Eichelberger Wojciech Samson Andrzej - Dobra miłość. Co robic, by nasze dzieci miały udane życie.pdf

(396 KB) Pobierz
Dobra miłość
Wojciech Eicheiberger
Andrzej Samson
w rozmowie Anną Sosnowską
dobra miłość
co robić, by nasze dzieci
miały udane życie
Spis treści
Przykład czy słowo.................................................4
Autorytet czy kontrola............................................24
Jeden głos czy dwa głosy..........................................48
Własna korzyść czy poświęcenie....................................66
Kochać czy wymagać................................................84
Karać czy nagradzać..............................................106
Ciało czy umysł..................................................117
Dar czy dług.....................................................133
Zasada walizki...................................................142
Po co jest nasza książka?
Dla mnie ta książka to przede wszystkim dziesiątki godzin
pasjonujących rozmów z Andrzejem i Wojtkiem. Rozmów, które były nie
tylko spotkaniem z ich wiedzą o wychowywaniu dzieci, ale też
odszyfrowywaniem siebie. Pełnym emocji i zaskoczeń powrotem do
własnych doświadczeń z dzieciństwa. Przy okazji zdałam sobie sprawę,
jak wielu ludzi wokół mnie ma dzieci, a jak niewielu ma z nimi
dobry, serdeczny kontakt. Zastanawiałam się, dlaczego w relacji
rodzice-dzieci „chcieć” tak często nie znaczy „móc”. I czemu tylu
dorosłych, pomimo najlepszych chęci, bezwiednie krzywdzi swoje
dzieci, a potem cierpi z powodu chłodnych relacji i konfliktów w
rodzinie.
Myśląc o tym starałam się, by nasza książka stała się pomocą w byciu
rodzicem, który nie żałuje, nie cierpi, nie krzywdzi. Korzystając z
doświadczeń Andrzeja i Wojtka poszukiwałam więc odpowiedzi na
pytania, co robić, by nasze dzieci miały udane życie i naprawdę nas
kochały. A także jak nie powielać błędów wychowawczych, których sami
doświadczyliśmy w dzieciństwie, i których konsekwencje nosimy w
sobie w dorosłym życiu w postaci kompleksów, lęków i niewiary we
własne możliwości. Nasza książka powstała również po to, by pomóc
rodzicom nie tylko lepiej rozumieć dzieci, ale i siebie. Bo poza
informacjami o dzieciach i dzieciństwie jest tu też sporo wnikliwej
wiedzy o świecie dorosłych.
Polecam ją z pełnym przekonaniem. To książka, którą sama chciałabym
przeczytać.
Anna Sosnowska
O czym jest nasza książka?
Karać czy nagradzać, ufać czy kontrolować, rozmawiać czy pouczać,
kochać czy wymagać? To pytania stawiane sobie przez rodziców od
zawsze i zawsze ważne. W zależności od momentu historycznego,
poziomu ekonomicznego i stanu wiedzy udzielano na nie bardzo różnych
odpowiedzi. Najpierw przez długie wieki lekceważono dzieciństwo i w
ogóle nie poświęcano mu żadnej uwagi. Potem nadszedł czas, gdy w
dziecku widziano głównie wcielenie zła, a proces wychowawczy
rozumiano jako wypędzanie z dziecięcej duszy diabła. W Średniowieczu
z kolei dziecko uznawano za miniaturę dorosłego, dodajmy dla
jasności, że miniaturę nieudaną, więc również nie zaprzątano sobie
nim głowy. Wreszcie nadeszła epoka panowania tzw. czarnej
pedagogiki, czyli kultu twardej ręki, surowości i upokorzeń. I
bardzo długo zimny wychów uważano za najlepszy sposób, by
wyprowadzić dziecko „na ludzi”.
Prawdę mówiąc, smutne dziedzictwo takiego myślenia nadal jest obecne
w wielu rodzinach. Dlatego uznaliśmy, że nadszedł czas, by na
fundamentalne rodzicielskie dylematy udzielić odpowiedzi tu i teraz.
W takim świecie, w jakim żyjemy, i zgodnie z wiedzą, jaką dysponuje
współczesna psychologia i psychoterapia. A także zgodnie z
doświadczeniem, w jakie wyposażyły nas lata pracy terapeutycznej i
osobiste przeżycia rodzicielskie. Zabieramy głos jako kontynuatorzy
głębokiej refleksji wychowawczej, zapoczątkowanej przez Zygmunta
Freuda, który dowiódł, że lekceważone przez wieki dzieciństwo to
fundament dorosłości. Jeśli zostanie on źle uformowany, kuleć będzie
całe dorosłe życie człowieka. Wiele z tego, o czym mówimy w tej
książce, jeszcze na początku XX wieku byłoby uznane za objaw
szaleństwa, a kilka wieków wcześniej — za groźną herezję. Dziś
jednak przyszedł czas na powiedzenie prawdy o tym, czym jest okres
dzieciństwa w życiu człowieka i jaki ma wpływ na całe jego
późniejsze życie. A ma ogromny.
Za wszystko, co zostało tu napisane, bierzemy całkowitą
odpowiedzialność. Pragniemy też podziękować naszym pacjentom,
dorosłym i dzieciom, od których bardzo wiele się nauczyliśmy i wciąż
uczymy.
Wojciech Eichelberger i Andrzej Samson
Rozdział 1
Przykład czy słowo
Anna Sosnowska:
- Co w wychowaniu dziecka odgrywa większą rolę: to, co mówimy, czy
to, co robimy?
Wojciech Eichelberger: Wielu rodziców uważa, że wychowanie zaczyna
się dopiero, gdy dziecko rozumie już, co się do niego mówi. Ale to
przekonanie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wychowanie
bowiem zaczyna się dużo, dużo wcześniej. I wbrew potocznemu
myśleniu, rola słowa w kształtowaniu dziecka wcale nie jest
dominująca.
Andrzej Samson: Dziecko od pierwszych dni swojego życia, a wręcz od
chwili przyjścia na świat, nasiąka wszystkim, co widzi, słyszy, co
dostaje do ręki, na co patrzy, a najmniej tym, co się do niego mówi.
Najmniejsze doświadczenie jest dla niego ważniejszą lekcją o życiu,
otaczającym świecie i o nim samym niż jakiekolwiek pouczenie.
WE: Często mówimy: „Muszę się wziąć za wychowanie mojego dziecka”,
mając na myśli jakieś akty intencjonalne albo tłumaczenie dziecku,
jak należy postępować, co jest dobre, a co złe. Tymczasem o wiele
większą siłę oddziaływania ma to, co mu pokazujemy, nie to, co
deklarujemy. Słowo samo w sobie jest tylko informacją, dosyć umowną
zresztą, rozkodowywaną przez mózg. Żeby mogło coś znaczyć, musi być
poparte przeżyciem, powiązane z doświadczeniem. Kiedy dziecko uczy
się słowa „ołówek”, to owszem, słyszy jego brzmienie. Ale dopiero
gdy to coś nazywane przez nas ołówkiem ogląda ze wszystkich stron,
wkłada do buzi, gryzie, maże nim, w jego głowie pojawia się idea
ołówka. I słowo zaczyna naprawdę coś dla niego znaczyć.
- Pierwsze słowa, których zazwyczaj uczą się dzieci, to „mama” i
„tata”. Co możemy zrobić, żeby skojarzenia naszego dziecka związane
z tymi słowami były jak najbardziej pozytywne?
WE: Mądrzy rodzice przede wszystkim powinni zadbać o to, by jak
najbardziej rozszerzyć doświadczenie dziecka związane z tymi
słowami. Dobrze jest np., gdy matka powtarza słowo „mama”, karmiąc
swoje dziecko, przytulając je, kołysząc. Bo właśnie w ten sposób w
umyśle dziecka powstaje bardzo złożony desygnat słowa „mama”, który
będzie odtąd zawierał w sobie wsparcie, miłość, bezpieczeństwo.
Gdybyśmy ograniczyli się tylko do wytłumaczenia dziecku, kto to jest
mama, mówiąc: to ktoś, kto karmi, dotyka i jest ciepły, byłaby to
dla niego czysta abstrakcja. Jeśli słowo „mama” wywołuje w dziecku
dobre emocje, to tylko dlatego, że było wcześniej poparte pozytywnym
doświadczeniem.
- Czy tak samo jest z normami, zasadami? Mądre słowa nie wystarczą,
by ich nauczyć?
AS: Tak samo. Jeśli to, co rodzic głosi, nie jest poparte
przykładem, nie będzie miało wpływu na kształtowanie dziecka albo
będzie miało wpływ przeciwny do zamierzonego. Począwszy od pozornie
banalnej, a bardzo niebezpiecznej sytuacji, którą nazywam treningiem
niewrażliwości. Otóż istnieje przekonanie, że dziecko powinno być
odcięte od kłopotów i złego samopoczucia rodziców, bo „nie należy
obciążać dziecka dorosłymi sprawami”. Stąd, gdy rodzic ma kłopoty
albo źle się czuje, a dziecko chce go pocieszyć, daje mu się do
zrozumienia, że nie ma żadnego problemu: „Nic mi nie jest. Wcale nie
jestem smutny, jestem poważny. Idź się bawić, nie przeszkadzaj”. Z
czasem takie dziecko przyzwyczaja się, że gdy komuś jest źle, to
trzeba to zignorować i iść się bawić. Wszystko świetnie do chwili,
gdy kilka lat później ten sam rodzic zacznie oczekiwać od dziecka
zainteresowania, troski. A dziecko kompletnie nie będzie rozumiało,
czego on od niego chce. Bo w jego doświadczeniu pozostanie już
silnie zakodowana i wytrenowana całkiem inna reakcja: obojętność. I
pretensje do losu o to, że „nasz syn jest nieczułym potworem”, będą
nie tylko spóźnione, ale i skierowane pod niewłaściwy adres.
WE: Nie można nauczyć dziecka współczucia, domagając się go:
„Współczuj mi kochanie, bo jest mi trudno”. Albo tłumacząc, na czym
polega współczucie. Dzieci można nauczyć współczucia tylko w jeden
sposób: pokazując im, co znaczy współczucie i wsparcie, czyli
Zgłoś jeśli naruszono regulamin