Świadectwa - czystość przedmałżeńska cz.2.doc

(188 KB) Pobierz

Dlaczego nie współżyć przed ślubem?

     Jako nastolatek byłem dookoła bombardowany treściami pornograficznymi, przekazywanymi w przeróżny sposób, które mniej lub bardziej dosadnie docierały do mnie i pozostawiały ślad w moich myślach. Moi rówieśnicy też ulegali temu wpływowi.

     Coraz częściej słyszałem opowiadania kolegów o ich podbojach i zdobyczach, o zaliczonych panienkach. Ja zawsze marzyłem o tym, by ta chwila była wyjątkowa, żeby to nie było gdzieś tam w przysłowiowych krzaczkach, z pierwszą lepszą dziewczyną i to w dodatku pod wpływem alkoholu. To mnie jakoś motywowało i trzymałem się. Były wprawdzie imprezy, alkohol, dziewczyny, ale wszystko do ustalonej granicy. W międzyczasie odkryłem piekło masturbacji i popadłem w bagno samogwałtu.

     Wreszcie spotkałem "inną" dziewczynę. Na początku naszej koleżeńskiej znajomości dużo się sprzeczaliśmy, wymieniając poglądy na świat. Ona motywowała mnie do pracy nad sobą i do tego, by pokazać jej, że nie każdemu facetowi chodzi tylko o to jedno. Powoli zdobywaliśmy swoje zaufanie i rodziła się nasza wzajemna sympatia. Któregoś dnia, a wyszło to tak "samo z siebie", zostaliśmy parą.

     Byliśmy dla siebie pierwszymi tak poważnymi partnerami. Nasze częste spotkania i szczere rozmowy sprzyjały dobremu rozwojowi związku. Oboje bez żadnego bagażu z przeszłości, bez przykrych doświadczeń, poznawaliśmy się i uczyliśmy się siebie nawzajem. Świat nagle stał się taki piękny, wydawało się, że los nam siebie zesłał. Zauroczeni sobą po uszy, pewnego dnia wyznaliśmy sobie miłość. Wiem, że wymówiliśmy wtedy nasze szczere, wzajemne "kocham cię".

     Mieliśmy do siebie ogromne zaufanie i szacunek. Po pewnym jednak czasie pocałunki i tulenie się do siebie przestało nam wystarczać. W naszych rozmowach co jakiś czas zaczął pojawiać się temat seksu. Szanowaliśmy się, ufaliśmy sobie, darowaliśmy więc swój skarb ukochanej osobie. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, zachwyceni tym, ale... w nas niepostrzeżenie się coś złamało, pękło ogniwo łańcucha pięknego uczucia. Oczywiście tego nie zauważyliśmy - byliśmy pewni, że wszystko jest na najlepszej drodze, i wciąż "pogłębialiśmy" w ten sposób nasze uczucie, szukając do tego okazji.

     Pierwszą oznaką rozkładu naszego związku były coraz większe różnice zdań i wynikające z nich sprzeczki, które bagatelizowaliśmy w imię tolerancji. Pewnego dnia, kiedy byliśmy już ze sobą półtora roku, po ostrej kłótni moja dziewczyna postanowiła ode mnie odejść; jak się później okazało - do faceta, który potrafił ją wysłuchać, zrozumieć i się nie kłócił. Potem podjęła próbę naprawy tego, co zburzyła. Spotykaliśmy się często, wiedząc jednak, że nie możemy sobie pozwolić na seks, skoro teoretycznie nie było naszego związku. Taka sytuacja trwała dwa lata, potem wióciliśmy do siebie. Zmuszeni wcześniej do wstrzemięźliwości, nadal strzegliśmy się nawzajem, by nie dopuścić do współżycia. Zaczęliśmy wspólną naprawę naszego związku. Wszystko szło w dobrą stronę, odbudowaliśmy zaufanie. Mimo to po dwóch latach trwania w czystości znowu się zagalopowaliśmy i wspólnie upadliśmy na dno. Brnęliśmy w grzech z najszczerszym przekonaniem, że idziemy w dobrą stronę. Powróciły sprzeczki. Tym razem pękł "spaw" na wcześniej rozerwanym, ale naprawionym przez nas łańcuchu.

     Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, ale studia Kasi i mój długo utrzymujący się stan bezrobocia nie pozwalał nam na podjęcie jakichkolwiek działań, by wstąpić w sakrament małżeństwa. I tak sobie żyliśmy, korzystając z uciech cielesnych, nie dostrzegając "nowotworu", który nas niszczył. Narastające spory tłumaczyliśmy tym, że życie to nie sielanka. Kłóciliśmy się, a zaraz potem się "godziliśmy" - i tak egzystowaliśmy w błędnym kole, nie dostrzegając naszego egoizmu.

     Brak pracy wymusił na mnie przerwanie studiów zaocznych i odbycie służby wojskowej. Sytuacja rodzinna i finansowa Kasi zmusiła ją natomiast do podjęcia pracy. Znalazła etat barmanki. Wcale mi to nie odpowiadało, bo wiedziałem, że praca nocą, wśród luzackiego, podpitego towarzystwa, szczególnie mężczyzn, nie będzie miała dobrego wpływu na moją "połówkę", ale nie miałem wyboru i musiałem to zaakceptować. <{P>      Kiedy byłem w wojsku, widywaliśmy się średnio raz w miesiącu (dzieliło nas 150 km), a nasze uczucie zamiast kwitnąć, zaczęło chyba usychać. Moje życie kręciło się wokół służby, a moja Kasia, mając sporo wolnego czasu i szerokie pole do popisu, poszerzała znajomości, szczególnie wśród mężczyzn, którzy chcąc zyskać jej sympatię i uznanie, stosowali przeróżne chwyty; wpadła w wir życia towarzyskiego i zaczęła zmieniać swoje poglądy na życie, na innych, na mnie.

     Przyjechałem do domu na przepustkę. Nie mogłem się doczekać spotkania ze swoją ukochaną. Niestety, sprzeczki nas nie oszczędziły. Usłyszałem coś, czego nie spodziewałbym się usłyszeć w tym momencie... Po czterech latach bycia razem Kasia stwierdziła, że nie jest pewna, czy to ja jestem tą osobą, z którą chce iść przez całe życie. Początkowo jakoś to do mnie nie trafiało; próbowałem dojść do sedna sprawy, ale nic nie mogłem osiągnąć. Zapytałem, co dalej, i usłyszałem: "bądźmy razem jeszcze przez jakiś czas, ale nie wiem, co dalej, niczego nie obiecuję". Miałem wrażenie, że sufit spadł mi na głowę. Próbowałem stawiać sprawę na ostrzu noża, by wymusić konkrety, ale znowu nic nie osiągnąłem. Przepustka się kończyła i musiałem wracać do służby, więc dla dobra sprawy dałem jej czas do namysłu - do następnej przepustki.

     Kiedy po miesiącu wróciłem, odczułem wielką obojętność Kasi wobec mnie. Nie umiałem zaakceptować takiego stanu rzeczy, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce. Zagroziłem rozstaniem. I co? Nie usłyszałem sprzeciwu... Świat mi się zawalił. Ona pozostała w swoim wirze życia, a ja, zdruzgotany, wracałem do szarej wojskowej rzeczywistości.

     Kasia skończyła studia, a ja dostałem długo wyczekiwaną, zdobytą modlitwą i ciężkimi staraniami pracę w służbie mundurowej. Niby więc osiągnęliśmy to, czego brakowało nam do postawienia kroku we wspólną małżeńską przyszłość, ale... niestety, nie było już nas. Ja pozostałem w swych rodzinnych stronach, a Kasia wyjechała za granicę.

     Minęły dwa lata. W międzyczasie miałem okazję ją spotkać, kiedy przebywała w Polsce na urlopie, ale to już była zupełnie inna kobieta, jakby odwrócona o 180 stopni, przemieniona przez zagraniczną rzeczywistość, laickie podejście do życia i pogoń za pieniądzem.

     Kiedy patrzę w przeszłość i rozmyślam nad przeżytym związkiem, odkrywam gorzkąprawdę, że oboje doprowadziliśmy do tego, co się stało. Oboje, podejmując decyzję o przedmałżeńskim współżyciu, budowaliśmy w sobie egoizm, choć paradoksalnie wydawało nam się, że w ten sposób budujemy i cementujemy związek oparty na silnym uczuciu. Oboje zniszczyliśmy siebie, zniszczyliśmy to, co było w nas najpiękniejsze, zniszczyliśmy sobie przyszłość.

     Dziś jestem sam. Podjąłem decyzję o wstrzemięźliwości seksualnej aż do zawarcia sakramentu małżeństwa z kobietą, którą przeznaczy mi Bóg, o ile to jest Jego wolą. Chciałbym przynajmniej wjakiejś części obdarować ją swoją czystością i choć w części naprawić relację z moim Ojcem, który obdarował mnie sobą, dał mi piękne uczucia, a także wolną i nieprzymuszoną wolę. Ja jednak, zamiast okazać wdzięczność i pomnażać otrzymane talenty, roztrwoniłem wszystko i dziś nie mam nic.

     Z wielkim bólem i palącym wstydem przyznam jeszcze, że tkwię w grzechu samogwałtu - w wielkim bagnie, z którego powoli wychodzę dzięki gorącej modlitwie, Eucharystii i ufności Ojcu, który pokonuje Szatana.

     Myślę, że to moje doświadczenie i świadectwo da coś do myślenia tym, którzy pytają, dlaczego nie współżyć przed ślubem. Być może pomogę komuś podjąć decyzję... Mogę tylko przestrzec przed zgubą i modlić się o jasność myśli oraz trafność decyzji dla Was wszystkich. Niech Bóg będzie z Wami, niech Duch Święty pomaga rozwiązać Wasze trudne sytuacje i sprawy życiowe, a Święta Rodzina niech będzie dla Was wzorem. Szczęść Wam Boże!
 

Bodek,26 lat

 

 

 

 

 

Jezus przywrócił mi moją czystość

     Straciłam czystość bardzo wcześnie. Od samego początku swój związek z chłopakiem zbudowałam na cielesności. Nie wiedziałam w tym nic złego. Nie wiedziałam, że tak nie można, że to źle. Nie byłam świadoma tego grzechu. Jednak działo się ze mną coś złego - byłam ciągle smutna, przygnębiona, nawet małe problemy były dla mnie nie do pokonania. Byłam jakaś taka "ciężka", nie układało mi się w szkole, miałam mało przyjaciół. Nie wiedziałam, dlaczego.

     Pewnego razu przypadkowo (jednak wiem, że u naszego Pana nie ma przypadków) trafił w moje ręce specjalny numer Miłujcie się! o czystości. Byłam w szoku, gdy zrozumiałam, że grzeszę i że tak wiele straciłam. Szybko jednak o tym zapomniałam i nie przestawałam grzeszyć. Myślałam, że niemożliwe jest życie bez seksu. Odtąd zaczęły się we mnie budzić jakieś wyrzuty sumienia, które skutecznie zagłuszałam. Zaczęłam szukać w Piśmie św., co Jezus mówi o czystości. Wkrótce po każdym zbliżeniu z chłopakiem czułam się bardzo źle psychicznie, ale też fizycznie, gdyż miałam przez to problemy zdrowotne. Nasze kontakty stawały się coraz rzadsze, a ja modliłam się gorąco o to, aby Jezus wskazał mi właściwą drogę, żeby mi pomógł pokonać słabości, by dał mi siłę. I Pan mnie wysłuchał. (...)

     Gdy powiedziałam swojemu chłopakowi, że nie chcę już, żebyśmy grzeszyli, on się zdziwił i powiedział: "Zwariowałaś, tyle czasu to robiliśmy, a ty teraz chcesz się nawracać?! Już za późno, było myśleć wcześniej o tym". Bardzo mnie to bolało. Wywierał na mnie straszną presję, ciągle się kłóciliśmy.

     Postanowiłam, że nikt nie będzie dla mnie ważniejszy od Chrystusa. Poszłam w końcu do spowiedzi, której dotąd ze wstydu i lęku unikałam. To była najtrudniejsza a zarazem najpiękniejsza spowiedź w moim życiu. Czułam ogromną radość, gdy przyjmowałam potem w Komunii św. Chrystusa do swojego czystego serca. Postanowiłam zmienić całe swoje życie, zapragnęłam iść Jego drogą. Niestety, upadałam jeszcze wiele razy, ale potem szybko szłam do spowiedzi.

     W tym czasie bardzo pomogły mi świadectwa osób, które wstąpiły do RCS. Było mi przykro - wydawało mi się, że nie mogę przystąpić do tej wspólnoty, bo straciłam swoją czystość. Ale zrozumiałam, że jeśli pójdę za Jezusem, będę żyć według Jego nauki i porzucę dawne, grzeszne życie, to On może przywrócić mi moją czystość.

     Teraz już nie grzeszę, żyję w czystości. Stałam się weselsza, żywsza, pełna optymizmu. Nawiązuję znacznie lepsze relacje z rodziną i mam wielu przyjaciół.

     Związek z moim chłopakiem wisi na włosku. On nie rozumie mojej przemiany, nie akceptuje mojej decyzji, trudno mu teraz być ze mną. Wiem, że prawdziwa miłość powinna opierać się na czystości. Modlę się za niego, by i on to zrozumiał i by zechciał żyć inaczej.

     Czytam Miłujcie się! i rozdaję wszystkim wokół, aby to czasopismo odmieniło czyjeś życie, żeby coś komuś uświadomiło. Może w ten sposób uratuję czyjąś czystość?

     Zawierzyłam się Jezusowi, wstąpiłam do RCS, choć niegdyś moje serce było tak brudne. Chcę do ślubu wytrwać w swej odzyskanej czystości, chcę być inna! Czuję ogromną miłość Chrystusa i Jego wielką łaskę, która naprowadziła mnie na właściwą drogę i pomogła mi wyrwać się z niewoli tego grzechu, niegdyś tak ciasno mnie oplatającego. Dopiero teraz widzę, jak piękne jest życie, i cieszę się z najdrobniejszych rzeczy.

     Pamiętajcie, że nigdy nie jest za późno, że zawsze jest powrót z drogi grzechu, choć trudny i bolesny. Proście Chrystusa o pomoc, On na Was czeka!
 

Odnaleziona owieczka



http://adonai.pl/graph/milujcie.gif
nr 2-2007

 

 

 

 

 

Postawiliśmy na czystość

     Od półtora, roku jesteśmy parą, a od roku należymy do Ruchu Czystych Serc. Kiedy postanowiliśmy przyłączyć się do wielu młodych ludzi, którzy postawili na czystość, nie przypuszczaliśmy nawet, że decyzja ta tak bardo odmieni nasze życie. Przystawienie do RCS było przypieczętowaniem naszych poglądów na temat czystości przedmałżeńskiej. Uważamy bowiem, że niepodejmowanie współżycia, seksualnego przed ślubem jest koniecznym warunkiem, do lepszego poznania, się i stworzenia w przyszłości szczęśliwej, normalnej rodziny.

     Normalnej - tzn. żyjącej zgodnie z przykazaniami Bożymi, kochającej się i darzącej zaufaniem. Taką rodzinę stworzyć mogą tylko ludzie, którzy dobrze się poznali, a nie ci, którzy okres wzajemnego poznawania się zastąpili okresem używania. Mamy świadomość tego, że uważani jesteśmy za nienowoczesnych, bo w dzisiejszych czasach seks przed ślubem to przecież zwykła rzecz. Dla nas jednak to jak jedzenie obiadu, który rozpoczyna się od deseru. W takim przypadku ani pierwsze, ani drugie danie nie smakuje już tak rewelacyjnie. Młodzi ludzie, którzy już od początku swojej znajomości idą ze sobą do łóżka, nie mają pojęcia, co tracą, albo uważają, że życie można, przeżyć na skróty. Tymczasem miłość do drugiej osoby można okazać na tysiąc sposobów.
 

Anka i Rafał



http://adonai.pl/graph/milujcie.gif
Numer Specjalny - 2007

 

 

Czystość jest możliwa

     Jestem szczęśliwą mężatką i wiem, że Bóg jest również z zakochanymi oraz małżonkami. Zawsze z nami był i jest. Z moim chłopakiem chodziłam prawie pięć lat i wiem, że możliwe jest wytrwanie w czystości. Osobiście jednak uważam, że może to o rok za długo. Nie jestem zwolenniczką długiego narze-czeństwa. Na pewno długie "chodzenie" naraża na brak czystości, ale z drugiej strony wiek i względy ekonomiczne nie zawsze pozwalają na małżeństwo. Czasami trzeba poczekać. My czekaliśmy długo. Najważniejsze jest to, że Bóg dał nam siłę. Podkreślam to stanowczo: czystość przedmałżeńska jest możliwa! Teraz, kiedy wiem, jaką siłą jest seks, jestem pełna podziwu dla Boga, który dał nam zdolność wstrzemięźliwości. I naprawdę nie było to takie trudne! Myślę, że przychodzi czas, kiedy się jest pewnym, że to jest ta osoba i że chce się jej oddać. Ale nigdy nie wiemy na 100% - dopiero małżeństwo jest pewną pieczęcią i deklaracją: będziemy razem na zawsze.

     Taka deklaracja wymaga dojrzałości, odwagi i odpowiedzialności, dlatego seks powinien mieć miejsce w małżeństwie. Warto czekać, warto dojrzewać i przez brak wytrwałości nie zniszczyć miłości. Trzeba też wiedzieć, kogo słuchać. My zaufaliśmy Bogu i teraz doświadczamy błogosławionych skutków tego zaufania. W pełni cieszymy się naszym pożyciem małżeńskim, doświadczając głębokiej miłości, radości i wdzięczności.

     Metody naturalne wciąż wymagają od nas dyscypliny, ale naprawdę warto je stosować. Oczywiście nie zawsze jest łatwo i przychodzi pokusa pójścia na łatwiznę. Ale przecież Pan Bóg dał nam - oprócz wiary - rozsądek! Wiadomo, że środki antykoncepcyjne szkodzą zdrowiu, nie mówiąc o szkodach moralnych. Organizm kobiety ma swój naturalny cykl i nie należy ulepszać swojej seksualności na własną rękę. Płciowość nie jest chorobą, aby faszerować się hormonami czy okaleczać przez środki mechaniczne (nie mówiąc o prezerwatywie, która nie daje małżonkom pełnego przeżycia). Akt współżycia to dużo więcej niż doznanie cielesne. To przeżycie psychiczne, duchowe i emocjonalne. Metody naturalne wprowadzają swego rodzaju porządek w naszym życiu. Są one bardzo wygodne, wymagają tylko termometru, karty obserwacji i, oczywiście, systematyczności. Czyszczenie zębów zajmuje więcej czasu! Warto kroczyć tą drogą. Z Bogiem naprawdę wszystko jest łatwe. Dopiero kiedy odwracamy się od Niego i nasłuchujemy głosów świata, wszystko staje się trudne. W momencie gdy zaufamy Jezusowi i powiemy Mu: "Ty bądź moim Panem" -wszystko jest tak proste, że aż się dziwimy, że mogło nam się wydawać inaczej.

     Myślę, że obecnie dzieci i młodzież są ogromnie zarażeni falą nieczystości. Miłujcie się! to oaza wśród szmatławców. Dlatego ważne sąświadectwant. czystości. Miłość Boża jest tak wielka, że "wszystko przetrzyma" (por. 1 Kor 13, 7). Bóg, który jest miłością, jest źródłem każdej innej miłości. Ta miłość pozwoli nam uwierzyć i zaufać drugiemu człowiekowi.

     Oboje pochodzimy z domów rozbitych przez alkoholizm, pogardę, pychę i brak miłości. Gdyby nie Bóg, nasze życie nie miałoby sensu. To On dał nam siłę, dzięki Niemu uwierzyliśmy, że jest miłość.

     Cieszę się, że publikujecie modlitwę o czystość przedmałżeńską. Bóg naprawdę nikogo nie oszukuje. Myślę, że dopiero ludzie, którzy szastają swoim ciałem w imię źle rozumianej wolności -czują się oszukani. I wiem też. że nasza pełna radość z małżeństwa jest owocem czystości przedmałżeńskiej. Nie ma nad nami tego cienia, że coś zepsuliśmy. Naprawdę szczęściarze z nas! To niesamowite, co Bóg potrafi. Z pokręconych, zalęknionych ludzi tworzy ufne, otwarte i umiejące kochać osoby. Czystość jest możliwa. Wiem, że Maryja była i jest z nami. To dziwne, ale dzięki małżeństwu zrozumiałam, czym jest dziewictwo.

     Jeszcze raz podkreślam, że czystość jest w Bogu i że jeśli zaprosi się Go do swojego życia - to On nas nie zawiedzie. To Bóg objawia nam godność swoich dzieci. Dlatego Królestwo Boże jest wśród nas: my trwamy w Bogu, a On w nas. Wtedy wszystko jest proste. Wtedy i tylko wtedy.
 

Z modlitwą - Iwona, 26 lat



http://adonai.pl/graph/milujcie.gif
Numer Specjalny - 2007

 

 

 

 

 

 

A miłość jest niezbędna

     Nie wiem, czy w pełni wyrażę to, I chcę, ale piszę, bo wierzę, że moje upadki i błędy mogą być pomocą i przestrogą dla wielu.

     Zawsze bolałam nad nie udanym małżeństem moich rodziców. Zamknęłam się w sobie, nie umiałam porozumieć się z rówieśnikami. Ojciec zawsze był zajęty swoimi problemami, zapatrzony w siebie, ciągle się rozczulał nad sobą. Żona i dzieci nic dla niego nie znaczyły. Z bólem stwierdzam, że nadal taki jest, i nic nie wskazuje na to, że się zmieni. Tak jak wielu ojców uważa, że robi dla nas bardzo dużo, bo przecież pracuje i przynosi pieniądze. Teraz, mając 20 lat, wiem, jak moje dzieciństwo zaważyło na dalszym moim życiu. Nie potrafiłam rozmawiać, okazywać uczuć, tego, co myślę - ale walczę z tym i stopniowo idzie mi coraz lepiej. Byłam po prostu zniechęcona życiem, miałam żal do moich rodziców, że nie dali mi tego, czego najbardziej potrzebowałam: czasu, uśmiechu i troski.

     Beznadzieja, która mnie wówczas ogarniała, przerażała mnie. Teraz wiem, że brakowało mi Boga. Tylko On mógł uleczyć moje zranione serce i zapełnić pustkę w nim. Brak mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo kocham Boga i jak bardzo jestem Mu wdzięczna za to, że pomógł mi pojąć wiele spraw, zrozumieć siebie i swój wewnętrzny ból.

     Na mojej drodze życia Stwórca postawił ludzi, którzy radykalnie zmienili moje myślenie i nastawienie do życia. Zrozumiałam dzięki temu, że również tu na ziemi mam jakąś misję do spełnienia i że nie mogę marnować swojego życia. Uświadomiłam sobie także wiele błędów, które popełniłam, które mnie paraliżowały i ograniczały w działaniu.

     Już przestałam czekać na to, by ktoś mnie kochał. Najważniejsze jest bowiem to, byśmy to my kochali - i to my musimy wyjść ludziom naprzeciw z miłością. Z trudem przyznaję, że byłam nastawiona na to, żeby brać, a nie dawać. Jeżeli jednak będziemy stale gąbkami wchłaniającymi miłość i żądającymi jej od innych, nigdy zaś nie dającymi jej, dojdziemy tylko do depresji i załamania.

     Spójrzmy na Chrystusa! On najpierw okazał nam swoją miłość. W momencie śmierci był sam, opuszczony przez przyjaciół i bliskich, odrzucony, znienawidzony i wzgardzony. Ale mimo to modli się słowami: "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią"... Musimy brać z Niego przykład i kochać mimo wszystko. Nie oczekujmy nic w zamian. Dobro, którym my się dziś dzielimy, wróci kiedyś do nas potrójnie, niespodziewanie. Jednak nie chodzi o dawanie z myślą o nagrodzie.

     W swoim życiu popełniłam wiele grzechów, zanim na dobre wróciłam do mego Wspaniałego Zbawcy. Przez mniej więcej rok zniewolona byłam przez własne ciało. I w żaden sposób nie mogłam z tym skończyć. Wpadłam w nałóg. Szczerze nienawidziłam siebie za ten wyraz egoizmu. Wiedziałam, że stając się niewolnicą swego ciała, odrzucam Boga, bo zamiast skupić się na Jego miłości, koncentrowałam się na własnej przyjemności. Zadawałam ból mojemu Zbawcy. Ale On jest tak wspaniały, pełen miłości i miłosierdzia, że kiedy z wielką ufnością prosiłam Go o pomoc, wysłuchał mnie i uleczył. Był to dla mnie ogromny cud. Wówczas to zdałam sobie sprawę, że dla Jezusa każdy człowiek z osobna jest najważniejszy.

     Koniecznie muszę powiedzieć o swojej znajomości z pierwszym chłopakiem, który się mną zainteresował. Znaliśmy się niecały miesiąc. Byłam w obcym miejscu, czułam się bardzo samotna. Wiedziałam, że nic dla niego nie znaczę, że mnie nie kocha i zależy mu jedynie na seksie. Po kilku kieliszkach alkoholu, czując się bardzo samotna, chciałam się tylko do niego przytulić. Ale chłopak jak to chłopak - czy może spokojnie uleżeć, jeśli obok niego znajduje się dziewczyna? Alkohol mnie zamroczył i nie mogłam, nie miałam sił, by go od siebie odsunąć. Niemalże płakałam wewnętrznie. Myślał, że chcę seksu. Nie chciałam. Przecież jest to tylko moment przyjemności.

     Chciałam odrobiny czułości, zrozumienia, ale on w ogóle tego nie zrozumiał - nie chciał tego zrozumieć... Czy musi być tak, że jak dziewczyna chce się do kogoś przytulić, to od razu chce seksu? Czy nie można spojrzeć na nas, kobiety, w innym świetle? Najbardziej pragniemy prawdziwej miłości płynącej z serca, czułości, ciepłych słów. Czy tak trudno uwierzyć w to, że do szczęścia nie jest nam potrzebny seks? Przecież miłość można wyrazić na wiele sposobów.

     Przyznaję, że to ja go nieświadomie sprowokowałam. Brak mi słów, żeby to opisać bądź logicznie wytłumaczyć. Wystarczy tylko moment nieuwagi, braku kontroli i już dajemy się skusić. Była to dla mnie trudna próba, która pokazała mi, kim i jaka naprawdę jestem - że nie jestem taką. za jaką się uważałam. Uffl Jak trudno przyznać się do swoich grzechów!

     Ten upadek nauczył mnie pokory! Teraz już wiem. co Bóg ma na myśli, kiedy mówi, że trzeba zachować czystość. Jedynie czysta miłość czyni seks czymś dobrym. Natomiast koncentracja na samej przyjemności zabija miłość, gdyż jest wyrazem egoizmu. Im mniej ludzie wierzą, tym bardziej szukają zaspokojenia w doznaniach zmysłowych. Aby nas zniewolić, Szatan wykorzystuje momenty, gdy czujemy się samotni, niekochani, i popycha naszą wyobraźnię w sferę seksu. Prawda jest taka, że ciągle i do końca życia musimy się kontrolować, aby nie ulec namowom ciała. Kochajmy tak, jak Nauczyciel miłości, Jezus, nas kocha. Seks w oderwaniu od miłości Jezusa pozostawia pustkę i smutek. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero teraz...

   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin