Maciej I�owiecki �Z tamtej strony lustra� Ilustracje Szymon Kobyli�ski Redaktor El�bieta Luba�ska Redaktor techniczny El�bieta Suchocka Copyright by Wydawnictwa �Alfa�, Warszawa 1986 ROZDZIA� 1 Z tamtej strony lustra W krainie Po drugiej stronie Lustra wszystko, co wydawa�o si� Alicji niepoj�te, mia�o jednak sw�j g��boki sens. W czasie swej w�dr�wki Alicja - jak pami�tamy - spotka�a Kota. By� to ten sam Kot, kt�ry potrafi� znika� nagle w taki spos�b, �e znika� nie ca�kiem: pozostawa� jego u�miech, sam u�miech Kota bez Kota!* [* Lewis Carroll: Alicja w Krainie Czar�w i Po drugiej stronie Lustra (przek�ad: Robert Stiller). Wydawnictwa �Alfa�. Warszawa 1986]. Naturalnie, na zdrowy rozum jest to jawny nonsens. U�miech jest poj�ciem abstrakcyjnym i nie mo�e istnie� bez tego, kto si� u�miecha. Z punktu widzenia zoologii nonsens wydaje si� jeszcze �atwiejszy do przygwo�d�enia: koty po prostu nie umiej� si� u�miecha� (chocia� dla mnie nie jest to takie pewne!), nie m�wi�c ju� o tym, �e nie umiej� m�wi� ani rozp�ywa� si� w nico��. Gdyby�my jednak zaj�li si� bli�ej u�miechaj�cym si� kotem, okaza�oby si�, i� jest nad czym dyskutowa�, co wi�cej, �e tego rodzaju dyskusje tocz� si� nie od dzi�... w�a�nie w �wiecie nauki. Znale�liby si� tacy, kt�rzy dowodziliby, i� w m�zgu ludzkim musi by� w jaki� spos�b zakodowana sama idea u�miechu, skoro ludzie potrafi� rozpozna� u�miech niezale�nie od okoliczno�ci ani od tego, kto i jak si� u�miecha. W tym zatem sensie w�a�nie istnieje jakby �sam u�miech�... Inni z kolei powiedzieliby, �e zdanie: koty nie umiej� si� �mia� nie jest zupe�nie �cis�e jak wszystkie tzw. s�dy indukcyjne. Chc�c by� bli�ej prawdy, powinni�my tylko stwierdzi�: nie spotkano dot�d kota, kt�ry potrafi�by si� �mia�, wi�c jest bardzo prawdopodobne, �e wszystkie koty tego nie potrafi�. No tak, mo�e lepiej nie wdawa� si� w zawi�e spory toczone przez filozof�w, skoro zar�wno w�asny rozum, jak i informacje zdobyte przez nauk� pozwalaj� nie�le orientowa� si� w �wiecie i nawet ten �wiat zmienia�. Chcia�em tylko wskaza�, i� mo�e nie wszystko, co wydaje si� oczywiste lub pewne, musi by� zawsze i pewne, i oczywiste. Poza tym nie musimy zbyt przejmowa� si� logik� ani posiadan� wiedz�: znikaj�cy Kot wyst�puje przecie� w Krainie Czar�w, Alicja spotka�a go po drugiej stronie lustra... Proponuj� zatem Czytelnikom ma�� wycieczk� na tamt� stron� lustra, to znaczy do �wiata, w kt�rym wszystko jest mo�liwe, a granic� mo�e by� tylko w�asna wyobra�nia.-Opr�cz r�nych - zreszt� wybranych do�� przypadkowo - problem�w, kt�rymi zajmuje si� wsp�czesna nauka, spr�buj� przedstawi� tak�e niekt�re zjawiska niezwyk�e, �zwariowane� hipotezy i nierealne projekty; mo�e to by� i zabawne, i pouczaj�ce, pod warunkiem wszak�e zachowania dystansu i sceptycyzmu. Wi�kszo�� przedstawionych w tej ksi��ce problem�w mie�ci si� doskonale w granicach, kt�re dzi� zakre�la nauka, to znaczy w granicach okre�laj�cych obszar zainteresowa� nauki. Obszar ten jest zmienny - kto wie, czy wiele rzeczy, zaliczanych dzisiaj do tzw. para-nauki, a nawet nazywanych bzdurami, nie znajdzie si� kiedy� w tym obszarze? Wsp�czesna nauka przyzwyczai�a nas do coraz to nowych niezwyk�o�ci i �spe�nianych niemo�liwo�ci�. Aby zachowa� umiar i przep�yn�� zdrowo mi�dzy Scyll� (odrzucanie wszystkiego, co wydaje si� niezgodne z nauk�) a Charybd� (przyjmowanie �na wiar� wszystkiego, co komu si� spodoba g�osi�), wystarczy mo�e tylko pami�ta� o jednym. Mianowicie o tym, i� rzeczy nie zawsze bywaj� takie, jakimi nam si� wydaj�, ale jeszcze rzadziej bywaj� takie, jakimi chcieliby�my, �eby by�y. Co za� do zwariowanych hipotez, to - jak wiadomo - wiele z nich odegra�o w historii nauki rol� niezmiernie pozytywn�. Oto kilka do�� znanych przyk�ad�w. W latach trzydziestych naszego stulecia radziecki astronom Gawri� Tichow twierdzi�, �e pasmo nizin marsja�skich daje obraz spektroskopowy, taki jak rejony wysokog�rskiej ro�linno�ci na Ziemi, a zatem na Marsie istniej� ro�liny. Inny znany astronom radziecki - Josip Szk�owski - uwa�a�, i� satelity Marsa s� puste w �rodku, a wi�c ich pochodzenie nie mo�e by� naturalne. W swoim czasie by�y to hipotezy ca�kiem heretyckie wobec panuj�cych w nauce pogl�d�w, nami�tnie je te� zwalczano. Ma�o tego - przyczyniaj�c si� do triumfu sceptyk�w - obie hipotezy okaza�y si� rzeczywi�cie b��dne (dzi� ju� to wiadomo)! Tyle �e zwalczanie obu hipotez i dyskusje wok� nich pomog�y znacznie lepiej pozna� Marsa i w og�le Uk�ad S�oneczny, pobudzi�y wyobra�ni� wielu ludzi, wzmog�y zainteresowania Kosmosem i kto wie, ile im w ko�cu zawdzi�cza dzisiejsza astronautyka. S�dz� wi�c, i� mo�na broni� twierdzenia, �e nie wszystkie �wariackie� hipotezy musz� by� z natury rzeczy bezp�odne i niewarte dyskusji czy cho�by zastanowienia. W ko�cu XVIII wieku w salonach europejskich nies�ychanie modny by� mesmeryzm. Tak od nazwiska niemieckiego lekarza Franza Antona Mesmera nazywano leczenie �magnetyzmem zwierz�cym�, czyli tajemnym fluidem. Wysy�any przez jednych ludzi mia� �w fluid leczniczo dzia�a� na innych, wp�ywaj�c �przez nerwy i na nerwy�. Mesmeryzm by� niezast�pionym tematem towarzyskich konwersacji, opowiadano cuda o jego skutkach leczniczych, pasjonowali si� nim filozofowie i prostaczkowie - by� czym� w rodzaju osiemnastowiecznej bioenergoterapii. Mia� tak�e zaciek�ych wrog�w. Motywy wielu z nich nie by�y zbyt szlachetne. �wcze�ni medycy nie mogli znie�� powodzenia Mesmera i jego zarobk�w, wi�c zarzucali mu wszelkie nieprawo�ci. Motywy innych by�y jednak godne szacunku: uznawali mesmeryzm za bzdur� i przes�d, poniewa� istnienie jakich� niewidzialnych fluid�w nie godzi�o si� z naukowym pogl�dem na �wiat, by�o sprzeczne z obowi�zuj�c� wiedz�. W naukowej komisji powo�anej w 1784 r. do zbadania tego zjawiska wzi�li udzia� wybitni uczeni tamtych czas�w, m.in. wielki chemik Antoine Lavoisier i Benjamin Franklin, znakomity badacz elektryczno�ci, umys� post�powy i �wiat�y. Komisja - po przeprowadzeniu do�wiadcze� odrzuci�a hipotez� Mesmera, do�wiadczenia bowiem nie potwierdzi�y istnienia �magnetyzmu zwierz�cego�. Franklin uzna� wyniki eksperymentu za rozstrzygaj�ce (zaj�� wi�c stanowisko, jakie powinni zajmowa� uczeni) i sta� si� walcz�cym przeciwnikiem mesmeryzmu. Wszak�e jego argumenty - je�li mia�y to by� argumenty naukowe - by�y co najmniej dziwne. Franklin bowiem orzek�: To, czego nie da si� zobaczy�, dotkn�� ani pow�cha�, po prostu nie istnieje. Mesmeryzm wyrzucono wi�c z hukiem poza obszar nauki; znalaz� pocieszenie (co te� swoj� drog� znamienne) w zainteresowaniu, jakim obdarzy�a go literatura i sztuka romantyzmu. Ale przecie� po latach �magnetyzm zwierz�cy� pojawi� si� znowu w nauce w postaci ju� mo�liwej do przyj�cia: jako zjawisko hipnozy. Zjawisko do dzi� naukowo badane i do dzi� tajemnicze, ale niew�tpliwie istniej�ce i na pewno zwi�zane z systemem nerwowym ludzkim i zwierz�cym (o hipnotyzowaniu ludzi wszyscy zapewne s�yszeli, nie wszyscy jednak wiedz� o tym, �e bardzo �atwo podlega swoistej hipnozie np. kura...). Franz Mesmer by� w istocie zdolnym hipnotyzerem i w tym sensie nikogo nie ok�amywa�, cho� oczywi�cie wykorzystywa� swe zdolno�ci do robienia kariery; tajemniczo��, aura cudowno�ci i magii sprzyja�y tej karierze. Badania komisji nad �magnetyzmem zwierz�cym� musia�y wszak�e wtedy sko�czy� si� fiaskiem, poniewa� nic nie wiedziano o naturze hipnozy, o warunkach, w jakich stan ten mo�e si� objawi� ani nawet o tym, �e nie ka�dy ma podobne zdolno�ci i nie ka�dy im ulega. Poza tym umys�y kszta�towane w epoce O�wiecenia z g�ry odrzuca�y to, co by�o sprzeczne �ze wszystkim, o czym wiedziano dotychczas�, w dodatku zatr�ca�o �cudowno�ci��. Nie, tego, jak zreszt� i innych �cud�w�, racjonalistyczny wiek XVIII przyj�� nie m�g�. Nawet pozbawiony przes�d�w Wolter, kiedy pokazano mu �yj�tka pod mikroskopem, uzna� je za �plamy na w�asnych oczach�, bo przecie� co� tak ma�ego w og�le nie mog�oby �y�. Fluidy Mesmera, ujawniaj�ce si� w salonach, a niewidoczne w laboratoriach, by�y czym� jeszcze gorszym. Wi�c Franklin mia� racj� i zarazem jej nie mia�? Mia�, darz�c zaufaniem wy��cznie fakty sprawdzone przez nauk�; nie mia�, bo zapomnia� o obowi�zku sceptycyzmu r�wnie� wobec metod i regu�, kt�re dana epoka uwa�a za pewne, ale kt�rych ograniczono�� mo�e wykaza� epoka nast�pna. Przepraszam, �e wr�c� jeszcze do jednego nadu�ywanego przyk�adu, ale wydaje si� on nadzwyczaj wyrazi�cie ujmowa� sedno sprawy. Ot� w ko�cu XVIII wieku przyniesiono do Francuskiej Akademii Nauk jakie� skamienia�e grudy, twierdz�c, �e s� to �kamienie spad�e z nieba�. Ch�opi, kt�rzy przynie�li owe kamienie i przysi�gali, �e widzieli ich upadek z chmur, zostali ukarani za oszustwo i kpiny z prze�wietnej Akademii; areopag uczonych uzna�, �e kamienie nie mog� spada� z nieba, poniewa� ani w chmurach, ani ponad nimi �adnych kamieni nie ma i by� nie mo�e. W 1790 r. mer miasteczka Jullaic zn�w wys�a� Akademii �kamienie z nieba� i protok�, stwierdzaj�cy ich spadek �z chmur�, podpisany przez 300 naocznych �wiadk�w, mieszka�c�w Jullaic. Akademia wyrazi�a ubolewanie, �e merem miasta mo�e by� cz�owiek tak g�upi... W czasie za� dysputy jeden z akademik�w, niejaki Deluc, o�wiadczy�: Gdyby nawet taki kamie� upad� u mych n�g i zmuszony by�bym przyzna�, �e go widzia�em, musia�bym od razu doda�, i� jednak w to nie wierz�. Inny akademik, Fodin (swoj� drog�, kto dzi� o nich pami�ta jako o uczonych?), doda�: Lepiej takich zjawisk w og�le nie uznawa�, ni� poni�a� si� do pr�b ich obja�niania. Dzi� wydaje si�, i� to akademicy francuscy nie odznaczali si� m�dro�ci�, natomiast mer, kt�ry chcia� zbada� natur� nieznanego zjawiska, wcale nie by� cz�owiekiem g�...
Rowiny7