JAYNE ANN KRENTZ DŁUGI SPACER Tytuł oryginału ECLIPSE BAY Cudownej Cissy i wspanialej paczce z www.jayneannkrentz.com Prosiłycie mnie o seriš... PROLOG Eclipse Bay, Oregon Północ, osiem lat wczeniej... To będzie długi spacer do domu. Głos był niski, nieco szorstki i bez wštpienia męski - taki, który u większoci kobiet wywołuje dreszcz podniecenia i emocji. Dochodził z nieprzeniknionego mroku panujšcego wokół Eclipse Arch - kamiennego monolitu górujšcego nad tym odosobnionym rejonem skalistej plaży Eclipse Bay. Zapatrzona w znikajšce w oddali wiatła samochodu Perry'ego Decatura, Hannah Harte wzdrygnęła się; spojrzała w stronę, z której doszedł głos, i odwróciła się. Jej serce, które i tak już szybko biło z powodu nieprzyjemnej kłótni w samochodzie, przyspieszyło jeszcze bardziej. Przemknęło jej przez głowę, że może nie postšpiła najrozsšdniej, wysiadajšc z samochodu. O tej porze ten zakštek Bayview Drive był zawsze bardzo wyludniony. Wspaniałe, skomentowała w mylach swoje zachowanie. Wpadłam z deszczu pod rynnę. Ja, taka czujna i ostrożna, która nigdy nie ryzykuje, nigdy nie przysparza sobie kłopotów, znalazłam się w takiej sytuacji? - Z kim mam przyjemnoć? - spytała, wolno cofajšc się o krok i mobilizujšc do ucieczki. Z mroku panujšcego przy skalnym łuku wyłonił się mężczyzna. Jego sylwetka zamajaczyła w zimnym wietle księżyca janiejšcego na nocnym niebie. Był to jeden z ostatnich dni lata. Nieznajomy stał niecałe szeć metrów od Hannah. - Czeć, Harte - przywitał jš. Ton jego głosu był chłodny i ironiczny, choć wyczuwało się w nim nutę rozbawienia. - Nie poznajesz złego, nikczemnego i niegodnego zaufania Madisona? Teraz zorientowała się, że zna tę męskš sylwetkę o aroganckiej pozie i zwierzęcym wdzięku. W srebrzystym wietle księżyca zajaniały kruczoczarne włosy. Dostrzegła skórzanš kurtkę, czarny obcisły podkoszulek i dżinsy zbliżajšcego się do niej mężczyzny. To był Rafe Madison, najbardziej wyróżniajšcy się wmiecie chłopak. Pochodził z cieszšcej się złš sławš, zdeprawowanej rodziny Madisonów. Od trzech pokoleń - od sławetnej ulicznej bójki Mitchella Madisona z Sullivanem Harte'em przed Fulton's Supermarket - Harte'owie nie ustawali w wysiłkach, by ich dzieci nie utrzymywały kontaktów z zepsutymi i zdemoralizowanymi Madisonami. Najwyraniej Rafe też postanowił zrobić wszystko, by podtrzymać złš sławę swej rodziny. Syn rzebiarza i modelki, został wraz z bratem osierocony w wieku dziewięciu lat. Wychowywał ich zdeprawowany dziadek Mitchell, który zdaniem matki Hannah absolutnie nie nadawał się na ojca. Rafe wyrósł na zepsutego młokosa. Chyba tylko cudem udało mu się nie trafić jeszcze do więzienia, ale większoć mieszkańców Eclipse Bay sšdziła, że była to tylko kwestia czasu. Ma dwadziecia cztery lata, o cztery więcej ode mnie, pomylała Hannah. Było powszechnie wiadomo, że dziadek okropnie się na niego rozgniewał, gdy ten w połowie drugiego roku porzucił college i wstšpił do armii, gdzie nie wytrzymał jednak długo - bo nie tak jš sobie wyobrażał. Odszedł z wojska nie nabywszy żadnych przydatnych w życiu umiejętnoci. Tego lata Mitchell starał się go nakłonić do podjęcia pracy u starszego brata, Gabe'a, który usiłował, wbrew zdrowemu rozsšdkowi, ponownie rozkręcić rodzinny interes. Ludzie nie dawali Gabe'owi szans na odniesienie sukcesu, ale on nie ustawał w wysiłkach, by mu się powiodło. Pomimo że Hannah wraz z rodzinš spędzała w Eclipse Bay każde lato i liczne weekendy oraz wakacje, to nigdy nie miała z Rafe'em bezporedniej stycznoci. Różnica wieku aż do dzisiejszego wieczoru sprzyjała temu, by ich drogi życiowe nie spotkały się - nawet w tej niewielkiej nadmorskiej miejscowoci, w której obie rodziny tak głęboko zapuciły korzenie. Cztery lata między dziećmi stanowiš przepać nie do pokonania. Ale te czasy należały do przeszłoci. Dzi Hannah miała dwudzieste urodziny. Tej jesieni rozpoczynała naukę w college'u w Portland. Teraz nagle te cztery lata straciły swoje znaczenie. Gdy uwiadomiła sobie, że Rafe był wiadkiem jej gwałtownej sprzeczki z Perrym w samochodzie, poczuła paraliżujšce zażenowanie. Harte'owie nie pozwalali sobie nigdy na takie kompromitujšce ceny. Była w tym jaka ironia losu, że gdy Hannah włanie złamała tę żelaznš regułę, to w pobliżu znajdował się nie kto inny, tylko Madison. - Często to robisz? - spytała szorstko. - Co? - Często chowasz się za skały, by szpiegować ludzi, którzy chcš porozmawiać na osobnoci? - Musisz przyznać, że w tej miecinie trudno liczyć na duży wybór rozrywek. - Z pewnociš to prawda, jeli ma się takie ograniczone pojęcie na temat tego, czym jest rozrywka. - Odcięła się. Motocykl Rafe'a stał najczęciej na małym parkingu przy sklepie porno Virgil's Adult Books and Video Arcade., Spytała więc: - A co robisz, gdy nie zachowujesz się jak zboczeniec? - Zboczeniec? - Rafe aż gwizdnšł ze zdumienia. - Czy nie jest to przesadne okrelenie zwykłego podglšdacza? - Owszem - powiedziała sztywno. - Tak pomylałem, choć nie byłem do końca pewny. Rzuciłem college, zanim zaczęlimy się uczyć bardziej wyszukanych słów. Kpił z niej. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie wiedziała, jak ma się zachować. - Na twoim miejscu nie szczyciłabym się tym, że porzuciłam szkołę - owiadczyła, przyciskajšc mocno rękami torebkę do piersi, jakby to była magiczna tarcza mogšca jš uchronić przed jakimi demonicznymi fluidami emanujšcymi z Rafe'a. - Mój ojciec uważa, że to bardzo le, iż tak nierozważnie przekreliłe swojš przyszłoć. Twierdzi, że tkwi w tobie wielki potencjał. Zęby Rafe'a błysnęły w sardonicznym umiechu. - Wiele osób mówiło mi to w dzieciństwie, poczynajšc od mojego pierwszego nauczyciela. I wszyscy oni dochodzili do wniosku, że nie wykorzystam owego drzemišcego we mnie potencjału. - Jeste już dorosły i tylko od ciebie zależy, czy twoje życie będzie udane. Nie możesz obwiniać innych za swoje niepowodzenia. - Nigdy tego nie robiłem - zapewnił jš. W tonie jego głosu słychać było powagę. - Z dumš mogę powiedzieć, że sam sobie spieprzyłem życie. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Hannah jeszcze mocniej cisnęła torebkę i znowu się cofnęła. - Owiadczyła, że ty i ten goć, który włanie odjechał, zjawilicie się tu, by porozmawiać na osobnoci. - Jego słowa brzmiały zaczepnie, jakby prowadził ledztwo. - Ale ja nie odniosłem wrażenia, że, jak zapewne by to nazwała, konwersowalicie. Kto to jest ten palant? Z jakich niewyjanionych powodów Hannah czuła się zobowišzana do obrony Perry'ego, który w przeciwieństwie do Rafe'a mógł jeszcze co w życiu osišgnšć. Ale może tylko tak jej się zdawało, że chce go bronić. Po prostu nie chciała dopucić do siebie myli, że należy do tych kobiet, które umawiajš się z palantami. Oczywicie Perry nie był żadnym palantem, tylko dobrze zapowiadajšcym się naukowcem. - Nazywa się Perry Decatur - odpowiedziała chłodno. - Skończył Chamberlain. Ale takie rzeczy jak studia chyba cię nie interesujš. - Zapewne liczył na to, że wieczór skończy się trochę inaczej. - Perry jest w porzšdku. Po prostu stał się nieco natarczywy, to wszystko. - Natarczywy? Hm... Tak to nazywasz? - Rafe wzruszył ramionami. - Wyglšdało to tak, jakby niele się broniła. Mylałem nawet, że trzeba ci pomóc, ale szybko doszedłem do wniosku, iż radzisz sobie całkiem niele. - Perry nie należy do mężczyzn, którzy używajš siły - oburzyła się Hannah. - Co ty sobie mylisz? Skończył uczelnię! Chce wykładać politykę. - Doprawdy? Od kiedy to polityka jest naukš? Zadał pytanie retoryczne, więc puciła je mimo uszu. - Ma obiecanš pracę na wydziale w Chamberlain, gdy zrobi doktorat. - Ale wpadłem. Gdybym to wiedział, ani przez chwilę nie martwiłbym się o ciebie, kiedy zmagała się z nim w samochodzie. Sšdziłem dotšd, że goć, który planuje obronić pracę doktorskš i zamierza zostać wybitnym profesorem w Chamberlain, nie powinien narzucać się kobiecie. Ale byłem naiwny. Teraz Hannah cieszyła się, że jest północ. Przynajmniej Rafe nie mógł zobaczyć rumieńców, które poczuła na policzkach. Zapewne była pšsowa jak róża. - Nie ma żadnego powodu do takiego sarkazmu. Pokłócilimy się, to wszystko. - Czy często umawiasz się z palantami? - Przestań nazywać Peny'ego palantem! - Po prostu byłem ciekawy. Chyba nie powinna mieć mi tego za złe, bioršc pod uwagę zaistniałe okolicznoci, nieprawdaż? - Powinnam. To cię nie tłumaczy. - Spojrzała na Rafe'a ze złociš. - Celowo zachowujesz się jak gbur. - Ale nie tak jak ten palant, hm? Nawet cię nie dotknšłem. - Och, zamknij się. Wracam do domu. - Naprawdę nie chcę się naprzykrzać, ale zauważ, że jeste sama w rodku nocy na tej odludnej drodze. Tak jak powiedziałem, to będzie długi spacer do domu. Hannah potrafiła znaleć tylko jeden słaby punkt w jego logicznym wywodzie. - Nie jestem tutaj sama - stwierdziła, zgodnie z faktem. Rafe umiechnšł się. W bladym wietle księżyca jego umiech wydał jej się złowrogi. - Oboje wiemy, że dla twojej rodzinki to, że jestem tutaj z tobš, czyni twojš sytuację gorszš, niż gdyby była sama. Nie zapomniała chyba, że nazywam się Madison? Hannah uniosła podbródek. - Nic mnie nie obchodzi ta głupia kłótnia, która poróżniła nasze rodziny. Stare dzieje, i tyle....
GAMER-X-2015