15084.txt

(298 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO
A GWIAZDY OD WIEKÓW NUCĽ TĘ 
PIEŃ...
Z norweskiego przełożyła
LUCYNA CHOMICZ - DĽBROWSKA
POL - NORDICA
Otwock 1998
ROZDZIAŁ I
      Ingę obudziły krzyki i czyje szybkie kroki za oknem. W jednej chwili zrozumiała, co 
się dzieje, i wysunšwszy się popiesznie spod baranicy, niecierpliwie odszukała w mroku 
ubranie. Po omacku zakładała długie, sznurowane po bokach reformy z nie bielonego płótna, 
a potem nałożyła halkę i długš do kostek suknię z surowego lnu, którš cišgnęła w talii 
ozdobnym niebiesko - czerwonym pasem. Jeszcze tylko spodnie z cienkiej kolej skóry, by 
nie zmarznšć, i oto była gotowa. Nie trwało to dłużej niż parę minut, mimo że z 
niecierpliwoci drżały jej ręce. Była taka podekscytowana, bo oto upragniona chwila, o której 
tak długo marzyła, wreszcie nadeszła.
      - Mamo! Jadš, już jadš! - zawołała.
      Matka Ingi podniosła się z trudem. Miała dopiero czterdzieci cztery lata, ale ciężka 
harówka i choroba odcisnęły na niej swe piętno. Rozpromieniła się, usłyszawszy dolatujšce 
zza okna odgłosy.
      - Nareszcie! Szybko przynie mi moje rzeczy, córko. Musimy godnie powitać ojca - 
zarzšdziła i pomimo protestów dziewczyny wstała z łóżka i zaczęła się ubierać.
      Inga tymczasem przysunęła twarz do niewielkiego okienka i wyjrzała na dwór.
      W blasku zapalonych pochodni zobaczyła mieszkańców miasta, którzy biegnšc 
wykrzykiwali radosnš nowinę:
      - Jadš! Jadš! Król wraca do Norwegii z dalekiej wyprawy!
      W oddali wzmagał się tętent końskich kopyt. Nadjeżdżał zwiad.
      - Mamo! Chod popatrzeć! Sišd przy oknie, a ja wyjdę przed chatę.
      - Ani mi się waż! Jeste lekkomylna! Sama poród tych wszystkich mężczyzn? To 
niebezpieczne. Przy oknie jest doć miejsca dla nas obu.
      - Mylisz, że zauważymy ojca? - wyszeptała Inga, a jej błękitne oczy zalniły z 
podniecenia.
      - Mam nadzieję - odpowiedziała matka. - Jeli jest wród rycerzy, na pewno odwróci 
głowę w stronę naszej chaty, a jeli go nie ma...
      Zamilkły obie. Jeli nie ma go wród rycerzy... To znaczy, że leży pogrzebany w 
Ziemi więtej, w Jerozolimie.
      Za oknem wyrósł nagle sšsiad i zawołał:
      - Słyszałycie? Król Sigurd postanowił rozbić obozowisko na wielkim polu na zachód 
od miasta! Gospody i zajazdy dzisiejszej nocy zbijš fortunę.
      I nie tracšc czasu na pogawędkę, popieszył na powitanie wojska.
      - Zimno ci, mamo? - zapytała Inga.
      - Nie, przecież wieczór jest ciepły. Po prostu drżę ze zdenerwowania.
      - Dlaczego to tak długo trwa? - niecierpliwiła się Inga.
      - Zwiad zawsze przybywa dużo wczeniej, żeby przygotować nocleg dla króla. Ale... 
spójrz, teraz już chyba jadš.
      Przysunęły twarze jeszcze bliżej okna, by dokładniej widzieć. Odgłos tysišca kopyt 
odbijał się echem o ciany domów. Nad głowami rycerzy powiewał sztandar z wielkim 
krzyżem. Wiwatujšcy ludzie zamilkli i padli na kolana.
      Na przodzie podšżał na gniadym koniu dostojny mšż - król Sigurd. Na jego piersi 
widniał czerwony krzyż, a z ramion zwisała purpurowa peleryna ozdobiona białymi i złotymi 
haftami.
      - Jaki on młody! - wyrwało się Indze, ale zaraz dodała krytycznie: - Ale przystojny nie 
jest!
      Matka umiechnęła się pod nosem.
      - Nie tak przystojny, jak jego brat ?ystein? Rzeczywicie! Norwegia ma teraz dwóch 
wspaniałych władców: jednego dobrego i mšdrego, drugiego odważnego i walecznego w 
boju. Ciekawe, co wyronie z trzeciego, młodego Olafa. Podobno wietnie się zapowiada.
      - No cóż, ?ystein nie cieszy się zbyt dobrš sławš - prychnęła z pogardš Inga. - Tchórz, 
siedzi w domu przy zastawionym stole, podczas gdy jego brat Sigurd znosi trudy dalekiej 
wyprawy, by bronić Ziemi więtej przed poganami.
      - Mówisz jak dziecko - przerwała jej matka. - Któż rzšdziłby krajem, gdyby obaj 
wyruszyli na wyprawę krzyżowš? Uważam, że młody ?ystein dobrze sobie radzi.
      - Może rzeczywicie oceniłam go zbyt pochopnie - przyznała Inga i ponownie skupiła 
uwagę na przejeżdżajšcym wojsku. Zmęczeni wojowie na stšpajšcych ciężko koniach 
posuwali się kolumna za kolumnš, ledwie zdajšc się dostrzegać podziw wiwatujšcych 
mieszkańców miasta
      - W ogóle nie można odróżnić barw na ich płaszczach, tacy sš zabłoceni, może to 
wcale nie sš rycerze, tylko gliniane posšgi?
      - Nie żartuj! - skarciła jš matka. - Masz przed sobš najdzielniejszych mężów, którzy 
okryli chwałš nasz kraj.
      - Przecież wiem - umiechnęła się Inga. - W gruncie rzeczy czuję dla nich wielki 
szacunek, a mówię tak tylko po to, by uciszyć niespokojne serce.
      Milczšcy pochód wcišż przesuwał się przed oczami obu kobiet. Zbrojni szli i szli, 
potem przetoczyły się powozy z rannymi. Eskortujšcy ich rycerze zamknęli ten zdawać by się 
mogło trwajšcy wiecznoć pochód.
      Kobiety popatrzyły na znikajšcego w mroku ostatniego wojownika, za którym 
pospieszyli wiwatujšcy mieszkańcy osady. W milczeniu odsunęły się od okna, Inga pomogła 
osłabionej chorobš i zawiedzionej matce dojć do łóżka.
      - Może go nie zauważyłymy - próbowała jš pocieszyć, ale nie zabrzmiało to 
przekonujšco.
      - Nie było go wród wojów! - rozpaczała matka. - Nie było go!
      Inga nie wiedziała, jak ukoić jej ból. Otuliła matkę skórami i kocami, po czym, nie 
rozbierajšc się, położyła się w swym łóżku.
      Rozczarowanie paliło jš niczym rozjštrzona rana.
      Cztery lata oczekiwania... Tyle czasu upłynęło od dnia, kiedy ojciec wyruszył na 
wyprawę krzyżowš z królem Sigurdem. Dochodziły ich wieci o męstwie króla, o starciach z 
przeciwnikiem, o którym nigdy wczeniej nie słyszały, o triumfalnym powrocie, wkroczeniu 
do Miklagardu i morskiej przeprawie przez cieniny. Czekały, cišgle czekały. Od kilku dni 
gromadziły żywnoć i trunki, by godnie uczcić powrót ojca.
      Tymczasem, choć upragniona chwila nadeszła, on nie przybył.
      Inga słyszała, że wielu rycerzy zginęło w bitwach na obcej ziemi, częć zmarła 
wskutek epidemii dżumy i innych okropnych chorób, ale obie z matkš przez cały czas nie 
traciły nadziei. Dopiero teraz...
      A może?
      Inga usiadła gwałtownie na łóżku. Matka często ubolewała nad jej nierozwagš i 
pewnie miała rację, kobietom wszak nie wypadało postępować zbyt samodzielnie. Ale bieda i 
ogromna odpowiedzialnoć, która spadła na dziewczynę, gdy zachorowała matka, zmuszały jš 
nie raz do podejmowania desperackich kroków. Czy cicha i pokorna poradziłaby sobie z 
prowadzeniem domu? Wrodzone poczucie humoru i optymizm pomagały jej bez skarg znosić 
przeciwnoci losu, jednak w głębi serca Inga cišgle odczuwała niemiałoć wobec ludzi i 
strach przed wielkim wiatem.
      Dlatego też nagły pomysł sprawił, że serce zabiło jej niespokojnie.
      Przez chwilę Inga wsłuchiwała się w równy oddech matki, która, zmęczona płaczem, 
zasnęła. Potem dziewczyna bezszelestnie narzuciła na ramiona płaszcz i wymknęła się z 
chaty. Postanowiła udać się do obozu rycerzy i zapytać o ojca. Przecież kto na pewno go 
znał i będzie wiedział, co się z nim stało.
ROZDZIAŁ II
      Było to roku pańskiego 1111. Borg rozbudowało się bardzo w ostatnich 
dziesięcioleciach i w niczym nie przypominało grodu założonego przed stu laty przez króla 
Olafa. Na ulicach panował gwar. Wojowie cišgnęli tłumnie do gospody, wielu z nich było już 
mocno podchmielonych.
      Inga przemykała się tuż przy cianach budynków, bo ulice po przemarszu wojska 
zamieniły się w bajora błota, w których grzęzło się po kolana. Dotarłszy do bramy miasta, 
dziewczyna rozejrzała się niepewnie. Nagle opuciła jš odwaga. Przylgnęła do muru, by nie 
dostrzegli jej przepychajšcy się rycerze. Nie przewidziała takiej sytuacji Sšdziła, że w 
obozowisku skieruje się wprost do dowódcy i zapyta o ojca, a tymczasem natknęła się na 
hałaliwš zgraję podpitych i spragnionych uciechy wojów. Co prawda zdawała sobie sprawę, 
że powzięła doć miały plan, jednak dopiero teraz zrozumiała, jakim błędem było wychodzić 
samotnie wieczorem. Postanowiła tedy przecisnšć się między domami w jaki boczny zaułek i 
czym prędzej wrócić do domu. Sama do obozu ić nie mogła, a pytać napotkanych mężczyzn 
o ojca nie miała odwagi.
      - No nie, patrzcie, kogo tu mamy! - usłyszała nagle tubalny głos.
      Zauważyli jš!
      Wbiegła popiesznie do otwartej bramy, ale kto chwycił jš za włosy i mocno 
przytrzymał. Inga odwróciła się i ujrzała otaczajšcych jš podochoconych wojów.
      - Zaprowadmy jš na rynek i przyjrzyjmy się jej dokładnie! - wykrzyknšł który i silne 
ręce zacišgnęły dziewczynę przed drzwi gospody, mieszczšcej się przy owietlonym 
pochodniami placu.
      - Pućcie mnie! - prosiła Inga. - Szukam ojca, on brał udział w wyprawie i...
      Nikt jednak jej nie słuchał, czuła natrętne dłonie na piersiach i we włosach.
      - licznotka! - zarechotał pijany woj.
      - Patrzcie na te loki! - zawołał inny. - Prawdziwe złoto!
      Obrzucali jš obraliwymi wyzwiskami, a gdy próbowała protestować, wybuchali 
dononym miechem.
      - Czy uczciwa niewiasta wychodzi sama o tej porze? - spytał który.
      Z gospody wytoczyli się kolejni mężczyni. Mocno już podchmieleni przepychali się 
przez ciżbę, torujšc sobie drogę do dziewczyny. Inga krzyknęła przerażona, gdy nachylił się 
nad niš jaki brodaty osiłek. Gromada napierała coraz silniej, aż dziewczyna straciła 
równowagę i upadła na bruk.
      Nikt nie słuchał jej rozpaczliwego błagania o litoć, wokół rozlegał się tylko głony 
rechot i wulgarne wyrazy.
      Nagle zapadła cisza jak nożem ucišł. Stłoczeni wokół Ingi wojowie odwrócili głowy i 
cofnęli się w milczeniu. Dziewczyna wstała i ujrzała na placu wysokiego rycerza.
      Wojownicy pokłonili mu się nisko, niektórzy przeżegnali popiesznie. Nieznajo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin