Courths Mahler Jadwiga - Tajemna miłość , tajemne cierpienie.doc

(534 KB) Pobierz

JADWIGA COURTHS-MAHLER

Tajemna miłość,

tajemne
cierpienie...

 

KATOWICE 1991


ISBN 83-85397-18-3

Adaptacja i redakcja merytoryczna
Elżbieta Dobrzańska

Redakcja techniczna
Roman Klec

Projekt okładki i strony tytułowej
Marek Mosiński

Wydanie pierwsze powojenne

Wydawca: P.P.U. Akapit sp. z o.o. Katowice 1991

Ark. druk. 6,25. Ark. wyd. 5,8

Papier offset, ki. III 70 g.

Zakłady Graficzne w Poznaniu

Zam. 77027/91

 


Upalny, letni dzień miał się ku schyłkowi.

Na balkonie, przylegającym do panieńskiego pokoiku, siedziała
Ruth Waldeck, nieruchomo wpatrzona w ciągnące się pasma gór.

Na wysokim cyplu Goli, kładły się w różowej poświacie ostatnie
blaski, obejmując swym ciepłym kolorem sterczące zwaliska skał. Od
tła nieboskłonu, gorejącego purpurą zachodzącego słońca, odcinały się
ostro i wyraziście kontury Watzmannu. W dolinach kładły się już
głębokie cienie. W ciszy zapadającego zmierzchu stały pogrążone
w tajemniczym milczeniu ciemnoszare bory. Ku samotnie, siedzącej
dziewczynie, przypłynął od strony Lockstein donośny okrzyk radości,
przebrzmiewając w dalekiej przestrzeni delikatnym echem. Ruth Wal-
deck zdawała się zupełnie nie brać udziału w tej uroczystej kontempla-
cji natury. Bolesne, widać, rozmyślania czyniły ją nieczułą na zjawiska
świata zewnętrznego.

Mrok gęstniał coraz bardziej. Na wysokich szczytach konały
ostatnie refleksy, a na ciemniejącym firmamencie poczęły niebawem
pojawiać się blade światełka gwiazd.

Tuż pod balkonem przed głównym wejściem, rozbłysło nagle elek-
tryczne światło, budząc młodą dziewczynę z ponurej zadumy. Dźwig-
nąwszy się z eleganckiego, z wyplatanej trzciny krzesła, wyprostowała
swą smukłą postać, po czym, przygładziwszy włosy, splotła swe
szczupłe piękne dłonie w tyle głowy.

Tak stała przez dość długą chwilę, wreszcie skierowała się ku
drzwiom swego pokoiku.

3


W powodzi elektrycznego światła zajaśniało wytworne, pełne artys-
tycznego smaku, wnętrze. Było to mieszkanie młodej, nie pozbawionej
dobrego gustu, kobiety.

Prezencja Ruth doskonale przystawała do tych ram. Wytworna
postać, o miękkich, okrągłych kształtach, mimo całej delikatności,
silnie sklepionych. Maleńka główka o miłej, jakkolwiek nie klasycznie
pięknej twarzyczce, pełnej dziewczęcego uroku. Skończonej piękności
były natomiast ciemne, wyraziste oczy oraz delikatnie zarysowane usta.
Toteż wyraz posępnej zadumy nie bardzo harmonizował z tą młodziut-
ką buzią i niewątpliwie był zbyt świeżej daty, by mógł wycisnąć jakieś
trwalsze piętno.

Z uczuciem niewysłowionego bólu Ruth rzuciła się na sofę, sięgną-
wszy po leżący na stojącym opodal stoliczku list. Jakkolwiek doskonale
znała jego treść, ciągle do niego wracała, chcąc go lepiej zrozumieć.

Moje kochane dziecko!

List Twój, pełen wzruszającej tęsknoty, czytałem kilkakrotnie.
Trudno mi wyrazić, jak gorąco pragnąłem przybyć do Ciebie, by
Cię zamknąć w swoich ramionach i jak każdego roku, powałęsać się
z Tobą po górach! Tym razem jednakże, moja maleńka, to się nie
dało zrobić. Niestety, kochana Ruth. A dlaczego?

Posłuchaj moja pieszczotko. Jako Twój ojciec zmuszony jestem
wyspowiadać się przed Tobą, jakkolwiek niezbyt łatwo mi to
przychodzi. Czemu tego roku wysłałem Cię samą, w towarzystwie
naszej zacnej pani majorowej, do Berchtesgaden?! Ponieważ było
ponad moje siły powiedzieć Ci wprost, o czym teraz musisz się
dowiedzieć.

Gdy byłaś jeszcze maleńka, zmarła Twoja matka. Razem
z panią Grotthus, wdową po moim najserdeczniejszym przyjacielu,
podjęliśmy się Twego wychowania. Jej też powierzyłem rolę gospo-
dyni, mającej nam zastąpić zmarłą panią domu. Sądzę, że nie mam
potrzeby zapewniać Cię, o czym wiesz sama aż nazbyt dobrze, jak
bardzo mi jesteś droga i kochana! Niemniej jednak trudno Ci będzie
Twym młodym serduszkiem pojąć, do jakiego stopnia czułem się
osamotniony od chwili zgonu Twej kochanej matki. Lecz oto nastą-
piła pewna zmiana w postaci szczęścia, które u schyłku mojego

4


życia raz jeszcze ukazało mi swe uśmiechnięte oblicze, a które na
zawsze pragnąłbym zachować dla siebie.

Krótko mówiąc, dostajesz moje dziecko drugą matkę. Już widzę
malującą się w Twych oczach trwogę! Lecz trudno, jestem zmuszo-
ny zadać Ci ból, czego mi może nie wybaczysz, nie rozumiejąc, że
najgorętsza chociażby miłość dziecka nie wystarcza, by dać pełnię
szczęścia dorosłemu mężczyźnie.

Jesteś jeszcze zbyt młoda, by to pojąć. Mając zaś na względzie,
że ta wiadomość może być dla Ciebie przykra, wysłałem Cię w na-
dziei, że ją w ten sposób nieco złagodzę. Chciałem nadto uniknąć
Twego smutnego spojrzenia. Ale jak widzisz, nie pozostaje Ci nic
innego, jak tylko się z tym pogodzić. Nie znaczy to, by z tego powodu
zmieniło się coś między nami. Chyba jesteś o tym przekonana?

W chwili, gdy otrzymasz ten list, będziemy już po ślubie. Za
parę tygodni zjedziemy do Berchtesgaden. Twoja nowa matka jest
zaledwie o parę lat od Ciebie starsza i pragnie być dla ciebie oddaną
przyjaciółką. Wszak zrobisz to dla mnie, że będziesz dla niej
uprzejmą i nie dasz jej odczuć, że jest dla Ciebie niepożądana?
Z miłości dla swego ojca będziesz o niej myśleć jak najlepiej?

Załączam jej podobiznę. Czy nie jest uroczą? A mimo to zgo-
dziła się zostać moją i pragnie mnie, pięćdziesięcioletniego mężczyz-
nę, kochać i uczynić szczęśliwym! Ale i Tobie chce oddać swe serce!
Więc i Ty, najdroższa, będziesz starała się ją pokochać, a tym samym
zdjąć ostatnią troskę z serca Twego kochającego Cię ojca.

Na razie Więc pozostajesz nadał w Berchtesgaden, dokąd
obydwoje przyjedziemy w pierwszych dniach sierpnia, by Cię zabrać
do francuskiej Szwajcarii. Zaś z końcem września wracamy wszys-
cy do Berlina, gdzie dla Twojej przyjemności i Twego zadowolenia,
spędzimy wesołą zimę, urozmaiconą balami, wycieczkami oraz
innymi rozrywkami. Zobaczysz jak będzie pięknie!

Pani Grotthus pragnie nadal pozostać u nas w charakterze
gospodyni. Sądzę, że Cię to ucieszy.

Więc bądź rozsądna, kochanie. Wstrzymaj się na razie od
pisania, a dopiero gdy ból i smutek przeminą, uraduj paru serdecz-
nymi słowami

Twego oddanego Ci ojca.

5


Oczy Ruth napełniły się łzami. Otarłszy je gniewnie, szybkim
ruchem sięgnęła po fotografię dołączoną do listu, topiąc badawcze
spojrzenie w pięknej, pełnej życia twarzy kobiety, którą niebawem
nazwać miała swą matką! Lecz to dumnie uśmiechnięte oblicze,
o wyzywających i wyraźnie uwielbienia domagających się oczach, nie
bardzo jej przypadło do gustu. Suknia, o przesadnie głębokim wycięciu,
zdradzała pewien ekstrawagancki smak, pozwalając podziwiać klasycz-
nie zaiste, piękne ramiona i plecy. Całość jednakże robiła wrażenie
wybitnie teatralne. Nie, nigdy ta kobieta nie zdoła pozyskać jej
sympatii, tego była zdecydowanie pewna.

Westchnąwszy boleśnie, wcisnęła główkę w miękkie wezgłowie
otomany. W tym samym momencie otworzyły się drzwi, w których
ukazała się postać jakiejś starszej kobiety. Podeszła ku młodej dziew-
czynie i objęła ją pieszczotliwie ramieniem.

—  Czy jeszcze wciąż jesteśmy smutni, Ruth?
Młoda dziewczyna szybko się zerwała.

—  Ach, to ty cioteczko?

Potarłszy dłonią czoło, spojrzała smutnie w troskliwie na nią
patrzące, dobre, przyjazne oczy.

—  Tak, dziecino, to ja. Stanowczo za długo pozwoliłam ci odda-
wać się nierozsądnej rozpaczy. Jak można być tak dziecinną?

—  Jak widzę cioteczko, jesteś zdumiona, że małżeństwo mojego
ojca nie napawa mnie radością.

Na wargach pani Grotthus zaigrał delikatny uśmieszek.

—  W moim wieku trudno już byłoby czemukolwiek na świecie się
dziwić! Tym bardziej że doskonale rozumiem, iż wiadomość ta mogła
cię zasmucić. Ale z tego przecież nie wynika, byś ją tak głęboko miała
brać do serca, i w nieskończoność zapłakiwała się z powodu czegoś, co
się już nie da odmienić. Sądzę raczej, że byłoby daleko lepiej, gdybyś na
tę rzecz chciała spojrzeć z innego, mniej egoistycznego punktu widzenia
i nieco pomyślała o swoim ojcu, który tak samotnie spędził te wszystkie
ubiegłe lata.

—  Jak to, cioteczko, czy nie byliśmy wciąż razem i czy nie było nam
ze sobą dobrze?

—  Dlatego, że ty czułaś się szczęśliwa, sądzisz to samo i o twoim
ojcu? Nigdy nie należy swej miary przykładać do drugich!

6


—  Więc byłam dla niego niczym?

Staruszka potrząsnęła głową z wyrazem zniecierpliwienia.

—  Wstydź się Ruth coś takiego mówić! Czyż muszę ci koniecznie
przypominać, jak często nazywał cię swym szczęściem, swym jedynym,
jasnym promieniem?

Ruth wsparła swą główkę na piersi pani Grotthus.

—  I teraz ma się to wszystko zmienić! Oto, co mnie najboleśniej
dotyka.

—  Ależ od ciebie tylko zależy, by nic w twoim stosunku do
najlepszego z ojców się nie zmieniło! Tylko trochę dobrej woli!

—  Ach, ja bym nigdy podobnej przykrości ojcu nie wyrządziła!
Uśmiechając się, pogładziła pani Grotthus ciemne, ciężkie sploty

Ruth, które niby ozdobny diadem okalały jej kształtną główkę.

—  Dzieciaku! — Niech tylko zjawi się ten, którego ci nieba
przeznaczyły, a z zamkniętymi oczami pójdziesz tam, gdzie on cię
zawiedzie. No, a wtedy twój ojciec zostałby zupełnie sam. Powinnaś
być zatem rada, że ma kogoś, kto go pocieszy.

—  Cioteczko, ty nie wiesz, czym on był dla mnie!

—  Jak to, czyżbym była ślepa przez te całe dziesięć lat, które
spędziłam przy waszym boku? Czy sądzisz, że nie zdaję sobie sprawy,
jak ciężko ci się z tym pogodzić? Przyszłam do ciebie, powodowana
najszczerszymi chęciami, by ci pomóc. Czy chcesz mi to zupełnie
uniemożliwić?

—  Nie, najdroższa, kochana! Jesteś tak dobra i właściwie we
wszystkim, co mówisz, przyznaję ci rację. Gdyby tylko świadomość, że
nagle stajemy się zbyteczni, nie była tak ciężka do zniesienia! Nie być
nikomu potrzebną, gdy całą duszą pragnie się być niezbędną, to —
okropne!

—  Nie mów tego, Ruth — rzekła majorowa poważnie. — Być
może, że właśnie teraz okażesz się ojcu bardziej niż kiedykolwiek
nieodzowna.

W oczach młodej dziewczyny zamajaczyła trwoga.

—  Jak to rozumiesz, cioteczko?

—  Nie pytaj dziecko. Było to ot, takie sobie bezmyślne powiedzenie.

—  O, nie wymiguj się, bądź szczera i powiedz raczej, że i ty się jakoś
do niej nie możesz przekonać.

7


To mówiąc wskazała na fotografię.

Wziąwszy ją w rękę, pani Grotthus długo nie mogła oderwać
wzroku.

—  Szukasz dziur w całym, moja mała. Twoja macocha jest czaru-
jącym stworzeniem. A ludziom pięknym nietrudno chyba być dobrymi.

—  Widzę, że nie masz zbyt wielkiej ochoty podzielić się ze mną
swoimi myślami. Niech i tak będzie! Ale na kilka moich pytań przecież
mi odpowiesz. Gdzie i kiedy poznał mój ojciec swoją obecną żonę i co
ona za jedna?

—  Poznał ją na dobroczynnym koncercie. Twoja macocha była
śpiewaczką i jako taka została twemu ojcu, należącemu do komitetu,
przedstawiona. Było to w marcu tego roku, gdy z powodu choroby
zmuszona byłaś pozostać w domu.

—  Nigdy o niej nie słyszałam.

—  Nie była światową sławą i śpiew jej nie budził zbyt wielkiego
zachwytu. Nawet krytyka dość ostro przeciw niej występowała. Ale
niektóre mniej poczytne pisma, wynosiły ją pod niebiosa, wyrażając się
z entuzjazmem o jej niezwykłych zdolnościach.

—  Czy ją już kiedyś słyszałaś?

—  To było niemożliwe, gdyż twój ojciec życzył sobie by zaprzestała
publicznych występów. Ale słyszał ją Fred, który tego wieczoru
towarzyszył twojemu ojcu, i on to właśnie zakomunikował mi, że śpiew
jej, oczywista że to zostanie między nami, uczynił na nim niemiłe
wrażenie. Rozumie się, że należy wziąć pod uwagę niezbyt wielką
muzykalność mojego syna, jak również i okoliczność, że nie znosi
wysokiego sopranu. Natomiast zachwyca się twoim niskim altem
i z rozkoszą słucha zawsze twojego śpiewu, o czym zresztą sama dobrze
wiesz. A więc powiedziałam już wszystko!

—  Czy rodzice jej jeszcze żyją?

—  Nie, jest sierotą, i o ile mi wiadomo, zupełnie niezamożną.

—  Jeszcze tylko jedno pytanie, a przestanę cię dręczyć. Czy sądzisz,
że poślubiła ojca z miłości?

Staruszka utkwiła wzrok w przestrzeni.

—  Któż to może zgłębić? Twój ojciec, mimo swych pięćdziesięciu
lat, jest jeszcze bardzo przystojnym mężczyzną. Dlaczego więc nie
miałaby go pokochać młoda żona?

8


Ruth, wsparłszy swą główkę na dłoni, pogrążyła się w zadumie.

—  Dlaczego? Nie wiem. Tak mi się jakoś wydaje. Z jej oczu można
by sądzić, że w ogóle nie byłyby zdolne do tkliwszych uczuć.

—  Trudno z fotografii wyrokować o ludziach.

—  To prawda, lecz mimo to jestem przekonana, że poślubiła ojca
jedynie z wyrachowania. Jest od niej dwa razy starszy. Tylko nie patrz
na mnie cioteczko takim karcącym spojrzeniem, bo w gruncie rzeczy
jesteś tego samego zdania co ja.

—  A gdyby nawet tak było? Najważniejsze w danej chwili jest to, że
twój ojciec kocha i wierzy, że jest kochany. Nie zabieraj mu tego. Bo
przecież szczęście to tylko iluzja. Bądź dzielna Ruth, zapanuj nad sobą
i nie mąć mu tego szczęścia, lecz przeciwnie, umacniaj go w nim,
choćbyś nawet sama była przekonana, że ono jedynie polega na jego
własnej imaginacji. A czy to małżeństwo do dobrego czy do złego
doprowadzi, tego my przewidzieć nie jesteśmy w stanie, gdyż wszystko
jest w ręku Boga. Natomiast w twojej mocy leży zdjąć z jego serca tę
jedyną smugę cienia i okazać mu swą dziecięcą miłość i przywiązanie
tym, że napiszesz mu parę dobrych i serdecznych słów, które dadzą mu
złudzenie, że radujesz się jego szczęściem.

Objąwszy swą pocieszycielkę za szyję, Ruth zaczęła ją całować.

—  Ach, ty najlepsza, co by się ze mną stało, gdybym ciebie nie
miała?!

—  No widzisz, teraz to mi się dużo lepiej podobasz. Przejdźmy do
jadalnego pokoju, gdzie czeka na ciebie tyle dobrych rzeczy. Nawet
nadeszły już wyborne brzoskwinie. Zobaczysz, jak po tej głodówce,
zaprawionej bólem i goryczą, wszystko będziesz zmiatać.

Młoda dziewczyna uśmiechnęła się.

—  Dla ciebie cioteczko jestem jeszcze ciągle takim małym głuptas-
kiem, którego bóle i cierpienia można złagodzić łakociami.

—  Nie uważam, ażeby to było takie głupie, mój skarbie. Dobry
apetyt to rzecz nie do pogardzenia.

Ująwszy się pod ręce, obydwie kobiety przeszły do przeciwległego
pokoju jadalnego, urządzonego z wykwintnym, eleganckim smakiem.
Ściany były do połowy obite jasnodębowym drewnem, a bogato
rzeźbione meble, wytwory snycerskiej szkoły w Berchtesgaden dosko-
nale harmonizowały z otoczeniem.

9


Gdy jeszcze przed laty konsul Waldeck zaczął budować tę willę,
kazał przede wszystkim uwzględnić istniejący na miejscu przemysł
drzewny. Wszędzie, nawet od strony fasady, widać było bogate rzeźby,
wskutek czego ten piękny budynek nabrał wyjątkowo miłego charakte-
ru.

Willa „Waldeck" należała do najpiękniejszych i najelegantszych
w okolicy, tworząc ze swymi tarasowymi ogrodami widok niezmiernie
malowniczy. Każde niemal łato spędzał Waldeck ze swą córką w tym
uroczym ustroniu. Wałęsał się z nią trochę po górach, wypełniając
sobie resztę czasu myślistwem i rybołóstwem. Z początkiem zaś paź-
dziernika wracał z powrotem do Berlina. Jednak tym razem przybyła
tutaj Ruth w towarzystwie pani Grotthus. Ojciec zaś, wstrzymany
interesami, pozostał w stolicy, gdzie w dzielnicy Tiergarten zajmował
willę, urządzoną z książęcym przepychem.

Zrazu Ruth sprzeciwiała się, by zostawiać ojca samego; lecz
zniewolona jego energiczną postawą — ustąpiła. Teraz dopiero stało
się dla niej jasne, czemu ojciec tak bardzo się przy tym upierał. Nic więc
dziwnego, że uważała się za odepchniętą i opuszczoną i to do tego
stopnia, że nawet ten uroczy zakątek wydawał się jej niejako miejscem
wygnania.

Oczy Ruth ponownie napełniły się łzami. Nie uszło to bacznej
uwagi pani majorowej, która chcąc jej myśli sprowadzić na inne tory,
poczęła jej opowiadać jakąś wesołą anegdotę. Udając, że nie widzi jej
smutku, ciągnęła dalej tok swego opowiadania, gdyż ta mądra i dobra
kobieta wiedziała, że w przeciwnym razie strumień łez by się tylko
spotęgował a żałość jeszcze wzmogła. I rzeczywiście, po niejakiej chwili
młoda dziewczyna, opanowawszy się dzielnie, poszła za biegiem opo-
wiadania staruszki, dla której to było wielkim zadośćuczynieniem.

Po spożytym posiłku, obie panie przeszły na werandę, gdzie
siedziały przez chwilę w milczeniu, każda oddana swym myślom.
Wreszcie Ruth powiedziała:

—  Cóż my tu będziemy same robić? W dalekich wycieczkach nie
możesz mi towarzyszyć, a wiecznie kręcić się po deptaku to przecież
niesłychanie nudne.

—  Będziemy sobie wyjeżdżać, ilekroć nam przyjdzie ochota. Do
Ramsan, do Reichenhallu, nad twoje ulubione jezioro a nawet i do

10


Salzburga. Co się tyczy mniejszych wycieczek górskich, to sądzę, że im
jeszcze podołam. Rozumie się, że o dzikim Watzu i jego groźnych
kompanach ani mi marzyć! Ale i na to znajdzie się rada, jeśli tylko
wykażesz trochę cierpliwości.

—  Jaka to rada?

—  Twój kochany ojciec o niczym nie zapomniał. Zaprosił mego
syna, by z nami spędził swój urlop. Więc mam nadzieję że go wkrótce
zobaczymy.

Na te słowa twarzyczka Ruth ożywiła się. Lekki rumieniec wystąpił
na jej policzki, a oczy zajaśniały blaskiem.

—  Ach ty niedobra, więc dopiero t...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin