejów" Bogiem, to walka z nim może budzić tylko śmiech. Toteż główny bohater Homo
sovieticus, wzorowy „homosos", nie przestaje się złowieszczo, szyderczo i z wyższością śmiać.
Dwie książki znaczą etapy historii XX wieku. W 1920 roku Jewgenij Zamiatin opisał w swym zadziwiającym proroctwie
przyszłego „homososa". Powieść My, dziennik pierwszego „homososa", kończy się pełnym ufności oświadczeniem:
„...Jestem pewien, że zwyciężymy. Dlatego, że rozum musi zwyciężyć". Mniej więcej trzydzieści lat później George Orwell
opisał zwycięstwo rozumu. Minęło dalszych trzydzieści lat. Spełniły się proroctwa, fantastyczne wizje Zamiatina i Orwella
stały się rzeczywistością. Rzeczywistość nabrała cech fantastyki, stała się sowiecka: „homosos" kroczy po planecie. Książka
Zinowiewa kończy się, podobnie jak książki jego poprzedników, ufnie: „We współzawodnictwie 'homososa' z maszyną
przyszłość należy do 'homososa'".
Zwycięski „homosos", kroczący naprzód pod przewodem KGB, zmiata wszystko ze swej obiektywnie słusznej
historycznej drogi, bo ma cechę, która czyni go niezwyciężonym. Ta sama cecha stanowi zarazem o jego słabości.
„Homosos" nie może być sam. Wśród targających nim lęków jest i strach przed wolnością, przed koniecznością
indywidualnego wyboru, przed znalezieniem się na zewnątrz ludzkiego zbiorowiska. Słowo „nostalgia" tłumaczono kiedyś
jako tęsknotę za ojczyzną. „Homososy" Zinowiewa, a przede wszystkim „Ja", tęsknią, rozpaczliwie tęsknią za zdrowym
sowieckim kolektywem. Zinowiew jak nikt inny odmalował w swych książkach piekło sowieckiego kolektywu. Łatwo było
widzieć monstrualne cechy kolektywu, siedząc w jego zacisznym łonie. Utraciwszy kolektyw, „homosos" zaczyna rozpaczać:
nie wie, gdzie się podziać ani jak żyć. „Ja" z żalem wspomina Stalina, przy którym można było „zlać się z historią" i tęskni
za jasnymi związkami z KGB. Tęskni za kolektywem: „Odkąd straciłem kolektyw, dniem i nocą nie znajduję spokoju".
„Ja" to „homosos"— intelektualista, uczony. Jego tęsknota opiera się na naukowej teorii, która ujawniła sowiecką
Tajemnicę, sekret ustroju sowieckiego: ,,homosos" nie współpracuje z władzami, on uczestniczy we władzy. Tęsknota za
kolektywem, tęsknota za żoną — to tęsknota za władzą. Zamiatin zrozumiał to u zarania władzy sowieckiej, w latach kiedy
„homosos" dopiero się rodził: „Dwie szale: w jednej gram, w drugiej — tona, w jednej 'ja', w drugiej — 'My', Zjednoczone
Zgłoś jeśli naruszono regulamin