Rewanż.doc

(109 KB) Pobierz

Tytuł: "Rewanż"

Tytuł oryginału:" Revenge"

Autor: leo_draconis

Zgoda: Jest

Paring: HP/DM

Beta: Lana4444 (dzięki bardzo baaardzo ;* )

Link do oryginału: http://leo-draconis.livejournal.com/tag/revenge

ostrzeżenia: łagodne i ostrzejsze sceny erotyczne, wulgaryzmy

 

 

dziękuję też za pomoc Kumie ;*

 

 

I

 

Harry nienawidził przyjęć Bożonarodzeniowych.

Szczerze mówiąc, ostatnimi czasy nienawidził większości przyjęć. Wszyscy oczekiwali, że człowiek, który pokonał Voldemorta, będzie świętował na setkach uroczystości, zaś Harry miał już tego serdecznie dość. Poprzysiągł sobie, że po tym corocznym Bożonarodzeniowym Przyjęciu w Ministerstwie, przez następny rok nie przyjmie żadnego zaproszenia, by w końcu mieć czas pobyć Harrym, a nie Harrym Potterem.

 

***

 

Podczas przyjęcia przeprosił wszystkich, tłumacząc się potrzebą skorzystania z toalety. Prawda była jednak taka, że chciał po prostu pobyć sam. Skierował się więc w stronę opuszczonego korytarza.

Idąc, nie usłyszał za sobą kroków, dopóki jego twarz boleśnie nie uderzyła o ścianę, a różdżka nie potoczyła się po podłodze.

 

- Witaj, Potter – usłyszał okrutny głos, szepczący mu do ucha.

- Co, do cholery? – wychrypiał Harry, czując cieknącą krew ze złamanego nosa i ból przeszywający brutalnie wykręcone ramię.

- Odwróć go, Theo – powiedział inny głos. Napastnik Harry’ego wykonał polecenie i wtedy chłopak zrozumiał, że przyciskany był do ściany przez nikogo innego, jak Teodora Notta, podczas gdy obok stał, szyderczo uśmiechający się, Blaise Zabini. – Cześć, Potter. Miło, że do nas dołączyłeś.

- Co wy robicie? Czego chcecie? - wydusił Harry, któremu obraz zaczął rozmazywać się tak samo, jak kiedyś, gdy nie miał okularów, zanim zgodził się na użycie zaklęcia poprawiającego wzrok.

 

- Och, chcemy tylko chwilę porozmawiać. W zasadzie, nadrobić zaległości. Co nowego u ciebie, Potter? Och, czekaj, ja zacznę. Zobaczmy…- Blaise poklepał się w podbródek, pozorując zamyślenie zanim dodał. – Cóż, tydzień temu mój ojciec otrzymał Pocałunek… Ojciec Theo miał go otrzymać w przyszłym tygodniu, ale zamiast tego popełnił samobójstwo, więc, jak sądzę, zostało to odwołane. Nasze różdżki zostały przełamane, jako że nie wolno nam już używać magii. Nikt nas nie zatrudni, a majątki zostały nam odebrane, więc jesteśmy spłukani i głodni. To są, jak sądzę, wszystkie najnowsze wieści.

 

- To wszystko twoja wina, Potter! - powiedział Nott, zgrzytając zębami. – Ty nas, kurwa, zniszczyłeś!

- Sami siebie zniszczyliście! - wysyczał Harry – To wy sami wykopaliście sobie grób, postanawiając przyłączyć się do Voldemorta!

- Śmiesz wymawiać jego imię? – warknął Blaise. – Zamierzamy cię kurwa zabić tej nocy Potter i pozwolić, by całe Ministerstwo znalazło swego Złotego Chłopca martwego i połamanego w tym oto holu. Co o tym myślisz?

 

Oczywiście pytanie było retoryczne, a Nott nie czekał na odpowiedź, zanim uderzył pięścią w żołądek Harry’ego.

- Nadszedł czas, żebyś w końcu dostał to, o co prosiłeś się przez te wszystkie lata, Potter - Harry usłyszał kliknięcie i z przyprawiającą o mdłości świadomością, poczuł na policzku koniec lufy mugolskiego pistoletu. – Przygotuj się na koniec, bohaterski chłopcze.

- Proszę, proszę… Co my tutaj mamy? Czyżbym spóźnił się na przyjęcie?

Wszyscy odwrócili głowy, by ujrzeć Draco Malfoya, nienawistnie uśmiechającego się do Harry’ego.

 

II

 

- Malfoy! - ku uldze Harry’ego, Blaise odsunął pistolet od jego twarzy i odwrócił się w stronę Draco. Mimo to, Nott wciąż przyszpilał go do ściany, sprawiając, że każda część ciała bolała go coraz mocniej.

 

- Witajcie, Zabini, Nott – przywitał się Draco. – Minęło sporo czasu…

- To prawda, minęło - w głosie Blaise’a dało się słyszeć podejrzliwość. – Gdzie się podziewałeś? Zabrali Malfoy Manor, prawda?

- Owszem. I moją różdżkę również.

 

Zabini odprężył się i kiwnął głową ze współczuciem. - Nasze też, dlatego tu jesteśmy. Uznaliśmy, że już najwyższy czas, by dać Potterowi nauczkę za to, jak nas urządził. Zabawne, bo cały personel jest na tym idiotycznym przyjęciu i nie zwraca uwagi na obecność Złotego Chłopca. Dostanie się tutaj było śmiesznie łatwe. Oczywiście, ja i Theo, nie byliśmy zaproszeni. Cóż, zapewne nasze zaproszenia zagubiły się w czasie odznaczania przez Świętego Mikołaja Niegrzecznych dzieci na swojej liście z prezentami.

 

- Racja, Potter zdecydowanie powinien otrzymać lekcję - zadrwił Draco, rzucając Harry’emu jadowite spojrzenie. - Mogę się przyłączyć? Zawsze chciałem sprać tego gnojka – powiedział, znacząco strzelając palcami.

- Czuj się naszym gościem! – odpowiedział Blaise, złośliwie uśmiechając się do Pottera.

 

Draco, zerknął w kierunku leżącej na podłodze różdżki, po czym schylił się by ją podnieść. – Więc, to musi być twoje, Potter - wycedził, obracając różdżkę w palcach, – Jako że ty nie będziesz jej już potrzebował, to może zatrzymam ją na pamiątkę?

 

 

- No dalej, Draco, skorzystaj z okazji, zanim ja się nim zajmę – powiedział Zabini – Theo, odsuń się. Zróbmy Draconowi miejsce…

Zanim Nott zastosował się do polecenia, uderzył Harry’ego w brzuch, tak mocno, że ten zgiął się w pół. Następnie Draco podszedł do chłopaka i uniósł jego podbródek, mówiąc. – Uśmiechnij się, Potter, śmierć nie jest taka zła.

- Odwal się, Malfoy – wypluł Harry, próbując wyrwać się z rąk byłego Ślizgona.

W odpowiedzi, Draco mocniej chwycił jego twarz i spojrzał mu w oczy. Harry zaczął wiercić się jeszcze mocniej, nie mogąc znieść przeszywającego spojrzenia. Zanim jednak zorientował się, co się dzieje, usłyszał jak Malfoy mruczy Legilimens i nie miał już czasu, by wznieść tarczę obronną. Umysł Harry’ego był zamglony z bólu, choć walczył, jak tylko mógł, by wyrzucić chłopaka ze swojej świadomości. Jak się jednak okazało, nie było to potrzebne. Ku zdziwieniu chłopca, Draco nie szperał w jego pamięci, a jedyne co zrobił, to przesłał mu jedno słowo…

 

Uciekaj.

 

Po czym, natychmiast się wycofał i spoglądając na Harry’ego, wycelował pożyczoną różdżką krzycząc Petrificus Totalus! Blaise, upadł na ziemię w tym samym momencie, gdy Nott zaatakował Dracona. Harry cofnął się, desperacko próbując wykonać instrukcje Malfoya, ale był na skraju przytomności. Odszedł parę metrów korytarzem, zanim upadł.

 

Nott próbował odebrać Draconowi różdżkę, ale Malfoy przykrył ją własnym ciałem, upadając na ziemię. Blondyn spojrzał w kierunku sali i aż zaklął, gdy zobaczył nieprzytomnego Pottera. Nott, gdy tylko stanął na nogach mocno kopnął Dracona, zanim ten zdążył zareagować. Pozbawiony tchu Malfoy przetoczył się po ziemi i wychrypiał zaklęcie oszałamiające, odrzucając napastnika na koniec korytarza. Następnie, choć z wielkim wysiłkiem, podniósł się z ziemi i pobiegł w kierunku Harry’ego. Poczuł ulgę, gdy usłyszał kroki, zbliżające się w ich kierunku. Nie czekając jednak na nic, złapał Harry’ego i deportował się.

 

3.

Harry obudził się jakiś czas później, nie bardzo wiedząc, co się wokół niego dzieje. Zamrugał i rozejrzał się po otoczeniu, nie rozpoznając go. Zalała go fala paniki. Podniósł się gwałtownie, co wywołało zawroty głowy. Jęknął i ponownie opadł na poduszki.

- Leż spokojnie – nakazał mu cichy głos. Łóżko ugięło się nieco, gdy ktoś usiadł obok Harry’ego i przyłożył mu zimny ręcznik do czoła.

- Co się stało? – wychrypiał Potter, z trudem ponownie otwierając oczy.

- Nie pamiętasz? Zaatakowano cię.

- Ministerstwo… - powiedział powoli Gryfon – Zabini.

- Tak, i Nott.

- I Malfoy, ale on… Malfoy? – przestraszony Harry wyrwał się spod ręki Draco.

- Tak. I nie, nie miałem z tym nic wspólnego. Jesteś tu bezpieczny.

- Ale powiedziałeś… A potem…

- Leż spokojnie – powtórzył blondyn. – Chyba nie do końca byłeś świadom tego, co się działo.

- Moja różdżka!

- Ja ją mam, leży na stoliku przy łóżku. Rzuciłem nią kilka zaklęć na Blaise’a i Theo, ale żadnego Niewybaczalnego. Użyłem jej również, by nas deportować.

- Co się dokładnie wydarzyło? Dlaczego mnie uratowałeś, skoro tak naprawdę chciałeś mi przyłożyć?

Draco przewrócił ręcznik na drugą stronę i ponownie przyłożył go do rozpalonego czoła Harry’ego. – Nie miałem zamiaru skrzywdzić cię w jakikolwiek sposób. Kiedy zauważyłem, że Blaise ma pistolet musiałem improwizować. Nie wiem przecież, jak się ich używa. Wiedzieli, że zawsze cię nienawidziłem, więc łatwo dali się nabrać.

- Więc tak naprawdę to ty mnie uratowałeś?

- Tak.

- A co stało się z Zabinim i Nottem?

Draco uśmiechnął się. – Aurorzy w końcu usłyszeli hałas i przybiegli do nas tuż przed tym, jak się deportowaliśmy. Rozmawiałem przez sieć fiuu z przedstawicielem Ministerstwa i wyjaśniłem mu, co się stało. Obstawiam, że teraz tych dwoje czekają, co najwyżej, świąteczne rozrywki organizowane przez Azkaban.

- To… Dobrze.

- Jeżeli pozwolisz mi jeszcze raz użyć swojej różdżki, mogę rzucić parę zaklęć leczniczych. Kiedyś miałem w nich wprawę.

- W porządku – Harry zamknął oczy i skoncentrował się na znikającym bólu oraz uspokajającym głosie Malfoya, mruczącym zaklęcia. Każda przepływająca przez niego fala magii sprawiała, że stopniowo wracał do normalności, przy czym czuł coraz większe zmęczenie.

- Proszę bardzo. Teraz musisz odpocząć. Nastawiłem twój nos i wyleczyłem połamane żebra. Użyłem również kilku czarów, które zapobiegają zakażeniu i uśmierzają ból. Jak się porządnie wyśpisz, powinieneś poczuć się lepiej.

- Dziękuję – odparł Potter, otwierając na chwilę oczy, by spojrzeć na swego, wciąż wątpliwego, bohatera. – Dzięki, że mnie uratowałeś.

- Ależ proszę cię bardzo. Możesz tu spać tak długo, jak ci się tylko podoba.

- Nie powinienem zajmować twojego łóżka...

- Nic mi nie będzie, mam też wygodną kanapę. Poza tym, wolę cię mieć na oku. Kiedy się obudzisz, przedyskutujemy warunki…

- Warunki?

- Twojego długu, rzecz jasna. Nie mam w zwyczaju robić czegokolwiek bezinteresownie, a ty masz coś, na czym mi bardzo zależy.

- Czego ode mnie oczekujesz?

- Teraz śpij. Jesteś u mnie bezpieczny, nikt cię tu nie skrzywdzi. Kiedy nabierzesz sił, będziesz mógł odejść, jednak zanim to nastąpi, porozmawiamy…

 

 

4.

 

Gdy Harry ponownie otworzył oczy, czuł się znacznie lepiej. Powoli usiadł i z radością stwierdził, że zniknęły zawroty głowy. Malfoy był naprawdę dobry w zaklęciach leczniczych... Właśnie, Malfoy. Rozejrzał się, zastanawiając się, gdzie jest blondyn. I co miał na myśli mówiąc, że oczekuje spłaty długu.

- W końcu wstałeś. Jak się czujesz? – powiedział Draco, który właśnie wszedł do pokoju, niosąc tacę. – Masz ochotę na herbatę?

Brunet już miał odmówić, gdy zdał sobie sprawę, że strasznie zaschło mu w gardle. - Tak – wychrypiał. Wziął do ręki oferowaną filiżankę i przełknął całą jej zawartość. – Dzięki, czuję się znacznie lepiej. Malfoy, o co ci wtedy chodziło?

- Masz na myśli dług, tak?

- Tak. Chcesz, żebym dał ci jakiś prezent czy coś w tym rodzaju?

- Coś więcej, niż zwykły prezent, Potter. Nie spłaca się takich rzeczy jakimiś głupimi upominkami.

- Cóż, nie znam się na tym.

- A powinieneś. Po tym wszystkim, co zrobiłeś tysiące ludzi ma wobec ciebie dług wdzięczności. To dość proste. Ja uratowałem ci życie, ty wisisz mi przysługę, której sobie zażyczę. Honor czarodzieja wymaga, byś się z niej wywiązał. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj tych swoich głupich Weasleyów – powiedział Draco, siadając na krześle obok łóżka.

- Dobra, więc czego ode mnie chcesz?

- Za trzy miesiące mam się ponownie stawić przed Wizengamotem, by złożyć odwołanie od mojego poprzedniego wyroku. Nie wierzę, że zasłużyłem sobie na taką karę. Odebrali mi wszystko, łącznie z prawem do używania magii. Dlatego też, musisz za mnie poręczyć, również za to, że miałem zgodę na użycie twojej różdżki. Nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie fakt, że Zabini i Nott byli świadkami rzucanych przeze mnie zaklęć.

- Tylko tyle? Oczywiście, że to zrobię, Malfoy.

- Nie do końca. Chociaż i tak miałem nadzieję, że się zgodzisz. To, czego tak naprawdę chcę, to trzy następne miesiące twojego życia…

- Co? – powiedział całkiem zdezorientowany Harry.

- Nie mam zbyt dużej nadziei, że bez czyjejś pomocy uda mi się odzyskać różdżkę. Zjawiłem się w Ministerstwie, ponieważ wiedziałem, że będą tam tłumy ludzi i może któryś z nich zechciałby mi pomóc. Nie jestem już dumny, Potter. Zabrali mi pieniądze, dom. Pracuję jak mugol, by się utrzymać. Jednak odbierając mi różdżkę, prawo do magii... To tak, jakby zniszczyli część tego, kim jestem. Czuję się po prostu pusty – twarz Draco była pełna emocji i Harry pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Rozumiem. Ale co mogę zrobić, wystąpić w twoim imieniu?

- Tak, to będzie koniec spłaty. Jednak potrzebuję czegoś więcej. To moja ostatnia szansa i obawiam się, ze nawet twoje wsparcie niewiele wskóra. Chyba że udzielisz mi go znacznie częściej, niż tego jednego dnia. I o to właśnie proszę, Potter. Chcę, by ludzie widywali nas razem przed procesem, w miejscach publicznych. Chcę, by widzieli, że się przyjaźnimy, by było to po tobie widać. Oczekuję twojej pomocy również w tym, że będziesz mówił, komu tylko się da, jak bardzo się zmieniłem… Czy teraz się z kimś umawiasz? Z Wesleyówną?

- Nie, ja... – Harry potrząsnął głową – Nie chodzę z Ginny. W zasadzie, z nikim nie chodzę.

- To dobrze, będzie łatwiej. Przez te trzy miesiące spędzisz ze mną tyle czasu, ile tylko będzie możliwe. Pokażesz odpowiednim ludziom, jak zażyła jest nasza znajomość. Być może wtedy zmienią swoje zdanie. Na koniec, przemówisz na mojej rozprawie i wtedy dług zostanie spłacony – skończył Draco i wyczekująco spojrzał na Pottera.

Gryfon potrząsnął głową. – Hmmm, nie wiem, co powiedzieć. Naprawdę myślisz, że to pomoże?

- Mam taką nadzieję. W zasadzie, to moja ostatnia szansa.

Harry zerknął na Malfoya i spostrzegł, że chłopak wcale nie starał się ukryć desperacji, która tliła się w jego oczach.

- Niech będzie, zrobię to.

Na twarzy blondyna natychmiast ukazała się ulga i wdzięczność. – Świetnie. W takim razie, zanim wyjdziesz, musimy dowiedzieć się czegoś o sobie, stworzyć jakiś plan...

 

 

5.

Słońce zaczynało wstawać, gdy Harry w końcu dotarł do domu. Od razu skierował się w stronę łóżka, z nadzieją na kilkugodzinny sen. Kiedy już w końcu wstał, uznał, że najwyższy czas spotkać się z przyjaciółmi, którzy zapewne zamartwiają się o niego na śmierć.

 

- Harry! – wykrzyknęła Hermiona, pędząc, by go przytulić.

- Cześć, Miono. Wszystko ze mną w porządku, naprawdę – zapewnił Potter.

- Jesteś pewien, stary? Mówili, że Zabini miał pistolet… – głos Rona zdradzał, że był on nadal w szoku.

- No owszem, miał.

- I co do cholery robił tam Malfoy? – warknął rudzielec.

- Ratował mi życie, prawie tracąc przy tym swoje, a kiedy już to zrobił, wyleczył mnie….

- Myślałam, że nie wolno mu używać magii – przerwała Hermiona, marszcząc przy tym brwi. Harry tylko westchnął.

- Nie powinien, ale użył mojej różdżki. Miono, naprawdę było ze mną źle. Zdążyli poważnie mnie poturbować, zanim zjawił się Draco. Cóż, gdyby w ogóle się nie pojawił, przypuszczam, że byłbym już martwy.

- Och, Harry! – Oczy czarownicy wypełniły się łzami. – Powinniśmy być tam z tobą, tak bardzo mi przykro.

- Byliście zajęci. Poza tym potrzebowałem chwili dla siebie. Nie wiedziałem, i wy też nie mogliście wiedzieć, że ktoś mnie zaatakuje. Miona, wszystko dobrze się skończyło, nie zamartwiaj się, co by było gdyby. Dobrze, skoro już wiecie, że jestem cały i zdrowy, uciekam. Wpadłem tylko na chwilę – powiedział Harry, znacząco mrugając do Rona. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli nie przyszedłby i nie zapewnił Hermiony, że nic mu się nie stało, ta zamartwiałaby się w nieskończoność.

- Cieszę się, że nic ci nie jest, stary. Do zobaczenia jutro w pracy.

- Tak, do zobaczenia. Pa, Miono.

- Trzymaj się. Mam nadzieję, że przyjdziesz na Wigilię do Nory, prawda? Molly tak strasznie się o ciebie martwiła…

- Oczywiście, że przyjdę. W końcu to nasza tradycja. No, to do zobaczenia. – powiedział Harry, po czym pomachał przyjaciołom, zanim wszedł do kominka.

 

Następnego dnia Potter z niepokojem oczekiwał lunchu. Właśnie wtedy umówił się na spotkanie z Draco, który pracował tuż za rogiem, w mugolskiej księgarni. Zdawał sobie sprawę, że obecność Ślizgona na tym piętrze* może wywołać pewne zamieszanie, ale nie spodziewał się tak głuchej ciszy jak ta, która zapadła, gdy blondyn wszedł do środka. Gryfon wziął więc głęboki oddech i uśmiechnął się.

- Draco! – zawołał radośnie.

Malfoy zamrugał nerwowo i niepewnie odwzajemnił uśmiech. – Cześć, Harry…

Potter obszedł stolik dookoła i poklepał Dracona po plecach.

– Idealnie o czasie. Tak bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na ten lunch! Ostatnio nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkania.

Draco próbował nie wybuchnąć śmiechem, widząc entuzjazm Harry’ego. – Racja… To, co idziemy?

 

Kiedy zjechali windą do holu, czekał już tam na nich tłum reporterów.

– Cholerne sępy – wymamrotał pod nosem brunet. – Powinienem był się domyślić, że nadal tu będą, skoro nie chciałem rano z nimi rozmawiać…

- Panie Potter! – krzyknął jakiś mężczyzna. – Czy to prawda, ze schwytał pan dwóch byłych śmierciożerców?

- Słyszeliśmy, że udało się panu ująć ich w pojedynkę – dodał inny. – Moglibyśmy poznać szczegóły?

Harry zmarszczył brwi. – Źle słyszeliście – odparł głośno. – Zostałem znienacka zaatakowany przez ludzi, którzy owszem, wspierali Voldemorta, ale nie byli śmierciożercami. Mieli broń i na pewno byłbym martwy, gdyby nie interwencja Dracona Malfoya, który ryzykował własne życie, by ocalić moje!

Harry zauważył, że dopiero po tych słowach reporterzy zdali sobie sprawę z obecności Ślizgona.

– Panie Malfoy! – wykrzyknęła jakaś kobieta. – Czy prawdą jest, że w przeszłości byliście panowie rywalami? Skoro tak, to, dlaczego zdecydował się pan pomóc panu Potterowi?

Blondyn zerknął niepewnie w stronę Gryfona, który skinął głową, dodając mu tym odwagi.

– Już jakiś czas temu przedyskutowaliśmy z Harrym różniące nas poglądy. Cieszę się, że mogłem pomóc i zapewniam, że w każdej chwili gotowy jestem to powtórzyć.

- Teraz, kiedy macie już swoją historyjkę dajcie nam w spokoju zjeść lunch. W innym wypadku spóźnimy się do pracy – powiedział Potter, po czym chwycił ramię Malfoya, przeprowadzając przez tłum. – Cholerni reporterzy.

- Często ci się to zdarza?

- Tak, i już nie mogę tego znieść. Spróbujmy chociaż zjeść ten lunch w sprzyjającej atmosferze.

Draco spojrzał uważnie na swego towarzysza, po czym poszedł za nim.

 

 

 

 

6.

 

Kiedy obaj mężczyźni zjedli lunch, który upłynął w zaskakująco przyjaznej atmosferze, uzgodnili, że kolejne spotkanie będzie miało miejsce następnego dnia w porze obiadowej. Potem pożegnali się i każdy z nich ruszył w swoją stronę.

 

Ron nie omieszkał wypytywać Harry’ego o randkę, jednak Potter jedynie wzruszył ramionami, mówiąc, że po prostu dobrze się bawił w towarzystwie Malfoya. Rudzielec potrząsnął głową, dochodząc do wniosku, że Harry nie chce kontynuować tematu i już o nic nie pytał.

 

Podczas obiadu Harry zdał sobie sprawę, że ostatnimi czasy bardzo polubił towarzystwo Malfoya, co go nieco zaskoczyło. Cóż, Ślizgon zdecydowanie zmienił się od czasów Hogwartu, i to na lepsze. Opowiadał Potterowi anegdoty związane ze swoją pracą i Gryfon zauważył, że Malfoy był nawet zabawny.

- Dobrze się bawiłem, Harry – powiedział blondyn, zanim się rozstali.

- Tak, ja też. Jutro wieczorem wybieram się na Pokątną, by zrobić świąteczne zakupy… Może masz ochotę wybrać się ze mną?

Draco zmarszczył brwi. – Nie umawialiśmy się na jutro.

- Wiem, pomyślałem tylko, że…

- Nie, znaczy się z przyjemnością pójdę.

- Świetnie! Mam nadal kilka prezentów do kupienia. Może później moglibyśmy zjeść jakiś obiad. Przyjdź po mnie do Ministerstwa jak już skończysz pracę, dobrze?

- Oczywiście. – Malfoy pomachał Harry’emu na pożegnanie i wszedł do swojego bloku. Jadąc windą do mieszkania, rozmyślał o Gryfonie. Już po zaledwie kilku dniach ich znajomość stała się szeroko znanym faktem, a Potter chciał nawet zwiększać częstotliwość ich spotkań.

Zasypiając, myślał o tym jak zmieniały się oczy bruneta, gdy się śmiał.

 

**********

Zakupy świąteczne okazały się zdecydowanym sukcesem. Obaj chłopcy przechadzali się po Pokątnej, przystając co chwilę, by podziwiać białe, zielone i czerwone dekoracje sklepowych witryn. Ludzie patrzyli na nich podejrzliwie, czego w zasadzie Malfoy się spodziewał.

Przechadzając się z Harrym, Draco rozmyślał. Doszedł do wniosku, że nie ma nikogo, komu powinien kupić prezent, gdy nagle zreflektował się, że jest w wielkim błędzie. Tak, powinien postarać się o jakiś wyjątkowy prezent dla Pottera, skoro niby są przyjaciółmi. Zastanawiał się również, czy będą mieli jeszcze okazję spotkać się przed Bożym Narodzeniem. Harry, jakby czytając w myślach blondyna, rozpoczął temat świat.

– Co robisz w Wigilię?

- Nic. Przecież nie mam dokąd iść. – Draco odwrócił wzrok i Harry’emu zrobiło się głupio.

- Cóż, pomyślałem sobie, że.. Może mógłbyś iść ze mną do Nory?

- A co to?

- Dom Weasleyów.

- A oni też tam będą?

Gryfon wybuchnął śmiechem. – Proszę cię, bądź miły. Stwierdziłem jedynie, że wyszłoby ci to na dobre, gdybyś spędził ze mną święta. Moglibyśmy również wspomnieć o tym mediom… Albo mógłbym opowiedzieć w pracy, jak cudowne święta miałem dzięki tobie.

Malfoy wzruszył ramionami. – Cóż, może mógłbym ich znieść przez jeden wieczór.

- Są naprawdę wspaniali, Draco. Proszę cię, bądź dla nich uprzejmy, są dla mnie jak rodzina.

- Niech ci będzie.

- Dzięki. Wpadnij do mnie około piątej i stamtąd udamy się razem do Nory.

- W porządku. W takim razie, do zobaczenia.

- Dobrej nocy. - Harry deportował się z przyjaznym uśmiechem, zostawiając Ślizgona wpatrzonego w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał.

 

 

7.

Harry radośnie powitał Dracona, mówiąc dzień dobry, po czym uśmiechając się dodał:

- Byłeś już u Świętego Mikołaja?

Malfoy spojrzał na niego, nie bardzo wiedząc, o co chodzi brunetowi. – Jak niby według ciebie miałbym się dostać na Biegun Północny?

W odpowiedzi Gryfon roześmiał się. – Nieważne, to chyba typowo mugolski przesąd. Gotowy?

Ślizgon kiwnął głową i wszedł za Harrym do kominka. Chwilę później byli już w Norze. Draco, mimo zdenerwowana wywołanego utkwionym w nim spojrzeniu wszystkich zgromadzonych Weasleyów, starał się jak tylko mógł zachować kamienną twarz.

- Wesołych świąt! – powiedział radośnie Potter, biorąc Dracona za rękę i popychając go do przodu. Malfoy spojrzał na niego zaskoczony, ale nie protestował. Kiedy blondyn przekroczyli próg pokoju, zobaczył siedzącego przy choince Rona, Hermionę, Georgia, Ginny i ich ojca, Artura.

- Witaj Harry! Kochaneczku! – powiedziała Molly, mocno ściskając bruneta. – Jak się czujesz? Ron mówił, że wszystko z tobą w porządku, ale… Na pewno?

- Tak, mam się świetnie. Dzięki temu oto bohaterowi. – Potter uśmiechnął się promiennie do blondyna.

- Tak, słyszałam, że i ty tam byłeś. – Pani Weasley obrzuciła Draco krytycznym spojrzeniem.

- Jesteś pewien, że on nie był w to zamieszany? – wtrącił George, wciąż siedząc na swoim miejscu.

- George! – krzyknęła ostrzegawczo Molly.

- Nie mamo, on ma rację. Może Malfoy zaplanował to wszystko, by wkraść się w łaski Harry’ego? – Ginny spojrzała wilkiem na Ślizgona, który zaczął niepewnie cofać się w kierunku kominka.

- Wystarczy – powiedział Artur. – Zaczniemy w końcu jeść, czy…

- Powiedz mi, Malfoy… – kontynuowała Weasleyówna. – Udawałeś przerażonego, gdy tam wszedłeś? A może grałeś odważnego i bohaterskiego, co?

- Jestem pewien, że twoi dawni przyjaciele z radością ci w tym wszystkim pomogli – dodał George.

- Miałeś nadzieję, że Harry da ci pieniądze, żebyś już nie musiał sprzedawać swojego tyłka obcym, czy jakkolwiek zarabiasz na to swoje żałosne życie? – spytała złośliwie Ginny.

- Ginewro Weasley! Nie życzę sobie, żebyś wyrażała się o kimkolwiek w taki sposób! – krzyknęła Molly.

- Ależ mamo, ona ma rację. Jestem pewien, że na dzień dzisiejszy Malfoy mógłby dostać nawet galeona za jedno obciągnięcie, w końcu zawsze miał utalentowane usta. – George uśmiechnął się szyderczo.

- George! – zawołali w tym samym czasie Molly i Artur. Natomiast Ron i Hermiona siedzieli cicho przy stole.

- Nie powinienem tu przychodzić – powiedział cicho Draco. – Pójdę już. – Odwrócił się, by wejść do kominka, ale Harry chwycił go za ramię.

- Uciekaj, fretko – zadrwiła Ginny. – Idź i zarób kilka sykli, jeżeli nie jesteś jeszcze zbyt zużyty, by się do czegokolwiek nadawać.

- Wystarczy! – wrzasnął Harry, zaskakując wszystkich w pokoju. – Zamknijcie się, do kurwy nędzy! Molly, przepraszam za takie słownictwo w twojej obecności, ale dwoje z twoich dzieci, których wcześniej uważałem za przyjaciół, sprawiło, że nie mogę tu dłużej zostać.

- Harry, nie… - zaczęła pani Weasley, ale Potter uciszył ją machnięciem ręki.

- Przykro mi, ale wychodzimy. Doceniam zaproszenie, naprawdę, jednak miałem inny obraz tego miejsca. Uważałem, że mogę przyjść tutaj z kimś, kto jest dla mnie ważny. Widzę, że bardzo się myliłem, dlatego wychodzę. Mam gdzieś, co sobie pomyślicie! – zwrócił się do Ginny i Geroge’a, którzy gapili się na niego z niedowierzaniem. – To, co się dla mnie liczy to fakt, że jestem żywy, a jest tak tylko dlatego, że ten człowiek uratował moje życie. To, co mu powiedzieliście było podłe, złośliwe i całkowicie niezasłużone i nie zamierzam z wami rozmawiać, dopóki nie doczekam się satysfakcjonujących przeprosin. I wy! – odwrócił się w stronę Rona i Hermiony. – Jak mogliście tak po prostu siedzieć i pozwolić im na to wszystko?

- Harry… - zaczęła Hermiona.

- Wiecie co? Wasze prezenty są tam. Wychodzę i życzę wesołych świąt. Nie chcę widzieć żadnego z was, przynajmniej do Nowego Roku, a jak już się z wami zobaczę, to lepiej, żebyście mieli cholernie dobre przeprosiny. Dobranoc, Molly, Arturze. – Potter spojrzał na Malfoya, który ściskał zapakowany prezent i patrzył na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy. – Chodźmy, Draco. Skończymy świętować u mnie. – Wciągnął blondyna do kominka i oboje zniknęli wraz z błyskiem płomieni.

 

 

 

 

 

 

* Potter pracuje jako Auror w Ministerstwie, a tam, jak wiadomo, każde piętro ma tak jakby inne „przeznaczenie”

 

 

8.

Obaj mężczyźni wypadli z kominka prosto na dywan w domu Pottera. Gryfon otrząsnął się z popiołu, a następnie spojrzał na Malfoya, który właśnie sięgał po garść proszku Fiuu z miseczki stojącej na gzymsie.

- Stój! – krzyknął Harry, łapiąc Ślizgona za rękę. – Nie idź. Naprawdę mi przykro, że musiałeś tego wszystkiego wysłuchać.

- Zbytnio się tym nie przejąłem. – Draco wzruszył ramionami, próbując udawać, że ma to wszystko gdzieś. Cóż, nie udało mu się.

– Przecież widzę – odparł Potter. – Ich słowa cię zraniły, bo gdyby tak nie było odciąłbyś się i zwymyślałbyś ich tak, jak tylko ty potrafisz! Dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Przecież sam kazałeś mi być miłym!

- Racja, ale nie sądziłem, że ci tak zwani przyjaciele zachowają się jak skończeni idioci! Miałeś prawo się bronić, bez względu na to, co mi obiecałeś! Więc, dlaczego po prostu tam stałeś i pozwoliłeś się obrażać?

- Ja… Harry, skończmy ten temat. Nie powinienem w ogóle tam iść i tyle. Teraz pójdę do domu, byś mógł spokojnie spędzić święta i…

- Nawet nie ma mowy! – Gryfon skrzyżował ręce na piersi. – Nie zamierzam samotnie spędzać świąt.

- Więc ja wrócę do siebie, ty do Weasleyów i wszystko będzie tak jak powinno.

- Tak uważasz? – Harry potrząsnął głową. – Draco, powiedziałem, że spędzę te święta z tobą i tak właśnie będzie. Jestem ci coś winien i to nie dlatego, że się do tego zobowiązałem, wręcz przeciwnie. Byłeś na tyle odważny, sprytny i uczciwy, by uratować mi życie. Spędź te święta ze mną. Nawet, jeśli pójdziesz teraz do domu, to ja nie wrócę do Nory, a nie mam nikogo innego, do kogo mógłbym ewentualnie pójść.

Malfoy zamrugał z niedowierzaniem. Jak niby Harry Potter mógł uważać go za odważnego, sprytnego i uczciwego? – Ja…

- Proszę, Draco. Przygotuję jakąś wigilię. Nie będzie to, co prawda, indyk Molly, ale postaram się, żeby było równie dobre, a potem moglibyśmy się porządnie upić. I co ty na to?

Ślizgon spojrzał na Harry’ego i, widząc jego błagalne spojrzenie, uśmiechnął się odrobinę. – Niech ci będzie.

- Wspaniale! Pójdę sprawdzić, co mam do jedzenia, a ty wejdź tutaj. – Gryfon wprowadził Malfoya do salonu. – Usiądź tam, przy choince. Trochę mało na niej ozdób, ale cały czas s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin