14616.txt

(34 KB) Pobierz
Eliza Orzeszkowa

BABUNIA

Warszawa
Nak�ad Gebethnera i Wolffa
Krak�w � G. Gebethner i Sp�ka
1907 Krak�w. � Druk W. L. Anczyca i Sp�ki. I.
W sukni czarnej, w bia�ym czepku na siwych w�osach siedzia�a w pokoju chorych 
wnuk�w 
i przy �wietle ma�ej lampy robi�a po�czoszk�. Synowa, po paru nocach, sp�dzonych 
nad 
��eczkami male�stw, spa�a w pokoju najodleglejszym; w s�siednim syn pilnie 
pracowa� przy 
biurku. Za oknami ulica ustronna milcza�a grobowo, bo wiecz�r by� ju� p�ny. 
Chore dzieci spa�y, 
babunia duma�a. Pr�dko, pr�dko obraca�a druty po�czoszki w palcach ��tawych, na 
kt�re pada�o 
�wiat�o lampy; twarz, os�onion� cieniem, jak woalem, pochyla�a nad robot� i 
duma�a.
Co si� sta�o biednym male�stwom, �e tak nagle zachorowa�y? Lekarz, przyjaciel 
domu, gdy je 
ogl�da�, mia� min� strapion�. O, Bo�e! Dzieci, to szk�o kruche, to lekkie listki 
jesienne; lada co 
mo�e je skruszy� i zdmuchn��! O, Bo�e! Smutno na ziemi. Ka�de dobro niepewne, 
ka�dy skarb 
nietrwa�y; dzi� jest, jutro mo�e ju� nie by�; rzadki dzie� bez wspomnie� 
�a�osnych lub 
przewidywa� trwo�nych. Powiadaj� ludzie, �e wspomnienia s� klejnotami, 
zgromadzonemi na 
por� ub�stwa. Mo�e inni tak czuj�, ona nie. Dla niej wspomnienie � to obrazy 
kochane, oprawione 
w �zy, a dlatego w �zy, �e mo�e patrze� na nie oczyma suchemi.
Ale, co im si� sta�o, co im jest, tym koci�tom drogim? Na Wandeczk� lekarz 
weselej troch� 
spogl�da�, ale Tadzio zaniepokoi� go widocznie. Bo te� ch�opczyna ten nie jest 
wcale dzieckiem 
zwyk�em, a dzieci niezwyk�e... o, Bo�e!...
W domu i za domem cisza g��boka i jeden tylko jest w niej odg�os: w s�siednim 
pokoju pi�ro 
skrzypi po papierze, r�wno i ci�gle. Niekiedy te� chore dziecko zaszele�ci w 
po�ci�ce i z cicha 
zast�ka; wtedy babunia podnosi g�ow� i, pochylona ku ��eczkom, ws�uchana, 
oczekuj�ca, tak 
wygl�da, jakby na pierwsze kiwni�cie palcem tej mary, kt�ra zwie si� 
nieszcz�ciem, gotow� by�a 
biedz, lecie�, os�ania�, broni�... Ale dzieci �pi� ci�gle. Mo�e to by� sen 
sztuczny, przywo�any przez 
t� mikstur�, kt�ra we flaszce stoi na stoliku i sztywn� recept� sterczy pod 
�wiat�em lampy. Flaszka 
z recept� w �wietle lampy przys�onionej ma w sobie co� ponurego. Ponuro�� p�ynie 
z ciszy 
grobowej, kt�ra dom nape�nia, z d�ugich cieni, kt�re od sprz�t�w padaj� na 
�ciany, z nier�wnych 
oddech�w chorych dzieci, z r�wnego ci�g�ego skrzypienia pi�ra po papierze w 
pokoju s�siednim.
Jak on pracuje, ten wysoki, barczysty cz�owiek, o p�nocy schylony jeszcze nad 
biurkiem! 
Babunia widzi przez drzwi wp� otwarte plecy jego przygarbione, g�ow�, z 
siwiej�cymi w�osami, 
profil surowy, z gorycz� na ustach i sieci� zmarszczek na czole. Z postawy i 
rys�w ten syn po � 
dobny do ojca, ale nie z charakteru. Ja� by� weso�y, otwarty, odwa�ny, mia� d�o� 
wiecznie rozwart� 
przed lud�mi, a dla niej � cho� ju� siwieli oboje � serce kochanka. Zygmu� jest 
skrytym, 
ostro�nym i ostrym � nawet dla matki. Ona go nie pot�pia za to, o, nie! Gdzie� 
tam! Wie doskonale, 
�e szorstka r�ka �ycia zmi�a w ten spos�b dusz� jej syna, znu�y�a j� i 
zaprawi�a gorycz�. Ja� tak�e 
cierpia� wiele, ale w spos�b inny. Babunia umie rozr�nia� gatunki ciepie�: tyle 
ich widzia�a! 
Nieszcz�ciem Zygmusia jest to, �e �yje w momencie twardym dla �ycia. B�le 
skrywane zas�a�y 
mu, jak kamienie, dno duszy; reszty dokona�a praca znojna, z nagrod� zbyt 
szczup��. Babunia 
uniewinnia syna, bo siwa jej g�owa pod bia�ym czepkiem my�li wi�cej i rozumie 
g��biej, ni� si� to 
zdaje otaczaj�cym. Niemniej przyzna� si� musi przed sam� sob�, �e troch� l�ka 
si� Zygmusia. Nie 
dlatego, aby wyrz�dzi� jej kiedy jak� krzywd�, albo dotkliw� obraz�; owszem, nie 
uchybia nigdy 
ceremonia�owi uszanowania synowskiego. Ale ona wie, �e ten ceremonia� to forma, 
z kt�rej 
mi�o�� uciek�a. By�a kiedy�! Widuje j� i teraz na obrazach, oprawionych w �zy, 
ale inaczej ju� 
nigdy, oddawna. Przytem natura jej mi�kka i wra�liwa cofa si� z trwog� przed 
g�osem ostrym, 
gestem szorstkim, wejrzeniem chmurnem. Staro�� uczyni�a j� nie�mia�� i wci�� 
szepce do ucha: 
�Nie dokuczaj, nie nasuwaj si� na oczy, nie przyczyniaj nikomu ci�aru lub 
wi�z�w�! Wi�c 
z jednej strony ceruje i �ata swoj� odzie�, a z drugiej usuwa si� w k�cik 
najg��bszy �ycia 
domowego. Pomimo to jeszcze czuje, �e zawadza. Synowa, kobieta uczciwa, lecz 
osch�a 
i wiecznie stroskana, wola�aby mie� w domu siostr� swoj�, ni�eli matk� m�a; 
usuwa te� j� od 
dzieci, mo�e zazdrosna o ich serca. I ma prawo to czyni�, ma prawo! Jest im 
najbli�sz�, one do niej 
nale��. Nawet pokoik pod dachem przyda�by si� bardzo dla wnuczki najstarszej, 
ju� podrastaj�cej. 
S�owami nikt jej nic nie wyrzuca; lecz zdarzaj� si� spojrzenia, gesty, r�wnie 
wyra�ne, jak s�owa: 
a jej i tego nie potrzeba, aby rozumia�a, �e jest u tego wozu pi�tem ko�em, w 
tej ksi�dze kart� 
z��k��, z pismem zblad�em, kt�rej nikt ju� czyta� nie chce. Wi�c i nie upomina 
si� o to nigdy. 
Cokolwiek czuje i my�li, nie zwierza tego przed nikim; wszyscy te� mniemaj�, �e 
lata zgasi�y 
w niej do szcz�tu wszystek ogie� i wszystko �wiat�o. Otrzymuje z �aski syna to, 
czego jej jeszcze 
potrzeba: k�t ciep�y, po�ywienie, odzie�; gdyby wyst�powa�a z pretensyami innemi, 
by�aby wprost 
�mieszn�. To te� nie wyst�puje; lecz niekiedy bardzo wyra�nie czuje w sobie 
jeszcze dusz� ludzk�, 
dusz� kobiec�, kt�rej ros� nasyci�, ani piec ciep�y rozgrza� nie mo�e, kt�ra 
te� kurczy si� 
i nape�nia smutkiem od g�odu i ch�odu, nieznanego cia�u. Cia�o syte, dusza 
g�odna; ale babunia jest 
rozs�dn� i uczucie osamotnienia g��bokiego kryje przed lud�mi, jak zbrodni�. 
Tylko cz�sto, 
z g�ow� schylon� i r�koma splecionemi doko�a opad�ej na kolana po�czoszki, 
odmawia d�ugi 
r�aniec imion drogich, umilk�ych na wieki: a wtedy, to wszystko, co nape�nia 
jej dusz�, szczelnie 
zamkni�t�, wylewa si� przez oczy kroplami, pe�nemi obraz�w. Na tych obrazach 
ja�niej�, 
u�miechaj� si�, po imieniu j� nazywaj� oblicza pogas�e na wieki, drogie, a w�r�d 
nich najcz�ciej, 
najnatarczywiej, najrzewniej, jedno � najdro�sze...
Jednak, w tej chwili, wszystko, co od lat wielu by�o jej samotno�ci� serdeczn�, 
t�sknot�, �alem, 
nazywa urojeniami pustemi i grzesznemi. Gorzko wyrzuca sobie, �e mog�a smuci� 
si�, albo 
pragn�� czegokolwiek, wtedy, gdy dzieci by�y zdrowe. Jak�e by�a samolubn� i 
marn�! Pragn�� 
czegokolwiek, cierpie�, gdy te drogie koci�ta s� zdrowe i weso�e � to z�o�� i 
g�upota! Teraz 
dopiero oko w oko spogl�da nieszcz�ciu prawdziwemu. O �ycie obojga dr�y zar�wno, 
lecz musi 
przyzna� si� przed Bogiem i sob�, �e... no, c� robi�! grzeszn� jest, lecz z 
pomi�dzy wnuk�w, 
z pomi�dzy wszystkich istot �yj�cych, najwi�cej kocha � Tadzia: to z po�r�d 
koci�t koci� 
najdro�sze. Dziwnie podobny do nieboszczyka Jasia: to samo czo�o bia�e i otwarte, 
te same oczy 
b��kitne, jak niebo. I ono jedno z rodziny lgnie do niej serdecznie, na jej 
widok biegnie, 
rozwieraj�c ramiona, jak ptasz� skrzyd�a; sp�dza te� z ni� cz�sto szare godziny 
zimowe...
II.
Bo w zimowe wieczory babunia przesiaduje najcz�ciej w pokoiku swoim i odmawia 
r�aniec 
imion drogich, umilk�ych w �mierci lub w oddaleniu; wspomina, a tymczasem szara 
godzina coraz 
ciemnieje, ciemnieje, a� pokoik na g�rze z jednem oknem nape�nia si� grubym 
zmrokiem. Wtedy 
zaczyna stawa� si� wko�o niej rzecz szczeg�lna. W grubym zmroku zaczynaj� 
powstawa� formy 
bia�awe lub czarne, zrazu jedna, potem kilka, kilkana�cie, coraz wi�cej. Babunia 
jednak ani l�ka si�, 
ani dziwi, bo wie oddawna, �e s� to widma rozsianych po �wiecie grobowc�w, kt�re 
w ciemno�ci 
ciszy przybywaj� do niej, mno�� si� i staj� tak licznemi, jakby kto je tu nasia� 
pe�n� gar�ci�. 
Doko�a fotelu, na kt�rym siedzi, po�rodku pokoju, we wszystkich jego k�tach, 
bielej� w szarym 
zmroku widma grobowc�w, wy�sze, ni�sze, po�r�d kt�rych krzy�e czarne rozstawione 
ramionami 
zmrok ten przerzynaj�. A w�r�d tych form bia�awych i czarnych przesz�o�� lata na 
cichych 
skrzyd�ach i... szepce � szepce imiona zdrobnia�e, s�owa serdeczne, rozmowy 
poufne: wszystko, co 
serce mia�o, utraci�o, a pami�� podj�a dla przechowania do�miertnego. Szara 
godzina, pe�na 
bia�awych i czarnych widm grobowc�w i krzy�y, nape�nia si� jeszcze szeptem, w 
kt�ry babunia 
ws�uchuje si� pilnie, gdy z oczu jej na sukni� czarn� pada tyle kropli gor�cych, 
ile s��w doko�a jej 
bia�ego czepca wyszeptuje przesz�o��.
Wtem � skrzypi drzwi otwieraj� si� powoli i g�osik dziecinny zapytuje:
� Czy babunia �pi?
� Nie �pi�, koci� najdro�sze, nie �pi�! a co tam takiego?
� Nic, ja tak sobie... psysedlem do babuni... � I ju� jest na jej kolanach. 
Zapali�aby lamp�, ale 
tak mocno opl�t� j� ramionami, �e poruszy� si� jej nie daje. Po co lampa? i 
pociemku mo�na 
ca�owa� babuni� to w jeden policzek, to w drugi, przyg�adza� jej w�osy nad 
czo�em i g�osikiem 
cieniutkim prosi�:
� Babuniu, wielse!
Bo by�a to nami�tno�� tego malca: uczy� si� z ust babuni wszystkiego, co tylko 
ona sama na 
pami�� umia�a.
Wi�c rozpoczyna si� duet:
� A czy znasz ty, bracie m�ody,
Twoje ziemie, twoje wody?
� A czy znasz ty, blacie m�ody,
Twoje ziemie, twoje wody?
Za jej g�osem �agodnym srebrny g�osik dziecinny powtarza rymy, strofy. Widma 
grobowc�w 
i krzy�y znikaj�; od dwu twarzy, ku sobie przybli�onych, bije w grub�, szar� 
godzin� �una 
zachwycenia...
III.
Cyt! poruszy� si�, j�kn��, w p� �wietle rozleg� si� szept �wiszcz�cy: pi�!... 
gor�czka. Babunia 
porwa�a si� z krzes�a i tak lekko, jakby mia�a nogi dwudziestoletnie, przybieg�a 
do ma�ego ��ka. 
Szklanka z napojem, przy�o�ona do ust otwieraj�cych si�, jak dziobek ptasz�cy, 
kilka s��w, 
zamienionych pieszczotliwemi g�osami � dziecko spa�o znowu. Spa�o, lecz 
niespokojnie, 
z oddechem przy�pieszonym, z drganiami b�lu na tem drobnem czole, kt�re by�o tak 
uderzaj�co 
podobnem do czo�a nieboszczyka Jasia. Po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin