15059.txt

(13 KB) Pobierz
Czechów A. P.
Łatek

Przeloiyl z języka rosyjskiego W. Kaluba
Tytuł oryginału: „Bielolobjyj"
Ilustracje N. T. Borysowoja
{Przedruk  z wyd. rosyjskiego)
Okładkę projektował Ludiuik Macia.o
Redaktor Barbara Wałczyna
Państwowe  Wydawnictwo  Literatury  Dziecięcej
„Nasza   Księgarnia
Warszawa   195S
Nakład 60 OW) - 176 egz.   Ark   wyd. 0,8.   Ark. druk. 1
Papier rotogr. V kl., 70 g. rola 70 cm Oddano do składania 21. II. 55.   Podpisano do druku 22. IV. 55.
Druk ukończono w  maju  1955 r.
Zakłady Graficzne im. M. Kasprzaka w Poznaniu
Nr zam. 44S/55.   K-6-2628.   Cena zł 0,70
4odna wilczyca wstała, by wyruszyć na polowanie. W opuszczonym legowisku spało jej troje wilcząt, które, chroniąc się przed zimnem, tuliły się mocno
jedno  do  drugiego.   Matka  polizała je
i wybiegła.
Choć był już marzec — pierwszy miesiąc wiosny — to jednak noce były tak zimne, że drzewa skrzypiały od mrozu jak w grudniu i wystarczyło wysunąć tro-1 chę język, by mróz zaczynał go mocno
szczypać.
Wilczyca była słabego zdrowia, przesadnie nieufna, drżała przy najmniejszym szmerze. Bezustannie myślała o tym, że ktoś może skrzywdzić jej małe pozostawione w domu. Straszył ją zapach ludzkich i końskich śladów, pnie i sagi drzew, ciemne plamy nawozu na drodze. Wydawało się jej, że w ciemnościach za drze-
6
wami kryją się ludzie, a gdzieś za lasem
wyją psy.
Wilczyca była już stara. Węch jej osłabł, coraz częściej zdarzało się, że brała lisi ślad za psi lub całkiem gubiła trop, co się jej nigdy nie trafiało w młodości. Nadwątlone siły nie pozwalały jej już polować, jak dawniej, na cielęta i owce. Z daleka omijała konie ze źrebiętami, żywiła się przeważnie padliną; świeże mięso jadała bardzo rzadko. Jedynie wiosną natrafiwszy na zająca odbierała mu młode albo zakradała się do chłopskich zagród i wynosiła jagnięta.
O cztery kilometry od jej legowiska, przy samym trakcie pocztowym stała za-
7
groda.   Mieszkał w niej siedemdziesięcioletni stróż Ignacy.   Starzec wciąż kaszlał i gawędził ze sobą. Zazwyczaj w nocy stary Ignacy spał, całe zaś dnie wałęsał się po lesie z przewieszoną przez ramię jednorur-ką, pogwizdując na przebiegające szaraki. W  młodości Ignacy był prawdopodobnie mechanikiem.   Kiedy miał się zatrzymać, zawsze  krzyczał do  siebie:  „Stop maszyna!"   Gdy miał ruszać dalej, wołał: „Pełnąparą!"   Nieodstępnie towarzyszył mu wielki, czarny pies nieznanej rasy, zwany Arapką.    Gdy Arapka daleko wybiegała   naprzód,   Ignacy   wołał:   „Całą w tył!"   Czasami śpiewał, a przy tym zataczał się, a niekiedy nawet przewra-
8
cał (wilczyca myślała, że to od wiatru) i wołał: „Wykoleił się!"
Wilczyca pamiętała, że latem i jesienią  koło zagrody pasł się baran i dwie mło-de owce. Jeszcze nie tak dawno, będąc w pobliżu obory, słyszała jakby beczenie. I teraz podchodząc do zagrody wiedziała, że jest już marzec i że o tej porze roku w oborze powinny być jagnięta. Wilczyca była głodna, myślała o tym, jak chci\ ie będzie jadła świeże mięso, i od tych myśli kłapały jej zęby, a oczy świeciły w ciemnościach jak dwa ogniki.
Izba Ignacego, obora i studnia otoczone były  wysokimi zaspami  śnieżnymi.
9
Dokoła panowała cisza. Arapka prawdopodobnie spała pod szopą.
Wilczyca wspięła się po zaspie śnieżnej na oborę i zaczęła rozgrzeby wać łapami i pyskiem słomiany dach.   Słoma była zgniła i tak krucha, że wilczyca o mało nie wpadła do środka; nagle wionęło jej wprost w pysk zapachem gnojówki, ciepłą parą i owczym mlekiem.   W dole, poczuwszy zimno, cichutko zabeczało jagnię.   Wilczyca skoczyła w dziurę, spadając na przednie łapy, i w tejże chwili w oborze coś zaskowyczało, zaszczekało i zawyło cienkim, donośnym głosikiem. Owce  rzuciły  się pod ścianę, a wystraszona   wilczyca  chwyciła,  co wpa-
10
dło jej w zęby, i rzuciła się do ucieczki. Biegła wytężając wszystkie siły, a tymczasem Arapka, która poczuła już wilka, zaczęła wściekle wyć, wystraszone kury zaczęły gdakać, a Ignacy, który wyszedł na ganek, wołał:
— Pełną parą naprzód! Daj sygnał!
Gwizdał przy tym jak maszyna, a później krzyczał:    „Ho-ho-ho-ho!"
Echo leśne powtarzało ten zgiełk.
Gdy powoli wszystko ucichło, wilczyca trochę się uspokoiła. Teraz dopiero spostrzegła, że zdobycz, którą trzyma w zębach i wlecze po śniegu, jest cięższa i twardsza, niż bywają w tym czasie jagnięta, pachnie też jakoś inaczej i wydaje dziwne
11
dźwięki... Wilczyca zatrzymała się, położyła swój ciężar na śniegu, by odpocząć i zacząć jeść, ale raptem odskoczyła ze wstrętem: to nie było jagnię, tylko czarny szczeniak z wielką głową. Wysokie nogi wskazywały, że pochodzi z dużych psów; na łbie miał taką samą wielką, białą plamę jak Arapka.
Sądząc z zachowania był to zwykły, nieokrzesany kundel. Oblizawszy swoje wymiętoszone i zranione plecy machnął ogonem jak gdyby nigdy nic i zaszczekał na wilczycę. Ta zaskomliła jak pies i zaczęła uciekać. Szczeniak ruszył za nią. Wilczyca obejrzała się i zazgrzytała  zębami.   Szczeniak   zatrzymał  się
12
zdziwiony i przypuszczając, że wilczyca się z nim bawi, wyciągnął pyszczek w kierunku zagrody i zaszczekał głośno, radośnie, jak gdyby zapraszał także do zabawy swą matkę Arapkę.
Świtało już, gdy wilczyca wracała do siebie gęstym zagajnikiem; wyraźnie rysowała się każda osika, budziły się cietrzewie, a piękne koguty często podrywały się do góry, spłoszone ujadaniem i beztroskimi skokami szczeniaka.
„Po co on biegnie za mną? — myślała wilczyca ze złością. — Chce chyba, żebym go zjadła'*.
Wilcza rodzina mieszkała w płytkim dole.   Przed trzema laty, w czasie wiel-
14

kiej burzy, wiatr wyrwał z korzeniami wysoką, starą sosnę i w ten właśnie sposób powstała ta jama. Teraz na jej dnie było dużo starych liści i mchu, obok leżały kości i rogi wołu, którymi bawiły się wilczęta. Małe już się obudziły i cała trójka, bardzo do siebie podobna, stała na brzegu legowiska i merdała ogonkami, patrząc na powracającą matkę.
Ujrzawszy je szczeniak zatrzymał się w pobliżu i długo patrzał; zauważywszy jednak, że wilczęta też przyglądają mu się z ciekawością, zaczął gniewnie szczekać, tak jak się ujada na obcych.
Nadszedł poranek, słońce już wzeszło, dokoła iskrzył się śnieg, a stojący na ubo-
15
4-
czu psiak wciąż szczekał. Wilczęta ssały poszturchując łapami wychudły matczyny brzuch, wilczyca zaś gryzła białą, suchą końską kość. Męczył ją głód, od psiego szczekania bolała głowa, chętnie rzuciłaby się na nieproszonego gościa i rozszarpała go.
Wreszcie szczeniak zmęczył się i ochrypł, a widząc, że nikt go się nie  boi i nawet nie zwraca na niego uwagi, zaczął nieśmiało, przysiadając i podskakując podchodzić do wilcząt.    Przy dziennym świetle można było dobrze mu się przyj-    * rzec.   Miał biały, duży  łeb,  na którym widniał guz, jaki miewają^ bardzo głupie    | psy.  Oczy miał błękitne, maleńkie, mętne,
16
a wyraz pyska nadzwyczaj niemądry. Zbliżywszy się do wilcząt, wyciągnął przed siebie szerokie łapy, położył na nich pyszczek i zaczął'-
— Mnia, mnia...nga-nga-nga. Wilczęta nic nie zrozumiały, ale zamachały ogonkami.   Szczeniak uderzył wtedy łapą jednego wilczka po głowie; wilcze natychmiast mu oddało.   Szczeniak stanął do niego bokiem i spojrzał z ukosa, kiwając ogonem.   Raptem zerwał się z miejsca i zrobił kilka okrążeń po zlodowaciałym śniegu.
Wilczęta popędziły za nim, szczeniak przewrócił się na plecy i zadarł do góry łapy, a cała trójka opadła go, z rados-
17
T
nym piskiem zaczęła gryźć, szarpać i dokazywać, nie robiąc mu zresztą krzywdy. Na wysokiej sośnie siedziały wrony i z niepokojem przyglądały się ich walce. Zrobiło się wesoło i gwarno. Wiosennie przygrzewało słońce. Cietrzewie, przelatujące nad zwaloną przez burzę sosną, lśniły w blasku słońca jak szmaragdy.
Zazwyczaj wilczyce, zaprawiając swoje dzieci do polowania, dają im pobawić się łupem, toteż i teraz matka, patrząc na wilczęta biegające i borykające się ze szczeniakiem, myślała: „Niech się uczą".
Po zabawie wilczęta poszły do jamy i posnęły. Szczeniak powył trochę z głodu, a  wreszcie  i   on rozciągnął się na
18
słoneczku.    Gdy   się   obudzili,   zabawa rozpoczęła się znowu.
Przez cały dzień i wieczór wilczyca przypominała sobie, jak ubiegłej nocy w chlewie beczało jagnię i jak pachniało owczym mlekiem. Na samo wspomnienie kłapała zębami i chciwie gryzła starą kość, wyobrażając sobie, że to jagnię. Wilczęta ssały, a szczeniak, który był także głodny, biegał dokoła i obwąchiwał śnieg.
„Chyba go zjem..." — postanowiła wilczyca.
Podeszła do szczeniaka, a ten polizał jej pysk i zaskomlał myśląc, że i ona także chce się z nim pobawić.   Był czas,  że
20
jadała psy, ale teraz osłabienie sprawiło, że nie mogła znieść zapachu szczeniaka. Zaczęło ją mdlić, więc z obrzydzeniem odeszła.
Wieczorem oziębiło się. Znudzony szczeniak poszedł do domu.
Gdy wilczęta mocno zasnęły, wilczyca znów wyruszyła na polowanie. Tak jak i ubiegłej nocy drżała ze strachu: pnie drzew i samotne krzaki jałowca były tak podobne do ludzi. Wilczyca biegła z dala od drogi po zlodowaciałym śniegu. Nagle daleko przed sobą ujrzała coś ciemnego... Wytężyła wzrok i słuch: istotnie coś szło po drodze i nawet słychać było   miarowe   kroki.   Może   borsuk?
21
Ostrożnie, wstrzymując oddech, ominęła z daleka czarną plamę i obejrzała się
—  to wolnym krokiem wracał do zagrody szczeniak z białym łbem.
„Żeby mi tylko znów nie przeszkodził"
—  pomyślała i prędko pobiegła naprzód. .    Ale zagroda była już blisko.   Wilczyca wspięła się znów po zaspie na  oborę. Wczorajszy otwór był już załatany nową słomą i na dachu leżały dwie nowe żerdzie.   Wilczyca zaczęła szybko łapami i pyskiem rozgrzebywać słomę oglądając się, czy aby nie ma w pobliżu szczeniaka. Zaledwie jednak poczuła ciepłą parę i zapach gnoju, usłyszała wesołe szczekanie. To powrócił psiak.   Skoczył na dach do
22
wilczycy, później dał nurka do otworu i, znalazłszy się u siebie w...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin