16859.txt

(36 KB) Pobierz
Artur Baniewicz

Ani Jeden Polski Chłopak...


 ... w końcu uczciwie powiedzieć: bezpieczeństwo kosztuje. Padły w tej izbie słowa o szafowaniu żołnierskš krwiš. Miesišc temu włanie pan, panie pole, zgłaszał w imieniu swojego klubu wniosek o odwołanie ministra obrony, a koronnym argumentem był rzekomy brak troski o należytš ochronę polskich żołnierzy w Iraku. I oto dzi, kiedy wiat demokratyczny stanšł w obliczu kolejnego wyzwania, kiedy na cmentarzu w Arlington sam prezydent Stanów Zjednoczonych żegna porucznika Waynea a ze wszystkich stron płynš deklaracje solidarnoci z Amerykš, pan i pańscy koledzy mówicie nie naszym sojusznikom. Bo nie sposób potraktować inaczej braku zgody na nowelizację budżetu. Nie polę na irańskš granicę żołnierzy le wyposażonych. Los porucznika Waynea jest bolesnš lekcjš. Jeli Polska ma skutecznie wesprzeć siły koalicji, musimy znaleć niezbędne sumy, dać naszym żołnierzom broń nowoczesnš, skutecznš i niezawodnš. Sporo to kosztuje, prawda. Ale życie ludzkie jest dobrem najwyższym. Nie możemy nim szafować. Ani jeden polski chłopak nie musi wracać na tarczy z tej...
Nie słyszał jej, poczuł zapach perfum. Kliknięciem zamroził na monitorze widok sejmowej trybuny, obrócił się. Obok stała Baka. Bosonoga, w nocnej koszuli za kolana.
 Gdzie kapcie?
 Korzystam z okazji. Nie co dzień da się przejć boso przez ten dom. Dla mnie tak nie grzejesz.
Kiedy w grę wchodzš pienišdze, kobiece żarty gubiš spontanicznoć.
 Już niedługo.  Objšł jš czule. Pogładził ukryte pod bawełnš kršgłoci.  Za rok będziesz mogła chodzić w bikini.
Zerknęła na monitor.
 A jak nie wypali? Stracisz pracę...
 Za to żona zostanie dziennikarzem roku.  Posadził jš sobie na kolanach.  Dadzš ci program w telewizji. Będę utrzymankiem dzianej babki.
 Rafał, to nie jest mieszne. Był technik z gazowni. Mamy nieszczelnš instalację. Cały dom obeszlimy, ze strychem włšcznie. Wiesz, ile kosztuje remont?
 Baka, przecież to tylko kuchenka.
 Ale gaz skšd ucieka. Facet mieszka w przedwojennej ruderze i wie, jakie to koszty. Jak zobaczył mojš minę... Pocieszał, że to nie tragedia, byle uważać na wentylację. Sprawdzalimy po całym domu, czy w razie czego to cholerstwo wylezie na zewnštrz.
 Facet z gazowni łaził z tobš po strychu?  zapytał.
Kaflowy piec w kšcie salonu pożarł tego wieczoru dwie porcje węgla, ale salon był przedwojenny, wielki, i termometr ledwo docišgnšł do osiemnastu stopni. Czy nie dlatego Baka tak ochoczo przywarła do jego piersi. Tak czy owak było miło.
 Najpierw chciał od razu odcinać. Masz pojęcie? Wigilia z mikrofali... Aż mi się słabo zrobiło. Szczęcie, że się życzliwa dusza trafiła. Powiedział, że do następnego razu nam daruje. Ale za pół roku trzeba będzie...
Cmoknšł jš w policzek.
 Boję się, Rafał  szepnęła.  Może nie powinnimy się w to pakować. Wtedy mielimy po nacie lat, bylimy sami.
 Wtedy? Baka, o czym ty mówisz? To był inny wiat. Esbecja, ZOMO... Mogli nas jak Grzeka Przemyka... Dzi najwyżej zwolniš mnie z uczelni.
 Najwyżej  powtórzyła z goryczš.
 Ale nie zwolniš. Rektor startował do senatu z listy Unii Wolnoci. Nie wywali zdolnego doktora tylko dlatego, że ten podpadł komuchom. Rozmawiałem z facetem z PO. W razie czego mnie wybroniš.
 Znam go?
Żartobliwie pogroził jej palcem.
 Miała nie pytać.
 Na niego czekasz?
 Wcibska pismaczka.
 Kto ma przyjć  ni to spytała, ni stwierdziła.  W kominku też rozpaliłe...
 Miał. Ale raczej nie przyjdzie.  cienny zegar wskazywał północ.  Zmykaj na górę, bo zmarzniesz. Popracuję trochę.
 Darek nie zjadł obiadu  mruknęła.
Jasna cholera.
 Basia, daj spokój. Żadnych przerzutów, chłopaka ciężko z roweru cišgnšć, chodzi na badania... Wiesz, że nie lubi mielonego. Strachem tylko mu szkodzisz. Ma się uczyć, ganiać z kumplami, a nie dumać po nocach, czy tamto nie wróci.
 Ale od tego jestemy rodzicami, żeby się martwić, prawda? Co będzie, jeli wywalš cię z pracy albo i gorzej, a jemu się pogorszy? I tak tkwimy po uszy w długach. Drugi raz nie przeskoczysz kolejki.
 Co znaczy: albo i gorzej?
 Hej  szturchnęła go pod żebro.  Nie jeste jeszcze w ministerstwie, nie rżnij głupa.
 W ministerstwie niektórzy robiš pożyteczne rzeczy.
 Ty w każdym razie masz zamiar?... Nic z tego. Skazanych nie biorš.
 Bardzo mieszne.
 Może i nie bardzo. Ale od tej strony też mogš cię dopać. Parę paragrafów jednak naruszyłe. Zapytaj tego krzemowego mšdralę. Niech wyliczy, jak długo posiedzisz.
 I pomyleć  westchnšł  że ta dziewczyna rozklejała ulotki.
Zsunęła mu się z kolan
 Ta dziewczyna ma dwadziecia lat więcej, długi i rodzinę.
Podeszła do barku, nalała na dwa palce do szklanki. Wypiła w trzech podejciach, rzucajšc Rafałowi wyzywajšce spojrzenia.
 A tak w ogóle mógłby zadzwonić do Wojtka.
 Za dużo pijesz  mruknšł.
 Bo za mało pię.  Ruszyła w stronę schodów, zatrzymała się przy pierwszym stopniu i wskazała ekran z zastygłym na mównicy premierem.  Ale nie bój się, montaż będzie oscarowy. Szlag go trafi.
 I o to chodzi.

* * *

Komórka ożyła kilkadziesišt minut póniej.
 Pan Kamiński?  Mężczyzna, sšdzšc po głosie, urodził się dawno i po przeciwnej stronie Atlantyku.  Norman Jones, ambasada USA. Bylimy umówieni.
 A... no tak.  Zegar w rogu monitora wskazywał 00:32.
 Przepraszam, że o takiej porze. Robota. Mógłbym wpać teraz?
 Jeszcze pan pracuje?
 Taki fach  tamten musiał smętnie umiechnšć się do słuchawki.  I wyjeżdżam, a sekretarka powiedziała, że panu zależy. Więc jestem. Mam wpać, czy odkładamy to do przyszłego roku?
Za oknem w wietle latarni straszyły gołe, czarne gałęzie orzecha. Ani jeden płatek niegu nie spadł jeszcze na Warszawę, ale więta zbliżały się. Dobrze byłoby zasišć przed choinkš nie marznšc, ze spokojnš głowš. Gdyby udało się zapišć wszystko na ostatni guzik, mógłby zaszaleć i wymienić okna na plastiki, przynajmniej w salonie.
 Oczywicie. Jeli panu pasuje...
 Okay. Jestem niedaleko. Będę za pięć minut.

* * *

 Po prostu Norman. Znamy się sporo lat. Pamiętam cię. Rafał też pamiętał. Mężczyzna w obszernej marynarce był o połowę szerszy od trzydziestolatka ze wspomnień i miał połowę włosów tamtego. Ale twarz pozostała ta sama. Oczy nie zatraciły stalowego blasku, a kanciasty podbródek ujmował Jonesowi co najmniej dekadę.
 No to może po jednym?
Od zawsze kojarzył się Rafałowi z Bondem. Raczej Connery niż Moore, choć naprawdę nie przypominał żadnego. Ale zjawił się zaraz po tym, jak ojciec kupił od znajomego marynarza paczkę przemyconych kaset z przygodami 007. Amerykański garnitur  i maluch z dosztukowanym nadkolem w charakterze pojazdu. Urzędnik z ambasady? Wolne żarty, panowie. Rafał miał 14 lat i kiedy nikt nie patrzył, zajrzał pod to nadkole. Esbecja szalała, wszyscy opowiadali o ruskich czołgach, grzejšcych silniki w nadbużańskich lasach i widok jakiej bajeranckiej rakiety czy choćby kaemu, ukrytego za reflektorem, nie wydałby mu się absurdalny. Nikt nie wiedział, co będzie jutro, więc amerykański agent miał prawo do ostrożnoci. Rakiet Rafał nie znalazł, ale zdania na temat tajemniczego gocia nie zmienił. W miarę jak dorastał, pewnoć ustšpiła miejsca mocno uzasadnionym podejrzeniom. Pijšc koniak wrócili do tamtych czasów.
 Dałbym wtedy głowę, że pracujesz w CIA. Te pakunki, koperty... Jak w Klossie.
 Wiem  umiechnšł się Jones.  Pamiętam, jak to się zaczęło. Szef mnie wezwał i mówi: Znasz rosyjski, chłopcze? Potrzebujemy kogo takiego. Mało się w gacie nie zlałem, bo polowali na ochotników do Afganistanu. Więc mówię, że akcent mam fatalny, a on, że to lepiej, bo takich z ruskim akcentem to nasi sojusznicy od razu w łeb. Pięknie  mylę  jak nie jedni, to drudzy. A on mnie posłał do Polski. Że niby kraj słowiański, języki podobne, raz dwa się douczę. Zaczšłem się uczyć. Z telewizji i Klossa też.
 Afganistan?  Rafał uniósł brwi.  To znaczy, że jednak... Firma? No, no.
 Nic nadzwyczajnego  Amerykanin umiechnšł się skromnie.  Jak się nie ma pecha i nie trafi w jakie góry, to prozaiczna, papierkowa robota.  Poszerzył umiech.  Tamta nawet dosłownie. Organizowałem dla Solidarnoci dostawy powielaczy, farby... Ojciec nie mówił?
 Starał się mnie w to nie mieszać. Jak się schodzili ludzie z podziemia, dostawałem na kino. Walka o wolnoć wymaga powięceń. Zaliczyłem ze sto filmów bratnich socjalistycznych kinematografii. Mongolskie nawet.
 O mój Boże!  Jones udał przerażenie. Rozemieli się.
Sšczyli koniak wpatrzeni w płomienie na kominku.
 Słyszałem, że nie żyje.
 Nie doczekał 89. Rak.  Rafał zawahał się.  We krwi to mamy.
Goć uniósł brwi. Wyglšdał na zatroskanego.
 Ta sprawa życia i mierci to...?
 Nie. To znaczy... nie w tym sensie. Powiedziałem tak twojej sekretarce, bo zależało mi na spotkaniu, a jeste nieuchwytny. Nic mi nie jest. Darek chorował w zeszłym roku. Syn. Ma teraz 14 lat. Według metryki. Tutaj  postukał się po skroni  trochę więcej. Wydorolał przez te parę miesięcy.
Jones obracał kieliszek w dłoniach.
 Współczuję  mruknšł. Rozejrzał się.  Trochę was to kosztowało, co?
Po telewizorze została pusta nisza w sypišcej się meblociance. Fotele, dywan i cała reszta nie były lepsze. Facet z CIA nie miał kłopotów z ustaleniem, że nie trafił do willi jakiego Kulczyka czy Gudzowatego. Rafał umiechnšł się smętnie.
 Ten kraj stanšł w gównianym rozkroku. Jedna noga w komunie, druga w normalnoci. Przysyłacie nam Craya, a obsługuje go facet z pensjš tysišc dwiecie. Już wczeniej było kiepsko. Ale fakt: choroba Darka rozłożyła nas na łopatki. Zadłużylimy się po uszy.
 Wiza?  Jones domylnie pokiwał głowš.
 Proszę? A... nie. Nie dlatego... Kamińscy to patrioci  Rafał parsknšł.  Ojciec mógł bez trudu wyjechać. Z tymi zasługami... Ale nie chciał. Ja też się nie wybieram. Jakie stypendium  chętnie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin