Brown Dale - Ostatnia misja Old Doga.pdf

(1539 KB) Pobierz
DALE BROWN
OSTATNIA MISJA OLD
DOGA
przełożyły
JADWIGA WERALSKA
ELŻBIETA ZYCHOWICZ
AGENCJA WYDAWNICZA „PRIMA PRESS"
INSTYTUT PRASY I WYDAWNICTW „NOVUM'
WARSZAWA 1992
Tytuł oryginału FLIGHT OF THE OLD DOG
Opracowanie graficzne Jan Sarnecki
Redaktor merytoryczny
Andrzej Kuryłowicz Krzysztof Weralski
Redaktor Maria DziedzicWesołowska
Redaktor techniczny Grażyna Ejsbrener
Korekta Barbara Wiśniewska
Copyright © 1987 by Dale F. Brown, Inc.
For the Polish edition Copyright © 1992 by Prima Press
Published in cooperation with Instytut Prasy i Wydawnictw „Novum"
ISBN 8385299297
Prima Press
Instytut Prasy i Wydawnictw „Novum".
Warszawa 1992 Wydanie I.
Ark. wyd. 22; ark. druk. 40
Zam. 1181/91
NA POKŁADZIE BOMBOWCA B-52
Bombowiec B-52, należący do Strategicznych Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych
(SAC*), był gotów do przeprowadzenia ostatniego ataku. Wcześniej już zużył część ładunku
bomb. Jeszcze jedna bomba grawitacyjna i cztery rakiety krótkiego zasięgu SRAM* 1 zostały
w komorach. Załoga wysłużonego bombowca liczyła sześć osób. W czasie tego lotu
uzupełnili już paliwo w powietrzu i zbombardowali cel z wysokości trzydziestu siedmiu
tysięcy stóp. W chwilę później zostali niespodziewanie zaatakowani rakietami ziemia-
powietrze typu SA2. Następnie dokonali trzech kolejnych nalotów na obiekty w plątaninie
wzgórz i dolin.
Zbliżali się do celu z szybkością sześciu mil na minutę. Broniły go wyrzutnie rakiet
ziemia-powietrze, artyleria przeciwlotnicza z naprowadzaniem radarowym i polujące na
zdobycz patrole najnowocześniejszych na świecie myśliwców przechwytujących.
— IP* za trzy minuty — zameldował przez telefon pokładowy porucznik David Luger.
Śledził kurs B-52 na wąskim kartonowym wykresie, mierząc
wzrokowo pozostały dystans i obliczając w pamięci czas dzielący ich od IP, jak nazywali
moment rozpoczęcia ataku bombowego z małej wysokości. „Trzeba zacząć przegląd
czynności kontrolnych — pomyślał Luger. — Akcja zaraz się rozpocznie."
Miał przed sobą instrukcje: „Przygotowanie do ataku bombowego" i „Atak bombowy
(nuklearny)". Przebiegał wzrokiem strony powleczone plastykową folią, przewidując z góry
każdy punkt, zanim do niego doszedł. Lata treningu wyrobiły w nim zdolność dokładnego
zapamiętywania wszystkich szczegółów czynności, które miał wykonać.
— Kontrola przed symulowanym wystrzeleniem rakiet SRAM zakończona. Komputerowe
programowanie odpalenia zakończone.
Nikt się nie odezwał, ale David wcale nie czekał na odpowiedź. Mimo że cała załoga
zaznajomiła się z instrukcjami kilka godzin wcześniej, Luger ponownie odczytał przez telefon
pokładowy kolejne punkty, aby uświadomić wszystkim, że właśnie teraz, po dziesięciu
godzinach lotu, miała się rozpocząć najważniejsza część ich operacji. Był tak podniecony, że
nie mógł spokojnie usiedzieć. Wydał polecenie:
— Ustawić radia na częstotliwość Centrum Oceniającego. — Spojrzał na tabelę i dodał: —
1 * Wykaz i objaśnienie skrótowców opatrzonych gwiazdką znajdzie Czytelnik na końcu książki.
Dwieście siedemdziesiąt pięć przecinek trzy.
— Ustawione — odpowiedział drugi pilot, Mark Martin. — Obydwa radia są ustawione na
łączność z Centrum Oceniającym. Ogłoszę IP po odczytaniu z radaru.
— Kamera włączona, jeden do czterech — oznajmił Luger, przekręcając małą, czarną
gałkę z prawej strony. Atak bombowy i wystrzelenie rakiet miały być od tej chwili
rejestrowane na trzydziestopięciomilimetrowym filmie i poddane późniejszej analizie.
— Obrona, za sześćdziesiąt sekund włączysz zakłócanie.
— Obrona przyjęła — odpowiedział porucznik Hawthorne, sprawdzając pozycje
przełączników urządzenia zakłócającego oraz urządzenia utrudniającego śledzenie.
Hawthorne, rówieśnik Lugera, był oficerem zakłócania elektronicznego, EW*. Jego zadaniem
była obrona bombowca przez zakłócanie oraz zwodzenie rakiet ziemia-powietrze i radarów
naprowadzających artylerię. Miał również ostrzegać załogę przed atakiem samolotów i rakiet.
— Zrozumiałem — odpowiedział Luger. — Czynności kontrolne zakończone. —
Popatrzył na staroświecką, napędzaną zębatą przekładnią tarczę TGmetru wskazującego czas
do następnego punktu zwrotnego. Otworzył instrukcję na stronie „Atak bombowy
(synchroniczny)" i zwrócił się do siedzącego obok nawigatora radarowego:
— TGmetr wskazuje minutę pięćdziesiąt do IP. Wszystko w porządku, stary?
— Uhm — mruknął Patrick McLanahan. Siedział pochylony nad wykresami ataków
bombowych i przewidywanych wskazań radaru, studiując uważnie swoje „zadania bojowe",
jakby widział je po raz pierwszy. Jego miejsce pracy było zaśmiecone skrawkami papieru,
rysunkami, notatkami. Na aparaturze radarowej leżał termos przywalony stosem książek i
papierów. Wyciekała z niego kawa na oscyloskopowy ekran i przełączniki radaru.
Luger nie mógł się doczekać, aż jego partner zacznie działać. Obaj nawigatorzy,
reprezentujący w zawodach ten sam dywizjon bombowy, różnili się jak niebo i ziemia. Luger,
wysoki szczupły chłopak z Teksasu, dążył do doskonałości we wszystkim, co robił. Czarne
włosy miał starannie ostrzyżone, a buty nienagannie lśniące. Niedawno przeszedł szkolenie
dla załóg bojowych B-52. Wcześniej ukończył z pierwszą lokatą Wojskową Akademię
Lotniczą i Studium Nawigacyjne. Można śmiało powiedzieć, że był najbardziej fachowym i
sumiennym nawigatorem w swoim dywizjonie. Dużo się uczył, wzorowo wypełniał
obowiązki i stale podnosił kwalifikacje.
A McLanahan to był po prostu... McLanahan, opalony blondyn z Kalifornii, średniego
wzrostu, mocno zbudowany. Sprawiał wrażenie, jakby przed chwilą wrócił z plaży. Jednak
mimo niedbałej powierzchowności i nonszalancji w traktowaniu zwierzchników McLanahan
był uważany za najlepszego nawigatora w dywizjonie, a może nawet w Strategicznych Siłach
Powietrznych. Razem z Lugerem tworzyli najbardziej skuteczną załogę bombowca w całych
amerykańskich siłach powietrznych. I oto mieli przystąpić do pracy.
— No to zaczynamy — powiedział w końcu McLanahan.
— Świetnie. — Luger przeszedł do kolejnych punktów instrukcji, sprawdzając razem z
pilotem, kapitanem Garym Houserem, położenie przełączników. Gdy były już prawidłowo
ustawione, pozostało tylko uaktywnić system bombowy i sprząc wszystkie jego elementy z
komputerami bombowymi.
— Główny wyłącznik sterowania bombami.
— Włączyć — powiedział McLanahan.
— Przełącznik systemu bombardowania.
— Pozycja auto.
Teraz komputery bombowe decydowały o wszystkim: o sterowaniu, o momencie zrzucenia
bomby, nawet o otwarciu i zamknięciu drzwi komory bombowej . McLanahan naprowadzi
tylko krzyż elektronicznego celownika na uprzednio wybrany punkt celu na ekranie radaru, a
komputery bombowe dokonają reszty.
Na podstawie położenia tych linii na ekranie komputery obliczą odległość i azymut celu.
Dane te zostaną wyświetlone na wskaźniku sterowania lotem (FCI*), który znajduje się na
stanowisku pilota. Komputery uwzględnią wysokość, kierunek, znoszenie, prędkość lotu
względem powietrza i ziemi oraz wcześniej obliczone parametry balistyki. Opierając się na
tych informacjach, dokładnie wyznaczą moment zrzucenia bomby. Uwzględnią nawet
niewielkie zmiany prędkości lotu czy kierunku wiatru i dokonają korekty momentu zrzutu.
— Załoga, osiągamy IP za sześćdziesiąt sekund — ogłosił Houser. — FCI wycentrowany.
TG sześćdziesiąt. Gotowi... Teraz!
— Przyjąłem. Atak bombowy — powiedział Luger, włączając stoper, by zapewnić sobie
dodatkowy pomiar czasu.
— Przyjąłem — potwierdził McLanahan. — Pamiętajcie, że to jest prawdziwy zrzut na
poligon. Nie spieprzmy tego, panowie. Założę się, że jakiś facet wybiegnie tam zaraz z
centymetrem i będzie mierzył nasz wynik.
—Nawigator? — zwrócił się do Lugera.
— Podaję namiary dla rakiet SRAM — odparł Luger. — Lotnisko — namiar numer
trzydzieści; cel Bravo — numer trzydzieści jeden; stacja pomp — numer trzydzieści dwa.
Mamy pełną synchronizację, wszystkie komputery sprawne, dryf mniejszy niż...
— On chce powiedzieć — wtrącił McLanahan — że uporaliśmy się z tymi rakietami
szybciej, niż Gary z tą dziewicą w stopniu porucznika, za którą się ostatnio ugania.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin