15052.txt

(243 KB) Pobierz
Erskine Caldwell
Dom na wzg�rzu
T�umaczy� KAZIMIERZ PIOTROWSKI
Ksi��ka i Wiedza � 1983
ISBN _ 83-05-lln4.8
Przedmowa
D�ugo pisywa�em powie�ci o Po�udniu, a� pewnego dnia u�wiadomi�em sobie, �e w gruncie rzeczy pisz� tylko o ludziach i sprawach ocenianych przeze mnie pozytywnie lub negatywnie ze wzgl�d�w literackiej natury. Oczywi�cie, ca�y czas wiedzia�em, �e odtwarzaj�c �w �wiat, znany mi od urodzenia, pomijam wa�ny epizod �ycia, ale by�a to rzecz smutna, tragiczna, jako� osobista, i d�ugo usi�owa�em oddali� my�l, �e przecie� wiem o tym. Uchyla�eny si� od napisania historii, kt�ra nazywa si� �Dom na wzg�rzu"
�Dom na wzg�rzu", podobnie jak �Tarapaty lipcowe", �This Very Earth" i inne cz�ci cyklu, jest jednym z odr�bnych fragment�w panoramy ludzkich los�w na tle spo�ecznej i ekonomicznej historii. Dzieje Po�udnia, jakie pisz�, by�yby niepe�ne i stronnicze bez tego w�a�nie obrazu. Chocia� wraz z czasami zmieniaj� si� nazwiska, sceneria i ludzkie post�pki, podstawowy temat pozosta� ten sam, jakim by�, kiedy ludzie po raz pierwszy podj�li pr�b� obalenia, dla zmiany na lepsze lub gorsze, okrzep�ego i umi�owanego modelu �ycia. Tutaj, na Po�udniu, jak zreszt� na ca�ym �wiecie, odwiecznym motywem jest b�l zadawany
ludzkiemu  sercu,   gdy  przestarza�y. model  �ycia przestaje � s�u�y�   wsp�lnemu   dobru  i podejmuje ostatni�, rozpaczliw� pr�b� uchronienia si� przed nieuniknionymi atakami spo�ecznych i ekonomicznych zmian.
Opowiedzian�   tu  histori�   ukszta�towa�y   niezliczone wahania na szali �wiadomych i nie�wiadomych post�pk�w. Wiele z element�w powie�ci sprawia wra�enie,  �e s�  banalne i nik�e �drobne irytacje i po��dania ludzkie, kt�re mo�na by rozproszy� jednym  s�owem lub  spojrzeniem  �  w sumie jednak og�lny skutek tych ma�ych spraw jest tragiczny i przygn�biaj�cy.
Nic w tym   dziwnego,   �e niewinni   cierpi�  na r�wni z winowajcami i �e udr�ka niewinnych w �Domu na wzg�rzu", cho� nie jest sprawiedliw� pokut� za post�pki reszty, przynajmniej �agodzi wsp�lny jednym i drugim b�l wynik�y z zaciek�ego odwetu.
Niewiele zosta�o ludzi pokroju postaci z powie�ci '   �Dom na wzg�rzu", ci za�, kt�rzy prze�yli do dzi�, pewnie ju� si� pogodzili ze swoim losem.
�ycie to przer�ne   sprawy   wielu   ludzi:,   a ta szczeg�lna cz�� obszerniejszych dziej�w stanowi tylko fragment licznych aspekt�w rzeczywisto�ci. Niewielu  z nas zgodzi�oby si�  wr�ci� do  czasu przesz�ego i �y� w spos�b opisany w �Domu na wzg�rzu", bo wiemy  dzi�", �e taki  tryb �ycia nie
rokuje �adnej nadziei i nie zawiera nawet obietnicy szcz�cia.
A jednak jest to nieod��czna cz�� ludzkiego dziedzictwa, korzenie za� wsp�czesno�ci, mimo �e ze wzgard� odnosimy si� do gruntu, z jakiego wyros�y, czerpi� swe soki z przesz�o�ci. Wobec czego nie da si� unikn��, jak s�dz�, by to, co ludzie robi� i m�wi�, by�o d�ugo jeszcze owocem tamtego drzewa.
1
Po�udniowy wietrzyk, omdlewaj�cy i wilgotny, w�drowa� z niziny, unosi� si� nad �wie�o zaoranymi polami na stoku wzg�rza i szele�ci� li��mi wielkich czerwonych d�b�w otaczaj�cych podstarza�y dom. Przysz�a ju� wiosna, dzie� chyli� si� ku zmierzchowi. Nocne ptaki cicho przesiedzia�y upalny dzie� na ga��ziach drzew i teraz podfruwa�y niespokojnie. Jak si� ju� obudzi�y, �wiergota� b�d� ha�a�liwie a� do �witu.
Na dole, jakie� p� mili od wzg�rza, b��kitna mgie�ka drzewnego dymu unosi�a si� cienk� warstw� nad k�p� sosen trawion� przyziemnym ogniem, kt�ry od dobrych kilku dni p�on�� uparcie, i bezkarnie. Od czasu do czasu bucha� nagle jasny, ��tawy p�omie�, kiedy pe�zaj�cy ogie� zapali� �ywic�, jaka si� zebra�a w naczyniu na drzewie.
W stron� morskiego brzegu na po�udniu rozci�ga�a si� nizina � p�aski, niemal bezludny obszar poros�y okrytymi mchem cyprysami, w�r�d kt�rych prze�wieca�y rozlewiska martwej przygrunto-wej wody i g�uche zielone moczary.
Na zach�d od ognia podgryzaj�cego drzewa ci�gn�� si� milami g�sty, ciemny sosnowy las niczym dywan zmarszczony na falistej ziemi,   a na
wsch�d mulista ��ta rzeka wytrwale torowa�a sobie drog� -do morza. Na p�nocy obmywane potokami pag�rki z czerwonej gliny,  wyszczerbione i poszarpane, rysowa�y si� zygzakiem na bladym niebie podg�rskiej okolicy.
Lucjana .us�ysza�a ci�kie st�panie bosych st�p na werandzie i kr�tko potem Marta, czarna jak smo�a i spasiona, stan�a przy jej fotelu.
� Co  tam,  Marto?  � spyta�a  nie  podnosz�c wzroku.
Marta par� razy �a�o�nie westchn�a faluj�c pot�nym biustem i przest�puj�c z nogi na nog�. By�a to zacna dusza, kobieta �yczliwa a� do znudzenia i nader �atwo wzruszaj�ca si� do �ez. Jak na zawo�anie potoki �ez sp�ywaj� po jej l�ni�cych czarnych policzkach. Lat mia�a chyba pi��dziesi�t kilka i zd��y�a ju� �y� na wiar� z niejednym m�czyzn�. W tej chwili  nie mia�a nikogo i nie bez dumy u�ala�a si�, �e przedwcze�nie zosta�a na lodzie.
�  Czego   chcesz,  Marto? � spyta�a  Lucjana.    -Zirytowa�o j� milczenie Murzynk:.
�  Pomy�la�am sobie,   �e mo�e by chcia�a pani posiedzie� ze mn� chwilk� i troch� si� u�ali� nad sob�: Wygl�da na to, �e pani m�� zn�w nie wr�ci w por� do domu na kolacj�. � W dow�d wsp�czucia westchn�a �a�o�nie. � �, Bo�e, Bo�e m�j drogi! Mo�na powiedzie�, by�by ju� tutaj, gdyby 10
mia� zamiar w og�le dzi� wr�ci�, prawda, moja pani?                                                   '
Lucjana zamkn�a oczy i zacisn�a powieki, zanim zdoby�a si� na odpowied�. Gdy otwar�a oczy, zobaczy�a, jak wielkie cielsko Marty rytmicznie si� ko�ysze przy akompaniamencie g��bokich, �a�obnych j�k�w akcentuj�cych ka�dy ruch.
�  Nie wiem � odpar�a Lucjana staraj�c si� opanowa� g�os. � Jeszcze jest wcze�nie, Marto.
� Nigdy nie jest za wcze�nie dla m�czyzny na powr�t do domu.   � Marta zrobi�a pauz�.   � Zw�aszcza dla �onatego.
Lucjana nie odpowiedzia�a. Marta zn�w g��boko westchn�a, �eby jej ubolewanie dotar�o.
� W kuchni ju� wszystko zrobione i chyba postawi� kolacj� panu na piecu, to za bardzo nie wystygnie, o ile drzewo si� nie wypali i o wiele pan wr�ci jeszcze dzi� wiecz�r.  Po prostu  nie wiem, jak sobie poradzi� z naszym panem.
Pod koniec s�owa Marty zacz�y si� alewa� w niewyra�ne, irytuj�ce mamrotanie.
�   Zostaw  panu kolacj�  na piecu,  Marto � spiesznie poleci�a Lucjana licz�c na to, �e jej ton da Marcie do zrozumienia, by ju�   posz�a   sobie i zostawi�a j� w spokoju.
Marta jednak ani drgn�a.
� Mo�esz ju� i�� � stanowczym tonem doda�a Lucjana.
Tak, prosz� pani � odpar�a nieco speszona
Marta.
Ale nie  wysz�a.  Lucjana   spojrza�a  na ni�  ze zniecierpliwieniem. Marcie usta zacz�y dr�e�, jak zwykle gdy si� jej zbiera�o na p�acz. Przez kr�tk� chwil� kr�ci�a si� niespokojnie, po czym po obu jej czarnych policzkach pop�yn�y strumienie �ez.
� Prosz� pani, je�eli za ci�ko pani samej znie�� to wszystko,  mo�e  bym  zosta�a jeszcze chwilk� i �e tak powiem dotrzyma�a pani towarzystwa. � Zawodzi�a, wcale ju� si� nie kr�puj�c. � Wiem, co to znaczy, jak m�czyzna gdzie� si� szwenda po nocy, cho� nie ma tam nic do szukania.  To jest jakby si� w og�le nie mia�o m�czyzny, a nawet znacznie gorzej, bo si� ma, a faktycznie nie ma.
� J�kn�a p�aczliwie. � Ju� widz�, �e pan Grady nie wr�ci dzi� wiecz�r do domu, i nie ma sensu, �eby pani nie wiedzie� jak d�ugo czeka�a sama. Wi�c posiedz� z pani� i opowiem, jakie ^ci�kie �ycie sama mia�am z ch�opami � zn�w zako�czy�a niewyra�nym mamrotaniem.
� Dam sobie rad�, Marto � szorstko zapewni�a j� Lucjana. � Mo�esz i�� ju� do domu.
�  Tak, prosz� pani � bez przekonania odpar�a
Marta.
Lucjana czeka�a, a� Marta wreszcie si� zabierze. Bardzo ju� chcia�a zosta� sama, Marta zn�w przest�pi�a z nogi na nog� i westchn�a ze wsp�czuciem. �zy dalej sp�ywa�y jej po policzkach. 12
� Prosz� pani � szepn�a szlochaj�c.
�  No co?
� Jak si� pani  zdaje,  co pani m�� robi  tyle czasu poza domem? Gdy wraca, to nigdy nic pani nie m�wi? Po mojemu, on ma romans z jak�� kobiet�, cho� to nie�adnie. Och, Bo�e m�j drogi! S�owo daj�, z m�czyznami cizasem strasznie trudno da� sobie rad�.
Przerwa�a, by rogiem fartucha otrze� policzki. �a�osne j�ki wstrz�sa�y jej cia�em.
�  Musi pani otworzy� usta i powiedzie� panu, �e si� �le sprawuje. Gdybym mia�a m�czyzn�, co by unika� domu,  tobym mu wygarn�a i nie pozwoli�a si� stawia�. Jest to jedyny spos�b na tym wielkim �wiecie, �eby   nauczy�  m�czyzn� przyzwoitego  zachowania.  Teraz wie pani nie gorzej ni� ja, �e nie ma najmniejszego sensu z takim trudem znale�� sobie m�czyzn�, je�eli nigdy nie u�wiadczysz go w domu. � G��boko westchn�a. � Nie masz na �wiecie lepszej rzeczy ni� dobry ch�op, kt�ry robi co trzeba w odpowiednim czasie i miejscu.
� Dosy�! � ofukn�a j� Lucjana. � Ani s�owa wi�cej, mam ju� do�� tej gadaniny, Marto!
�  Tak  jest,  prosz� pani � �a�o�nie  szepn�a Marta.
�  Id��e ju� do domu.
� Dobrze, prosz� pani � odpar�a Marta ocieraj�c fartuchem oczy.
Po czym, ze �ci�ni�tym gard�em, zaszlocha�a-na po�egnanie. Ko�ysz�c si� w biodrach wysz�a przez werand� i podrepta�a do domu.
Z  ulg�,  �e Marta  nareszcie   posz�a,   Lucjana zamkn�a zm�czone oczy i s�ucha�a �wiergotu, nocnych   ptak�w.    Wieczorny   wietrzyk    z    niziny wzm�g�  si�  nieco  i owiewa� rozpalone  policzki Lucjany. Siedzia�a bez ruchu, poma�u ogarnia� j� �   wiosenny   zmierzch.   Po chwili   wsta�a   i zacz�a nerwowo spacerowa� po werandzie. Nie wyobra�a�a sobie, by mog�a przyzwyczai� si� do cierpliwego czekania na powr�t Grady'ego do. domu. Mia�a ,   wra�enie, �e ca�e �ycie sp�dzi�a w g�uchej ciszy tego domu- podobnego do stodo�y, i przez tyle lat my�la�a tylko o jednym: gdzie jest Grady, co robi i kiedy wr�ci.
Us�ysza�a   stukanie   laski   na    werandzie.    W drzwiach   ukaza�a   si� mama   Elsie,   matka   Grady'ego, i pow��cz�c nogami przesz�a do fotela na biegunach. By�a to roz�o�ysta i ci�ka kobieta po siedemdziesi�tce. Na staro�� zrobi�a si� k��tliwa i jadowita. Grady by� jedynakiem. Mama Elsie wcale nie ukrywa�a, �e jest wrogo usposobiona do Lucjany.' Co gorzej, Lucjana wiedzia�a, �e przy ka�dej sposobno�ci stara  po prostu ze sk�ry wy�azi, by zatru� jej �ycie. Min�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin