Binchy Maeve - Miłość i kłamstwa.doc

(1850 KB) Pobierz

MAEVE BINCHY

 

Miłość i kłamstwa

(Quentins)


CZĘŚĆ PIERWSZA


Rozdział pierwszy

 

Ella Brady miała sześć lat, kiedy poszła z rodzicami do restauracji Quentins. Wtedy to po raz pierwszy w życiu zwrócono się do niej per pani. Kobieta w czarnej sukni z koronkowym kołnierzykiem zaprowadziła ich do stolika. Pomogła usiąść rodzicom Elli, a następnie odsunęła krzesło, wskazując miejsce sześcioletniej dziewczynce.

Tu powinno być pani wygodnie, stąd wszystko doskonale widaćpowiedziała.

Ella była zachwycona i umiała sprostać sytuacji.

Dziękuję, podoba mi sięodpowiedziała z wdzięcznością. – Wie pani, jestem tu po raz pierwszy.

To na wypadek gdyby ktoś pomyślał, że jest stałym gościem restauracji.

Oczywiście, mama i tata jak zwykle patrzyli na nią pełni zachwytu. Tak zresztą wyglądało całe jej dzieciństwo... była obiektem nieustającego podziwu rodziców. Matka powtarzała jej często, że jest najwspanialszą dziewczynką na świecie, a ojciec ubolewał, że musi chodzić codziennie do pracy, bo gdyby nie to, zostawałby w domu ze swoją ukochaną córeczką.

Kiedyś Ella zapytała, dlaczego nie ma sióstr ani braci jak niemal wszystkie inne dzieci. Matka odpowiedziała, że Bóg zesłał do ich rodziny tylko jedno dziecko, ale czyż nie mieli szczęścia, że jest takie wspaniałe. Po latach Ella dowiedziała się o wielu poronieniach i płonnych nadziejach. Wtedy jednak to wyjaśnienie całkowicie jej wystarczyło, a poza tym nie musiała się z nikim dzielić zabawkami ani rodzicami, a to było dobre. Zabierali ją do zoo i pokazywali zwierzęta, chodzili razem do cyrku, kiedy przyjeżdżał do miasta, jeździli nawet na weekendy do Londynu, gdzie rodzice robili jej zdjęcia na tle pałacu Buckingham. Ale mimo wszystko nic nie było tak ważne, jak pierwsza wizyta w restauracji dla dorosłych, gdzie zwracano się do niej per pani i oferowano miejsce z doskonałym widokiem.

Państwo Brady mieszkali przy Tara Road w domu nabytym przed laty, zanim jeszcze ceny w tej części miasta zaczęły gwałtownie rosnąć. Był to wysoki budynek z dużym ogrodem na tyłach, do którego Ella zapraszała koleżanki ze szkoły. Kiedy kupili ten dom, był podzielony na mieszkania, na każdym piętrze znajdowała się osobna kuchnia i łazienka. Musieli go więc gruntownie przebudować, aby przypominał dom jednorodzinny, ale przyjaciele i tak zazdrościli Elli, że miała swój maleńki świat. Wiedli spokojne, uporządkowane życie. Jej ojciec, Tim, chodził codziennie do biura; spacer rano zabierał mu dwadzieścia dwie minuty, droga powrotna zaś trwała dwadzieścia dziewięć minut, ponieważ zatrzymywał się na szklaneczkę piwa i przeglądał przy okazji popołudniową gazetę.

Matka Elli, Barbara, pracowała tylko rano. Otwierała biura w kancelarii prawniczej w centrum miasta, niedaleko Merrion Square. Szefowie mieli do niej pełne zaufanie, co zawsze z dumą powtarzała, i kiedy zjawiali się w pracy o wpół do dziesiątej, wszystko było w jak największym porządku. Na biurkach czekała na każdego z partnerów posortowana poczta. Zawsze był ktoś, kto odpowiadał na poranne telefony, co sprawiało wrażenie, że kancelaria już działa. Potem przeglądała olbrzymią stertę papierów w tak zwanym Koszu Barbary, gdzie wszyscy zostawiali to, co miało jakikolwiek związek z pieniędzmi. Barbara była wyjątkowo sprawną księgową i kontrolowała czterech niezorganizowanych, zrzędzących prawników, których trzymała żelazną ręką. Gdzie jest rachunek za taksówkę zamówioną podczas sprawy prowadzonej poza Dublinem? Gdzie faktura za dostarczone właśnie materiały biurowe? Posłusznie, jak mali chłopcy, przynosili jej wszystkie kwity, które chowała do wielkich segregatorów. Barbara bała się dnia, kiedy wszystko zostanie skomputeryzowane. Ale to była jeszcze daleka przyszłość. Ci czterej działali bardzo wolno. Gdyby mogli wybierać, z pewnością pisaliby gęsimi piórami!

Barbara Brady kończyła swe zajęcia w porze lunchu. Początkowo musiała odbierać Ellę ze szkoły, ale nawet wtedy gdy córka już podrosła i wracała do domu wraz z grupką roześmianych dziewcząt, Barbara nadal pracowała tylko na pół etatu. Wiedziała, że i tak w ciągu czterech i pół godziny zrobi więcej niż inni przez cały dzień.

Poza tym była pewna, że jej pracodawcy też doskonale zdają sobie z tego sprawę. Tak więc gdy Ella wracała ze szkoły, matka zawsze znajdowała się już w domu. Ten system bardzo dobrze się sprawdzał. Elli miał kto podać szklankę mleka i kanapkę, a także wysłuchać barwnych relacji dziewczynki o wszystkim, co zdarzyło się w ciągu dnia, i o dramatach, i o wspaniałych przygodach. A także pomóc jej w odrabianiu pracy domowej.

Ten system oznaczał również, że Tim Brady miał dobrze zorganizowany dom. Codziennie czekało na niego smaczne jedzenie, gdy wracał z brokerskiego biura inwestycyjnego, w którym już od lat pracował w coraz większym stresie. A kiedy zawsze o tej samej porze zjawiał się w domu, Ella miała drugiego wdzięcznego słuchacza dla swoich cudownych opowieści o ludziach. I gdy towarzyszyła ojcu w spacerach po ogrodzie, najpierw jako berbeć, a później długonogi podlotek, z jego twarzy stopniowo znikał wyraz troski. Mogła mu zadawać pytania, których nigdy nie ośmieliłaby się wypowiedzieć jej matka. Czy tatusia dobrze oceniają w pracy? Czy zostanie kierownikiem? A później, kiedy do Elli dotarło, jak nieszczęśliwy był jej ojciec, zapytała go, dlaczego nie poszuka sobie innej pracy.

Tim Brady mógłby odejść z biura, w którym tak fatalnie się czuł, i znaleźć sobie inną posadę, ale państwo Brady nie należeli do ludzi, którym łatwo przychodziły decyzje o zmianie. Dużo czasu zajęło obojgu, zanim zdecydowali się na ślub, a jeszcze więcej, zanim spłodzili Ellę. Gdy pojawiła się na świecie, przekroczyli już czterdziestkę, byli o pokolenie starsi od innych rodziców, którym urodziło się pierwsze dziecko. Ale to tylko pogłębiło ich miłość do córki. A także determinację, że dziewczynka powinna mieć w życiu wszystko, co najlepsze. Przebudowali suterenę na samodzielne mieszkanie i wynajęli je trzem dziewczynom z banku, co pozwoliło na zdobycie dodatkowych funduszy na edukację Elli. Nigdy nie robili niczego dla siebie. Początkowo niektórzy z ich znajomych kręcili z dezaprobatą głowami. Zastanawiali się, czy aby nie przesadzają z tą nadmierną troską o jedyne dziecko. Czyjej całkowicie nie zepsują? Ale po pewnym czasie nawet ci, którzy mieli złe przeczucia, musieli przyznać, że tak wielka miłość i troska nie uczyniły Elli najmniejszej krzywdy.

Od początku potrafiła śmiać się z samej siebie. I ze wszystkich innych. Wyrosła na wysoką, pewną siebie dziewczynę, otwartą i przyjazną, która kochała rodziców tak mocno, jak oni ją.

Ella zachowała album ze zdjęciami, upamiętniającymi wszystkie szczęśliwe wydarzenia z dzieciństwa, opatrzonymi własnoręcznymi podpisami w stylu: Tatuś, mamusia i szympans w zoo. Szympans po lewej i za każdym razem, gdy je czytała, skręcała się ze śmiechu. Nawet kiedy dziewczynka skończyła trzynaście lat i inne dzieci w tym wieku raczej już traciły zainteresowanie życiem rodzinnym, ona często pochylała blond główkę nad fotografiami.

Czy to ta sama niebieska sukienka, którą miałam na sobie, gdy byliśmy w Quentins?pytała.

Niebywałe, że to pamiętasz!Ojciec był zachwycony.

Czy ta restauracja jeszcze istnieje?chciała wiedzieć.

Jak najbardziej, jest jeszcze bardziej wytworna i droższa, nadal działa i to całkiem nieźle.

Och. – Wydawała się rozczarowana tym, że lokal stał się droższy.

Dawno już tam nie byliśmy, Tim.

Więcej niż połowę jej życiaskonstatował ojciec i ustalili, że wybiorą się do Quentins w sobotę wieczorem.

Ella przyglądała się wszystkiemu wyostrzonym wzrokiem bystrej nastolatki. Restauracja rzeczywiście wyglądała bardziej elegancko niż ostatnim razem. Na grubych, płóciennych serwetkach widniała wyszyta litera Q. Kelnerzy i kelnerki nosili eleganckie czarne spodnie i białe koszule, wiedzieli wszystko na temat serwowanych dań i dokładnie potrafili opowiedzieć, jak sieje przyrządza.

Brenda Brennan natychmiast zauważyła dziewczynkę, która z zainteresowaniem rozglądała się dookoła. Taką właśnie nastoletnią córkę pragnęłaby mieć. Ciekawą świata, roześmianą, przyjacielską, zadowoloną z towarzystwa rodziców i wdzięczną za to, że zaprosili ją do tak eleganckiego miejsca. Nie wszystkie młode dziewczyny takie były. Często sprawiały wrażenie znudzonych i nadąsanych, a Brenda zwierzała się później w nocy Patrickowi, że być może mieli szczęście, nie decydując się na dzieci. Taka córka była jednak ucieleśnieniem marzeń każdej matki. A jej rodzice wcale nie należeli do młodych. Lekko przygarbiony mężczyzna mógł mieć około sześćdziesiątki i wydawał się zmęczony, matka wyglądała na kobietę pięćdziesięciokilkuletnią. Szczęśliwi ludzie, ci Brady, że na stare lata zyskali taki skarb.

Co goście najczęściej zamawiają, jakie są ulubione dania?zapytała dziewczynka, gdy Brenda podała im menu.

Wielu klientów gustuje w przyrządzanych przez nas rybach... przygotowujemy je w bardzo prosty sposób i podajemy z sosem. Obecnie jednak jest coraz więcej wegeterian, więc szef kuchni cały czas stara się wymyślać nowe potrawy.

Musi być bardzo mądrypowiedziała Ella. – Czy podczas pracy normalnie z panią rozmawia i zachowuje się tak jak zwykle? Chodzi mi o to, czy ma temperament?

A jakże, mówi, chociaż nie zawsze normalnie; rzecz w tym, że jest moim mężem, więc musi ze mną rozmawiać, inaczej bym go zabiła.

Wszyscy się roześmiali, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin