Brenden Laila - Hannah 11 - Powrót.pdf

(771 KB) Pobierz
432185238 UNPDF
LAILA BRENDEN
POWRÓT
Rozdział 1
W gęstej mgle Åshild prawie nie rozpoznawała współpasażerów na pokładzie. Czuła na
twarzy lepką wilgoć, a jej ubranie pokryła warstwa drobniutkich kropelek. Na szczęście wiatr wciąż
wiał w żagle i statek płynął z niezmienioną prędkością. Dla Åshild pozostawało zagadką, jak
kapitanowi udaje się utrzymać kurs, skoro nie ma żadnego punktu odniesienia. Wzdrygała się,
ilekroć rozlegało się przeraźliwe wycie buczka przeciwmgielnego. Teraz też ciarki przeszły jej po
plecach. Chwyciła Sebjørg na ręce i zeszła schodkami w dół. Uznała, że lepiej już siedzieć w
ciasnym pomieszczeniu pod pokładem razem z innymi kobietami, niż wpatrywać się w tę
nieprzeniknioną szarą masę. Nie najlepiej znosiła trudy rejsu, zwłaszcza przy takiej pogodzie, ale
starannie to ukrywała, by nie przestraszyć dzieci. Ole został z Margit na pokładzie, zaś Hannah-
Kari i Knut grali wraz z innymi dzieciakami w grę planszową. Sprawdziwszy, że bliźnięta dobrze
się bawią, Åshild usiadła z boku, przyłożyła Sebjørg do piersi i poddała się kołysaniu statku. Wiatr
uderzał coraz to silniej w żagle, trzeszczały drewniane burty. Pod pokładem panowała duchota i
unosił się zapach potu. Jednak wśród matek z dziećmi Åshild paradoksalnie czuła się bezpieczniej.
Wszyscy tu byli jednakowo narażeni na kaprysy morza i pogody.
Przymknęła oczy, a dotyk maleńkich ciepłych usteczek dziecka podziałał na nią
uspokajająco. Wróciła myślami do ostatnich dni spędzonych w Sørholm. Zdawali sobie sprawę, że
ich pobyt nieuchronnie dobiega końca, ale nie chcieli rozmawiać o wyjeździe. Pragnęli wykorzystać
każdą wspólną chwilę. Birgit i Flemming bawili się z dziećmi, a gdy wieczorem maluchy szły spać,
dorośli prowadzili długie rozmowy. Tyle mieli do omówienia! Flemming poruszał głównie sprawy
związane z prowadzeniem dworu i jego rozbudową. Zastanawiał się, czy nadal pozwalać artystom
rezydować latem we wschodnim skrzydle pałacu, a także czy w tym roku wydać zgodę na
polowanie na kaczki na jeziorze.
Birgit radziła się Åshild, jakie wybrać tkaniny i fasony na suknie. Dopytywała się też o
odpowiednie fryzury. Åshild, dobrze wiedząc, że szwagierka zwykle nie interesuje się strojami,
podejrzewała, że za wszelką cenę chce uniknąć kłopotliwych pytań. Gdy wspomniała Birgit, że
Poul Lundeby wciąż się o nią dopytuje, dziewczyna oblała się rumieńcem i umknęła spojrzeniem.
Wprawdzie zapewniła, że porozmawia z Poulem, ale Åshild domyśliła się, że Birgit tylko udaje, że
wszystko jest dobrze. Powstrzymała się jednak od uwag, uznając, że to w końcu osobista sprawa
Birgit.
Krzyk syna wyrwał Åshild z zamyślenia. - Mamo, jakiś statek płynie prosto na nas! -
zawołał Knut zdenerwowany i pognał w stronę schodków prowadzących na pokład. - Gdzie tata?
Gdzie kapitan?
Åshild zamarła, zrozumiawszy natychmiast, że Knut ujrzał jakąś przerażającą wizję.
Zapadła trudna do zniesienia cisza, a oczy pasażerów spoczęły na Åshild, która nie miała
śmiałości napotkać ich wzroku. Drżącymi dłońmi zapięła guziki bluzki i ułożyła nakarmione
dziecko na ramieniu. Poczuła, jak jej serce ściska lodowaty strach na myśl o tym, że mogą wszyscy
utonąć, gdy dojdzie do katastrofy na morzu.
Zamierzała pójść za Knutem, ale wówczas pod pokładem napięcie jakby eksplodowało.
Kobiety poderwały się z miejsc i zasypały ją pytaniami:
- O czym on mówił?
- Jesteśmy w niebezpieczeństwie?
- Chłopakowi należy się solidne lanie! Żeby tak nas nastraszyć!
Åshild rozejrzała się bezradnie, niemal pewna, że kobiety zaraz rzucą się na nią i zażądają
przeprosin, ale nagle zjawili się mężczyźni zajmujący kajuty w głębi.
- Co tu się dzieje, u licha? - huknął basem potężny Duńczyk, torując sobie drogę pomiędzy
kobietami i dziećmi.
- Statek tonie! - zawołał histerycznie któryś ze starszych chłopców.
Wszyscy poderwali się na równe nogi i zaczęli się przepychać do wyjścia. Hannah-Kari w
ostatniej chwili zdążyła się uczepić spódnicy mamy i szlochała wtulona w fałdy:
- Mamo, mamo, gdzie jest Knut?
Åshild stała jak porażona, patrząc, jak ludzie przepychają się do wyjścia. Tuliła Sebjørg i
usiłowała drżącym głosem uspokoić Hannah-Kari. Mężczyźni łokciami torowali sobie drogę, a
kobiety potykały się na schodach, przydeptując spódnice, dzieci zaś popłakiwały i trzymały się
kurczowo dorosłych. Kiedy statek przechylił się gwałtownie, przez tłum przeszedł głośny jęk i
ludzie zaczęli napierać jeszcze mocniej.
- Pojedynczo! Inaczej nigdy nie wydostaniemy się na pokład! - ryknął znowu Duńczyk. - Na
razie statek płynie równo i nie ma żadnych oznak, że uszkodził burtę!
Jego rozsądek uspokoił nieco ogarniętych paniką ludzi, którzy ustawili się i czekali na swoją
kolej. Åshild głaskała Hannah-Kari po głowie i przyciskała do piersi Sebjørg. Postanowiła nie
ruszać się z miejsca, póki większość współpasażerów nie wydostanie się na pokład. Co ten Knut
narobił? - zastanawiała się gorączkowo, słysząc dolatujące z góry krzyki i nawoływania.
- Nie chcę tu być, mamo, chodź! - Hannah-Kari pociągnęła ją za spódnicę, nakłaniając do
wyjścia na pokład.
- Dobrze, chodźmy! - Åshild uniosła Sebjørg nieco wyżej na ramieniu i ruszyła ostrożnie za
starszą córeczką, stawiając szeroko stopy na schodkach i przytrzymując się ściany, krok po kroku
coraz bliżej gęstej mgły.
- Tato, tato, trzeba skręcić! Chodź, tato! - usłyszała Åshild desperackie wołanie synka, gdy
tylko znalazła się na pokładzie, ale głos Olego wcale jej nie uspokoił.
- Powiedz, co widzisz, Knut! Jakiś statek?
- Tak, tak - powtarzał Knut bliski płaczu, najwyraźniej przeczuwając straszne
niebezpieczeństwo.
Ole zrozumiał, że nie ma czasu do stracenia. Ludzie ucichli i wszyscy skierowali spojrzenie
na ojca z synem przebijających się przez tłum w stronę mostku kapitańskiego. Ktoś zawołał, żeby
zejść im z drogi.
W gęstniejącej mgle nie dało się zauważyć, czy w pobliżu płyną jakieś inne statki.
- A co to za zamieszanie? - Kapitan popatrzył gniewnie na Olego, a jego spalona słońcem i
osmagana wiatrem twarz świadczyła o tym, że na morzu przeżył już niejedno. - Mało mamy
problemów z pogodą? Potrzebne nam jeszcze kłopoty z pasażerami?
- Prosto na nas płynie statek - rzucił Ole, nie zważając na nieprzyjemny ton kapitana. Przez
moment w oczach kapitana ujrzał błysk niepewności. On, doświadczony wilk morski, miałby
słuchać poleceń jakichś pasażerów?
- Musi pan skręcić - prosił Knut, patrząc błagalnie na kapitana. - W prawo!
Kapitan natychmiast zrozumiał, że ci ludzie nie znają się wcale na sterowaniu statkiem,
jednak śmiertelna powaga w glosie chłopca skłoniła go do tego, że posłuchał.
- Widzisz we mgle jakiś statek? - zapytał kapitan, wykręcając mocno koło sterowe i wydając
odpowiednie komendy załodze.
- Tak, płynie wprost na nas - jąkał się zdenerwowany Knut. - Duży statek.
- Przez cały czas włączamy buczki, nie słyszeliśmy jednak żadnej odpowiedzi - odparł
kapitan, ale zerknąwszy na chłopca, jeszcze mocniej wykręcił ster. Nagle wiatr jakby ucichł, a
Olego ogarnęło przytłaczające uczucie niepokoju, jak przed rozpętaniem się burzy.
Z dziobu rozległ się wrzask chłopca pokładowego:
- Obcy statek na kursie! Ster prawo na burtę! Statek wykonał gwałtowny zwrot. Ole chwycił
mocno
Knuta, by chłopiec nie ześlizgnął się po gładkim pokładzie, i rozejrzał się za Åshild, ale w
ogólnym zamieszaniu i gęstej mgle trudno było cokolwiek dostrzec.
- Do diabła! - wymamrotał kapitan, ściskając ster tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.
- Obcy statek na kursie! - darł się z całych sił chłopak siedzący „na oku".
Statek przechylił się mocno, a gdy pasażerowie uświadomili sobie, że znaleźli się w
śmiertelnym niebezpieczeństwie, omal nie wybuchła panika. Kobiety nawoływały dzieci,
mężczyźni krzyczeli, by się mocno trzymać. Ludzie uczepieni masztów i lin we mgle przypominali
szare zjawy walczące z niewidzialnym zagrożeniem. Załoga uwijała się zawzięcie przy żaglach,
kapitan zaś z zaciśniętymi mocno zębami, wypatrywał we mgle jakiegoś cienia. Z czoła spływał mu
ciurkiem pot.
- Dobry Boże! Pomóż nam wyjść z tego cało i zdrowo - szeptała Åshild, obejmując mocno
Sebjørg i Hannah-Kari. Nie odważyła się nawet na moment zwolnić uścisku. Przywarła do potężnej
skrzyni przywiązanej do pokładu i mocno zaparła się nogami. Póki statek przechylał się w tę stronę,
nic im nie groziło. Jak w jakimś sennym koszmarze, ze wszystkich stron dolatywały krzyki
przyprawiające ją o ciarki strachu. Rozpaczliwy płacz dziecka wywoływał niemal fizyczny ból.
Spokojny rejs zmienił się znienacka w śmiertelny koszmar.
Nagle jak na komendę ucichły wszelkie głosy. Nawet dzieci umilkły przerażone,
zauważywszy ogromny cień statku, który wyłonił się z mgły i ze zgrzytem otarł się burtą o ich
burtę. Na pokładzie statku widma w ogóle nie było widać ludzi, nie słychać też było żadnych
głosów.
Z ust podróżnych wydobył się przeciągły jęk, Åshild zaś oddychała płytko, z lękiem
uświadamiając sobie, że tylko cud uratował ich przed rozbiciem statku. Odprowadziła wzrokiem
obcy statek, który tak nagle jak się pojawił, tak samo nagle zniknął we mgle.
- Mało brakowało! - odezwał się kapitan i odwróciwszy się do Olego i Knuta, zdjął czapkę.
Wierzchem dłoni otarł pot z czoła i przeczesał palcami wilgotne włosy. - Było blisko.
Ole pokiwał głową. Odetchnął głęboko parę razy, by odzyskać spokój, nie był jednak
pewien, czy glos mu się nie załamie. Knut zaś puścił rękę ojca i wpatrywał się z zachwytem w
kapitańską czapkę.
- No, młody człowieku, jak to możliwe, że zauważyłeś tamten statek? - zapytał kapitan,
wkładając czapkę z powrotem na głowę.
- Po prostu zobaczyłem - odparł zakłopotany Knut.
- Widoczność jest zaledwie na parę łokci. Nikt z nas nie był w stanie dostrzec czegokolwiek
w tym mleku.
- Knut widzi niektóre rzeczy wyraźniej niż inni - wyjaśnił Ole, otrząsnąwszy się wreszcie z
szoku.
Kapitan przekazał ster członkowi załogi i podszedł do Knuta. Zmierzwił mu lekko włosy i
rzekł z uśmiechem:
- Powiem wprost, uratowałeś nas od katastrofy. To... - nie zdążył dokończyć, gdy na
pokładzie rozległo się wołanie:
- Chłopiec uratował nam życie! Tylko dzięki niemu nie zginęliśmy.
Wybuchła radość, ludzie klaskali w dłonie, wykrzykiwali i płakali z radości.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin