Modele pastelowe.doc

(6583 KB) Pobierz
Zgodnie z obietnicą daną dość dawno temu, postanowiłem przedstawić, na zasadzie ciekawostki, technikę, jaką pomalowałem przeds

Zgodnie z obietnicą daną dość dawno temu, postanowiłem przedstawić, na zasadzie ciekawostki, technikę, jaką pomalowałem przedstawione już wcześniej na Naszym Forum modele E-100, StuG 40 i Jagdpanzer IV:







Oczywiście, technika ta w dobie używania aerografów jest zupełnie anachroniczna i archaiczna, jednakże może stanowić zachętę do prób dla tych, którzy z jakichś powodów nie dysponują rzeczonym aerografem, a chcieliby wykonać model z dość płynnym przejściem barw.
A zatem, do dzieła. Jako produktu wyjściowego użyłem modelu Sd.Kfz 181 Panzerkampfwagen VI (P) Dragona w skali 1:72. Modelu nie najlepszego z wielu przyczyn, których tutaj opisywał nie będę. Stan, od jakiego zaczynamy naszą relację wyglądał tak (to coś w górnym lewym rogu na fotografii, to niemodelarskie dzieło mojej córy):



Dojście do takiego etapu budowy może oczywiście stanowić opowieść samą w sobie, ale nie będziemy jej tutaj przytaczać. Dość wspomnieć tylko o nie do końca udanej Embarassedoperacji składania gąsienic z niemalże pojedynczych ogniw, czy walkę o dopasowanie do siebie części kadłuba, czy wieży. No, ale mamy to, co mamy. Na tym etapie kadłub modelu pokryty był, o ile dobrze pamiętam, chyba pięcioma Very Happywarstwami farby - bodajże dwa razy malowałem go Humbrolem 84, użytym jako farba podkładowa, oraz trzy razy mieszaniną 1:1 Humbrola 84 i 103. Farby do malowania były oczywiście odpowiednio rozcieńczone, aby pod tyloma ich warstwami nie zaginęły szczegóły faktury powierzchni modelu. Przyznam, że w tym miejscu miał miejsce eksperyment, gdyż dotychczas od razu modele malowane były przeze mnie kolorami bazowymi jedynie dwa razy - raz farbą dość gęstą, drugi raz znacznie rozrzedzoną.
A teraz pora na kolejnych aktorów spektaklu, myślę, że obędzie się tutaj bez dodatkowych słów:









Nie wiem, czy są to kredki najwyższej, czy najniższej klasy. Takie były w domu. Jak widać, nie jestem ich jedynym użytkownikiem. Co do wybranych kolorów - przedstawione są powyżej, nawet nie potrafię ich nazwać. Po prostu stwierdziłem, że po roztarciu mają odcień, który najbardziej mi odpowiada.

A więc zaczynamy. Na początku pragnę jedynie nadmienić, że malowanie będzie nieco z gatunku s-f, choćby z tego powodu, że przy pomocy pasteli nie jesteśmy w stanie wykonać dowolnie krótkich i dowolnie wąskich pasków. Zatem - delikatnie rysujemy na powierzchni wieży wężyk:



po czym rozcieramy go kolisto-posuwistymi ruchami pędzla:



Poprawiamy, rysując na roztartym pasku kolejny pasek, również delikatnie:



i znowu go rozcieramy:



I tak rysując i rozcierając, malujemy jednym kolorem paski na stropie wieży. Potem przychodzi kolej na jej boki:





I z mozołem tworzymy najpierw paski jednego koloru:



potem drugiego:



Po kilkudziesięciu minutach mamy pokryty cały czołg. Pastele zabezpieczamy poprzez ostrożne naniesienie terpentyny. Zabieg ten może nie tyle utrwala pył, ile zmywa jego nadmiar, powodując brak rozmazywania przy pokrywaniu lakierem bezbarwnym. Po zalakierowaniu model prezentował się tak:



Później, po całkowitym wyschnięciu lakieru bezbarwnego (z pomocą przyszedł kaloryfer), czynności nanoszenia pasków powtórzyłem (tak, tak...) i po kolejnym, kilkudziesięciominutowym, mozolnym nanoszeniu tychże pasków, dla stonowania odcieni pomalowałem model rozcieńczoną farbą Humbrol 29. Model wyglądał tak:



Teraz, po wyschnięciu nadszedł czas na nanoszenie kalkomanii. Zwykle układam je na tzw. chama, czyli po odklejeniu z papierowego podkładu smaruję pod spodem lakierem bezbarwnym i kleję na ten lakier. Tutaj postanowiłem poeksperymentować, co niestety, nie wyszło na dobre. Takową metodę, którą tu zamierzałem zastosować, już raz wykorzystałem, i to z dobrym skutkiem (patrz: M4A3 Sherman Eduard 1:72). Polegała ona mianowicie na pomalowaniu miejsca pod kalkomanie bezbarwnym, błyszczącym lakierem, a następnie ich położenie bez żadnych "wynalazków". Nie wiem, co mnie podkusiło do zastosowania tej metody, tym bardziej, że na kalkomaniach Dragona już raz się przewiozłem (patrz: E-100 Dragon 1:72). No, ale, słowo się rzekło, model pomalowałem, kalkomanie położyłem. Owszem, tuż po położeniu wyglądały pięknie, im dłużej schły, tym bardziej zaczynały się srebrzyć. W końcu, po pokryciu lakierem bezbarwnym, stało się to samo, co z kalkomaniami na wspomnianym E-100. Po prostu się srebrzą i już (szczególnie ta, na tylnej płycie kadłuba - porażka Evil or Very Mad).

Tak model prezentował się na tym etapie budowy:









Kalkomanie (szczególnie numery 003) są niestety trochę za duże względem tego, co pokazuje instrukcja malowania.

Teraz, po wyschnięciu kalkomanii i położonego na model lakieru bezbarwnego, kolejnym etapem malowania modelu jest jego wycieniowanie. Polega ono mniej więcej na tym samym, na czym polegało nanoszenie plam kamuflażu, z tą jednakże różnicą, że nie maluję kredką linii na powierzchni modelu, lecz ścieram kredkę pędzlem oraz nanoszę pigment tylko w "zakamarki" modelu, w załamania jego bryły. Gdy zakończyłem ten etap malowania, przystąpiłem do zapuszczania rozrzedzonego lakieru Humbrol 33 (czarny matowy) w linie podziału blach i wszelkie zagłębienia przy pomocy pędzelka Italeri 00. Pomaga to uwydatnić szczegóły modelu, jak wgłębnie wykonane nity, reflektory, siatki, liny itp. Po wyschnięciu farby nakładanej w tym etapie, przy pomocy również rozcieńczonego lakieru Humbrol, tym razem 103 Matt Cream rozjaśniłem duże, płaskie powierzchnie, takie, jak strop wieży, blachy nad silnikiem. Być może zdjęcia nie oddają w pełni tego, jak model się zmienił po tych czynnościach, ale spójrzmy na fotografie przedstawiające model na tym etapie budowy.













Po kilkuminutowej zabawie z ustawieniami aparatu uzyskałem zdjęcia nieco bardziej szczegółowe:









Logiczną koleją rzeczy jest naniesienie metodą suchego pędzla metalicznych otarć na krawędzie czołgu, doklejenie i pomalowanie km i podnośnika oraz narzędzi i lin na boku kadłuba (brr... odlew razem z kadłubem). Model wygląda teraz tak:













Ostatnim, jak na razie, etapem pracy nad modelem było naniesienie obić. Praca, której najbardziej się obawiałem ze względu na to, że moje dotychczasowe dokonania w tej dziedzinie nie zdobyły Waszego uznania. Po wielu próbach z różnymi gąbkami i pumeksami postanowiłem zaryzykować, i otarcia namalować pędzlem. Najmniejszym, jaki posiadałem - Italeri 00, przy pomocy mieszaniny Humbrola 160 i 33. Oto efekty (niestety, tym razem zdjęcia nie wyszły najlepsze):













Obicia zostały wykonane wedle zasady "im mniej, tym lepiej", ewentualnie "co za dużo, to niezdrowo", a więc bardzo oszczędnie. Po naniesieniu obić model został polakierowany dość obficie bezbarwnym matem (bo padło już pytanie - kiedy mogę bawić się nowym tygrysem ?), co poskutkowało "zatarciem" metalicznych, błyszczących obić na modelu - po przecież pokryty został matem.
Ponieważ na kilka chwil przestało padać i zrobiło się na tyle sucho, że można było model wystawić na zewnątrz, zrobiłem dwie fotki w naturalnym świetle, bez lampy błyskowej. Uwagę zwraca bardziej stonowany kolor modelu niż na poprzednich zdjęciach:





Zapraszam do skomentowania tego, co zobaczyliście.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin