Arystokraci - O'Brien Judith.pdf

(1233 KB) Pobierz
Microsoft Word - Arystokraci -O'Brien Judith
Judith O’Brien
Arystokraci
Prolog
Richmond, Wirginia, sierpie ı 1865 roku
Upał był nie do zniesienia. Constance Lloyd raz po raz ocierała skronie chusteczk Ģ ,
zniszczon Ģ i wystrz ħ pion Ģ , lecz za to Ļ wie Ň o wypran Ģ i wyprasowan Ģ . Z przegubu dłoni
zwisała jej Ļ ci Ģ gana rzemykiem sakiewka, zawieraj Ģ ca kilka ostatnich unijnych dolarów, jakie
miała. Constance nie odwa Ň yła si ħ zostawi ę ich w pensjonacie sióstr Smithers, cho ę wyszła
tylko na krótko na poczt ħ . Starsze panie były urocze, a mieszka ı cy pensjonatu wydawali si ħ
niezwykle szacowni, mimo to Constance nie była na tyle niefrasobliwa, by spu Ļ ci ę z oczu swe
doczesne dobra. Inaczej nijak nie udałoby jej si ħ prze Ň y ę ostatnich czterech lat.
Po nie brukowanej ulicy toczył si ħ wózek. Za nim podnosiły si ħ tumany pyłu, wi ħ c Constance
przystan ħ ła i mocno zacisn ħ ła powieki.
Czy kiedykolwiek było w Richmond tak gor Ģ co?
- Dzie ı dobry, panno Lloyd.
Constance otworzyła oczy i ujrzała pana Bryce’a, m ħŇ czyzn ħ o ostrych rysach i wychudzonej
twarzy, który uchylał przed ni Ģ kapelusza. Pan Bryce, chocia Ň był mniej wi ħ cej rówie Ļ nikiem
jej ojca, dopiero co wrócił ze słu Ň by w wojskach Konfederacji. Gdy wojna si ħ sko ı czyła,
wiele miesi ħ cy szedł do domu pieszo.
- Dzie ı dobry, panie Bryce. - Constance u Ļ miechn ħ ła si ħ , przypomniawszy sobie tego
człowieka sprzed wielu lat. Kiedy przychodził w odwiedziny na plantacj ħ Lloydów, zawsze
ukradkiem wciskał jej do r ħ ki lukrecjowe pałeczki.
- Wystarczy pani taki skwar? - Od gor Ģ ca twarz pokryła mu si ħ ciemnymi plamami, a rzadkie
siwe włosy były przy skórze mokre od potu.
- Nie bardzo, panie Bryce - odrzekła szczerze. - Dlatego udaj ħ si ħ dzi Ļ na południe, w stron ħ
poczty. Mam nadziej ħ , Ň e tam nie b ħ dzie ani krzty chłodu.
Pan Bryce roze Ļ miał si ħ , cho ę bardziej przypominało to gdakanie, a Ļ miech natychmiast
wywołał atak kaszlu. Constance uprzejmie udała, Ň e tego nie zauwa Ň a. Pan Bryce raz jeszcze
uchylił kapelusza, pozdrowił j Ģ uniesieniem dwóch palców i ruszył dalej swoj Ģ drog Ģ .
Dziwne były te spotkania z lud Ņ mi, których znała od niepami ħ tnych czasów. Teraz wydawali
si ħ obcy, odsuni ħ ci od siebie przez straszne do Ļ wiadczenie, które wła Ļ ciwie powinno ich
zbli Ň y ę . Owszem, pocz Ģ tkowo pora Ň ka konfederatów ich zjednoczyła. Ale w miar ħ jak mijały
tygodnie, a potem miesi Ģ ce, wszyscy po kolei zaczynali szuka ę winnych, stawali si ħ nieufni,
po prostu ogarniał ich l ħ k o przyszło Ļę . Niedogodno Ļ ci codziennego Ň ycia sprawiały, Ň e
nawet najoczywistsze fakty jawiły si ħ w krzywym zwierciadle. Sko ı czyły si ħ patriotyczne
Ļ piewy i przemowy; ci, którzy prze Ň yli, wytykali coraz cz ħĻ ciej palcami s Ģ siadów i oskar Ň ali
ich o sympatyzowanie po kryjomu z Jankesami. Zamiast Ň y ę dalej swoim Ň yciem, wi ħ kszo Ļę
rozgrzebywała minione sprawy, oddaj Ģ c si ħ rozwa Ň aniom, „co by było, gdyby było”. Poza
podejrzeniami istnieli wył Ģ cznie bohaterowie, którzy oddali Ň ycie w walce. Tylko ich
zostawiano w spokoju.
Constance zerkn ħ ła na dwa budynki nie tkni ħ te przez wojn ħ , siedzib ħ /parlamentu stanowego i
Biały Dom Konfederacji. Oba stały majestatyczne jak zawsze, otoczone resztkami murów i
skorupami wypalonych w Ļ rodku domów - widmowymi ruinami, stanowi Ģ cymi pozostało Ļę
wielkiego miasta, jakim kiedy Ļ było Richmond. Nad obydwoma dachami unosiły si ħ wielkie
ameryka ı skie flagi, łopocz Ģ ce mimo sierpniowego Ň aru. Widok tych flag wci ĢŇ wydawał si ħ
Constance dziwny.
Czy kiedykolwiek był w Richmond taki upał?
Przed poczt Ģ Constance nie zwróciła uwagi na trzech Ň ołnierzy Unii, którzy mamrocz Ģ c pod
nosem słowa pozdrowienia, odsun ħ li si ħ od drzwi, Ň eby mogła wej Ļę . Oboj ħ tno Ļę Constance
wcale nie brała si ħ jednak z niedawnego zwyci ħ stwa Unii ani wrogo Ļ ci wobec mieszka ı ców
Północy. Constance po prostu nie miała ju Ň siły. A poza tym ta postawa była równie Ň
objawem zmian, jakie zaszły w Richmond. Ju Ň nie wszystkich mo Ň na było traktowa ę jak
przyjaciół.
Jeszcze nie tak dawno zostałaby surowo skarcona za samotne chodzenie po ulicy. Gdyby
zobaczył j Ģ Wade Cowen, wpadłby we w Ļ ciekło Ļę . Ale Wade, jej narzeczony, od czterech
miesi ħ cy nie Ň ył.
Chocia Ň nie widzieli si ħ ponad dwa lata, listownie, po szybkiej i beznami ħ tnej wymianie
korespondencji, ustalili, Ň e po wojnie si ħ pobior Ģ . Ostatnio Constance zastanawiała si ħ nawet,
czy Wade, którego znała od dzieci ı stwa, naprawd ħ j Ģ kochał, tak jak m ħŇ czyzna powinien
kocha ę kobiet ħ . Ale teraz nie miało to ju Ň znaczenia. Dzie ı po zawarciu pokoju Wade, który
nigdy nie był wybitnym je Ņ d Ņ cem, zgin Ģ ł, prowadz Ģ c Ň ołnierzy do ataku na obozuj Ģ cy oddział
Unii.
Pochowano go jak bohatera. „Ostatni z poległych konfederatów”, napisano na kamieniu
nagrobnym. Ale oficer, kolega Wade’a, powiedział Constance prawd ħ . Biedny Wade po
prostu stracił panowanie nad koniem. Gdy zorientował si ħ , Ň e jedzie prosto na grup ħ
zdumionych Jankesów, prawdopodobnie wybrał Ļ mier ę w chwale bohatera, by nie wystawi ę
si ħ na po Ļ miewisko. W ostatniej chwili, ze wszystkich sił staraj Ģ c si ħ utrzyma ę w siodle,
wyszarpn Ģ ł z pochwy szabl ħ i zacz Ģ ł ni Ģ wymachiwa ę , bardziej by utrzyma ę równowag ħ ni Ň
Ň eby zagrozi ę przeciwnikom.
Ci krzyczeli do niego, Ň eby si ħ zatrzymał, a poniewa Ň nie mógł, strzelili i trafili go w czoło.
Oficer, który zabił Wade’a, napisał do Constance list o jego bohaterstwie i wszyscy zgodnie
doszli do wniosku, Ň e musiało go bardzo gry Ņę sumienie z powodu tego strzału.
Kolejka na poczcie była długa, tak jak Constance przewidywała. Wszyscy Ň yli nadziej Ģ na
pieni Ģ dze, przesłane przez jak ĢĻ lito Ļ ciw Ģ dusz ħ z Północy. Mieszka ı cy Wirginii, którzy
jeszcze niedawno stanowczo od Ň egnywali si ħ od wszelkich kontaktów z Jankesami, wysyłali
teraz paniczne listy, prosz Ģ c o po Ň yczki i przypominaj Ģ c powinowatym z Nowego Jorku,
Ohio i Vermont o znaczeniu wi ħ zów krwi.
Ludzie wolno posuwali si ħ do przodu, w miar ħ jak jedyny urz ħ dnik przecz Ģ co kr ħ cił głow Ģ ,
odpowiadaj Ģ c na pro Ļ by o bezpłatne nadanie przesyłki i pytania o paczki, które bez
najmniejszego w Ģ tpienia lada dzie ı miały nadej Ļę .
- Biedna panna Lloyd.
Nie było to pozdrowienie. Po prostu kto Ļ za jej plecami dał wyraz swoim odczuciom.
- Oj, biedna, biedna - przyznała inna kobieta.
Constance nawet nie mrugn ħ ła. Zd ĢŇ yła si ħ ju Ň przyzwyczai ę do szeptania znajomych, którzy
si ħ nad ni Ģ u Ň alali. Wydawało si ħ absurdem, Ň e po czterech latach gwałtownych Ļ mierci,
chorób, moralnego zepsucia, po tragedii, jak Ģ rzadko widuje si ħ na Ļ wiecie, smutny los
osiemnastoletniej Constance Lloyd poruszał nawet najbardziej zatwardziałe serca w
Richmond.
To prawda, Ň e ojciec Constance zmarł na Ļ wink ħ wkrótce po wst Ģ pieniu do wojsk
Konfederacji. Niedługo potem odeszła z tego Ļ wiata jej matka; zapadła na chorob ħ , która
okazała si ħ gorsza od zwykłego przezi ħ bienia. Mniej wi ħ cej w tym samym czasie główny
budynek na plantacji stan Ģ ł w ogniu, a słu ŇĢ cych czy te Ň niewolników, jak zwali ich Jankesi,
było za mało, by mogli zrobi ę co Ļ wi ħ cej ni Ň sta ę i gapi ę si ħ na po Ň ar.
ĺ mier ę Wade’a stanowiła ostateczny cios, chocia Ň Constance i tak była ju Ň ot ħ piała z bólu,
wi ħ c nawet nie prze Ň yła tej ostatniej straty zbyt bole Ļ nie. Podczas wojny wszyscy cierpieli.
Nikomu nie udało si ħ od tego uciec. Ale Constance, której droga do dojrzało Ļ ci była
wyj Ģ tkowo usiana nieszcz ħĻ ciami, najwyra Ņ niej budziła lito Ļę absolutnie wszystkich.
Było to nie do wytrzymania. Nie miała sposobu, by uciec od zasmuconych twarzy i spojrze ı
przepełnionych współczuciem.
- ...a potem jej ukochany narzeczony, Wade Cowen... Constance zacisn ħ ła palce na sakiewce
z tak Ģ sił Ģ , Ň e a Ň pobielały jej knykcie.
- ...i jej matka. Nie zapominajmy o matce. Widziałam jej pierwszy bal. Drugiej tak pi ħ knej
dziewczyny nie znalazłaby pani w całej Wirginii. Była rodowit Ģ Angielk Ģ .
Rozmowa stawała si ħ coraz gło Ļ niejsza. Constance grała w niej główn Ģ rol ħ . Była mowa o
domu z marmurowymi kolumnami, w którym dorastała, o ojcu, wzorze wszelkich cnót, i
matce, aniele wcielonym, a tak Ň e o biedzie Constance i o łacie na spódnicy.
Dziewczyna z trudem powstrzymywała si ħ od krzyku. Jak ĢŇ przyjemno Ļę sprawiłoby jej,
gdyby mogła odwróci ę si ħ do tych starych kwok i waln Ģę je torebk Ģ po głowie albo
powiedzie ę pani Witherspoon, Ň e jej ukochany synalek przepu Ļ cił rodzinne srebra na whisky
Jankesów.
Ale tylko przesuwała si ħ w milczeniu wraz z kolejk Ģ .
- Mam dla pani list, panno Lloyd - powiedział urz ħ dnik, gdy w ko ı cu dotarła do okienka.
Jakby mu ul Ň yło, Ň e wreszcie mo Ň e co Ļ komu Ļ da ę . Kucn Ģ ł przy półkach i po chwili wrócił z
wymi ħ t Ģ kopert Ģ . - Z Anglii - oznajmił gło Ļ no.
Po sali przetoczył si ħ pomruk. Tymczasem Constance uj ħ ła list w dłonie - kiedy ostatnio
miała na nich r ħ kawiczki? - i odeszła od okienka. R ħ ce jej dr Ň ały.
- Prosz ħ ci ħ . Bo Ň e - szepn ħ ła, u Ļ wiadamiaj Ģ c sobie, Ň e od dawna si ħ nie modliła. Kciukiem
obluzowała skrzydełko koperty, tylko na chwil ħ zatrzymuj Ģ c palec podczas tej czynno Ļ ci. -
Prosz ħ , Bo Ň e - powtórzyła.
Na to czekała. Napisała do kuzynów matki z pytaniem, czy jacy Ļ ich znajomi nie potrzebuj Ģ
guwernantki. Była to dla niej ostatnia deska ratunku, ostatnia próba stawienia czoła losowi.
Gdyby to nie pomogło, nie miała ju Ň do kogo si ħ zwróci ę .
Schowała si ħ w k Ģ cie sali, Ň eby mie ę cho ę złudzenie odosobnienia, wiedziała bowiem, Ň e nie
powstrzyma si ħ z otwarciem koperty do chwili, a Ň znajdzie si ħ w swym pokoiku u sióstr
Smithers. Przecie Ň trzymała w r ħ kach swoj Ģ przyszło Ļę .
Zaczerpn ħ ła tchu, wyj ħ ła list i uło Ň yła pierwsz Ģ z wielu, jak si ħ zdawało, stronic w taki
sposób, by padało na ni Ģ Ļ wiatło.
Moja droga kuzynko Constance,
Z przyjemno Ļ ci Ģ zawiadamiamy, Ň e jest dla Ciebie posada w Anglii. Przyjed Ņ , jak tylko
mo Ň esz najszybciej. Zał Ģ czamy pieni Ģ dze na podró Ň w jedn Ģ stron ħ ...
Tyle zdołała przeczyta ę , zanim łzy przesłoniły jej widok. Przycisn ħ ła dło ı do ust, ale i tak
było słycha ę , jak z ulg Ģ wypuszcza powietrze.
Była ocalona.
Jeszcze raz gło Ļ no odetchn ħ ła i po chwili wychodziła z urz ħ du, wstrz Ģ sana przejmuj Ģ cym
szlochem. Łzy płyn ħ ły jej strumieniami po policzkach.
Nie płakała od lat. Ale nie miało to znaczenia, nic teraz nie miało znaczenia.
Była ocalona.
- Biedna panna Lloyd. Na pewno znowu dostała jak ĢĻ Ģ wiadomo Ļę - powiedziała pani
Witherspoon, gdy Constance wybiegła z budynku, wpadła na mosi ħŇ n Ģ spluwaczk ħ i
nieprzytomnie zacz ħ ła j Ģ błaga ę o wybaczenie. - Nie ma chyba na Ļ wiecie dziewczyny, której
los mniej by sprzyjał.
1
Cowes, wyspa Wight, Anglia, sierpie ı 1874 roku
Mój Bo Ň e, panno Lloyd! Pani to ma szcz ħĻ cie! Jak ja pani zazdroszcz ħ ! Chyba nie ma na
Ļ wiecie dziewczyny, której los bardziej by sprzyjał.
Constance u Ļ miechn ħ ła si ħ , unosz Ģ c welon nad głow Ģ .
- W Ģ tpi ħ , Melody. Bardzo w Ģ tpi ħ . Poza tym wydaje mi si ħ , Ň e skoro mam ju Ň dwadzie Ļ cia
siedem lat, to dziewczyn Ģ przestałam by ę do Ļę dawno.
- A wie pani, jak pani zazdroszcz Ģ inne dziewcz ħ ta? Przecie Ň to był nasz pierwszy bal. A kto
dostał nagrod ħ ? Kto przeta ı czył z ksi ħ ciem Walii trzy walce z rz ħ du? Komu o Ļ wiadczył si ħ
syn ksi ħ cia? Mojej guwernantce! Słowo daj ħ , panno Lloyd, Ň e znienawidziłabym pani Ģ ,
gdybym tak pani nie uwielbiała.
Constance zerkn ħ ła na sw Ģ był Ģ podopieczn Ģ .
- Och, Melody - westchn ħ ła. - Ja te Ň w to nie mog ħ uwierzy ę .
Ostry podmuch Ļ wie Ň ego, słonego wiatru znad morza poruszył zasłonami w pokoiku
Constance. Wydawało jej si ħ niemo Ň liwo Ļ ci Ģ , Ň e po dziewi ħ ciu latach pracy guwernantki u
pani Whitestone i, co wa Ň niejsze, serdecznej przyja Ņ ni z chlebodawczyni Ģ , za tydzie ı
przyjdzie jej opu Ļ ci ę ten dom i przenie Ļę si ħ do rodowego maj Ģ tku narzeczonego. Narzeczony
miał po ni Ģ przyjecha ę powozem ojca, z ksi ĢŇħ cym herbem na drzwiach, i zawie Ņę j Ģ do jej
nowego domu.
Naturalnie miał to by ę tylko tymczasowy dom, Constance nie w Ģ tpiła bowiem, Ň e po Ļ lubie
narzeczony zechce zamieszka ę z ni Ģ osobno. Mo Ň e w Londynie... A mo Ň e ma inny pomysł,
którego jeszcze jej nie zdradził, po prostu dlatego, Ň e wydarzenia potoczyły si ħ w zawrotnym
tempie.
Narzeczony. To słowo brzmiało dla niej do Ļę niezwykle. Budziło całkiem inne odczucia ni Ň
narzecze ı stwo z Wade’em podczas wojny. Wade wydawał jej si ħ bardzo dziecinny, mo Ň e
dlatego, Ň e znała go od dziecka i pami ħ tała nawet z lat, gdy był chłopcem z piegowat Ģ buzi Ģ i
ułamanym przednim z ħ bem.
Teraz w samym słowie „narzeczony” zawierały si ħ tajemnica, niespodzianka i romantyczna
przygoda.
- Och, panno Lloyd, niech mi pani jeszcze raz o tym opowie. Prosz ħ . Cał Ģ histori ħ .
Melody westchn ħ ła i wsparła głow ħ na dłoni. Była ładniejsz Ģ z dwóch sióstr Whitestone i
mimo stara ı Constance, która próbowała troch ħ zachwia ę jej wysokim mniemaniem o sobie,
dobrze znała swoje atuty, a w dodatku bezlito Ļ nie je wykorzystywała. Była kr Ģ glutka i miała
dzieci ħ co delikatne rysy, co przywodziło na my Ļ l wyidealizowanego amorka, u którego
najbardziej zwracaj Ģ uwag ħ Ň owiutkie policzki i złociste loczki.
Constance, dla kontrastu, była Ļ niada i wysoka, niektórzy twierdzili nawet, Ň e zanadto. Ale
dla guwernantki wzrost nieco ponad metr siedemdziesi Ģ t był zalet Ģ . Czuła si ħ nim
zakłopotana tylko w pierwszych chwilach ta ı ca z korpulentnym ksi ħ ciem. Zamiast patrze ę
prosto w małe, wyłupiaste oczka ja Ļ nie wielmo Ň nego pana, musiała spogl Ģ da ę w dół,
wprawdzie nieznacznie, lecz zauwa Ň alnie.
Jej Ļ niada cera, ciemne włosy i bladoniebieskie oczy zainteresowały równie Ň niektórych
s Ģ siadów Whitestone’ów oraz ciekawskich, którzy obserwowali bal. Zreszt Ģ członkowie elity
zauwa Ň ali j Ģ ju Ň wcze Ļ niej, zawsze podczas krótkiego sezonu towarzyskiego w Cowes.
Pierwszy raz stało si ħ to za spraw Ģ lady Montclair, której ko ı wyłamał si ħ z grupy id Ģ cych
st ħ pa wierzchowców, dosiadanych przez dostojne amazonki, trzymaj Ģ ce obie nogi po tej
samej stronie grzbietu zwierz ħ cia, jak na damy przystało. Constance Lloyd w swej
praktycznej szarej sukni, oryginalnie przybranej przy kołnierzyku gał Ģ zk Ģ suszonego lauru,
chwyciła za wodze spłoszonego konia i uspokoiła zarówno zwierz ħ , jak i poj ħ kuj Ģ c Ģ lady
Montclair.
Za t ħ przysług ħ lord Montclair zaproponował jej kieliszek sherry. Wdzi ħ cznie odmówiła, ze
swym czaruj Ģ co mi ħ kkim ameryka ı skim akcentem.
Kieliszka sherry odmówiła, ale z cał Ģ pewno Ļ ci Ģ została zauwa Ň ona. Poniewa Ň za Ļ wyró Ň niała
si ħ urod Ģ i zadziwiaj Ģ co wprawnie radziła sobie z ko ı mi, co stanowiło u guwernantki dwie
absolutnie niespotykane cechy, niejeden z postronnych obserwatorów wyraził
przypuszczenie, Ň e mo Ň e ta panna Lloyd jest półdzika. B Ģ d Ņ co b Ģ d Ņ przyjechała z Ameryki.
A takie ciemne i l Ļ ni Ģ ce włosy jak u niej rzadko id Ģ w parze z oczami w odcieniu
drogocennego turkusu.
Potem rozeszła si ħ pogłoska, Ň e jej dziadek był india ı skim wojownikiem, dla jednych z
plemienia Cherokee, dla innych Mohawk, i w dzie ı urodzin matki Constance oskalpował
babk ħ , angielsk Ģ pi ħ kno Ļę szlachetnego rodu. India ı ski wojownik naturalnie chciał mie ę
syna, nie córk ħ , wi ħ c oskalpowanie stanowiło jedyn Ģ słuszn Ģ kar ħ za rozczarowanie, które
prze Ň ył. Podobno takie zdarzenia nie były w Ameryce niczym niezwykłym.
Constance nie próbowała odsun Ģę od siebie tego bezpodstawnego podejrzenia. Z niego
równie Ň czerpała korzy Ļ ci jako guwernantka. Gdy dzieci, którymi si ħ opiekowała, były
jeszcze małe, słuchały jej ze strachu, Ň e Constance w ka Ň dej chwili mo Ň e znów sta ę si ħ dzika.
Ona zreszt Ģ umiej ħ tnie podsycała to przekonanie, po ka Ň dym wyst ħ pku podopiecznego
regularnie bowiem zatrzymywała wzrok na jego czole w miejscu, gdzie zaczynały rosn Ģę
włosy.
Nie widziała sensu w tłumaczeniu, Ň e jej dziadkowie ze strony matki byli w istocie rodzonymi
londy ı czykami, a najbardziej barbarzy ı skim zachowaniem dziadka, jakie pami ħ tała, był jego
zwyczaj jedzenia zielonego groszku za pomoc Ģ nabijania na ostrze no Ň a.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin