BORUTA - O tym jak Janosik przez piekło wędrował.docx

(16 KB) Pobierz

BORUTA

( O TYM, JAK JANOSIK PRZEZ PIEKLO WĘDROWAŁ)

 

 

Andrzej Żak

Zabili Janosika na liptowskiej ziemi. Trzy dni wisiał na haku, fajkę sobie kurzył, a gdy śmierć nadeszła, jeszcze jej zaśpiewał:

"Hej, idę w las, piórko mi się migoce, hej, idę w las, dudni ziemia, ka kroce..."

Ale nie w las wyruszyła dusza Janosika - jeno do piekła. Pewnie wolałaby do nieba, lecz Janosik honorny był zbójnik i ani myślał pchać się tam, gdzie go nie czekają.
- Zbójowałem całe życie, to mnie tam nie wezmą - mruknął do siebie i z pistolcami za pasem ruszył pod ziemię.
Od Liptowskiego Mikulaszu droga była prosta. Wskazał mu ją diablik, mały, wystraszony, wyraźny respekt czujący przed sławnym zbójnikiem. Janosik maszerował raźno, prosto jak strzelił ku Tatrom, bo po drodze, koło Trzech Koron, była brama piekieł. Znalazł ją bez trudu i zakołatał. Zadudnił pięściami i nic. Cisza!
- Ki diasi! - zaklął. - Śpią czy co?
I dalejże burzyć po furcie. A kiedy i to nie pomogło, podsadził się krzepko. Skrzypnęła zawora, zatrzeszczały dyle. Podsadził się raz, drugi, aż go zza bramy głos gniewny doleciał:
- Na rogi Belzebuba! A cóż to za hałas? Kto tam?
- Ja!
- Coś za jeden?
- Janosik! Zbójnicki hetman!
- Prawda to?
- A jakże - obruszył się zbójnik. - Otwieraj! - i grzmotnął niecierpliwie obuszkiem po odrzwiach.
Zaszwargotało, zachrobotało coś w odpowiedzi i powoli, powoluśku rozwarły się piekielne podwoje. Ostrożnie wyjrzała zza nich rogata łepetyna:
- Czego chcesz?
- A tego! - zagniewał się Janosik takim powitaniem i podsunął zaspanemu odźwiernemu obuszek pod ślepia. - Puszczaj!
- Kiedy nie mogę - wił się diabeł - bez rozkazu nie mogę!
- Możesz czy nie możesz, wszystko jedno - huknął Janosik i nie bacząc na diabelski lament, postąpił naprzód.
Ledwo jednak przekroczył próg, nie wiadomo skąd wyrósł przed nim tuzin kosmatych strażników. Wyciągnęły się ku niemu szponiaste łapy, kłapnęły szczerbate paszcze. Poczuł, jak szarpią go za cuchę, za włosy, za bary.
Zachwiał się zbójnik pod diablą nawałą, ale powalić Janosika, ho, ho, nie udało się nawet carskim żandarmom. Siepnął się w lewo, w prawo i puścił w ruch obuszek jak w liptowskiej karczmie. Zakłębiło się, zakurzyło w piekielnym przedsionku. Jak świat światem jeszcze takiej bitki w piekle nie widziano. Aż żal było patrzeć na diabelski pomiot!. Żaden z napastników nie wyszedł bez szwanku. Starszy diabeł Smerda stracił cztery zęby. Rokita miał róg złamany, a pięć czarcich chwostów, nie licząc funta kłaków i starego kopyta, wymietli później spod bramy diabli posługacze.
Nie ma co, sromotną klęskę ponieśli piekielni strażnicy i pewnie by większego uszczerbku doznali, gdyby nie Infernus.
Ów diabeł znamienity drzemał nad księgami, znużony czytaniem wciąż tych samych grzechów, gdy dotarły do niego bitewne hałasy. Puściłby to mimo uszu, boć to nic dziwnego, słyszeć w piekle wrzawę i jęk potępieńców, ale że od lat tysiąca ślęczał nad księgami, postanowił przy okazji rozprostować kości. Podreptał więc do bramy i aż plasną w dłonie:
- Brawo! Znakomicie! Brawo!
- A cóż to za licho - zdumiał się Janosik, ujrzawszy przed sobą postać odzianą w powłóczystą suknię i czarny ogromniasty beret.
- Doktor Infernus - skłonił się uprzejmie nieznajomy. - Nadworny poeta księcia Belzebuba. Ale nie mówmy o mnie. Oh! - tupnął nogą na czającego się w mroku Smerdę i jego kamratów. - Precz! Precz! Apage!
A kiedy pokiereszowana czereda czmychnęła na samo dno piekła, z wielką ciekawością zwrócił się ku zbójnikowi:
- Bravisimi, caro mio! Jak cię zowią zuchu?
- Janosik!
- Janosik? A z których to Jansików? - zachwycony Infernus aż wzniósł się w powietrze, by lepiej się przyjrzeć postaci zbójnika.
- Od Tater! - nie stracił rezonu Janosik, oszołomiony uczonym wyglądem i składnością Infernusa.
- Od Tater! - zapiał uradowany poeta. - Znam! Czytałem. W diabelskim rejestrze cuda wypisano, lecz nie myślałem, że to wszystko prawda! A niechże cię! Czy to nie ty wywiodłeś w pole kirasjerów Tereski?
- Ja!
- I porąbałeś w gospodzie węgierskich hajduków?
- A jakże, sami tego chcieli!
- Niech mnie uwędzą w dymie - podskoczył Infernus, i nie wierząc własnym oczom uszczypnął się w ogon. - Napiszę o tym sonet! Co mówię? Poemat! A teraz chodźmy. Wstawię się za tobą u samego księcia Belzebuba, bo to pospólstwo spokoju ci nie da. Z drogi! - ryknął gniewnie na mamrotającego coś jeszcze diabła odźwiernego - nie widzisz głupcze z kim masz do czynienia?!
I powiódł zbójnika w piekielne czeluście. Dobrych p[arę lat ziemskich trwała ta wędrówka, ale w piekle czas liczą inaczej, zdawało się Janosikowi, iż to tylko chwila. Napatrzył się po drodze diabelskich bezeceństw i nieraz go chętka brała, by kogoś wygrzmocić. Zwłaszcza tych, co nad miarę krzywdzili grzeszników. Hamował go Infernus, sztuczkami odwodził, ale zbójnik nawet tu, w piekle obstawał przy swoim. Żal mu było biedaków i basta!
Gdzie się pojawili, strach padał na czarty, bo Janosik klął po madziarsku i machał obuszkiem, aż podtuliwszy ogony chowały się z piskiem, dając chwilę wytchnienia swoim potępieńcom.
Wreszcie któregoś południa - a poznali to po zapachu wędzonki, na której w piekle warzy się kapuśniak, oczywiście z drucianych wiórów i starych sznurowadeł, by dręczyć nim pasibrzuchów i innych łakomców - znaleźli się w płonącej komnacie.
W świetle tysiąca ogni, na rozżarzonym do czerwoności tronie drzemał władca piekieł. Już od progu Infernus szastnął w dwornym reweransie.
- Witam cię, najmroczniejszy panie! Witaj piekieł ozdobo naj...
Potężne jak grzmot chrapanie zagłuszyło jego słowa.
- Witam cię - wrzasnął więc raz jeszcze, ale choć nie żałował gardła i tym razem odpowiedzią był tylko odgłos przypominający hurgotanie skalnych lawin.
- Nie dacie rady, panie! - podrapał się w głowę zbójnik. - cosik mi się widzi, że śpią! Chyba, że...
- Co? - nadstawił ucha Infernus.
- ... że mu zaśpiewamy! Jeszcze się taki nie narodził, co by przy tym spał! - i nie czekając wyciągną jak na hali:

"W murowanej piwnicy
tańcowali zbójnicy
kazali se piknie grać
i na nóżki spozirać.
Tańcowałbyk, kiebyk móg,
Kiebyk ni mioł krzywyk nóg,
A ze krzywe nogo mom,
Co podskoce, to się gnom!"

Góralska melodia zadzwoniła o ściany piekielnej komnaty. A była tak skoczna, że ani się postrzegł Infernus, jak z początku nieśmiało, a potem coraz głośniej zawtórował zbójnikowi:

" Ej ty baco, baco nasz, tęgich chłopów na zbój masz..."

i dalejże w tany. Zawirowała góralska cucha, potoczył się w kąt beret diabelski. Nagle coś obok nich świsnęło i zaskrzeczało okrutnym głosem:
- Do stu milionów diabłów! A cóż to za wrzawa! Hej, jest tam kto? Do mnie!
Na dźwięk tego głosu skulił się Infernus i porwawszy swój beret zamiótł nim podłogę.
- Witaj, najdostojniejszy panie! To ja, Infernus!
- Infernus? - zamrugał ślepiami Belzebub. - nie słyszałem!
- Ależ to twój nadworny poeta - pochylił się do ucha władcy szambelan Belial. - Autor nieśmiertelnego poematu na cześć twojego najwspanialszego, najdostojniejszego ogona!
- Ogona? Brawo, brawo! Nie czytałem! A ten drugi? - płomieniste spojrzenie Belzebuba omiotło postać Janosika.
- Janosik! Zbójnicki hetman - gibnął się w ukłonie zbójnik.
- Hę? - skrobnął się za uchem czart nad czartami. - zbójnik? Czy to ten, co w piekle brewerie wyczynia? Kto go tutaj wpuścił?
- A nikt! - wziął się pod boki zbójnik. - sam przyszedłem. Zbójowałem całe życie, to gdzie miałem iść?!
- Zabijał, rabował, palił! Tom wszystko prawda, najmroczniejszy panie - zasyczał u boku władcy Belial.
- Ho, ho! Zbójnik z niego siarczysty - poświadczył drżącym falsetem Infernus. - A jak porąbał Smerdę, to znaczy ...pardon! chciałem powiedzieć węgierskich hajduków! O tu! Wszystko zapisane! - i podsunął pod nos księcia piekieł pogryzmoloną, grubą księgę.
- Ale to wszystko czynił w obronie biedaków. Dlatego nie do was należy! - głos, który odezwał się, był cichy jak fletnia i tak łagodny, że zjeżyła się szczecina na diabelskich grzbietach.
- Co? Nie do nas/ - prychnął pianą z pyska Belzebub. - kto to powiedział? - i tak rąbnął berłem w kocioł wrzącej smoły, że mu chlupnęła na skudloną brodę.
- Ja - odparł z anielską słodyczą głos. - A teraz pójdź, zbójniku, za mną śmiało. Nie lękaj się piekielnej mocy!
- Ale pił , z dziewkami się zmawiał! Potrząsał diabelską księgą zrozpaczony Infernus. - Tu wszystko jest!
- Pił za swoje. A to, że z dziewkami, hmm! - westchnęło coś w powietrzu. - i to mu zostanie wkrótce przebaczone. Za ten chleb dawany sierotom, wdowom i bezdomnym uzyskałeś zbójniku, łaskę przebaczenia. Łzy, które otarłeś, zmyły twoje winy. Pójdź, pójdź za mną!.
I ruszyli nie zatrzymywani przez nikogo. A kiedy odeszli, jeszcze długo w piekle srożył się Belzebub, przeklinając niezręczność diabelskich sługusów.
Najgoręcej jednak bolał nad utratą swego kompana Infernus. Ponoć po dziś dzień snuje się smutny po piekle, układając strofy swego poematu. Usiłuje też sobie przypomnieć słowa i melodię owej wartkiej pieśni. Ale na próżno, nic mu nie wychodzi.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin