10087.txt

(895 KB) Pobierz
   Roman Pola�ski
ROMAN
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
Prze�o�yli Kalina i Piotr Szymanowscy Przek�ad autoryzowany
Wydawnictwo Polonia Warszawa 1989
    
    

    Moim przyjacio�om � minionym, obecnym, przysz�ym.
    
    Tylu ludzi po�wi�ci�o tej ksi��ce czas i energi�, i� mam wra�enie, �e chodzi o przedsi�wzi�cie zbiorowe, przypominaj�ce kr�cenie filmu.
    Moj� najgor�tsz� wdzi�czno�� zaskarbili sobie:
    �  Edward Behr, kt�ry z niezmiern� cierpliwo�ci� przes�uchiwa� ta�my, po czym sklei� je w ca�o��;
    �  John Brownjohn, kt�ry ca�o�� t� wycyzelowa�;
    �  Peter Gethers, kt�ry nada� jej ostateczny kszta�t.
     
I
    Jak daleko si�gam pami�ci�, granica mi�dzy fantazj� a rzeczywisto�ci� by�a u mnie zawsze beznadziejnie zamazana. Potrzebowa�em niemal ca�ego �ycia, by zrozumie�, �e w�a�nie w tym tkwi klucz do istoty mojej egzystencji. To zatarcie sta�o si� wprawdzie przyczyn� wielu zmartwie�, spi��, rozczarowa�, a nawet prawdziwych katastrof �yciowych, ale r�wnie� otworzy�o przede mn� drzwi, kt�re w przeciwnym razie pozosta�yby na zawsze zamkni�te.
    Ch�opcu dorastaj�cemu w komunistycznej Polsce sztuka i poezja, fantazja i marzenia wydawa�y si� o wiele bardziej realne ni� ciasne granice �wiata, w kt�rym r�s�. Ju� we wczesnej m�odo�ci u�wiadomi�em sobie, �e zasadniczo r�ni� si� od otaczaj�cych mnie ludzi. �y�em w osobnym, w�asnym �wiecie, wyczarowanym przez wyobra�ni�.
    Kiedy ogl�da�em wy�cig kolarski w Krakowie, zawsze ja by�em zwyci�zc�. Kiedy szed�em do kina, ja by�em bohaterem albo stoj�cym za kamer� re�yserem. W teatrze, siedz�c na galerii, ani przez chwil� nie w�tpi�em, �e pr�dzej czy p�niej to w�a�nie ja � na scenach Warszawy, Moskwy, a mo�e Pary�a, tej odleg�ej i romantycznej stolicy kulturalnego �wiata � przyci�gn� spojrzenia t�umu. Wszystkie dzieci od czasu do czasu puszczaj� w ten spos�b wodze fantazji. Jednak w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci, kt�ra wkr�tce godzi si� z szarzyzn� codziennego �ycia, ani przez chwil� nie w�tpi�em, �e moje sny kt�rego� dnia si� spe�ni�. By�em g�upio i naiwnie prze�wiadczony, �e jest to nie tylko mo�liwe, ale nieuchronne, z g�ry ustalone, r�wnie nieuniknione jak ta ponura egzystencja, kt�ra powinna by�a przypa�� mi w udziale.
    Przyjaciele i najbli�si, przyzwyczajeni do kpin z moich wybuja�ych ambicji, szybko zacz�li traktowa� mnie jak b�azna. Uwielbia�em bawi� otoczenie, wi�c beztrosko gra�em t� rol�. Tym bardziej �e pi�trz�ce si� przede mn� przeszkody udawa�o mi si� nieraz pokona� wy��cznie dzi�ki fantazji.
    Nie tak dawno temu, pewnego styczniowego wieczoru w paryskim teatrze Marigny, jedno z moich dzieci�cych marze� zi�ci�o si� � i to w stopniu,
    kt�ry przer�s� moje oczekiwania. Mia�em wej�� na scen� w kostiumie Mozarta, w stylowym surducie i upudrowanej peruce � w podw�jnej roli: re�ysera i aktora.
    Sal� wype�niali ludzie, kt�rych dziennikarze okre�laj� zwykle mianem �mietanki towarzyskiej � politycy, gwiazdy filmowe, znane osobisto�ci. Oczywi�cie, to schlebia�o mojej pr�no�ci, mile �askota�o ambicj�, lecz sercem by�em z przyjaci�mi, kt�rzy przybyli tu z daleka, by doda� mi otuchy sw� obecno�ci�. Dzi�ki nim czu�em, �e mam � w najszerszym sensie tego s�owa � rodzin�.
    Grali�my Amadeusa Petera Shaffera. W sztuce �venticelli" � dostarczyciele plotek � zapowiadaj� i komentuj� akcj� niby antyczny ch�r. Stoj�c za kulisami, �owi�em ich jadowite szepty: jakbym s�ysza� niewyra�ny szum g�os�w dobiegaj�cych z przesz�o�ci. Niekt�re karci�y mnie za moje wieczne mrzonki, inne dodawa�y mi otuchy. W owej chwili rzeczywisto�� i fantazja stopi�y si� w jedno, granica mi�dzy nimi zatar�a si� na dobre.
    Kiedy wszed�em na scen�, zacz��em gra� tak swobodnie i bez zahamowa� jak w dzieci�stwie, podczas wyst�p�w przed przyjaci�mi. A jednak, prze�ywaj�c tragedi� ostatnich lat �ycia Mozarta, zacz��em zn�w �ni� na jawie. Nagle dozna�em objawienia, �e po�r�d r�nych, pozornie chaotycznych, wydarze� mojego �ycia wije si� jaka� teatralna ni�, kt�ra ��czy tryumfy i pora�ki, rado�ci i smutki, okresy nami�tno�ci i rozpaczy. Po�r�d ledwo dostrzegalnych za �wiat�ami rampy twarzy trudno mi by�o odr�ni� te realne od duch�w przesz�o�ci. Mia�em uczucie, �e gram dla wszystkich przyjaci�, dla wszystkich, kt�rych kocha�em i kocham, dla �ywych i dla umar�ych.
    Amadeus dobieg� ko�ca. Na sali rozb�ys�y �wiat�a. Publiczno�� zgotowa�a nam owacj� na stoj�co. Wielokrotnie wywo�ywano nas przed kurtyn�. Oszo�omiony poszed�em do pobliskiego nocnego lokalu, do kt�rego zagl�dam od lat. Tam, pod wp�ywem szampana, odkry�em, �e pomieszanie tera�niejszo�ci z przesz�o�ci� trwa nadal. Oblewanie naszego tryumfu przywodzi�o na my�l chwile, kt�re prze�y�em w Londynie, Nowym Jorku, Los Angeles i � ostatnio � w Warszawie.
    Niespe�na rok wcze�niej pracowa�em nad Amudeusem w Warszawie. Stan wojenny uniemo�liwi� wielu moim polskim przyjacio�om przyjazd na premier� do Pary�a. Nawet m�j ojciec, kt�ry z zasady nie opuszcza� takich okazji, nie m�g� wyjecha� z Krakowa.
    �Wojna", jak m�wiono w Polsce, rzuci�a ponury cie� na to, co mog�o by� jednym z kulminacyjnych moment�w mojej kariery. Warszawska premiera mia�a szczeg�lnie wzruszaj�c� wymow�: przyby�o na ni� wiele os�b, kt�re wywar�y na mnie wp�yw i uczyni�y mnie tym, kim jestem dzisiaj. Ponowne spotkanie tych ludzi, rozmowy o przesz�o�ci, odwiedziny miejsc, kt�rych nie widzia�em od czas�w dzieci�stwa � wszystko to sprawi�o, �e wspomnienia powr�ci�y szerok� fal�.
    Dziecko postrzega rzeczy w spos�b ostry i natychmiastowy; w starszym wieku doznania te nie osi�gaj� ju� nigdy takiego stopnia intensywno�ci.
    Moje pierwsze wspomnienia dotycz� ulicy Komorowskiego w Krakowie; mieszkali�my tam, kiedy mia�em cztery lata. Nad ka�d� bram� widnia�o wyrze�bione w kamieniu secesyjne zwierz� � s�o�, �ubr lub je�. Mityczna bestia spod numeru 9 by�a ohydn� hybryd�: p�or�em, p�smokiem. W tym czasie stosunkowo nowy dom pachnia� �wie�� farb�. Na drugim pi�trze by�y dwa mieszkania. Nasze znajdowa�o si� po prawej stronie � niedu�e, przewiewne, s�oneczne i, je�li nie liczy� kaflowych piec�w, nowoczesne. Okna dw�ch pokoi wychodzi�y na spokojn�, mieszcza�sk� ulic� Komorowskiego. Na ty�ach budynku znajdowa� si� targ, na kt�rym panowa� o�ywiony ruch. W tamtych latach ch�opki chodzi�y po domach, sprzedaj�c jaja i mas�o; p�yn�cy od nich zapach wiejskiej zagrody miesza� si� z rozkosznym aromatem bochenk�w �wie�ego chleba dostarczanych przez roznosicieli z piekarni.
    Matka mia�a zami�owanie do porz�dku. Wszystko w mieszkaniu l�ni�o jak lustro. Jedyn� wysepk� ba�aganu by�a szafka na bocznej �cianie balkonu za�adowana r�nymi rupieciami, w�r�d kt�rych znajdowa� si� tajemniczy przyrz�d. Ojciec twierdzi�, �e to urz�dzenie wskazuje, kiedy k�ami�. Sama my�l o istnieniu w domu takiego aparatu doprowadza�a mnie do rozpaczy. �w �domowy wykrywacz k�amstw" pojawia� si�, ilekro� podejrzewano, �e mijam si� z prawd�. O wiele p�niej rozpozna�em w tym paskudztwie zdezelowana nocn� lampk� o niezwykle wyszukanym kszta�cie.
    Cho� ojciec nie by� cz�owiekiem zamo�nym, niczego mi nie brakowa�o. A jednak pod wieloma wzgl�dami by�em dzieckiem trudnym, stale si� czego� domagaj�cym, niesfornym, sk�onnym do d�s�w i humor�w. Mo�e z powodu d�ugich, jasnych w�os�w, za spraw� kt�rych doro�li cz�sto brali mnie za dziewczynk�. A mo�e tak reagowa�em na tych, kt�rzy drwili ze mnie, przedrze�niaj�c m�j akcent i �francuski" spos�b wymawiania �r".
    Urodzi�em si� w Pary�u w roku doj�cia Hitlera do w�adzy i tam sp�dzi�em trzy pierwsze lata �ycia. Nie zaznaczy�y si� one w mej pami�ci niczym szczeg�lnym, tyle, �e przyswoi�em sobie francuski akcent, kt�ry mi zosta� do pi�tego czy sz�stego roku. Wreszcie, spraw� niebagateln� pozostawa�a kwestia samego imienia. Rodzicom zale�a�o na nadaniu dziecku jakiego� atrybutu tej Francji, w kt�rej si� urodzi�o, zarejestrowali mnie wi�c jako �Raymond" my�l�c, i� jest to francuski odpowiednik naszego Romana. Niestety, stosuj�c polsk� wymow�, wo�ano na mnie �Remo". Egzotyzm tego cudzoziemskiego imienia wprawia! mnie w takie za�enowanie i w�ciek�o��, �e czym pr�dzej postanowi�em si� go pozby�. Na moj� pro�b�, opr�cz wpatrzonych z uwielbieniem krewnych i drwi�cych koleg�w z klasy, wszyscy m�wili do mnie po prostu Roman, albo zdrobniale Romek.
    Musia�em zawsze postawi� na swoim. Ojciec ca�ymi latami wypomina� mi, jak wpad�em w sza�, kiedy wzi�� mnie za r�k� na ruchomych schodach w metrze. Tupa�em zielony z w�ciek�o�ci. Tak samo reagowa�em, kiedy usi�owa� odebra� mi sw�j cenny aparat fotograficzny, kt�ry lubi�em ci�gn�� za sob� na sznurku jak dziecinny samochodzik.
    Obra�a�em si� o byle co. 18 sierpnia, z okazji moich pi�tych urodzin, ciotka Teofila podarowa�a mi wspania�y czerwony w�z stra�acki na gumowych oponach, z wysuwanymi drabinami i stra�akami, kt�rych mo�na by�o wyjmowa�. Podczas gdy rodzice z go��mi zag��bili si� w rozmow� � przyj�cie by�o raczej dla nich ni� dla mnie � pozostawiony sam sobie postanowi�em podda� zabawk� szczeg�owym ogl�dzinom. Po wyj�ciu cz�onk�w za�ogi zdecydowa�em podnie�� z siedzenia kierowc�. Figurka rozpad�a mi si� w palcach, gdy� by�a na stale przymocowana do fotela. Struchla�y z przera�enia, ukry�em j� w najbli�szym piecu. Kiedy doro�li zainteresowali si� wreszcie tym, co robi�, zauwa�yli, �e w wozie stra�ackim brak kierowcy. Uda�em, �e nic o tym nie wiem, ale matka bezb��dnie odnalaz�a schowane szcz�tki. Wybuch pob�a�liwego �miechu, z jakim spotka�o si� moje wykroczenie, zrani� mnie bardziej, ni� gdyby wymierzono mi najsurowsz� kar�.
    Wszystkie te sceny przewijaj� si� przez moj� pami�� nieco chaotycznie, ale obraz ich jest niewiarygodnie �ywy i wyra�ny. M�ody umys� nie ma jeszcze �adnych do�wiadcze�, kt�re by s�u�y�y za punkt odniesienia. W swojej dziewiczej �wie�o�ci wch�ania nowe wra�enia w miar� ich powstawania, na chybi� trafi�. Na przyk�ad utkwi� mi w pami�ci dzie�, w kt�ry...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin